Rozdział 43. Spotkanie z ojcem.
Od mojego porwania przez Rosyjską mafię narkotykową minął tydzień. Dowiedziałam się, że ludzie Masona wszystkich zabili, a dziecko które przywieźli ze mną jest z handlu. Z tego do mówili nie ma pochodzenia Rosyjskiego. Może to i lepiej. Oboje z Masonem uznaliśmy, że ją przygarniemy. Daliśmy jej imię Lili. Do pokoju Severusa dodaliśmy kolejne łóżeczko. Jeśli o mnie chodzi to czuje się lepiej pod kwestią fizyczną, a psychicznie... Nadal mnie to trzyma. Nie miałam wyjścia i o wszystkim powiadomiłam Avery przez telefon. Była zła, że nie poszła ze mną. Jednak to nie była jej wina. Właśnie szłam do ojca. Powiedziałam Masonowi, że poszłam się przejść. Jednak wolałam odwiedzić ojca. Słyszałam jak wczoraj jego ludzie mówili, że ludzie Włocha. Czyli mój ojciec też dostał cynka o porwaniu. Weszłam do budynku. Po czym weszłam po schodach na górę. Miałam wrażenie, że jestem na miejscu. Nie pewnie zapukałam do drzwi. Czuje jak zdenerwowanie się pokazuje. Po chwili drzwi się otworzyły. Zauważyłam mężczyznę. Był ubrany w sweter z golfem, kominiarkę, skórzaną kurtkę, rękawiczki bez palców, spodnie jeansowe oraz buty wojskowe. Oczywiście wszystko było czarne, a w ręce miał pistolet.
-Wejdź.- Powiedział otwierając szerzej drzwi wpuszczając mnie do środka. Zestresowana nie mam zamiaru wchodzić. Nie wiem czemu.
-Szukam Włocha. Przekaż, że przyszła jego córka.- Powiedziałam. Mój głos drżał. Ten tylko poruszył głową jakby kazał mi wejść. Nie mając wyjścia weszłam. Siadam na brązowej, skórzanej kanapie stojącej pod ścianą. Zaczęłam zdenerwowana czekać na ojca. Spojrzałam słysząc szybkie kroki. Zauważyłam ojca.
-Rany boskie Evelyn.- Powiedział szybko podchodząc do mnie. Wstałam i przytuliłam się do niego.- Kiedy się dowiedziałem, że te bydlaki... Nic ci nie zrobili?- Zapytał się zdenerwowany unosząc mój podbródek. Odwróciłam wzrok by spróbować mu przekazać co mi zrobili.- Kurwa.- Warknął pod nosem.
-Spokojnie badał mnie lekarz i jest ok.- Musiałam tylko tydzień leżeć w łóżku i odpoczywać. Tam było dziecko z handlu... Wzięłam ją. Wiem, że miałam ciebie szukać ale musiałam. Nie było łatwo ale sobie jakoś poradziłam. M-Miałam przyjść do ciebie tydzień temu ale mnie porwali i...- Ojciec nie dał mi kontynuować. Zaczął wycierać moje łzy starając się mnie uspokoić.
-Ciii spokojnie Evelyn. Usiądź. Dam ci wody i na spokojnie mi powiesz.- Powiedział sadzając mnie na kanapie. Podszedł do barku. Nalał do szklanki wody z butelki i po chwili mi ją podał. Wzięłam kilka łyków. Po czym odstawiłam szklankę na stół
-Jesteś w wielkich kłopotach tato. Słyszałam jak Mason chce się ciebie pozbyć. Przyszłam by ciebie ostrzec. Nie chce ciebie stracić ale też nie chce stracić Masona.- Powiedziałam patrząc na ojca.
-Kochanie. Ja to wszystko wiem. Mason jest w naszym świecie bardzo wpływowym człowiekiem. W świecie mafiozów też istnieje pewna hierarchia. Może i nie jestem nowy w tym wszystkim ale jestem nowy w mieście. W dodatku znajduje się na jego terenie. Te miasto jest za małe na nas dwóch.- Powiedział mój ojciec obejmując mnie.- Rozumiem, że nie chcesz ani mnie ani jego stracić.- Dodał patrząc na mnie.
-To musi się skończyć. Błagam cie.- Powiedziałam błagalnie, a mój ojciec westchnął.
-Evelyn. Ja ci mogę obiecać, że go nie tknę. Nie tylko ja się nim interesuje. Szczerze nie podoba mi się, że z nim jesteś. Ale wiem, że nie mam prawa się wtrącać w twoje życie.- Powiedział mój ojciec. W połowie miał racje. Nie miał prawa się wtrącać. To moje życie i moje błędy. Jednak liczyłam się z jego zdaniem. Był moim ojcem i się martwił.- Trzymaj. To mój numer telefonu. Jeśli będziesz potrzebowała czegokolwiek lub potrzebowała rozmowy dzwoń o każdej porze. Nie ważne czy to dzień czy noc. Pamiętaj tylko, że nie pozwolę by ci włos z głowy spadł.- Powiedział i podał mi kartkę z numerem telefonu. Wzięłam ją po czym schowałam do torby.
-Trochę tylko szkoda, że nie miałam ciebie wcześniej obok tato.- Powiedziałam patrząc na niego. Poczułam jak ten głaszczę mnie po głowie.
-Najwidoczniej tak zaplanowało nam życie kochanie. Ale uważam, że musisz wiedzieć pewną wielką tajemnice. Szczęśliwe rodziny istnieją jedynie na zdjęciach lub w filmach.- Miał rację. Takie rodziny zdarzają się bardzo rzadko. Rozejrzałam się. Zauważyłam, że nad kanapą widzi zdjęcie konia. Uśmiechnęłam się.- Widzę, że po matce odziedziczyłaś jeszcze miłość do koni.- Dodał zachwycony. Spojrzałam na zegarek. Zauważyłam, że zdecydowanie za długo się zatrzymałam.
-Muszę już iść. Mason zacznie się martwić o mnie. A obiecałam, że pójdę tylko na zakupy.- Powiedziałam patrząc na ojca.
-Poczekaj chwilę- Powiedział i poszedł. Po chwili wrócił z dwoma torbami. Jedną czerwono-złotą, a drugą zielono-srebrną. Podał mi obie. W torbie w kolorach domu Draco Malfoya były maskotki zwierząt, a w torbie w kolorach domu Harry'ego Pottera były dwie maskotki postaci. Uśmiechnęłam się patrząc na ojca. Przytuliłam go. Po chwili wstałam z kanapy. Ojciec podprowadził mnie do drzwi. Nim wyszłam dał mi pistolet. Nie był prawdziwy na szczęście tylko był na gaz pieprzowy. Po wyjściu z mieszkania poszłam na dół i zaczęłam wracać do domu rozmyślając nad wszystkim.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro