Rozdział 4. Problemy.
/Wiktor/
Minął tydzień od kąt byłem świadkiem śmierci Kacpra. Byłem na jego pogrzebie. W tym tygodniu mieliśmy różne wezwania ale najczęściej były wezwania do ofiar zaatakowane przez mordercy. Niestety niektóre z tych osób byli nimi moi lub Ani znajomymi ze szkoły. Obecnie jechałem z Nowym i Piotrkiem do ofiar zatrucia. Po wejściu do budynku miałem złe przeczucia.
-Dzień dobry. Co się stało?- Spytałem się kiedy zauważyłem dwie nieprzytomne osoby. Zacząłem z Nowym i Piotrkiem udzielać im pomocy. Po czasie Nowy usiadł przy ścianie.- Nowy co się dzieje?- Spytałem się kiedy zacząłem się źle czuć.
-T-To czad... Ewakuujemy się.- Powiedział Piotrek ledwo wstając i podchodząc do Nowego.
-I-Idźcie... Zaraz dołączę.- Powiedziałem gdy Piotrek razem z Nowym opuścili pomieszczenia, a potem dom. Kiedy szedłem w stronę wyjścia upadłem na ziemie tracąc przytomność.
/Piotrek/
Na zmianę z Nowym wdychaliśmy tlen przez maskę. Wezwałem dwa zespoły, straż pożarną i policje. Miałem złe przeczucia. Wiktor od kilku minut nie wychodził z tamtego domu. Po chwili przyjechały karetki, policja i straż pożarna. Martyna i Kuba.
-Piotrek, Nowy nic wam nie jest?- Zapytał się Kuba kiedy podałem Nowemu maskę z tlenem.
-Na szczęście nie. Ale Wiktor jest w środku.- Powiedział Nowy wdychając przez maskę tlen. Nagle zauważyłem jak strażacy wynoszą nieprzytomnego Wiktora.
/Anna/
Kiedy zauważyłam jak strażacy wynoszą nieprzytomnego Wiktora byłam przerażona.
-Wiktor!- Krzyknęłam przerażona. Pobiegłam do Wiktora i sprawdziłam czy oddycha.- Kędzior tlen na maskę ruchy!- Krzyknęłam głaszcząc narzeczonego po głowie. Po chwili przybiegł Kędzior z noszami oraz Misiek z butlą z tlenem. Chłopaki przełożyli Wiktora na nosze. Założyłam mu maskę z tlenem, a następnie pojechaliśmy z nim do szpitala. Gdy chłopaki zawieźli mojego narzeczonego na sor ja pobiegłam się przebrać. Po czym pobiegłam pod sale Wiktora. Usiadłam na krześle przed salą i zaczęłam czekać. Po czasie wyszedł lekarz.- Co z Wiktorem?- Spytałam przerażona wstając z krzesła.
-Anka spokojnie. Wiktor podtruł się trochę czadem ale wyjdzie z tego.- Powiedział lekarz, a ja weszłam do sali mojego narzeczonego. Usiadłam przy nim i złapałam go za rękę.
-Wszystko będzie dobrze Wiktorku.- Powiedziałam całując go w czoło. Po czasie zasnęłam przy nim. Wiedziałam, że muszę poprosić Zosie o rade na temat sukni ślubnej. W pewnej chwili zauważyłam jak Zosia wchodzi do sali.- Zosiu wszystko będzie dobrze. Wiktor się obudzi.- Powiedziałam, a Zosia usiadła obok mnie. Przytuliła się do mnie.
-Ania... Tomek on...- Powiedziała Zosia bliska płaczu, a ja bardziej ją przytuliłam. Po czasie Wiktor się obudził. Kiedy Wiktor się obudził Zosia spała. Gdy mój narzeczony mógł iść do domu poszłam z nim i Zosią do domu. W domu położyłam Zosie na łóżku i przykryłam kołdrą.- Czemu mu to się stało?- Spytała się Zosia ze łzami w oczach.
-Zosiu... Wiedziałaś, że Tomek jest nie uleczalnie chory.- Powiedziałam głaszcząc ją po głowie. Kiedy Zosia zasnęła poszłam do Wiktora. Zasnął na kanapie. Usiadłam i przykryłam się kocem. Dałam jego głowę na moje kolana. Przykryłam go kocem. Po czasie zasnęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro