♥1♥
Zadzwonił już dzwonek, a Gon nadal trzymał język za zębami, co zaczynało wprawiać Killue w niepokój. Może już sobie odpuścił ten już dawno nieśmieszny żart. Bo w końcu, ile razy można dla śmiechu mówić komuś, że się go kocha. Zoldyck już tym rzygał.
Po zmianie butów skierował się wraz z przyjacielem w stronę domów. Szli w ciszy, co jeszcze bardziej budowało w białowłosym napięcie. Bał się tego, że przełomowy moment nadejdzie, kiedy najmniej się będzie tego spodziewał.
– Killua... – Przerwał ciszę zielonowłosy, wyrywając przyjaciela z zamyśleń – Chodźmy na plac zabaw.
– Co? – Odpowiedział zdziwiony.
– Plac zabaw! – wskazał palcem na park.
– Nie jesteśmy za starzy, by się bawić w piaskownicy?
– Nigdy nie jest się za starym na dobrą zabawę! – Odpowiedział.
– Niech ci już będzie... – Westchnął. Z nim nie opłaca się kłócić. Killua nie miał zamiaru marnować na niego energii. I tak by na jedno wyszło.
Chłopak ucieszony, niczym dziecko pobiegł przodem. A czasu trochę tam spędzili. Głównie na kręceniu się na karuzeli, aż któryś nie zwymiotuje. Gon ma naprawdę mocny żołądek.
– Killua... – Zaczął rozmowę podczas chwilowego odpoczynku przed drugą rundą na huśtawkach. Na jego twarz wstąpił uśmiech – Kocham cię.
– Zamknij się...– Odpowiedział zażenowany. Jednak sobie nie odpuścił.
***
14 luty – Święto zakochanych. Jeden z najgorszych dni w roku. I to nie tak, że Killua nie był popularny. Wręcz przeciwnie. Za bardzo popularny.
Nie jest to najgorsze święto spowodowane całymi worami kartek, w większości w kształcie serca, z czego pół od pewnego pana, tylko przez to, że jest on jak wrzód na tyłku. Chodzi za nim cały dzień, wieszając mu się na ramionach.
– Ki-llu-a! – powiedział Gon, rzucając mu się na szyje, uprzednio zakradając się zza jego pleców – Zostań moją walentynką ♥!
Chłopak westchnął w odpowiedzi.
– Ki-llu-a! – Nie miał zamiaru się poddać – Prooooszę!
– Odczep się! – warknął już podirytowany.
– Czy to znaczy, że masz kogoś, kto ci się podoba? – Jego ton zdawał się być zmartwiony. Killua zawsze był pod wrażeniem, jak zielonowłosy potrafi władać swoimi uczuciami.
– Może mam, co ci do tego? – spojrzał na niego kątem oka.
– Kim ona jest?! – Uniósł się – Znaczy... To raczej dobrze...
Było widać to doskonale. Gona coś gryzło. uchylił głowę, wbijając wzrok w podłogę. Minę też miał niemrawą.
– Masz kogoś, kto mógłby zająć mo-
– Nie mam nikogo takiego... – westchnął.
Teraz to wyglądało, jakby Freecssowi wróciła radość z życia. Ponownie zawiesił się przyjacielowi na ramionach.
– To dobrze! Teraz możesz zostać moją walentynką!
– Nie odpuścisz, póki się nie zgodzę, czyż nie tak? – W odpowiedzi błyskawicznie oraz energicznie przytaknął – Pamiętaj, że to dla świętego spokoju... Tak będę twoją walentynką...
***********
Jest i fanfik oraz od razu zawiadamiam. Nie planuje, by był on jakoś szczególnie długi. Coś koło 3-4 rozdziały, a drugi rozdział będzie dwa razy dłuższy od tego. Mam nadzieję, że się przyjmie.
~Aki
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro