Rozpacz
***Wojtek***
Od paru dni mam jakieś dziwne przeczucie,że mam w życiu jakoś...za dobrze i zaraz się wszystko spieprzy.Tylko co mogłoby to być?Na studiach radzę sobie lepiej, niż się spodziewałem,mam cholernie udane małżeństwo i nie dzieje się w moim życiu nic, o co miałbym się martwić.Mam chyba w tym momencie wszystko,czego człowiek potrzebuje,żeby poczuć się spełnionym.Może po prostu naoglądałem się za dużo filmów i sam zaczynam wymyślać jakieś niestworzone historie? Możliwe. Może po prostu powinienem przestać myśleć o głupotach i skupić się na czymś innym.Z drugiej strony,wiem,że coś nie gra. Tylko problem w tym,że nie mam pojęcia,co i to wrażenie ostatnio mnie nie opuszcza.Dziwne...
***
Wracam z uczelni.Amelia też niedługo wróci.Biorę do ręki telefon i widzę chyba piętnaście nieodebranych połączeń od rodziców i obu sióstr.Coś się stało,myślę.Oddzwaniam do mamy.Odbiera po drugim sygnale.
-Coś się stało?-pytam lekko zaskoczony.
-Jesteś w domu?-odpowiada pytaniem na pytanie.Słyszę,że jest smutna.I to bardzo.
-No...tak. Może mi ktoś powiedzieć,co się stało?
Bierze głębszy oddech.
-Dziadek umarł-informuje,a ja staram się nie upuścić telefonu na podłogę.
-Co,do cholery?Kiedy? Co się stało?
-Dzisiaj w nocy.Miał wylew.
-I dopiero teraz mi to mówisz?!Ja pierdolę,mamo,trzeba było dzwonić od razu!
-Chciałam ci powiedzieć na spokojnie...
***
Amelia wraca.Patrzę na nią,a ona od razu przestaje się uśmiechać.
-Płaczesz?-upewnia się zdziwiona.-Co się dzieje?
-Dziadek mi umarł-odpowiadam,próbując się przy niej nie rozkleić. Nie wyszło.
-Który to?
-Ten,co mi wiecznie dowalał.Mogłem na niego narzekać,wściekać się,ale to jednak był dziadek....
-Wiem-zapewnia,przytulając się do mnie.Czy ona czytała mi w myślach.Potrzebuję się teraz poczuć jak dziecko,które nic tylko daje się przytulać i całować. A ona chyba to zauważyła.
-Opowiedz mi o czymś.O czymkolwiek.
-O czym?
-Powiedziałem,że o czymkolwiek. Nie wiem....-kapituluję. Muszę czymś odwrócić uwagę.
-Mam mówić o czymś konkretnym?
-Przeszczepy -podsuwam.
-Dobra....tak naprawdę kardiochirurgią zainteresowałam się już w przedszkolu,tylko wtedy nie miałam pojęcia,co to tak naprawdę jest.Miałam pięć lat,kiedy umarł Religa.Pamiętam,że słuchałam o nim w telewizji i...płakałam, bo go nie poznałam.Wtedy jawił mi się jako superbohater.Stwierdziłam,że nie rozumiem,co takiego zrobił,ale skoro o nim mówią fajne rzeczy,to musiał zrobić coś dobrego i ja chcę zrobić to samo.Później przez jakiś czas chciałam być piosenkarką i śpiewałam do szczotki,a po paru latach temat kardiochirurgi wrócił i dlatego tu teraz jestem.
-A jak serce stanie w trakcie operacji,to co?
-Jak to co? Bierze się je w rękę i uciska.Jak to nie działa,to wchodzi defibrylacja.
-Co myślisz o scenie z filmu,w której Kot rozcina pacjenta pod szpitalem i zaczyna w nim grzebać bez rękawiczek?
-Radykalne,ale...niegłupie. Gdybym musiała,chyba zachowałabym się podobnie.
-A jak ściska się to serce,to nie oskarżają o profanację zwłok?
-Póki pacjent żyje,to nie.Później może pojawić się takie ryzyko.
-I co wtedy?
-Stawiają cię przed Komisją Etyki Lekarskiej i się tłumaczysz.Liczę się z tym,że przy moich przeszczepach sztucznego serca mogą mnie przed nią postawić i nazwać wariatką ze skalpelem.
-Czemu mieliby cię postawić?
-Bo pewnie umrze mi pacjent.
-A może nie? Pomyśl z drugiej strony.Jesteś mądra,wiesz,co i kiedy masz robić.Będziesz po studiach...
-Ale nie będę miała doświadczenia.
-Sama operować nie będziesz.
-Ale każda operacja na sercu to ryzyko.Nawet takie głupie by passy.O transplantacjach nie wspominam.Wyciętego serca nie da się wszyć,jak coś pójdzie nie tak.
***
Dosłownie cały pogrzeb przepłakałem.A Amelia razem ze mną. To dobrze mieć kogoś,kto w takich momentach popłacze razem z tobą. Po ponad miesiącu małżeństwa,nadal zachodzę w głowę,co taka świetna dziewczyna we mnie widzi.Ona chce rozwijać kardiochirurgię,ratować ludzi i dawać im nadzieję.A ja nawet nie mogę pomagać jej na tyle,na ile bym chciał.Patrzę w jej stronę.Rozmawia o czymś z babcią.Podjeżdżam bliżej.
-Co tam?-zadaję Amelce to pytanie,jednocześnie siląc się na uśmiech.
-Nic. Tłumaczę babci,że czasem,kiedy ktoś umiera, pojawia się ktoś nowy.
-Sugerujesz coś?
Puka się w czoło.
-Zwariowałeś?Nie! Co niby?
-Nieważne-śmieję się.
Hej!
Oto kolejny rozdział:)
Jak myślicie, co będzie dalej?
Mam nadzieję,że Wam się podoba i nie męczę Was tym ciągłym wplataniem kardiochirurgii między dialogi:)
Do następnego!
P.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro