Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

Był zimowy wieczór. Leżałam w łóżku przykryta fioletowym kocem. Słyszałam jak mama rozmawia z jakimś mężczyzną przez telefon, natomiast tata prawdopodobnie leżał w sypialni przed telewizorem. Anthony dzisiaj nocował u kolegi, a Annie zapewne spała w sypialni rodziców.

Nagle usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości:

Od Tata❤️:
Pozmywzaj naczynia po kolacji

Ah... Jak to miło porozmawiać z własnymi rodzicami. Wstałam spod ciepłego koca i ruszyłam do kuchni. Trwało to 20 minut, ale wszystko było czyściutkie i leżało na suszarce.

Wchodząc do pokoju usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Ktoś dzwonił. Na myśl przyszła mi moja ciocia, z którą często rozmawiałam - była mi bliższa niż własna matka.
Jednak to nie była ona. Za dźwiękiem czy też po prostu piosenką "Dream it possible"* kryło się połączenie od Petera. Na wyświetlaczu zobaczyłam nazwę "Peter❤️❤️" i jego zdjęcie. To było jedno z pierwszych zdjęć, które od niego dostałam na początku naszego związku. Miałam do niego sentyment. Był na nim zaraz po tym jak wstał - rozczochrane włosy, lekki zarost, którego tak bardzo nie cierpię, ale na początku nie śmiałam mu o tym powiedzieć i biała koszulka, która służy mu za piżamę.

Byłam w szoku, bo ostatnio mocno się pokłóciliśmy. Nie odebrałam... Tak bardzo mnie zranił...

To było kilka dni temu. Stałam sobie przed domem czekając na niego. Mieliśmy iść na spacer. Nagle podszedł do mnie nieznajomy mężczyzna. Kilka lat starszy ode mnie. Niewiele wyższy ode mnie, ciemnowłosy, szczupły, ale pod jego białą koszulą rysowały się kształty umięśnienia. Nigdy wcześniej go nie widziałam. Podszedł do mnie i zapytał:
- Przepraszam, mieszkasz tu może?
- Taak - odpowiedziałam zastanawiając się o co chodzi
- Warren Stanley, miło mi. Właśnie się wprowadzam. Mogłabyś mi powiedzieć gdzie znajdę najbliższy sklep spożywczy?

Wskazałam mu drogę. Już miał odchodzić, kiedy nagle pojawił się Peter. Spojrzał złowrogo na nowo poznanego przeze mnie mężczyznę i powiedział oschle:
- Cześć Kochanie, idziemy?

Spojrzałam na niego. Wiedziałam, że jest o mnie bardzo zazdrosny. Nie miałam siły na rozmowę z nim i kolejną kłótnie o jakiegoś chłopaka. Warren odszedł, a Peter uruchomił swój gniew zaraz po jego odejściu.

- Co to ma być?! Kto to jest?!
- Nie wiem, dopiero go poznałam. Wprowadził się tutaj niedaleko i pytał, gdzie jest sklep spożywczy. Możesz nie być tak strasznie zazdrosny? Przecież wiesz, że cię kocham
- Jeszcze raz cię z nim zobaczę i obiecuje, że gościu skończy na pogotowiu!
- Peter! - krzyknęłam wściekła
- Co? Martwisz się o niego? To może on zostanie twoim nowym chłopakiem?
- Możesz się uspokoić?! Chyba przełożymy nasz spacer aż ochłoniesz

Peter odszedł, a ja wróciłam do domu. Płakałam...

Teraz nie chciałam z nim rozmawiać. Miałam dość jego zazdrości o każdego chłopaka. W związku liczy się zaufanie, a ja go nie czułam.
Postanowiłam zadzwonić do Johna. Znaliśmy się od 12 lat. Był dla mnie jak brat, a ja potrzebowałam się komuś wygadać. Ponadto chłopak ogarnia bardziej płeć męska niż ja, więc czasami lepiej jest się jemu wygadać.
Wybierając jego numer zobaczyłam zdjęcie w czarnej ramonesce. Miał jak zwykle ułożone włosy i uśmiech od ucha do ucha. W ręce trzymał kask. John jeździł od roku na motorze. Tysiąc razy mówiłam mu, że to niebezpieczne, ale on miał moje zdanie gdzieś. Po 7 sygnałach w końcu usłyszałam jego miękki głos:

- Hej, po co dzwonisz?
- Też się cieszę, że cię słyszę. Chcę pogadać
- Przepraszam, jadę z Lukasem na imprezę. Pogadamy jutro jak będę w stanie, ok?

Rozłączył się. Zdecydowanie to w jego stylu. Schowałam twarz w poduszkę. Już nie chciałam do nikogo dzwonić. To nie ma sensu. Nagle usłyszałam jakieś krzyki. Wyjrzałam przez okno i zamarłam. Od razu rozpoznałam w świetle latarnii mojego chłopaka bijącego się z... Warrenem!

Czym prędzej wybiegłam na zewnątrz i zaczęłam krzyczeć. Peter zobaczył mnie i ze złością warknął:

- Co? Nie odbiera się ode mnie, ale już jak coś grozi temu twojemu sąsiadowi to zaraz wybiegłaś?!
- Co ty wygadujesz? Przede wszystkim martwię się o ciebie, żebyś nie narobił głupot!
- Proszę bardzo, leć do swojego kochasia. Ja wracam do domu. Jakby co, to widzę, że nasz związek nie ma sensu. Niedługo i tak wyjeżdżam, a skoro nie potrafimy się dogadać mieszkając w tym samym mieście, to nie dogadamy się, gdy będą nas dzielić dziesiątki kilometrów
- Ale Peter...
- PA!

Zamarłam. Nie wiedziałam co zrobić. Po chwili, gdy Peter rzeczywiście odszedł, powoli podeszłam do Warrena. Mężczyzna miał rozcięty łuk brwiowy i z ust leciała mu krew. Ponadto leżał na ziemi i trzymał się za bok. Podejrzewałam, że Peter kopał go i może boleśnie zranił. Szybko zadzwoniłam po pogotowie. Szepnęłam:
- Przepraszam

I zostałam z nowym sąsiadem do przyjazdu karetki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro