Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozpacz


***Wojtek***


Od paru dni mam jakieś dziwne przeczucie,że mam w życiu jakoś...za dobrze i zaraz się wszystko spieprzy.Tylko co mogłoby to być?Na studiach radzę sobie lepiej, niż się spodziewałem,mam cholernie udane małżeństwo i nie dzieje się w moim życiu nic, o co miałbym się martwić.Mam chyba w tym momencie wszystko,czego człowiek potrzebuje,żeby poczuć się spełnionym.Może po prostu naoglądałem się za dużo filmów i sam zaczynam wymyślać jakieś niestworzone historie? Możliwe. Może po prostu powinienem przestać myśleć o głupotach i skupić się na czymś innym.Z drugiej strony,wiem,że coś nie gra. Tylko problem w tym,że nie mam pojęcia,co i to wrażenie ostatnio mnie nie opuszcza.Dziwne...


***


Wracam z uczelni.Amelia też niedługo wróci.Biorę do ręki telefon i widzę chyba piętnaście nieodebranych połączeń od rodziców i obu sióstr.Coś się stało,myślę.Oddzwaniam do mamy.Odbiera po drugim sygnale.


-Coś się stało?-pytam lekko zaskoczony.


-Jesteś w domu?-odpowiada pytaniem na pytanie.Słyszę,że jest smutna.I to bardzo.


-No...tak. Może mi ktoś powiedzieć,co się stało?


Bierze głębszy oddech.


-Dziadek umarł-informuje,a ja staram się nie upuścić telefonu na podłogę.


-Co,do cholery?Kiedy? Co się stało?


-Dzisiaj w nocy.Miał wylew.


-I dopiero teraz mi to mówisz?!Ja pierdolę,mamo,trzeba było dzwonić od razu!


-Chciałam ci powiedzieć na spokojnie...


***


Amelia wraca.Patrzę na nią,a ona od razu przestaje się uśmiechać.


-Płaczesz?-upewnia się zdziwiona.-Co się dzieje?


-Dziadek mi umarł-odpowiadam,próbując się przy niej nie rozkleić. Nie wyszło.


-Który to?


-Ten,co mi wiecznie dowalał.Mogłem na niego narzekać,wściekać się,ale to jednak był dziadek....


-Wiem-zapewnia,przytulając się do mnie.Czy ona czytała mi w myślach.Potrzebuję się teraz poczuć jak dziecko,które nic tylko daje się przytulać i całować. A ona chyba to zauważyła.


-Opowiedz mi o czymś.O czymkolwiek.


-O czym?


-Powiedziałem,że o czymkolwiek. Nie wiem....-kapituluję. Muszę czymś odwrócić uwagę.


-Mam mówić o czymś konkretnym?


-Przeszczepy -podsuwam.


-Dobra....tak naprawdę kardiochirurgią zainteresowałam się już w przedszkolu,tylko wtedy nie miałam pojęcia,co to tak naprawdę jest.Miałam pięć lat,kiedy umarł Religa.Pamiętam,że słuchałam o nim  w telewizji i...płakałam, bo go nie poznałam.Wtedy jawił mi się jako superbohater.Stwierdziłam,że nie rozumiem,co takiego zrobił,ale skoro o nim mówią fajne rzeczy,to musiał zrobić coś dobrego i ja chcę zrobić to samo.Później przez jakiś czas chciałam być piosenkarką i śpiewałam do szczotki,a po paru latach temat kardiochirurgi wrócił i dlatego tu teraz jestem.


-A jak serce stanie w trakcie operacji,to co?


-Jak to co? Bierze się je w rękę i uciska.Jak to nie działa,to wchodzi defibrylacja.


-Co myślisz o scenie z filmu,w której Kot rozcina pacjenta pod szpitalem i zaczyna w nim grzebać bez rękawiczek?


-Radykalne,ale...niegłupie. Gdybym musiała,chyba zachowałabym się podobnie.


-A jak ściska się to serce,to nie oskarżają o profanację zwłok? 


-Póki pacjent żyje,to nie.Później może pojawić się takie ryzyko.


-I co wtedy?


-Stawiają cię przed Komisją Etyki Lekarskiej i się tłumaczysz.Liczę się z tym,że przy moich przeszczepach sztucznego serca mogą mnie przed nią postawić i nazwać wariatką ze skalpelem.


-Czemu mieliby cię postawić?


-Bo pewnie umrze mi pacjent.


-A może nie? Pomyśl z drugiej strony.Jesteś mądra,wiesz,co i kiedy masz robić.Będziesz po studiach...


-Ale nie będę miała doświadczenia.


-Sama operować nie będziesz.


-Ale każda operacja na sercu to ryzyko.Nawet takie głupie by passy.O transplantacjach nie wspominam.Wyciętego serca nie da się wszyć,jak coś pójdzie nie tak.


***


Dosłownie cały pogrzeb przepłakałem.A Amelia razem ze mną. To dobrze mieć kogoś,kto w takich momentach popłacze razem z tobą. Po ponad miesiącu małżeństwa,nadal zachodzę w głowę,co taka świetna dziewczyna we mnie widzi.Ona chce rozwijać kardiochirurgię,ratować ludzi i dawać im nadzieję.A ja nawet nie mogę pomagać jej na tyle,na ile bym chciał.Patrzę w jej stronę.Rozmawia o czymś z babcią.Podjeżdżam bliżej.


-Co tam?-zadaję Amelce to pytanie,jednocześnie siląc się na uśmiech.


-Nic. Tłumaczę babci,że czasem,kiedy ktoś umiera, pojawia się ktoś nowy.


-Sugerujesz coś?


Puka się w czoło.


-Zwariowałeś?Nie! Co niby?


-Nieważne-śmieję się.



Hej!

Oto kolejny rozdział:)

Jak myślicie, co będzie dalej?

Mam nadzieję,że Wam się podoba i nie męczę Was tym ciągłym wplataniem kardiochirurgii między dialogi:)

Do następnego!

P.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro