Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XVI

ALEX

Obecnie

W domu czekała na mnie ekipa powitalna w postaci dziadka, brata, Kamy, Agi i Adama. Dave, wniósł mnie przez próg, bo przez moją nie do końca przyjemną pozycję podczas jazdy, ścierpłam do tego stopnia, że nie byłam w stanie się sama ruszyć.

Dziadzio był tak przejęty całą sytuacją, że trwaliśmy w uścisku dobrych kilkanaście minut. Kazał mi się nie poddawać i wyzdrowieć w spokoju, a nie jak najszybciej, bo znał mnie całe życie i wiedział, że najchętniej wróciłabym już na boisko. Dostałam ochrzan za to, że zagrałam w tym meczu, ale zaraz potem stwierdził, że byłam niesamowita i jest ze mnie dumny. Oznajmił, że przynajmniej co drugi dzień będzie naszym gościem, żeby sprawdzić, czy odpoczywam, a nie ćwiczę przypadkiem na siłowni, bo ze mną to nigdy nie wiadomo.

Rodzice hipokryci i dziadek z sercem na dłoni, to dopiero kontrast relacji rodzinnych, prawda? Mati odwiózł go do domu, a ja zostałam z moimi przyjaciółmi.

– Nie obraźcie się, ale potrzebuję się odświeżyć – oznajmiłam, bo wciąż czułam na sobie, nieprzyjemny zapach szpitala.

– Zaniosę cię – powiedzieli w tym samym momencie bracia Ziemscy i zerwali się ze swoich miejsc.

– Oho! Zaczyna się – szepnęła mi do ucha Kama.

– Sama sobie poradzę, ale dziękuję za propozycję. – Zaśmiałam się, próbując rozładować lekko napiętą atmosferę. – Wiecie, że muszę chodzić o własnych siłach, bo inaczej zwariuję. Poza tym, jak wy pójdziecie do pracy, to nikt mnie nigdzie nie wniesie – mówiłam w ich stronę i powoli podnosiłam się z kanapy.

– Podpowiem ci, jak wejść po schodach i pamiętaj, żeby zabezpieczyć opatrunek przed wodą – pouczył mnie Adam.

– Tak, tak pamiętam – odpowiedziałam i po chwili stałam już o kulach. – Jeśli masz jakiś sposób, żeby sobie nie uszkodzić nogi wchodzeniem po schodach, to chętnie skorzystam.

– Poszukamy z Kamą jakąś folię, żeby owinąć ci kolano, a ty wspinaj się na górę – powiedziała Aga.

– Dzięki – odpowiedziałam i ruszyłam w stronę schodów.

– Nie stresuj się, spokojnie. – Adam stanął bardzo blisko mnie. Zapach jego perfum był tak intensywny, że kręciło mi się w głowie. Położył swoją dłoń w okolicach moich lędźwi, a ja poczułam ciepło w tym miejscu. Jego dotyk był bardzo delikatny, prawie jak to muśnięcie moich ust... – Oprzyj cały ciężar na kulach – tłumaczył spokojnym tonem. – Zdrowa noga idzie jako pierwsza na stopień, dzięki temu, ta chora jest odciążona, nawet jeśli trzymasz ją na podłożu. – Zrobiłam pierwszy krok. – Świetnie, teraz dostaw chorą. – Poszło w miarę dobrze. – Super, jeszcze raz to samo. – Jego dłoń rozpraszała, a ten łagodny głos tuż przy uchu, drażnił moje końcówki nerwowe, przez co opanowała mnie gęsia skórka. Boże, musiałam się skupić, żeby nie zlecieć z tych pieprzonych schodów. Ogarnij się, Alex! Ślimaczym tempem pokonywałam kolejne stopnie zgodnie z jego instrukcjami. – Zostały trzy schody i twoja pierwsza góra pokonana – powiedział. Wchodził tuż za mną, wciąż mnie asekurując. W końcu dotarłam na piętro. – Brawo, ty naprawdę potrafisz słuchać. – Zaśmiał się.

– Zupełnie nie wiem, o co ci chodzi, ja przecież zawsze słucham, jestem grzeczna i ułożona. – Zawtórowałam mu śmiechem. – Dzięki za pomoc.

– Polecam się. – Puścił mi oczko i wrócił do salonu.

Kama po chwili pojawiła się na piętrze i ruszyła przede mną, żeby otworzyć drzwi do pokoju. Zaraz za mną wchodziła Aga, z folią spożywczą, woreczkiem foliowym i gumkami recepturkami.

– Czy ja coś przegapiłam? – zapytała, kiedy zamknęła drzwi. Stanęła na środku pomieszczenia i wpatrywała się we mnie intensywnie.

– Co miałaś niby przegapić? – Zdziwiłam się.

– O, no nie wiem, może te maślane oczy, subtelny dotyk i ton głosu Adama, względem ciebie? – Uniosła wymownie brew. Normalnie druga Kama...

– Obaj Ziemscy na nią lecą, a ta biedulka nie dostrzega tego, jak bardzo Adamowi na niej zależy. Trzeba jednak przyznać, że Dave się stara i to bardzo, więc ewidentnie masz problem, stara. – Kama poklepała mnie po ramieniu.

– Dajcie mi spokój z facetami, idę pod prysznic! – krzyknęłam zirytowana.

– Co się tak unosisz? O twoje serce, walczą przystojni, inteligentni, pracowici i wpatrzeni w ciebie, jak w obrazek, mężczyźni – oznajmiła Aga.

– Proszę, nie chcę o nich na razie gadać. Nie umiem sobie poradzić ze swoimi uczuciami, a teraz naprawdę bardzo potrzebuję się umyć – jęknęłam.

– Dobrze, wszystko nam później opowiesz, a teraz pomogę ci się rozebrać – powiedziała Kama.

Najpierw ściągnęłam ortezę, przez co noga zrobiła się bardzo lekka. Moje przyjaciółki pomogły mi zakryć miejsce opatrunku, najpierw folią spożywczą, a potem jeszcze rozciętym woreczkiem foliowym, który trzymał się na dwóch gumkach recepturkach, założonych na udzie i łydce. Z takim profesjonalnym zabezpieczeniem, weszłam pod upragniony prysznic.

Moje włosy błagały o szampon, a ciało pragnęło pozbyć się tego specyficznego zapachu szpitala. Gorąca woda koiła spięte mięśnie, a ja czułam się jak w siódmym niebie. Nie myślałam o niczym, tylko rozkoszowałam się tą błogą chwilą przyjemności.

Potem Kama pomogła mi się ubrać, a ja świeża i pachnąca z wilgotnymi włosami, mogłam stawiać czoła moim problemom, które niestety nie skończyły się pod tym strumieniem wody.

– Musisz coś zjeść – powiedziała Aga. – Zamówiliśmy pizzę, zejdziesz, czy przynieść ci tutaj?

– Zejdę, tak łatwo się mnie nie pozbędziecie – odpowiedziałam, na co dziewczyny pokręciły tylko głowami.

– Zatem, o co chodzi z Adamem? – Nie dawała za wygraną.

– O nic – westchnęłam. – Dave się stara, Adam chyba też, a ja nigdy nie czułam tylu emocji na raz.

– No proszę, proszę, czyli wychodzi na to, że ty po prostu musisz żyć w ciągłej adrenalinie. Dopiero co wróciłaś z jednych zawodów, a tu rozpoczęły się kolejne. – Aga ponownie stanęła z rękoma na piersi i intensywnie się we mnie wpatrywała, a na jej twarzy błąkał się wredny uśmieszek.

– W dodatku miłosne... – wtrąciła Kama, poruszając wymownie brwiami.

– Oby to nie był mój zawód miłosny – westchnęłam zrezygnowana. – Nie chcę na razie o tym myśleć. Proszę, zejdźcie ze mnie...

– Dobrze, zawołam Adama – oznajmiła Kamila, głosem ociekającym słodyczą. Uwzięły się na mnie dwie najgorsze jędze, a ja naprawdę marzyłam tylko o tym, żeby wykaraskać się jak najszybciej z tego gówna, w którym się znalazłam. – Nieziemski, leci jak na skrzydłach – stwierdziła, wracając do pokoju. Moje przyjaciółki spojrzały na siebie znacząco.

Och, tak bardzo mnie irytowały!

– Jestem – powiedział, stając w drzwiach. Faktycznie biegł do mnie, co sił w nogach. – Gotowa do zejścia? Wszystko dobrze? – zapytał, a dziewczyny ulotniły się na dół.

Nie wyglądałam wyjściowo w krótkich, dresowych spodenkach, sportowym staniku i luźnej, ciemnozielonej koszulce z krótkim rękawem z białym herbem Slytherinu, a jednak czułam na sobie, jego przeszywające spojrzenie.

– Tak, w porządku. Potrzebowałam chwili zapomnienia o otaczających mnie problemach, pod strumieniem wody...

– Alex, wiem, że łatwo mi mówić, ale proszę, postaraj się na razie o niczym nie myśleć. Oboje wiemy, że nie ma silniejszej osoby od ciebie, więc teraz weź głęboki oddech i ruszamy w drogę powrotną do salonu. – Po prostu przytaknęłam i pokuśtykałam do końca korytarza. – Najpierw stawiasz obie kule na schodzie przed sobą. Chora noga idzie jako pierwsza, bo jest wtedy odciążona, a potem dostawiasz zdrową, spróbuj – oznajmił i ponownie jego dłoń wylądowała na moich plecach. Dotknął delikatnie, subtelnie, ledwo odczuwalnie, a ciepło rozlało się po całym ciele.

– Wchodzenie jest chyba łatwiejsze. – Skrzywiłam się, kiedy pokonałam pierwszy stopień w dół.

– Powoli, skup się, nigdzie się nie spiesz – mówił spokojnym tonem.

– Może zjadę po poręczy? – Zaśmiałam się.

– Wolę cię mieć w jednym kawałku. Chyba że zamontuję ci zjeżdżalnie, co ty na to?

– Jesteś geniuszem! Najlepiej od razu.

– Jesteś niemożliwa. – Zaczął się głośno śmiać, a ja poczułam ten śmiech w każdym swoim nerwie.

– Cieszę się, że zdajesz sobie z tego sprawę, przynajmniej wiesz, że będziesz miał ze mną wesoło – oznajmiłam i pokonałam ostatni schodek. Adam spojrzał na mnie rozbawiony i tylko pokręcił głową z niedowierzaniem.

– Pamiętaj, że podczas siedzenia najlepiej trzymać nogę na podwyższeniu – pouczył mnie, gdy szliśmy w stronę tarasu, na którym siedziała reszta towarzystwa.

– Tak jest, szefie. Coś czuję, że jeszcze będziesz miał mnie dosyć. – Przystanęłam na chwilę i spojrzałam na niego.

– Przetrwałem tyle ciężkich i męczących lat z tobą, że teraz to już pójdzie z górki. – Śmiał się.

– No wiesz, pff, wypraszam sobie. Może i jestem uparta, ale to tyle, nic więcej nie mam sobie do zarzucenia – stwierdziłam, udając poważną.

– No powiedzmy, pamiętaj jednak, że teraz musisz mnie słuchać, więc mam nad tobą przewagę – powiedział tuż przy moim uchu.

Jego głos połaskotał moją szyję i już po chwili stał przy drzwiach tarasowych, otwierając przede mną siatkę przeciwko owadom. Te słowa były tak dwuznaczne, że nie zdziwiłabym się, gdybym dostała wypieków na twarzy.

– Smacznego – oznajmiłam, wychodząc na taras. Zapach pizzy unosił się w powietrzu. – Nawet nie macie pojęcia, jak potwornie jestem głodna...

– Jeśli nie jadłaś nic w tym szpitalu, to się nie dziw – rzekł Dave, obrzucając mnie wymownym spojrzeniem. – Chodź, trzymałem ci miejsce, cała kanapa jest dla ciebie, będzie ci wygodnie. – Uśmiechnął się ciepło.

Była to ratanowa kanapa, ozdobiona zielonymi poduszkami. Usiadłam z wyprostowanymi nogami, a jedną z poduszek, ułożyłam pod plecy. Adam znalazł się po drugiej stronie stołu.

– Mam nadzieję, że zostawiliście mi kawałek ostrej pizzy, żarłoki. – Zaśmiałam się.

– O nie, to ty lubisz taką pizzę? Zapomniałem... – Mój brat, kiepski żartowniś, udawał załamanego, po czym mała pizza z papryczkami jalapeño i pepperoni wylądowała w jego rękach.

– Cała dla mnie? – zapytałam, z niedowierzaniem patrząc na karton.

– Powinienem zamówić ci jakiś familijny rozmiar! – krzyknął. – Czy ty jesteś niepoważna? Jak mogłaś się doprowadzić do takiego stanu? Osobiście dopilnuję, żebyś codziennie jadła zbilansowane posiłki, zrozumiałaś? – Dopiero po tym wywodzie położył mi pizzę przed nosem.

– Czy ktoś jeszcze chce mi coś powiedzieć? – Miałam dość tego, że traktują mnie jak dziecko. Dobra, wiem, że mieli rację, powinnam jeść. Wiem, jak istotne jest spożywanie posiłków, tym bardziej, kiedy jest się sportowcem, ale co ja na to poradzę, że w tym szpitalu wszystko mnie odrzucało? Cisza, nikt nic nie powiedział, tylko przyglądali mi się uważnie. – Będę jadła, jasne? Nie czułam się dobrze w tych białych, czterech ścianach, gdzie każdy mój ruch był uważnie śledzony przez ojca i jego pracowników. Naprawdę, odechciewało mi się wszystkiego. Teraz jestem w domu, więc pociągnę dalej catering albo będę sobie gotować. Mam nadzieję, że kwestię jedzenia mamy załatwioną – oznajmiłam. Bardzo chciałam zacząć już jeść, bo moje kiszki, dawno tak głośno nie grały marsza.

Pogadaliśmy, pośmialiśmy się i wszyscy rozeszli się do domów, z wyjątkiem Kamy i oczywiście, mojego brata. Gdy oni sprzątali ze stołu, ja nadal, jak królowa, zajmowałam całą kanapę i rozkoszowałam się coraz ciemniejszym, bezchmurnym niebem, na którym już gdzieniegdzie pojawiały się gwiazdy. Zadarłam głowę do góry i wpatrywałam się w nie, szukając odpowiedzi na dręczące mnie pytania. A było ich coraz więcej...

– Dobrze być w domu, co? – Kama usiadła na fotelu obok i też patrzyła w ciemną otchłań.

– Wspaniale, tego mi brakowało. Mojej oazy spokoju. Jestem teraz uziemiona na dłuższy czas. Może po prostu tak miało być, że mam się na chwilę zatrzymać i przestać gonić za marzeniami? Odpocząć, zrelaksować się i ustabilizować swoje prywatne życie...

– Bardzo możliwe, tylko jak sama widzisz, twoje życie nie jest spokojne. Dave nie odrywa od ciebie wzroku, a Adam świetnie ukrywa swoje uczucia, w jego towarzystwie. David nie odpuści, będzie walczyć jak lew. Pytanie, czy ty tego chcesz?

– Wiesz, czego mi teraz najbardziej potrzeba? – Spojrzałam na moją przyjaciółkę. – Świętego spokoju, wyczyszczenia głowy z tych głupich myśli i przede wszystkim, jak najszybszego powrotu do sprawności. Nie wiem, jak ja to wytrzymam – westchnęłam. – Wyobrażasz mnie sobie leżącą bezużytecznie na kanapie? Bo ja nie umiem. Całe życie jestem w ruchu, trenuję, biegam, ciągle coś robię, a teraz nagle muszę się zatrzymać.

– Potrzebujesz odpoczynku, postaraj się o niczym nie myśleć. Po podpisaniu kontraktu też będziesz spokojniejsza. Teraz walcz o zdrowie, a kto wie, może sprawa z nieziemskimi sama się jakoś ułoży?

– Nie wiem Kama, dziwnie się czuję. Jestem kompletnie rozdarta. Ciągle miałam w głowie Dave'a. Nawet nie zauważyłam, że tuż obok, pod moim nosem, jego brat żywi do mnie jakieś uczucia. Sama widziałaś moją relację z Adamem, był jak starszy brat, a tu nagle takie rewelacje... – westchnęłam.

– Niby tak, ale, jak się tak głębiej nad tym zastanowić... – zaczęła.

– To niby, co? Weź, nie załamuj mnie... – jęknęłam.

– Zawsze o ciebie dba, wie, czego ci potrzeba. Wasze głupie odzywki i teksty, niejednokrotnie doprowadzają nas do płaczu, oczywiście ze śmiechu. A kłócicie się jak stare dobre małżeństwo. Można to interpretować jako przykład troskliwego brata albo kogoś, komu na tobie bardzo zależy.

– Jakim cudem leci na mnie dwóch facetów?

– Myślę, że jest ich o wiele więcej. – Zaśmiała się. – Nie doceniasz się. Skończmy jednak listę na tych dwóch osobnikach, bo to i tak już ciężki wybór...

– Ja nie chcę wybierać, nie chcę żadnego z nich zranić, nie chcę złamać komuś serca... – wyszeptałam i zamknęłam oczy.

– Ty nie chcesz, ale tak na marginesie przypomnę, że jeden z nich to zrobił. Widziałam, w jakiej rozsypce byłaś po tym, co odwalił Dave. Nie to, że nie powinnaś dawać mu szansy, ale na logikę, Alex, jak można odwalić coś takiego, jak się kogoś rzekomo kocha? Przemyśl to, bo mimo mojej sympatii do tego kretyna, to nie było fair wobec ciebie.

– Wiesz, szczerze mówiąc, jestem przerażona  – oznajmiłam cicho i otuliłam się ramionami.

– Co się dzieje? – Kama przysunęła sobie fotel tuż obok i położyła mi głowę na ramieniu.

– Moje ciało ma dziwne reakcje, gdy przebywam w ich towarzystwie. Bardzo podobne u obu. Co jest ze mną nie tak? Czy można być bardziej beznadziejnym? – jęknęłam i odchyliłam głowę do tyłu.

– Jakie masz reakcje?

– Dzisiaj, Adam powiedział mi coś na ucho. Myślałam, że oszaleję, aż dostałam gęsiej skórki na całym ciele, gdy jego ciepły oddech połaskotał moją szyję. Ta jego ręka na moich plecach, gdy chodziłam po schodach, powodowała ciepło w środku. A jego śmiech czuję w każdej komórce ciała, rozumiesz?

– Rozumiem, miałam tak z twoim bratem. Zakochałaś się i nie zaprzeczysz temu, to niepodważalne uczucie.

– Wiesz, jaki jest mój największy problem?

– Jaki?

– Z Dave'em mam podobnie. Przecież ja jestem nienormalna! Kama, walnij mnie w łeb, czy coś, bo ja ewidentnie wariuję...

– Jesteś pewna, że z Davidem to nie jest jakaś kwestia przyzwyczajenia? Zawsze byliście blisko i to było takie naturalne. Daj sobie czas, Alex. Nie decyduj pochopnie. Zresztą, teraz będziesz spędzać więcej czasu z Adamem...

– Tak, jest na mnie skazany. – Zaśmiałam się pod nosem. – Koniec tematu Ziemskich. Myślisz, że Wroclavia nie zrezygnuje ze mnie?

– Błagam cię, dobrze wiesz, jak zawzięcie o ciebie walczyli. Nie oddadzą cię, choćby nie wiem co. Wyleczysz nogę i będziemy grać ramię w ramię.

– Dobrze, że ty tu jesteś, nie dałabym rady bez ciebie...

– Wiem, ja bez ciebie też.

Trwałyśmy tak dalej w ciszy, patrząc w gwiazdy, pogrążone we własnych myślach. Nie wiem, ile czasu minęło, ale potrzebowałam tego spokoju i mojej przyjaciółki obok. Kiedy zaczęłyśmy przysypiać, stwierdziłyśmy, że czas na rozejście się do łóżek.

Długo nie mogłam zasnąć. Kolano dawało o sobie znać i znalezienie wygodnej pozycji do spania, zajęło mi dłuższą chwilę. W końcu odpłynęłam w krainę snu. Niestety, nie trwało to długo, bo obudził mnie ból. Byłam zlana potem, wszystko się do mnie kleiło, a kolano rwało niemiłosiernie.

Kama przygotowała mi leki i wodę, które położyła na szafce nocnej w razie potrzeby, za co byłam jej niesamowicie wdzięczna. Wzięłam tabletkę i czekałam. Leżałam na plecach, oddychałam szybko i czekałam, aż ta głupia noga przestanie boleć. Jednak kroplówki działały szybciej. Starałam się brać głębokie wdechy i wydechy, żeby jakoś przetrwać, ale niestety żadna z tych czynności nie pomogła. Musiałam po prostu przetrwać. Ostatecznie, zasnęłam z wycieńczenia. 

***

Zdjęcie w tle - Pinterest

Poniżej Alex i Kama, stworzone dzięki AI :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro