Niedowierzanie
***Wojtek***
Po wypadku byłem święcie przekonany,że to i dosłownie i w przenośni, koniec wszystkiego, co do tej pory miałem. Koniec zagranicznych wyjazdów, spełniania marzeń, kontaktu ze znajomymi. To i bardzo wiele innych myśli krążyło mi w tamtym okresie po głowie. Powoli żegnałem się z życiem z każdym swoim planem, jaki na nie miałem,aż nagle pojawiła się Amelia i dała mi do zrozumienia,że nawet w mojej sytuacji jestem warty tego,żeby mnie kochać. Nauczyliśmy się siebie nawzajem i mam poczucie,że stworzyliśmy razem coś...tylko i wyłącznie naszego. Słyszę od ludzi,że sobie na to zasłużyłem, ale nie zmienia to faktu, że nadal czuję się wybitnym szczęściarzem. Nigdy bym nawet nie przypuszczał,że tak to wszystko będzie wyglądać. Gdyby ktoś w szpitalu mi powiedział,że wezmę ślub z najcudowniejszą kobietą na świecie, a niedługo później będę miał z nią dziecko, pewnie bym tę osobę zabił śmiechem i kazał się gruntownie przebadać u psychiatry. Nie brałem pod uwagę,że może mnie jeszcze spotkać coś dobrego. A na pewno nie tak dobrego, jak dziewczyny. Bo co, taka piękność jak Amelia miałaby tracić czas na kalekę? Wydawało mi się to tak nieprawdopodobne, jak to,że Jurij Gagarin powstanie z martwych i znów wyleci w kosmos. I dalej jestem zaskoczony,że one obie są ze mną.
***
Od paru dni wszystko kręci się wokół pierwszych urodzin Dianki (tak, ja też w to nie wierzę). Coś czuję,że szykuje nam się kolejna odsłona wojny prezentowej. Gabi i Michał upierają się przy zakupie różowego Mercedesa, kiedy my próbujemy ich nakłonić do sprezentowania małej basenu z kulkami (to chyba jedyny sposób na to,żeby nasze dziecko usiedziało w jednym miejscu dłużej niż minutę po tym, jak nauczyła się chodzić). Czekamy jeszcze na moment, w którym ktoś rzuci pomysł z przekłuciem jej uszu. Całe szczęście, że Amelia bardzo spasowała z perfekcjonizmem. Skończyło się już ślęczenie po nocach z książką czy laptopem. To znaczy...z tą książką bywa różnie, bo ostatnio zapałała miłością do twórczości Harlana Cobena i dla ,,Odnalezionego" zarwała noc z soboty na niedzielę. Ale jeżeli miało jej to jakoś pomóc z odwróceniem uwagi od problemów na uczelni, nie robię jej z tego powodu wyrzutów.
***
- Powiedz mi, jak zamierzasz zrobić imprezę na nieco ponad dwudziestu metrach?- pytam ją ze zdziwieniem, kiedy kończy rozmowę z przyjaciółką.
- A kto powiedział,że robilibyśmy to w domu? Oczywiście,że nie ma szans,żebyśmy się wszyscy pomieścili. Nie pamiętasz, co tu się działo chwilę przed naszym ślubem? Szpilki nie dało się wcisnąć.
- Możesz mi wyjaśnić, jak to się stało,że ona już nie jest taka mała?
- Też się nad tym zastanawiam. Ale bardziej martwi mnie to, co szanowni chrzestni będą chcieli dać jej na komunię, skoro już zapatrują się samochód,mimo że Diana ledwo trzyma pion.
- Ale będzie miała? Ano będzie!
- Teraz to z kolei zaczynam myśleć, na jaki pomysł wpadnie moja matka. Spodziewam się dosłownie wszystkiego,włącznie z kolczykami.
- Rozniosłabyś ją za to- unoszę brwi z rozbawieniem.
- Chociaż...nie, ona by takiego prezentu Dianie nie dała. Powiedziałaby,że jest za mała. Mi zrobiłyśmy przed komunią, bo sobie gdzieś wypatrzyłam takie piękne, perłowe kolczyki. Ale to,żeby ona ich na razie nie miała jest jedną z niewielu kwestii, w których zgadzam się z moją matką.
- Jeszcze nie wybaczyłaś jej dzieciństwa?
- A mam, co jej wybaczać? Skarbie, ja żadnego dzieciństwa tak naprawdę nie miałam. Odkąd pamiętam, wiecznie jeździłyśmy po Polsce, odhaczając coraz to nowe badania, więc o jakim dzieciństwie my tu mówimy? Tak naprawdę dopiero teraz jestem gdzieś na dłużej. W pewnym momencie Zabrze znałam nawet lepiej niż Szczecin. Ta wolność, którą mam, od kiedy z tobą jestem, nadal w pewnym sensie jest dla mnie czymś nowym i...dziwnym. Ja wiem, jak to zabrzmi,ale dziwiło mnie to,że rodzice nad tobą nie wiszą.
- Kocham cię...
Hej!
Oto i rozdział!
Powoli zbliżamy się do urodzin Dianki...
Myślicie,że dostanie Mercedesa?
Mam nadzieję,że rozdział Wam się podoba<3
Do następnego!
P.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro