Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

♥3♥

 Gon wyczekiwał ujrzeć białą czuprynę za furtką. Był uradowany tym, że zgodził mu się pomóc w zadaniu powierzonym przez ciocię. Mimo wszystko zajęcie się całym ich ogrodem byłoby niemożliwe w pojedynkę.

Prawie podskoczył ze szczęścia, gdy chłopak przekroczył granice terenu jego rodziny.

– Już jestem – Oznajmił – Im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy.

Gon skinął głową.

Pracowali ciężko. Wygrabili, wyrwali chwasty. Ogród nie był mały. Roboty było na pół dnia. Nawet dłużej. Nic dziwnego, że nie zdali sobie sprawy, kiedy doszło do zachodu słońca. Obydwaj padli na miękką trawę, wzdychając ciężko.

– Zostało coś jeszcze do roboty? – Spytał Killua.

– Wszystko podlać i koniec – odpowiedział mu ciężko przyjaciel.

– Załatwmy to zanim nadejdzie noc. Nie mam zamiaru zostawać tu na noc. Mam co robić w domu.

Podeszli się z chęcią dokończenia zaczętej roboty. Gon trzymał węża, Killua lał wodę. W pewnym momencie wąż wybuchł. Najnormalniej w świecie wybuchł. Woda leciała na wszystkie strony, by nic nie zostało suche w okolicy.

– Killua! Woda, zakręć! – Komunikat był zrozumiały. Od razu podbiegł do kranu i przekręcił zawór. Odetchnęli parę razy z ulgą.

– Nie spodziewałem się! Ale huknęło ładnie!

– Masz rację! – Gon złapał głęboki wdech – Killua, muszę ci o czymś powiedzieć...

Atmosfera nagle się zmieniła. Wcześniej była luźna, pełna typowej ich dziecięcej radości. Teraz była ciężka. Spoważniała.

– Kocham cię. Naprawdę – Killua poczuł wypieki na twarzy. Zrobiło mu się gorąco. Nie spodziewał się że on naprawdę – Nie martw się. Jeśli to dla ciebie problem, możesz mnie odrzucić. Przyzwyczaiłem się.

Uśmiechnął się. Zoldyck poczuł za to jakby ucisk na sercu. Za każdym razem, kiedy przyjaciel mówił, że go kocha, był na niego zły. Zły za to, że tak lekko mówił te słowa. Teraz najchętniej przywaliłby sobie.

– Gon, ty... – Po policzku Freecssa spłynęła łza – Płaczesz?

Chłopak potarł oko ręką. Starał się to zahamować, jednak nie skutkowało to oczekiwanym efektem.

– Dlaczego? Przecież już się przyzwyczaiłem... – otarł kolejną z łez – Czego się nawet spodziewałem. To było oczywiste niemożliwym...

– Gon! – Objął go. Chłopak był zaskoczony. Po minięciu paru sekund zacisnął dłonie na mokrej koszulce przyjaciela – Też cię kocham. Byłem na ciebie zły... Myślałem, że cały czas bawisz się uczuciami... Z taką łatwością to wszystko mówisz, bo jest nie szczere. Byłem zły na ciebie za to, że mimo tego, że cię kocham, ty udajesz. Tak myślałem... Teraz jestem na siebie za to wściekły...

– Killua?

– Wracajmy do środka, jesteśmy przemoczeni, w tym tempie złapiemy przeziębienie.

***
Jest i oto ostatni rozdział.
Powinien być wczoraj, ale spieprzyłam sprawę i tego nie wstawiłam. Nie jestem w pełni z tego zadowolona. Pewnie kiedyś będzie korekta.
                                  ~Aki

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro