Termopile Amelii
Od zawsze uważałem moich rodziców za małżeństwo idealne.Mają takie samo poczucie humoru i łączy ich święte przekonanie, że uczenie własnego dziecka jest czynem karygodnym. Dlatego od każdej oceny mojej czy dziewczyn,umywali ręce.
-Pomogłabyś mi z maturą?-zagajam do mamy,a ona patrzy na mnie jak na przybysza z innej planety.
-Nie-odpowiedziała z przekonaniem.
-Mamo...
-Co?
-Dlaczego mi nie pomożesz? Kodeks pracy wam zabrania czy jak?
-Nie o prawo tu chodzi.
-To o co?
-Chociażby o to, że jestem twoją matką,nie nauczycielem.
-Jedno drugiego nie wyklucza.
-Wojciech, do cholery, skończ.
Oho, użyła pełnego imienia.Chyba powinienem zacząć się bać, pomyślałem.
-Tu chodzi o moje życie!-rzuciłem z rozbawieniem.
-No właśnie, syneczku, twoje. Jesteś na tyle dojrzały, żeby sam je sobie układać.
-Mamo...
-Nie mamuj mi tu teraz.
-W porządku, pani profesor.
-I nie nazywaj mnie profesorem. Mam tylko magistrat. Jak co drugi nauczyciel w tym kraju.
-Moi też?
-Na pewno-pokiwała głową, jednocześnie pisząc coś czerwonym długopisem na małej kartce.
-Chcesz mi powiedzieć, że od czterech lat żyję, kurwa, w błędzie?
-Przerywnik mogłeś sobie darować.
-Przepraszam. To jak będzie, pomożesz mi się przygotować?
-Mózgu ci nie sparaliżowało, poradzisz sobie.
-Ale jest uszkodzony-wytknąłem.
-W niewielkim stopniu!
***
-Potrzebuję się komuś wygadać. Masz chwilę?-pytam Amelię przez telefon.
-Mów, tylko nie kłam-zaśmiała się.
-Znowu mnie pokroją!-oznajmiłem z przekąsem.
-Mówiłam,,nie kłam".
-To nie jest żart. A, uwierz mi, chciałbym, żeby tak było.
-Jeśli mogę zapytać-zaczęła ostrożnie.- Jaka to będzie operacja?
-Tam na dole- wyjaśniłem zdawkowo łamiącym się głosem.
-Co?-zapytała, jakby się przesłyszała.
-Rozszerzasz biologię,pomyśl chwilę.
-Dobra myślę, że zrozumiałam. Chodzi o te męskie sprawy, prawda?
-Brawo.
-Boisz się trochę, co?
-Aż tak to słychać?
-Nawet nie wiesz,jak bardzo.
***
-Braciszku...-zaszczebiotała niewinnie Milena,stając w progu mojego pokoju.
-Powiedz od razu,czego chcesz.
-Pomocy...
-Jakiej niby?
-Praktycznej i teoretycznej-uściśliła, uśmiechając się półgębkiem.
-Możesz jaśniej?
-Matematyka.Teraz już wiesz?
-Niech zgadnę-zastanowiłem się na głos.-Znowu szmata?
Nic nie powiedziała. W odpowiedzi tylko kilka razy klasnęła w dłonie.
-Pójdę kopać rowy!-zawołała z teatralnym entuzjazmem.
-Bez przesady. Nie jesteś głupia.
-Jestem. Czasem miewam tylko przebłyski geniuszu. Poza tym, boję się matmy.
-Niczego w życiu nie należy się bać, należy to tylko rozumieć-wyrecytowałem.
-Problem w tym, że ja nic nie rozumiem.
***
Amelia wpada późnym popołudniem.Wygląda na zmęczoną.
-Coś się stało? Wyglądasz, jakbyś przebiegła maraton.
-Ojczym spalił firankę.Mama jest w pracy, więc musiałam jakoś to ogarnąć-wyjaśniła, z trudem łapiąc powietrze.
-Czekaj,czekaj...jak spalił firankę?-rzucam z niemałym zaskoczeniem,starając się usiąść.
-Moja mama wyprała firankę. Damian chciał zrobić jej przyjemność i wymyślił sobie, że to wyprasuje. Robiłam z bratem projekt na fizykę i nagle słyszę ,,Amelka! Firana się przypala!"
-Wtopa życia-skwitowałem.
-Lekko mówiąc.Przecież jak mama się dowie, to będą dosłownie talerze latać-zaśmiała się
-Mogę cię o coś zapytać?
-Dawaj.
-Od kiedy masz ojczyma?
-Odkąd skończyłam cztery lata. O swoim ojcu wiem tylko kilka rzeczy. Że miał na imię Rafał, był kierowcą tira i motocyklistą-amatorem, że wybrał mi drugie imię i ,oczywiście,mam jego nazwisko.Nic więcej.
-Masz drugie imię?-pytam,jakoby było to coś szczególnego.
-Amelia Weronika Zagórska. Specjalistka do spraw ratowania spalonych firanek-powiedziała szybko.
Amelia Weronika...ślicznie, prawda?
-Jeżeli możesz i, przede wszystkim,chcesz powiedzieć to... co się stało z twoim ojcem?
-Zginął w wypadku. Ale jak i gdzie, tego ci nie powiem, bo...po prostu nie wiem-ujawniła,dotykając palcem okolicy pod okiem. Czyżby płakała?- Wiesz, miałam ostatnio zastępstwo z twoim wychowawcą. Mówił coś o życiowych Termopilach każdego człowieka.I doszłam do wniosku, że to, co stało się te kilkanaście lat temu, było tymi moimi. Faktem jest,że mało o tym wiem, ale sporo słyszałam, więc, chcąc nie chcąc,coś mi w głowie zostawało.
-Smutne.
-Tak bywa. Chcesz pogadać o operacji?
-Nie. Szczerze, to ostatni temat, który chciałbym poruszać.Przynajmniej teraz.
Cześć!
Ten rozdział jest jednym z punktów kulminacyjnych tej książki.
Co jakiś czas będę przed Wami odkrywała kolejne karty dotyczące przeszłości Amelki...
Mam nadzieję, że udało mi się choć trochę Was zaciekawić:)
Do następnego!
P.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro