Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7

Medellin, Kolumbia

Yvonne siedziała na tarasie domu Pedra, obserwując znad czytanego przez siebie czasopisma dla kobiet, swego nowego mężczyznę, ojca małej Marie. Torres krążył obok jak ranny lew, burcząc bądź też przeklinając pod nosem. Pewnie to ucieczka Salem, jego jedynej wnuczki,  wprawiła go w tak podły nastrój.

Gdy tylko odkrył, że dziewczyna zniknęła oraz - jak donieśli mu jego szpicle - Jean również opuścił Medellin wraz z synem, zmierzając w kierunku najbliższego lotniska, jakimś zdezelowanym gratem, dodał dwa do dwóch i... 

– Cholera jasna! – do uszu kobiety dobiegł podenerwowany głos Pedra, który nerwowym gestem dłoni, przywołał ochroniarza, dyskretnie obserwującego najbliższe otoczenie.- Dlaczego ta uparta dziewczyna zawsze musi przysparzać mi tyle kłopotów ???

– Coś nowego w sprawie panny Torres? – Pedro lustrował wzrokiem "goryla", mierząc go pogardliwym spojrzeniem, pary swoich zimnych źrenic. – Negrito coś znalazł?

Drugi z mężczyzn, napakowany dwudziestokilkuletni facet, ani drgnął. Z jego ust padła krótka i zwięzła odpowiedź.

– Tak, proszę pana. Pańska wnuczka poleciała z Francuzem do Paryża. 

– Co??? – niezadowolenie Pedra sięgnęło zenitu, jak zawsze, gdy działo się coś, niezbyt zgodnego z jego wolą, czy pragnieniami. – I co, weszła sobie, nie zatrzymana przez obsługę na pokład samolotu? I Francuzik też? Kur zapiał! A niech to szlag...

– Mieli bilety, papiery były w porządku, ale...

– Ale? – podchwycił stary boss.– Jakie znowu "ale"?

– To panna Salem, umożliwiła gringo opuszczenie kraju. Wpłynęła na decyzję kasjerki i... Nie ma ich. Czy wydać Negrito dalsze dyspozycje? –  ochroniarz na pewno wolałby znajdować się w innym miejscu, niż w towarzystwie rozsierdzonego pana domu.

Nawet z tej odległości, jaka dzieliła go od przysłuchującej się rozmowie  Yvonne, widać było, iż ma czoło zroszone kropelkami potu. A może to tylko z powodu upału? Kobieta współczuła uciekinierce, ale też była wściekła na męża, że ją poniżył, uciekając niczym szczur z tonącego okrętu. I to z kim? Z tą podłą...

Czy ze sobą sypiali? Cholera, może Jean nie jest tak idealny, jak próbował utrzymywać? To już nie jest ważne, bo miała swojego Pedra i nie musiała znosić dotyku nie chcianych rąk na swoim ciele. .. Ale, mimo wszystko, wyobrażenie sobie nagiego męża, w ramionach młodziutkiej dziewczyny, zupełnie wytrąciło ją z równowagi. Jak ona śmiała położyć swe łapy na cudzej własności?

Dalsze ponure wizje, na temat rzekomego romansu, łączącego Jeana oraz Salem, przerwało nieprzyjemne wołanie Pedra. 

- Yvonne?! Jak długo można na ciebie czekać? Kilometry do mnie masz?! No, chodźże tu do mnie!- skrzyżował opalone ramiona, na klatce piersiowej i czekał na nią w nieruchomej pozie.

Poderwała się z leżaka, na tyle gwałtownie, że przewróciła kieliszek z na wpół dopitym (i koszmarnie drogim) drinkiem, rozlewając zawartość kieliszka na kafelki. Zauważyła, że łysego ochroniarza już nie ma, pewnie wolał ulotnić się, by wypełnić polecenie pracodawcy. Nie oddając się próżnym rozmyślaniom, Yvonne ruszyła powoli w stronę Pedra, lekko kołysząc swoimi kształtnymi biodrami jak modelka na wybiegu. 

Wlepiła w mężczyznę rozpalone spojrzenie, nie mogąc znieść napięcia pomiędzy nimi dwojgiem. Nie myślała ani o Marie, ani o niczym innym - pragnienie bycia kobietą bossa, wypełniało Yvonne od czubka głowy aż po koniuszki palców stóp. Zresztą, Marie przebywała pod opieką niani, więc o co chodzi?

– Podejdź bliżej – nakazał Yvonne Pedro, oblizując koniuszkiem języka wąskie wargi i sprawił, że pragnienie pani zostało - po raz kolejny - spełnione.

Negrito wypytał tam i ówdzie o Francuza oraz pannę Salem - chętnych do rozmowy nie brakowało, gdy usłużnie wyjaśniał delikwentom, co oznacza dla nich brak chęci do współpracy. Jakoś wizja kulki w łepetynie, bądź bolesne pouczenie przekonywały nawet najbardziej opornych. Tak więc, mężczyzna dowiedział się, że i mąż kochanki szefa, i wnuczka pana, podróżowali razem, no i z małym brzdącem, który zachowywał się marudnie i hałaśliwie. 

Paryż. Negrito westchnął tęsknie, bo gdyby mógł, to wyrwałby się do miasta miłości - choćby i na weekend - i skorzystał z uroków, które oferuje mężczyznom, stolica Francji. Wyobraził sobie, że...

Natrętny brzęczek telefonu w kieszeni, wyrwał go z przyjemnego zamyślenia. 

–  Tak? – mruknął do słuchawki, gdy tylko zobaczył na wyświetlaczu, kto dzwoni.

– Lecisz dzisiaj do Paryża. Najbliższym lotem, na mój koszt. Cena nie gra roli, ale nie szalej, Negrito. Rozumiemy się?

– Tak – padła szybka odpowiedź, gdy wysłuchiwał kolejnych poleceń, płynących z drugiej strony słuchawki.

– Zapamiętałeś?– zapytał głos. – Co masz zatem zrobić?

– Zabić Jeana – Charlesa Delacroix i jego syna, a pannę Salem odstawić z powrotem do Medellin...





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro