Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zagubiony w Rosji

Wakacje dla Viktora i Yuuriego dobiegły końca a za to zaczęły się ciężkie treningi do zaczynającego się w październiku sezonu GP.
Cóż...

Nikiforov pracował na pełen etat jako zawodnik, trener, narzeczony, masażysta, kucharz, przyjaciel...
A kiedy znaleźć tu czas na bycie właścicielem psa?
A zwłaszcza gdy jest to włochaty, wielki pies.

Na szczęście Yuuri kończył trening wcześniej, więc mógł wyprowadzić Makkchaina.
Niby mogli poczekać na Viktora i pójść razem, ale gdy Yuuri poszedł sam z Makkchainem to będą mieli potem więcej czasu sam na sam.
Sorry, piesku!

Tak więc, gdy Viktor jeszcze wylewał siódme poty na lodowisku, Mila, Jurij i Yuuri już dawno opuścili ten zacny przybytek (kto chciałby spędzać wolny czas z Yakovem u boku?).
Katsuki wpadł do apartamentu JEGO I VIKTORA.
Miał nawet własne, dorobione klucze.
Yuuri zawsze czuł ciepło w dole brzucha, gdy Nikiforov po pełnym wrażeń dniu oznajmiał głośno "Wracamy do domu!".
To był ich dom.
"Nasz".
Ich łazienka, ich kuchnia, ich łóżko.

Dzięki sobie nie było samotni. Dom wypełnił się miłością i Viktor nareszcie miał towarzysza w postaci ludzkiej.
Nie, żeby gardził Makkchainem.
Co to, to nie. Piesek otrzymywał jeszcze więcej czułości niż zwykle, podwójne dokarmianie pod stołem też mu się podobało.
Wszystko to w zamian za milczenie co się dzieje w ścianach apartamentu rosyjsko-japońskiego.
A działo się wiele.

Po prostu Nikiforov, mimo oczywistego uwielbienia dla swojego czworonożnego przyjaciela, od zawsze pragnął ludzkiej dłoni wplecionej w jego dłoń
Ust tak delikatnych i może niego mniej obślinonych niż pysk pudla.

Jednak ze spacerów nikt nie miał zamiaru rezygnować.

Yuuri wziął smycz i Makka, po czym udali się na spacer.
Chodził z nim przez chodniki, parki.
Był dość zamyślony, jego główka snuła nieśmiałe plany i domysły na temat życia wspólnie z Viktorem.
Bo chciał z nim  żyć naprawdę do końca.
A Japończycy żyją najdłużej ze wszystkich!
No, z Viktorem może różnie.
W końcu taki młody a już siwy...
Chociaż, rusek zahartowany wódką może żyć naprawdę długo.
Zestarzeć się z kimś u boku.

Dla Yuuriego brzmiało to tak bardzo abstrakcyjnie. I pięknie.

Idąc tak, nagle się rozjerzał i zatrzymał.
I naprawdę wystraszył, bo nie kojarzył tej okolicy.
A według opowieści Viktora Rosja nie jest zbyt bezpiecznym miejscem.
Zlustrował wzrokiem całą okolicę.

Bloki podobne do wielkich pudełek zapałek. Duże i małe, raczej stare i obdrapane.
Parking dla samochodów, cały zajęty. Trzepak (Viktor pokazywał mu zdjęcia na których w wieku dziecięcym tańczył i akrobatyzował na takim trzepaku. Yuuri za to umiał tańczyć na rurze, nie wnikajmy jak i gdzie się tego nauczył.) jakiś trawnik i cienkie drzewko.

A raptem pięć metrów od niego plac zabaw.
Wyglądałby przyjaźnie, gdyby nie to że był stary i zardzewiały a na nim nie bawiły się dzieci.
Siedziało tam mnóstwo nastolatków, spoglądających nań nieprzyjaźne. Cześć z nich była wytatuowana, niektórzy mieli na sobie czarne skóry.

Wyglądali... groźnie i całą swoją uwagę skierowali na Japończyka.
Yuuri postanowił się taktycznie wycofać, ale było już nieco za późno.
Nastolatkowie, większość wyższa od łyżwiarza, zaczęli się do niego zbliżać.
Katsuki miał wrażenie, że gdyby zaczął uciekać oni pobiegli by za nim.
Spojrzał błagalnie na Makkachina.

"Szczeknij no, zawarcz na nich, proszę..."

Nic. Piesek wolał uśmiechnąć się po psiemu do tych rosyjskich 'szczeniaków'.
Katsuki zapobiegawczo sięgnął do kieszeni, gdzie powinien być telefon.
Powinien.

Ale został przy ładowarce.
Szlag by to...!

Gdy Yuuri myślał, że nie ma już dla niego nadziei i wróci do swojego narzeczonego z podbitym okiem (albo już nie wróci, bo go zabiją!) nagle usłyszał za sobą groźny krzyk.

- Ey ty! Ekskursiya iz Yaponii. U tebya problemy, der'mo?!

Łobuzy spojrzeli po sobie i zgodnie dali nogę.

Katsuki bał się odwrócić.
Kto go wybawił? Skoro oni uciekło musiał być to ktoś naprawdę niebezpieczny i co najmniej straszny. Może wielki, wysoki, gruby, łysy, wytatuaowany mafioza?
Może sam chciał się z nim rozprawić?

- A ty co tak dupą do mnie, wieprzu? - zaraz potem usłyszał nieco łagodniejszy krzyk, już po angielsku.

Odwrócił się.

- Yurio! - odetchnął, już o wiele spokojniejszy. - Bogom dzięki... pomożesz mi?

- Martw się sam o swoją dupę. - Plistesky zaczął się oddalać.

- Ale, Yurio! Ja się zgubiłem... - przyznał ze skruchą, patrząc się na swoje stopy.

- Proszę, proszę. Wieprz i piesek nie umieją znaleźć drogi do domu. Ale przykre. Może wyślij gołębia po swojego białego rycerza, walącego sobie konia? - droczył się z nim blondyn.

- Zostawiłem telefon. Yuriooo... - Katsuki wbił w błagalny ton.

- Niech ci będzie.

***

Weszli do jednego z bloków. Jurij w milczeniu prowadził go do swojego mieszkania.
Znaczy...mieszkania swojego dziadka. Tylko to miejsce mógł nazwać domem.

- Mieszkasz tu? - zapytał głupio Yuuri, trzymając pudla blisko siebie.

Szesnasolatek prychnął. - Nie, włamujemy się.

Katsuki na chwilę przystanął, ale po chwili zrozumiał że to żart.
Gdy wszedł do środka, uderzył w niego wspaniały zapach pierogów, które ostatnio często jadł z Viktorem.
Zaraz przypadł mu do nóg kot, który zaczął się łasić.
Makkachin zawarczał, a Yuuri delikatnie pogłaskał kotka.

- Nie molestuj mi kotów, Viktor ci nie wystarcza? - warknął Jurij, głośniej niż pudel. - Skoro tak długo chodzisz, to żryj pierogi mojego dziadka. Są najlepsze.

Yuuri dopiero teraz zauważył jak późno jest i poczuł jak głodny jest.
Wręcz rzucił się na pyszne danie, zajadając się.
Makka próbował coś podwędzić, ale z marnym skutkiem.

Jurij poszedł do telefonu. Wybrał numer i zaczął głośno, po angielsku specjalnie aby Katsuki zrozumiał.

- Łysolu, twój wieprz się do mnie zaplątał.

Viktora dało się usłyszeć nawet z tej odległości. - Naprawdę? Bogu dzięki! - nieświadomie powtórzył tekst Yuuriego. - Szukam go od dwóch godzin!

Japończyk poczuł wyrzuty sumienia.

Już za chwilę do mieszkania Jurija wpadła siwa burza.
Gdy już wychodzili, Yuuri uścisnął swojego wybawiciela.

- Spasiba. - mruknął.

- Sayonara. - Yurio odepchnął go od siebie z wyrazem obrzydzenia na twarzy.
A gdy zakochani wyszli z jego domu, uśmiechnął się delikatnie, czując rumieńce.

Uratował dziś psa i wieprza.

Witam, pierożki! Podobało się? Historia z udziałem Yuriego i Yuriego.
Trochę akcji.
Postanowiłam, że skoro Yurio chodzi na lodowisko te same co Viktor to Yuuri mógł na piechotę przejść ze swojego domu do Jurija.
A osiedlowe łobuzaki to nic nierealistycznego, także Yuuri zaliczył atak serca.

Dedykowane dla Dziabara, która znów zaskoczyła nas nowym au.
Ave victuri!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro