Rozdział 6. Helikopter i jacht.
Chwila nie minęła, a helikopter wylądował na odpowiednim miejscu. Nieznajomy zasłonił mnie ramieniem. Prawdopodobnie chciał mnie ochronić przez wiatr który wiał w naszą stronę przez lądowanie helikoptera. Po chwili odsunęliśmy się od siebie. Mężczyzna spojrzał mi w oczy trzymając dłoń na mojej.
-Jesteś gotowa na lot helikopterem?- Zapytał się mężczyzna. Uśmiechnęłam się.
-Jak nigdy dotąd.- Powiedziałam patrząc na niego. Mężczyzna razem ze mną podszedł do helikoptera. Mężczyzna wszedł po czym pomógł mi wsiąść. Zajęliśmy miejsc po czym mężczyzna zamknął drzwi. Po chwili ruszyliśmy w nieznaną mi w stronę. Jednak jedno muszę przyznać. Widoki z lotu helikoptera były wspaniały. Po czasie dotarliśmy na miejsce. Poszłam do pokoju gdzie spędziłam pół godziny. W międzyczasie za oknem zrobiło się powoli ciemno. W pewnym momencie do drzwi pokoju ktoś zapukał, a następnie do pokoju wszedł ochroniarz nieznajomego.
-Mój szef prosił by przebrała się pani w jedną z kreacji które znajdują się w szafie.- Powiedział wskakując na szafę na przeciwko łóżka. Mężczyzna wyszedł dając mi czas na przebranie. Otworzyłam szafę. Szukałam czegoś odpowiedniego. Jednak w końcu zdecydowałam się na srebrną sukienkę która sięgała do kawałka mojego uda i miała większy dekolt. Przebrałam się w nią i ubrałam srebrne szpilki do kompletu. Po opuszczeniu pokoju poszłam na górną część pokładu jachtu na którym się obecnie znajdowaliśmy. Podchodzę do barierki i patrzę na morze na którym stał jacht. Było tak pięknie. Gwiazdy i księżyc w kształcie rogalika świeciły jasno na niebie. Zauważyłam mężczyznę stojącego nie daleko. Podszedł do mnie z tym swoim pięknym uśmiechem.
-Wyglądasz jak taka gwiazda na niebie.- Powiedział przyglądając mi się z podziwem.
-Bardzo dziękuję. Właśnie. Pan zna moje imię i nazwisko, a ja nawet nie wiem jak mam się do pana zwracać.- Powiedziałam patrząc na niego.- Cóż lepiej później niż wcale.- Pomyślałam patrząc na mężczyznę. Mężczyzna zaśmiał się lekko.
-Ja i moje maniery. Przepraszam. Nazywam się Mason.- Powiedział mężczyzna.- Chciałbym byś w ten wieczór świetnie się bawiła. Poza tym z Jackiem się założyliśmy, że to będzie niezapomniany wieczór dla ciebie.- Powiedział Mason patrząc na mnie. Przyznam, że imię miał również seksowne. Domyśliłam się, że ten Jack to musi być ten jego ochroniarz co zajrzał do pokoju informując mnie o zamiarach swojego szefa.
-A czy ten Jack wie, że kupujesz kobiety za pieniądze?- Zapytałam się patrząc na niego. Ten jedynie się uśmiechnął unosząc brew.
-Uważasz, że kupuję kobiety? Twoje wrażenie jest błędne droga Evelyn.- Powiedział prowadząc mnie do kanapy która stała niedaleko nas. Usiedliśmy na niej.
-Więc powiedz mi Masonie... Jak to jest ze mną? Czym zasłużyłam na to wszystko?- Zapytałam się uśmiechając się patrząc mu w oczy. Poczułam jak unosi moją brodę do góry. Czułam skórzany materiał rękawiczki Masona za swojej skórze.
-Nie potrafiłbym teraz odpowiedzieć. Widzę, że jesteś ideałem kobiety. Kobiety której pieniądze są potrzebne jedynie na przetrwanie i marzy o swojej prawdziwej miłości.- Mówił patrząc mi w oczy. Byłam zarumieniona. Ale przypomniałam sobie po co na prawdę tu jestem. Jestem po to by oddać mu się na te jedną noc. Po to by po tym wszystkim przytulić milion dolarów i uratować swoją i Davida dupska.
-Mason. Jestem tutaj i wyłącznie dlatego by oddać tobie swoje ciało na te jedną noc?- Zapytałam się z zawahaniem. Nie chciałam tą wypowiedzią go zdenerwować bo pewnie nie było by różowo.
-Cóż. A jeśli będziesz się dobrze bawić? Oraz obiecam być posłuszny i wysłucham twoich próśb?- Zapytał się patrząc na mnie gładząc po chwili mój zaróżowiony policzek.
-Postaram się dobrze bawić. Jeśli chodzi o Davida to... Nie chce o nim gadać. Wolałabym się wyluzować. W końcu jesteśmy w Las Vegas.- Powiedziałam patrząc na niego. Mason przyglądał się mi przez chwilę.
-Ten twój chłopak jest kretynem. Ja swojej ukochanej. Nie oddałbym nikomu. Choćby nawet dawano mi więcej niż bym sobie wymarzył. Taka kwota nie istnieje. A on. Pff. Potraktował ciebie przedmiotowo.- Powiedział Mason. Miał on częściowo rację. Nie lubię jak David odstawia sceny zazdrości albo jak mówi co powinnam robić. Już sama nie wiem czy David na prawdę mnie kocha.
-Może i tak ale... Ja go kocham. A on mnie.- Powiedziałam patrząc na niego.- Powiedziałam patrząc na niego. Mason uśmiechnął się chytrze.
-A jeśli bym ciebie teraz porwał temu chłopakowi i nigdy byś go nie ujrzała?- Zapytał się. Przyznam, że nie spodziewałam się tego pytania. Zaczęłam się zastanawiać. Spojrzałam na mężczyznę.
-Wtedy musiałabym pogodzić się z tym co naszykuje mi los. Nie ważne co by to było.- Powiedziałam patrząc na niego. Ten jednak patrzył na mnie z szerokim uśmiechem. Nie chciałam pokazywać emocji mężczyźnie którego ledwo co znam. Poza tym... Sama nie wiem jak bym zareagowała na to całe porwanie.
-Nie musisz udawać emocji przede mną. Widzę po tobie, że kochasz swoje życie.- Powiedział przyglądając się mi uważnie.- Poza tym wywnioskowałem to z łatwizną.- Odparł Mason kiedy jego szaro-niebieskie tęczówki skanowały mnie przepełnionym pewnością wzrokiem. Miał rację. I to wielką. Uwielbiam swoje życie i nie chciałabym go porzucać. Jednak to co wyprawia David... Nie wiem czy chciałabym dalej tak żyć. Najbardziej obawiam się, że Tygrys i jego ludzie wpadną mi do domu i zażądają większych pieniędzy. Większych jakie mogę zarobić. Oczywiście będzie to z winy Davida i jego pokręconych marzeń. Lecz Mason... On sprawia, że resztę życia chce spędzić bawiąc się. Nie martwiąc się tym, że ktoś może zagrozić moim bliskim. Gdy jakby sam miał trudne dzieciństwo.- W dodatku ludzie mający trudne dzieciństwo zawsze po czasie docierają na szczyt.- Dodał po chwili. W tym również miał wielką rację.
-Owszem. Mama sama mnie wychowywała. Na szczęście kiedy byłam mała moja matka zabierała mnie do pracy. Jej szef się na to zgadzał ze względu na sytuację. Opiekowała się mną pod czas pracy w biurze. Ojciec zostawił mamę gdy ta zaszła w ciążę. Nie znałam go ale wiem z rozmowy z mamą, że przed jego ucieczką zapłacił jej kilkadziesiąt milionów by miała na życie. Jednak dwa dni przed moimi osiemnastymi urodzinami zmarła. Zmarła przez wypadek samochodowy.- Powiedziałam patrząc na mężczyznę. Momentalnie posmutniał dając mi dłoń na ramię.
-Przykro mi. Nie wiedziałem, że straciłaś matkę.- Powiedział patrząc na mnie. Musiał wiedzieć jak to jest stracić kogoś bliskiego.- Ja kiedy miałem piętnaście lat byłem przy umierającym na białaczkę bracie. Miał dwadzieścia trzy lata i miał dziewczynę która nabrała go na dziecko. Elvira była parszywą dziwką. Puszczała się, zdradzała, wykorzystywała szczególnie bogatych typów. Najważniejsze, że byłem przy nim z ojcem.- Powiedział patrząc na mnie. A jednak coś nas łączyło. Oboje straciliśmy bliskich. Mimo, że odeszli oni w innych okolicznościach.- Pamiętaj, że jeśli czegoś nie będziesz chciała po prostu mi powiedz. Zrozumiem to. Dla mnie słowo kobiety jest ważne.- Powiedział przysuwając się do mnie bliżej. Wziął kosmyk moich włosów i przesunął je za moje ucho. Następnie swoimi ustami lekko mnie pocałował, a następnie się odsunął.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro