Rezygnacja
***Amelia***
Dalsze moje obserwowanie córki nie ma sensu. Dzieje się coś niedobrego i nie ma na co tu dłużej patrzeć. Nie jestem po prawdzie psychiatrą, tylko kardiochirurgiem, ale myślę, że każdy rodzic- a w szczególności matka- będzie widzieć, kiedy dziecko ma jakiś poważny problem. A Diana taki ma, więc nie mogę się już temu dłużej przyglądać.
Tak, wiem, popełniłam błąd, nie trzeba mnie w tym uświadamiać. Wiem też, że nie mam na to usprawiedliwienia. I chyba nawet żałosnym byłoby szukanie go sobie. Gdybym próbowała, można byłoby to uznać albo za wyjątkową naiwność, albo głupotę. A może...jedno i drugie jednocześnie?
Cóż, najlepiej chyba będzie posypać głowę popiołem, tak więc przyznaję, zjebałam. Nie da się tego określić delikatniej. Tym bardziej patrząc na to, kim jestem z zawodu. Jako lekarka powinnam raczej od razu zobaczyć, że coś się dzieje. I że nie jest to w żadnym wypadku nic dobrego.
To komiczne. U pacjenta jestem w stanie w ciągu krótkiej chwili rozpoznać zawał czy inny równie poważny stan. U własnego dziecka nie dopatrzyłam się za to załamania nerwowego. Nie...to nie jest ani trochę zabawne. To wprost tragikomiczne.
Czy to możliwe, że wpływ na to, jakie błędy popełniam, ma ten uraz, który przez lata fundowała mi matka? Cóż, gdybym kończyła prawo, powiedziałabym pewnie, że nikt nie może być sędzią we własnej sprawie. Ale kończyłam medycynę, więc mogę jedynie powiedzieć, że trudno mi to ocenić, ale wydaje mi się to możliwe. Nawet bardzo. Do tego stopnia, że dziś moje relacje z mamą są do tego stopnia chłodne, że gdyby nie brat i ojczym, pewnie nie wracałabym do jej domu w święta. Co innego teściowie. Oni są wprost cudowni i odkąd ich poznałam, uwielbiam spędzać ten czas w ich towarzystwie.
***
- Dzień dobry, szefie. Gdzie Michał?- zagaduję. Chcę poinformować Zembalę o swojej decyzji, której podjęcie było dla mnie łatwiejsze, niż początkowo się spodziewałam, że będzie.
- Się skichał, Amelia.
- Proszę?
- Szykuje się do operacji. Szukaj w okolicach bloku.
- Dobrze, dziękuję.
Nie szukam długo. Profesor wychodzi, jakby na mnie czekał. Jakby wiedział, że mam z nim do pogadania.
- Cieszę się, że cię widzę. Masz chwilę, by porozmawiać?
- Jasne. Domyślam się, że chodzi o moją propozycję - uśmiecha się lekko, przysiadając na jednej z zielonkawych kozetek.
- Tak. Przepraszam, jeżeli cię tym rozczaruję, Michale...niestety muszę odmówić. Nie jestem w stanie zrobić tego swojej córce. Naszą przeprowadzkę do Łodzi długo odchorowywała. Z każdą kolejną mogłoby być gorzej, więc...nie zrobię jej tego. Nie chcę dokładać jej stresu. Mam nadzieję, że zrozumiesz.
Odpowiada mi bardzo nieprzyjemna, niemal fizycznie odczuwalna i bolesna cisza.
- Dziewczyno, czy ty oszalałaś?! Przecież ja też mam dzieci. Co prawda dosyć sporo starsze od twojej małej, ale jednak. Nie masz się o co martwić, ani tym bardziej za co mnie przepraszać. Powiedz mi lepiej, co robisz w święta.
- Uciekam do Szczecina.
- Niech zgadnę, kolacja z kochaną teściową?- ostatnie dwa słowa wypowiada nad wyraz sarkastycznie. Czasem się poważnie zastanawiam, jaki jest powód, dla którego to właśnie żartów o ,,mamusi z piekła rodem" ma zawsze na pęczki.
- Żebyś wiedział. Mam akurat to szczęście, że moja jest tak nieironicznie kochana.
- Boże, synowa chwali teściową...do czego to doszło...
- To jeszcze możliwe. Przy odrobinie szczęścia da się na taką trafić.
***
- To dla mnie?- Dianka dziwi się na widok przygotowanej przeze mnie gorącej czekolady, udekorowanej bitą śmietaną.
- Mhm- potwierdzam, dumna ze swojego dzieła.
- Ale...dlaczego?
- Co: dlaczego? Pytasz, czemu zrobiłam nam czekoladę?
Kiwa głową.
-Robimy sobie przedświąteczny wieczór filmowy. Tylko we dwie.
- A tata?
- Cii, tata nie musi wiedzieć- szepczę, konspiracyjnie się przy tym uśmiechając.
- O czym nie muszę wiedzieć?- Wojtek jak na zawołanie zjawia się w progu salonu.- A więc to jest ta wasza słodka tajemnica, hm? Znajdzie się tam dla mnie miejsce?
- Miałyśmy być same z Dianą. Ty idź się zajmij Chyłką, Zaorskim , czy o kim ten gość jeszcze pisze.
- Póki co mam przerwę w czytaniu. Wychodzę z szoku.
- Po czym?
- Pamiętasz, jak mi opowiadałaś o swoim pacjencie, którego syn jest prokuratorem?
- Tak...
- Tę sprawę zabójstwa na Plantach prowadzi we współpracy z sądem w Toruniu. Pierwszy raz w życiu widziałem wydziaraną sędzinę.
- ,,Sędzię" się mówi. Sędzina to żona sędziego, kochanie. To jakaś młoda kobieta?
- Może trochę po trzydziestce. Nie więcej.
- Co się stało, że się tym tak zainteresowałeś, hm?
- Za dużo thrillerów prawniczych.
Hej!
Już wyzdrowiałam i wracam do Was i do pisania!
Mam nadzieję, że nie macie mi za złe tygodniowej luki w rozdziałach i ten Wam się podoba<3
Do następnego!
P.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro