Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Presja

***Amelia***


Jakiś czas temu doszło do mnie, że całe życie jestem pod mniejszą bądź większą presją. Od urodzenia musiałam robić wszystko tak, by matce pasowało. A w zasadzie, żeby jej  nie kusić i nie prowokować wybuchów. Kiedy przychodziła pora jej powroty z pracy, a ojczyma akurat nie było, oboje z Patrykiem siedzieliśmy jak na szpilkach, robiąc wszystko, żeby tylko jej nie denerwować. A że w zdecydowanej większości przypadków nakręcała się sama? Przemilczmy to. Do tej pory- mimo że od tego momentu minęło dziesięć lat- nie mogę zapomnieć o tym, jak próbowała rzucać we mnie talerzami, kiedy powiedziałam jej o swoim związku z Wojtkiem. Nie chcę zastanawiać się nad tym, co byłoby, gdyby Damian wrócił do domu chwilę później. Możliwe, że wylądowałabym w szpitalu z szeregiem ran wymagających szycia. 


Skończyłam liceum, które na mieście znane było (i pewnie dalej jest) z przysłowiowego wyścigu szczurów. Takie, w którym albo się maszeruje, albo się ginie. Gdybym wyboru szkoły średniej dokonywała teraz, na pewno bym się nie zdecydowała na to, którego jestem absolwentką. 


Nie jest tak, że źle je wspominam. Absolutnie. Gdyby nie ta szkoła, pewnie nigdy nie trafiłabym na Wojtka. Ale patrząc na to, w jakim stanie byłam przez nią przez dobrych kilka lat, swojej córce poleciłabym za kilka lat jakieś ,,średnie" liceum.  Żeby nie musiała się denerwować, że źle wypada na tle klasy. Bo prawda jest taka, że nieważne, w jakiej szkole się jest, w każdej dostaje się ten sam arkusz maturalny, prawda?


Teraz pod presją żyję tylko dlatego, że sama tak wybrałam. Tego wymaga ode mnie praca. Kłamałabym, mówiąc, że nie jestem zmęczona. Przeciwnie, w piątki dosłownie padam na twarz, ale...podoba mi się to. Może dlatego, że w końcu robię coś, co faktycznie sprawia mi przyjemność.


***


Moja matka dalej nie spasowała z pomysłem podarowania Dianie kolczyków. Że niby mała nie chce ich mieć? Tak jej się wydaje. Chce, ale nie wie. Ja też ponoć kiedyś nie chciałam, ale jak przyszło co do czego, nie dawałam matce żyć chyba przez miesiąc. Tyle że moja rodzicielka zapomniała o jednej, kluczowej kwestii, a mianowicie: moja córka to nie ja i odwrotnie. 


Z zamyślenia wyrywa mnie telefon od...przyjaciółki. Cieszy mnie to, bo kontaktu nie mieliśmy od ich wyjazdu na Sycylię, czyli...jakieś trzy miesiące. 


- Halo, żyjecie?-pytam, odbierając.- Już mieliśmy się martwić - przyznaję. 


- Żyjemy, stara. Wszystko u nas dobrze...a nawet lepiej, niż kiedykolwiek między nami było...- coś w jej głosie faktycznie każe mi w to wierzyć. Gabi brzmi jak dzieciak, który dostał piątkę z przedmiotu będącego jego piętą Achillesa. - Włącz kamerkę. 


Wykonuję polecenie i w oczy od razu rzuca mi się zmiana w jej wyglądzie. Już nie wygląda jak uosobienie śmierci i depresji. Wręcz odwrotnie, wygląda pięknie, niemal dziewczęco. 


- Wow - rzucam, otrząsając się z pierwszego szoku. - Co się stało?


- Naprawdę się nie domyślasz?


- Nie...


- To może wstanę? - podnosi się i staje bokiem do telefonu, a my z Wojtkiem naraz krztusimy się powietrzem.


- Jesteś w ciąży?! - wypalam. 


- Brawo. Widać, że ginekologiem to ty, kochana, nie jesteś - śmieje się. -  Myślisz, że z jakiego powodu nie dzwoniłam trzy miesiące, co? Właśnie z tego. Bałam się, że powiem za dużo i musiałabym to potem odkręcać, gdyby wyszło jak...no wiecie.


- Wiemy. 


***


- Nie chciałem cię pytać o to przy niej, ale...powiedz mi, jako lekarka, jest szansa, że...to dziecko będzie zdrowe?- Wojtek wydaje się zmartwiony, a ja zupełnie się mu nie dziwię. Mi też przeszło to przez myśl. 


- Wiesz...to nie moja specjalizacja, ale...wydaje mi się, że nie ma przeszkód. Po dwunastym tygodniu ryzyko poronienia znacznie spada.


Potem mówi się o martwym urodzeniu, dodaję w myślach, ale szybko to odrzucam. Przerażająca wizja. 


- Więc? - patrzy na mnie ponaglająco.


- Więc...myślę, że nie mają, o co się martwić.



Hej!

Oto rozdział:)

Dawno nie było tu Gabi i Michała, więc...wrócili:)

Myślicie, że tym razem faktycznie nie mają czym się martwić?

Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba<3

Do następnego!

P.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro