Rozdział 22
Kilka dni później
Marinette
Wstałam dość późno. Został jeden dzień do tej cholernej imprezy. Nie wiem jak ja tam wytrzymam z tą tlenioną lalunią. Przekręciłam się na drugi bok i zobaczyłam siedzącą na fotelu mamę Adriena. Szybko się podniosłam i spojrzałam na nią w szoku.
Niech rodzice wracają jak najszybciej. Nie wytrzymam tu dłużej.
- Witaj Marinette. Wyspałaś się?
- Dzień dobry. Co pani tutaj robi? - spytałam ignorując jej wcześniejsze pytanie.
- Adrien musiał iść na sesję, więc nie będzie go cały dzień. O ile się nie mylę jutro jest impreza. Co oznacza, że zabieram się na zakupy - oznajmiła uradowana.
- Ale...
- Żadne "ale"! Masz 15 minut. Czekam w salonie - wstała i wyszła.
Nigdy nie zrozumiem tej kobiety.
Wstałam szybko z łóżka i skierowałam się do łazienki. Lepiej żebym się nie spóźniła bo nie wiem co ta kobieta może mi zrobić. Wzięłam najszybszy prysznic w życiu. Zajął mi tylko 7 minut. Wyszłam z pokoju i wyjęłam rzeczy z szafy. Wróciłam do łazienki. Zrobiłam BARDZO szybki makijaż. Włosy rozczesałam i zostawiłam rozpuszczone. Założyłam czarne spodenki i tego samego koloru bluzkę z rękawem trzy czwarte.
Nie stroiłam się nie wiadomo jak. Wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy i szybko wyszłam z pokoju. Dosłownie wbiegłam do salonu.
- Nareszcie jesteś - oznajmiła radośnie.
Ta kobieta chyba jest niestabilna emocjonalnie. Jeszcze takiej radości nie widziałam u NIKOGO.
- Możemy już iść? - spytałam.
- Oczywiście!
Wyszłyśmy z willi i skierowaliśmy się do samochodu pani Agreste. Pani Aurore wyjęła kluczyki i razem wsiadłyśmy do srebrnego mercedesa. Po kilku minutach znalazłyśmy się przed największym centrum handlowym w Paryżu.
Coś mi mówi, że to będzie długi dzień.
***
Po ponad 12 godzinach miałam już DOŚĆ. Obeszłyśmy z panią Aurore całe centrum. Jeszcze nigdy tak mnie nogi nie bolały. A przecież jestem cheerleaderką. Mam już chyba z 90 toreb. To i tak mało w porównaniu do pani Agreste. Ona chyba wykupiła połowę sklepów.
- Pani Agreste, błagam wracajmy. Mam dość - mruknęłam niezadowolona.
- Przestań mówić do mnie na "pani"! Możesz mi mówić "mamo". W końcu niedługo będziesz moją synową - uśmiechnęła się promiennie.
- Będę to chyba musiała poważnie przemyśleć - wyszeptałam pod nosem.
- Mówiłaś coś? - spytała.
Jakie szczęście, że tego nie usłyszała.
- Nie, nic. Możemy już iść?
- Skoro tak ci się śpieszy do Adriena to chodźmy.
Jak się okazało wszystkie torby z zakupami zabrał szofer. Jestem tylko ciekawa kiedy ona zdążyła do niego zadzwonić? Cały czas przecież byłam z nią.
Po kilkunastu minutach nareszcie znaleźliśmy się przed willą. Ostatkami sił weszłam do pokoju. Zdjęłam buty i rzuciłam je gdzieś w kąt. Położyłam się na łóżku. Nareszcie odpoczynek.
- Zmęczona?-usłyszałam głos Adriena.
Podniosłam się na łokciach i spojrzałam na niego.
- Zakupy z twoją matką to tortura.
- Było aż tak źle? - spytał kładąc się obok mnie.
- Serio pytasz? Połowę rzeczy, które przymierzałam twoja mama odrzucała. Bo to kolor nie taki, fason niewłaściwy, to za długie to za krótkie. Na dodatek robiła mi awanturę w drogerii z powodu odżywki. Stwierdziła, że takiej już się nie używa. A wiesz co najlepsze? Potem kupiła sobie sama ze dwadzieścia rodzai - prychnęłam.
- Czy ty czasem nie miałaś iść na te zakupy z Alyą?
- No miałam ale w ostatniej chwili to odwołała. Aron jej potrzebował - oznajmiłam i wtuliłam się.
- Ciekaw jestem, po co ona to robi? Skoro na kilometr widać, że dusi się w tym związku.
- Moim zdaniem, chodzi tu o Nino. On tak samo nie znosi Arona. Alya pewnie chce wzbudzić w Nino zazdrość, żeby do niej wrócił. Z drugiej jednak strony sama jest sobie winna.
- Jestem pewny, że Nino już coś wymyślił. Trzeba ich będzie jutro pilnować, żeby się tam nie pozabijali - zaśmiał się.
Podniosłam się i usiadłam na jego biodrach. Pochyliłam się nad nim i cmoknęłam go w nos.
- To raczej ciebie trzeba będzie pilnować.
Zrobił urażoną minę. Dałam mu szybkiego buziaka i skierowałam się do łazienki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro