01.
-Bardzo Cię przepraszam, w ogóle nie patrzyłem jak idę. - Brunet uśmiechnął się delikatnie, a później wyciągnął dłoń w moim kierunku, którą niepewnie chwyciłam. W momencie, kiedy nasze ręce się spotkały po moim ciele przebiegł przyjemny dreszcz. Zarumieniona spuściłam wzrok na czubki moich butów, jedną dłonią poprawiając niesforny kosmyk włosów, który opadł mi na czoło.
-Nic Ci się nie stało? Jesteś cała? - Wzięłam dwa głębokie wdechy po czym spojrzałam na chłopaka, na którego twarzy malowało się przerażenie.
-Nic mi się nie stało, poza tym to też moja wina mogłam bardziej uważać. - Uśmiechnęłam się do niego delikatnie, co niemalże od razu odwzajemnił. Przez chwilę zapanowała między nami absolutna cisza, którą przerywał tylko przyspieszony oddech chłopaka.
-Jestes pewna, że nic Ci nie jest? Mogę Cię zawieźć do szpitala jeśli chcesz. - Jego przejęty głos spowodował, że moje serce zabiło odrobinę szybciej. Pokręciłam jednak natychmiast przecząco głową, a później powoli zaczęłam schodzić po schodach po walizkę, która przy upadku spadła na sam dół.
-Poczekaj przyniosę Ci ją, w końcu to moja wina. - Chłopak wyminął mnie z szerokim uśmiechem, po czym zbiegł na sam dół i zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować z powrotem znalazł się przy mnie z torbą w jednej ręce.
-Mam nadzieję, że nie miałaś tam nic szklanego. - Wyszeptał stawiając przedmiot przede mną na ziemi. Zastanowiłam się chwilę i z ulgą stwierdziłam, że były tam tylko moje ciuchy i kilkanaście książek.
-Tak się składa, że akurat nie.
-Ja niestety muszę już iść bo bardzo się śpieszę, ale mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy. - Chłopak posłał mi ostatni uśmiech i w oszałamiająco szybkim tempie wybiegł z budynku, a ja jeszcze dobre pięć minut stałam w tym samym miejscu i zastanawiałam się kim on właściwe był i dlaczego miałam wrażenie, że już go gdzieś widziałam.
***
Kończyłam rozpakowywać ostatnią torbę z moimi ubraniami, kiedy usłyszałam głośny hałas na korytarzu. Nie chciałam się wtrącać, dlatego w spokoju zaniosłam poskładane koszulki na półkę, a torbę schowałam na dno szafy. Jednak kiedy coś mocno walnęło w moje drzwi przestraszona pobiegłam do wejścia, które otworzyłam z rozmachem.
-I żebym Cię tu więcej nie widziała podły złodzieju torebek! - Starsza kobieta wymachiwała laską w powietrzu złowrogo spoglądając w stronę szybko oddalającego się chłopaka. Zaskoczona spojrzałam na nią nie do końca rozumiejąc, co tu się właściwie dzieje.
-O dzień dobry kochanie, przepraszam, że uderzyłam w twoje drzwi, ale zdenerwował mnie okrutnie ten szalony hultaj. - Kobieta uśmiechnęła się do mnie szczerze co mimowolnie odwzajemniłam.
-Mieszkasz tutaj od niedawna?
-W zasadzie od kilku godzin. - Odpowiedziałam cicho, nieśmiało na nią spoglądając spod przymrużonych powiek.
-W takim razie miło Cię skarbie powitać, ja nazywam się Helena i mieszkam piętro wyżej, mieszkanie numer 35 gdybyś chciała wpaść. - Kobieta poprawiła swoją fryzurę, po czym zarzuciła torebkę na ramię i powoli zaczęła się schylać po siatki z zakupami. Dosłownie sekundę biłam się z myślami zanim wyszłam z mieszkania i sama chwyciłam jej reklamówki w obie dłonie.
-Chętnie pani pomogę. - Wyszeptałam widząc jej zdziwione spojrzenie, które natychmiast przerodziło się w szeroki uśmiech.
-Bardzo dobrze się składa bo akurat dzisiaj piekłam moje popisowe ciastka i robiłam pyszne kakao.
***
Razem z kobietą spędziłam kolejne trzy godziny rozmawiając z nią na przeróżne tematy. Helena okazała się wspaniałą kobietą i w wielu aspektach przypominała mi moją babcię. Dowiedziałam się wiele o jej rodzinie, pracy oraz młodości i śmiało mogłam powiedzieć, że była niezwykłą osobą. Siedziałam u niej w mieszkaniu na kanapie i piłam gąrace kakao wsłuchując się w kolejną opowieść, kiedy sobie o czymś przypomniałam.
- Czy ten chłopak naprawdę chciał ukraść pani torebkę? - Spytałam zmieniając temat na co ona zaczęła się głośno śmiać.
-Ależ gdzie tam kochanieńka, chciał mnie zatrzymać, żeby porozmawiać z moim portfelem. - Słysząc jej słowa sama się zaśmiałam, ale byłam też zła na siebie, że wtedy za nim nie pobiegłam.
-A mówiąc poważniej to były absztyfikant mojej wnuczki, który ma fiu bździu w głowie i szuka z nią kontaktu przeze mnie.
-Może powinna pani zgłosić to na policję? - Spytałam po chwili ciszy, ale kobieta od razu pokiwała przecząco głową.
-A czy te niebieskie pelikany mogą się mierzyć z moją laską sprawiedliwości? - Helen pomachała przedmiotem w górze, na co parsknęłam tylko śmiechem i nie powiedziałam już nic więcej. Dwadzieścia minut później stanęłam na nogi, pożegnałam się z kobietą i wróciłam do siebie do mieszkania. Szybko poukładałam ostatnie rzeczy na odpowiednie półki po czym zrobiłam sobie herbatę i położyłam się na sofie. Włączyłam telewizor, w którym akurat leciał jakiś film dla dzieci, nie mogłam się jednak na nim skupić bo cały czas myślałam o tym chłopaku, który na mnie dzisiaj wpadł. Chciałam wiedzieć kim on był, zdawałam sobie jednak sprawę z tego, że mogę go już nigdy nie spotkać. Nawet nie przypuszczałam wtedy jak bardzo się myliłam.
Miłej majówki skarby ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro