Rozdział 35. W końcu razem.
Czuje jego ciepłe usta na szyi kiedy zapina naszyjnik. Spojrzałam na niego dotykając naszyjnika. Czuję, że zaraz się rozpłacze z emocji.- Wszystkiego najlepszego najdroższa.- Powiedział z tym swoim cudownym uśmiechem.
-Dziękuję ci kochanie.- Mówię po czym ponownie się całujemy. Czuje jak mnie obejmuje. Odsunął się lekko opierając swoje czoło o moje.
-Mówiłem ci kiedyś, że jesteś boginią pocałunków?- Zapytał się, a ja nie zdążyłam odpowiedzieć z powodu poczucia ponownie jego ust na swoich. Czuje jego wędrujące dłonie na swoim ciele. Po chwili ponownie się odsunął.- Myślę, że jest już czas na trzeci prezent. Mam nadzieję, że jesteś gotowa na jeszcze jedną niespodziankę.- Mówiąc to cały czas się uśmiechał. Sama się uśmiechnęłam.
-Tak. Tak jestem gotowa. Poza tym trójka to moja szczęśliwa cyfra.- Powiedziałam powoli się rozbierając. Już po chwili stanęłam przed nim całkowicie nago. Chciałam by delektował się widokiem mojego nagiego ciała. Mason przygląda mi się po czym przyciąga mnie do siebie sadzając na kolanach. Od razu czuje jego namiot w spodniach. Mężczyzna majstruje chwilę przy zamku by po chwili wyjąć ze spodni gotowego penisa. Przysuwam się bliżej. Długo nie czekałam by uniósł mnie po czym usadawiając mnie centralnie na sobie. Głośno jęknęłam czując go całego. Trzymając jego ramion zaczęłam się ruszać. Zdejmuje z niego marynarkę, krawat, koszule. Delektuje się nim całym. Jedną ręką łapie za moją pierś, a drugą łapie za mój kark przyciągając mnie do siebie. Całuje mnie, a ja odwzajemniam. Po nie wiem jak długim czasie czuję jak szczyt się zbliża. Oboje przyśpieszamy swoje ruchy. Nasze oddechy przyśpieszyły tak jak jęki i stępi pogłośniły się. Pod wpływem namiętności oboje z okrzykiem doszliśmy. Chwilę tak siedzieliśmy po czym wstaliśmy i się ubraliśmy.- Wiesz... Marzyłam o innym prezencie ale ten też jest wspaniały.- Powiedziałam patrząc na niego ubierając buty na małym obcasie.
-Nadal nie jest za późno, a ja chętnie posłucham tego czego oczekiwałaś.- Powiedział podchodząc do mnie i łapiąc moje dłonie. Pragnęłam by klęknął na kolano. Wyciągnął pudełeczko i powiedział te słynne słowa które każdy mówi podczas oświadczyn.- Nadal są twoje urodziny.- Powiedział unosząc lekko mój podbródek. Wzięłam głęboki wdech po czym wypuściłam z płuc powietrze.
-Mason... Może zabrzmię jak jakaś egoistka ale... Szczerze myślałam bardziej o pierścionku i zaręczynach. Oraz, że w końcu poprosisz mnie o rękę. Chciałabym byś w końcu pełnoprawnie był ojcem Severusa. Nie tylko z powodu, że przyczyniłeś się do jego narodzin ale też... Przepraszam.- Powiedziałam zakrywając twarz spuszczając ją. Nie chciałam by patrzył na mnie i zaczął swoją gadkę, że jeszcze nie teraz. Spojrzałam niepewnie czując jak mnie przytula.
-Wiem skarbie wiem... Ale mówiłem ci. Nie ma możliwości byśmy teraz wzięli ślub. Nie wierzysz mi Evelyn?- Zapytał się Mason zerkając na mnie.
-Nie chodzi mi o to Mason. Po prostu mam dość czekania. Kiedy w końcu zostaniemy małżeństwem? Kiedy? Nie chce czekać. Liczy się każda godzina, minuta, sekunda. Co sekundę staje się coraz starsza. Nie chce czekać gdy będę po 30-stce lub 40-stce.- Powiedziałam patrząc na niego. Mason uśmiechnął się lekko i pocałował mnie.
-Spokojnie moja panikaro. Kiedy tylko wszystko się skończy w najmniej spodziewanym momencie poproszę cie o rękę i wtedy zaczniemy odliczać dni do naszego dnia.- Powiedział ponownie mnie całując. Jednak tym razem w usta. Resztę dnia spędziliśmy we dwoje razem z Sevciem oraz zwierzakami. Severus uroczo wyglądał w taczce drewnianej przyczepionej do Tajgiego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro