Schody
Od dobrych kilku lat nie byłem traktowany jak dziecko. Może to dlatego,że odkąd pamiętam, lekko różniłem się od swoich znajomych( i nadal zbyt wiele się w tej kwestii nie zmieniło). Odkąd pamiętam,słucham muzyki,lekko licząc cztery razy starszej od siebie i już jako kilkulatek podczas jazdy samochodem z rodzicami wydzierałem się(bo śpiewaniem nie można tego nazwać),że ten świat jest dziwny, że jest takie miasto, w którym zostawiłem sny.Niestety nie było mi dane pójść na choć jeden koncert Niemena. Odszedł z tego świata jakieś trzy tygodnie przed moim pojawieniem się na nim. Na szczęście jest to jeden z tych,nazwijmy to, nieśmiertelnych artystów.
***
Szykowałem się do sprawdzianu z chemii, kiedy pokój wypełnił się odgłosem mojego dzwoniącego telefonu. Patrzę na niebieskawy wyświetlacz. To Alicia. Moja narwana do potęgi tysięcznej kuzynka.Mój tatuaż był de facto jej pomysłem. Tylko przekazała go do realizacji mii swojej mamie,czyli z kolei mojej równie szurniętej chrzestnej.
-Witam,moja ukochana polska Irlandko-uśmiechnąłem się do komórki.
-Cześć,how are you?-spytała z tą swoją charakterystyczną manierą mieszania polskiego z angielskim w jednym zdaniu.Miała prawie dwadzieścia lat. Urodziła i wychowała się na Wyspach,więc nikt nie oczekiwał znajomości poprawnej polszczyzny.Mimo że zaproponowałem jej już jakiś czas temu, żebyśmy rozmawiali wyłącznie po angielsku,nie chciała na to przystać.Dlaczego? To już pytanie do Alki.
-I'm fine.
-Co z tą Amelią? Is she your girlfriend?
Nie no. A tej kto powiedział?
-It's complicated.
-Opowiedz mi coś o niej-zażądała.
-Nie.
-Proszę...
-Kiss my ass.
Proszę-powtórzyła,starając się dobrze wypowiedzieć każdą literę.
-Alicia-jęknąłem.
-It will be our secret.
Cholerze zachciało się perswazji,pomyślałem.
-Nie ufam ci.
-I swear to God. Będę cicho.
-Dobra,masz mnie. Co mam powiedzieć?
-Wszystko.Ładna jest?
-Piękna.
-Rozwiniesz?
-A co tu rozwijać? Amelia to chodzący cud.Mądra, zabawna...i jeszcze wygląda jak jakaś młodsza wersja Kate Moss.
-Lecisz na Kate Moss?
-Nie na Kate Moss,tylko na Amelię Zagórską.
-Aaa,powiedziałeś to!-pisnęła do słuchawki,upodabniając się głosem do czajnika w chwili, kiedy woda już się ugotuje.
-Co?
-Gratuluję,właśnie się przyznałeś, że ją kochasz. To co,kiedy mogę się spodziewać zaproszenia na wasz wedding time?
-Never- uciąłem zirytowany.
***
W szkole dopada mnie Amelka. Muszę przyznać,że ślicznie jej w czerwonym mundurku,który wszyscy, chcąc nie chcąc, musieliśmy nosić.
-Mam parę pytam-informuje z delikatnym uśmiechem.
-Słucham.
Nigdy nie pytałam,ale...jak ogarniasz schody?
-Wiesz...szlachta nie chodzi. Szlachta się nosi.No w moim przypadku wozi.
Trzepnęła mnie w ramię,powodując wystąpienie w moich żyłach czegoś podobnego do fali sejsmicznej.Czy może mi ktoś wytłumaczyć,czemu zaczynam się przy niej zachowywać jak ćpun po niezbyt skutecznym odwyku?
-Poważnie pytam.
-Rano wnosi mnie ojciec. Później Michał albo inny z moich znajomych. Jeszcze żaden nigdy mnie nie puścił,więc jest spora szansa, że przeżyję do końca roku.
-Lepiej dla nas, żebyś żył. Świat potrzebuje takich ludzi.
-Ułomnych?
-Miałam na myśli inteligentnych.
-Ty to potrafisz człowieka dowartościować, nie ma co.
-Może dlatego, że prawie nikt nigdy nie dowartościowywał mnie-mruknęła,patrząc pustym wzrokiem prosto przed siebie.
-Mówiłaś coś?
-Nieważne. Zmieńmy temat.
-W porządku. Czego słuchasz?
-Dobre pytanie-westchnęła.-Tak naprawdę...wszystkiego.Zaczynając od Wodeckiego przez Guns N Roses,Się i Adele,ostatecznie kończąc na sanah. Gdybyś w piątek lub sobotę wparował mi do pokoju,zobaczyłbyś rąbniętą dziewczynę w słuchawkach,drącą się, że wylała szampana.
Boże,chcę to zobaczyć.Teraz. Zaraz. W tym cholernym momencie.To i wiele więcej.
-A jak z tobą?-głos ósmego cudu świata wyrywa mnie z zamyślenia.
-Mniej więcej to samo. Tylko u mnie raczej uświadczysz Imagine Dragons.
-W tym momencie mógłbyś podać sobie rękę z Patrykiem.
-Z twoim bratem?
Pokiwała głową.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro