Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Termopile Amelii

Od zawsze uważałem moich rodziców  za małżeństwo idealne.Mają takie samo poczucie humoru i łączy ich święte przekonanie, że uczenie własnego dziecka jest czynem karygodnym. Dlatego od każdej oceny mojej czy dziewczyn,umywali ręce.


-Pomogłabyś mi z maturą?-zagajam do mamy,a ona patrzy na mnie jak na przybysza z innej planety.


-Nie-odpowiedziała z przekonaniem.


-Mamo...


-Co?


-Dlaczego mi nie pomożesz? Kodeks pracy wam zabrania czy jak?


-Nie o prawo tu chodzi.


-To o co?


-Chociażby o to, że jestem twoją matką,nie nauczycielem.


-Jedno drugiego nie wyklucza.


-Wojciech, do cholery, skończ.


Oho, użyła pełnego imienia.Chyba powinienem zacząć się bać, pomyślałem.


-Tu chodzi o moje życie!-rzuciłem z rozbawieniem.


-No właśnie, syneczku, twoje. Jesteś na tyle dojrzały, żeby sam je sobie układać. 


-Mamo...


-Nie mamuj mi tu teraz.


-W porządku, pani profesor.


-I nie nazywaj mnie profesorem. Mam tylko magistrat. Jak co drugi nauczyciel w tym kraju.


-Moi też?


-Na pewno-pokiwała głową, jednocześnie pisząc coś  czerwonym długopisem na małej kartce.


-Chcesz mi powiedzieć, że od czterech lat żyję, kurwa, w błędzie?


-Przerywnik mogłeś sobie darować.


-Przepraszam. To jak będzie, pomożesz mi się przygotować?


-Mózgu ci nie sparaliżowało, poradzisz sobie.


-Ale jest uszkodzony-wytknąłem.


-W niewielkim stopniu!


***

-Potrzebuję się komuś wygadać. Masz chwilę?-pytam Amelię przez telefon.


-Mów, tylko nie kłam-zaśmiała się.


-Znowu mnie pokroją!-oznajmiłem z przekąsem.


-Mówiłam,,nie kłam".


-To nie jest żart. A, uwierz mi, chciałbym, żeby tak było.


-Jeśli mogę zapytać-zaczęła ostrożnie.- Jaka to będzie operacja?


-Tam na dole- wyjaśniłem zdawkowo łamiącym się głosem.


-Co?-zapytała, jakby się przesłyszała.


-Rozszerzasz biologię,pomyśl chwilę.


-Dobra myślę, że zrozumiałam. Chodzi o te męskie sprawy, prawda?


-Brawo.


-Boisz się trochę, co?


-Aż tak to słychać?


-Nawet nie wiesz,jak bardzo.


***

-Braciszku...-zaszczebiotała niewinnie Milena,stając w progu mojego pokoju.


-Powiedz od razu,czego chcesz.


-Pomocy...


-Jakiej niby?


-Praktycznej i teoretycznej-uściśliła, uśmiechając się półgębkiem.


-Możesz jaśniej?


-Matematyka.Teraz już wiesz?


-Niech zgadnę-zastanowiłem się na głos.-Znowu szmata?


Nic nie powiedziała. W odpowiedzi tylko kilka razy klasnęła w dłonie.


-Pójdę kopać rowy!-zawołała z teatralnym entuzjazmem.


-Bez przesady. Nie jesteś głupia.


-Jestem. Czasem miewam tylko przebłyski geniuszu. Poza tym, boję się matmy.


-Niczego w życiu nie należy się bać, należy to tylko rozumieć-wyrecytowałem. 


-Problem w tym, że ja nic nie rozumiem.


***


Amelia wpada późnym popołudniem.Wygląda na zmęczoną.


-Coś się stało? Wyglądasz, jakbyś przebiegła maraton.


-Ojczym spalił firankę.Mama jest w pracy, więc musiałam jakoś to ogarnąć-wyjaśniła, z trudem łapiąc powietrze. 


-Czekaj,czekaj...jak spalił firankę?-rzucam z niemałym zaskoczeniem,starając się usiąść.


-Moja mama wyprała firankę. Damian chciał zrobić jej przyjemność i wymyślił sobie, że to wyprasuje.  Robiłam z bratem projekt na fizykę i nagle słyszę ,,Amelka! Firana się przypala!"


-Wtopa życia-skwitowałem.


-Lekko mówiąc.Przecież jak mama się dowie, to będą dosłownie talerze latać-zaśmiała się


-Mogę cię o coś zapytać?


-Dawaj.


-Od kiedy masz ojczyma?


-Odkąd skończyłam cztery lata. O swoim ojcu wiem tylko kilka rzeczy. Że miał na imię Rafał, był kierowcą tira i motocyklistą-amatorem, że wybrał mi drugie imię i ,oczywiście,mam jego nazwisko.Nic więcej.


-Masz drugie imię?-pytam,jakoby było to coś szczególnego.


-Amelia Weronika Zagórska. Specjalistka do spraw ratowania spalonych firanek-powiedziała szybko.


Amelia Weronika...ślicznie, prawda?


-Jeżeli możesz i, przede wszystkim,chcesz powiedzieć to... co się stało z twoim ojcem?


-Zginął w wypadku. Ale jak i gdzie, tego ci nie powiem, bo...po prostu nie wiem-ujawniła,dotykając palcem okolicy pod okiem. Czyżby płakała?- Wiesz, miałam ostatnio zastępstwo z twoim wychowawcą. Mówił coś o życiowych Termopilach każdego człowieka.I doszłam do wniosku, że to, co stało się te kilkanaście lat temu, było tymi moimi. Faktem jest,że mało o tym wiem, ale sporo słyszałam, więc, chcąc nie chcąc,coś mi w głowie zostawało.


-Smutne.


-Tak bywa. Chcesz pogadać o operacji?


-Nie. Szczerze, to ostatni temat, który chciałbym poruszać.Przynajmniej teraz.



Cześć!

Ten rozdział jest jednym z punktów kulminacyjnych tej książki.

Co jakiś czas będę przed Wami odkrywała kolejne karty dotyczące przeszłości Amelki...

Mam nadzieję, że udało mi się choć trochę Was zaciekawić:)

Do następnego!

P.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro