Rozdział X
ALEX
Obecnie
Wieczorem siedziałam na łóżku, obejmując poduszkę i czekałam, aż Kama wyjdzie spod prysznica. Po południu całą kadrą oglądaliśmy pierwszy mecz półfinałowy Norwegia – Niemcy, w którym Skandynawki rozgromiły w pył rywalki, wygrywając dwunastoma bramkami.
To było piękne widowisko i nie mogłam się doczekać, aż stanę na boisku naprzeciwko moich koleżanek z ligi, jeśli dostaniemy się do finału. Wiedziałam, na co je stać, ale podskórnie czułam, że jesteśmy w stanie spokojnie je pokonać. Na samą myśl, że te zawody jeszcze się dla mnie nie skończyły, dostawałam gęsiej skórki.
W tym momencie żaden facet nie był w stanie przedrzeć się przez moją barierę. Chociaż, kogo ja chcę oszukać, Dave był bardzo blisko. Zupełnie nie rozumiałam swoich uczuć. Czułam się jak nastolatka, a przecież byłam przed trzydziestką! Byłam wewnętrznie rozdarta, a nie mogłam sobie teraz na to pozwolić. Moje ciało płatało mi dziwne figle, gdy znajdowałam się w pobliżu braci Ziemskich, a to nie oznaczało nic dobrego...
– Halo! Ziemia do Alex! – zawołała Kama i rzuciła we mnie swoją poduszką. – O czym ty tak myślisz albo o kim? – Uśmiechnęła się znacząco, a ja nadal milczałam. Spojrzałam na nią, wzięłam głęboki oddech i wykrztusiłam.
– Prawie pocałowałam się z Dave'em.
– Cooooo?! – Kama była w totalnym szoku i usiadła obok mnie na łóżku. – Kiedy? Gdzie?
– Jak siedzieliśmy w restauracji – wyszeptałam. – To wszystko jest takie skomplikowane – jęknęłam.
– Opowiedz mi wszystko po kolei – powiedziała opanowana, chociaż wiedziałam, że w środku cała się gotuje z podekscytowania. Streściłam jej dzisiejszy dzień.
– Był tak blisko, dzieliły nas milimetry, Kama – mówiłam, ściskając poduszkę w dłoniach. – Ciągnęło mnie do niego jak magnes, to było tak niezwykłe uczucie, jakby jakaś energia wokół się skumulowała i sama nas do siebie zbliżała.
– Cholerka, to nieźle... – wydusiła po chwili. – Boisz się, prawda?
– Bardzo – odpowiedziałam od razu. – Powiedziałam mu, że nie pozbieram się, jeśli mnie zrani. Niby twierdzi, że mu na mnie zależy, ale mam obawy. Jest między nami jakaś taka więź, która nie pozwala mi o nim zapomnieć. Naprawdę chciałam tego pocałunku, ale może i lepiej, że do niego nie doszło... W końcu nie zerwał jeszcze z Igą i naprawdę mam złe przeczucia co do tej dziewczyny.
– Przecież ona go zdradza, chyba nie jest aż takim idiotą, żeby dalej to ciągnąć i z nią zerwie...
– Taki ma plan, jak wróci do Polski.
– Po co mu to było... – westchnęła Kama i pokręciła głową. – Tyle problemów przez jakąś małolatę. Może to znak dla ciebie, że jednak drugi z braci Ziemskich jest ci pisany, skoro boisz się wchodzić w związek z Dave'em?
– Nie wiem, Kama. Ja chyba nie jestem gotowa na nic. Muszę się skupić na sobie, zamykam się na wszystkie uczucia, dopóki nie ogarnę mistrzostw i przeniesienia do Wroclavii.
– Może masz rację – stwierdziła. – Chociaż nadal uważam, że Adam na ciebie leci. Kiedy jesteś w zasięgu jego wzroku... – westchnęła rozmarzona, patrząc gdzieś w dal. – Ukradkiem wodzi za tobą spojrzeniem. Jak ci się uda strzelić gola albo ogarniesz świetną akcję, uśmiecha się pod nosem. Poza tym doskonale wie, jak funkcjonujesz i zawsze wie, czego ci trzeba. Jest niezawodny w swoim fachu i wiele razy ratował ci tyłek. Znacie się od dziecka, wiecie o sobie prawie wszystko, no powiedz mi, czy znasz lepszego kandydata? – jęknęła żałośnie, spoglądając na mnie.
Nie odezwałam się. Miała rację. Jednak był jeszcze ten drugi, przy którym moje serce przyspieszało. To on tworzył wokół nas jakąś tajemniczą aurę. Na Adama nigdy nie patrzyłam pod kątem przyszłego partnera, chociaż nie mogłam zaprzeczyć, że czułam się dobrze i bezpiecznie w jego ramionach.
– Nie wiem, Kama. Nic nie wiem, ale na razie mam się na czym skupić i o co walczyć, więc po prostu odpuszczam, jak zawsze...
– Zobaczysz, przyjdzie jeszcze taki czas, że będziesz wiedziała, poczujesz i zrozumiesz, którego masz wybrać, chyba, że pojawi się jakiś trzeci. Pamiętaj, gdzie dwóch się bije... – Zaśmiała się i położyła mi głowę na ramieniu. – Masz we mnie wsparcie, cokolwiek nie zrobisz.
– Dzięki, wiem, że zawsze będziesz po mojej stronie – wyszeptałam. – Jutro musicie dać z siebie wszystko, ale pojutrze, bez względu na to, o które miejsce będziemy grać, będę z wami.
– Cieszę się, że jesteś uparta i walczysz o siebie, ale jak nie dasz rady grać, to odpuść, bo nie chcę, żeby ci się pogorszyło.
– Tak zrobię, a teraz dobranoc, muszę mieć siłę wam jutro kibicować. – Zaśmiałam się i szturchnęłam ją.
– Wygramy, już ja się o to postaram. Nie chcę potem słuchać twojego gderania. – Śmiała się Kama.
– No wiesz – obruszyłam się i zdzieliłam ją poduszką, na co obie zaczęłyśmy się śmiać.
– Dobranoc – powiedziała moja przyjaciółka i położyła się w swoim łóżku.
Ja również się położyłam, a zamykając oczy, wiedziałam, że muszę dać z siebie wszystko i nawet jeśli, w mojej głowie pojawiło się pewne rodzeństwo, to musieli oni w tym momencie zejść na dół mojej listy priorytetów, bo czekały mnie dwa intensywne dni. Zasnęłam.
Dzień meczowy. Półfinały. Od rana wszyscy chodzili jak w zegarku. Rano śniadanie, kilka ćwiczeń na siłowni, a następnie kierunek Herning. Trening wykonałam z dziewczynami w lekko okrojonej wersji, bo musiałam przygotować się na jutro. Kolano bolało, ale znosiłam to dzielnie. Niedługo potem hala zaczęła wypełniać się kibicami, a Szwedki rozgrzewały się na drugiej połowie boiska. Ja już odpuściłam i stałam za boczną linią.
– Ta niemoc mnie dobija – powiedziałam do stojącego obok Adama.
– Jeszcze tylko dzisiaj, Alex. Jutro o tej porze będziesz już planować akcje. – Szturchnął mnie łokciem.
– Taki mam zamiar – powiedziałam. – Idę się przebrać, do zobaczenia na trybunach.
Dziewczyny ubrały swoje meczowe stroje w kolorze czerwonym z białymi wstawkami. Ja byłam ubrana po prostu w czerwony dres reprezentacji Polski. Wejście na płytę boiska odbywało się w identycznych warunkach jak ostatnio.
Na hali zrobiło się ciemno, a kilka reflektorów skierowanych było na wyjście z korytarza. Po wyczytaniu naszych nazwisk i wbiegnięciu na boisko, w akompaniamencie okrzyków, zajęłyśmy swoją połowę boiska i czekałyśmy na najpiękniejszy moment, hymn.
Mazurek Dąbrowskiego rozbrzmiał donośnie, a ja czułam mrowienie w całym ciele. Chciało mi się płakać, że nie mogę wystąpić w tym spektaklu, ale wiedziałam, że dziewczyny dadzą sobie radę, mogłam je tylko wspierać.
Dzisiejsze widowisko spędzałam na trybunach, gdyż na boisku mogły przebywać tylko grające zawodniczki. Na szczęście byłam wystarczająco blisko dziewczyn i trenera, żeby móc do nich krzyczeć. Pierwszy gwizdek.
Piłka należała do Szwedek. Dziewczyny ustawiły obronę i skutecznie odpierały atak. Jula przechwyciła piłkę i szybko pobiegła w kierunku bramki przeciwniczek, zdobywając pierwszego gola!
– Brawo, Jula! – krzyczałam co sił w płucach, ale wrzawa kibiców zagłuszała wszystko.
Widziałam, że ten gol obudził w niej pewność siebie i już byłam spokojna, bo to oznaczało naprawdę dobry mecz. Śledziłam każdy ruch dziewczyn. Szło im naprawdę świetnie. Moje gardło było zdarte od okrzyków, ale byłam z nich ogromnie dumna, gdy na przerwę schodziły z wynikiem 18:12. Kama i Jula rzuciły się na mnie, gdy tylko zeszłam z trybun, aby iść z nimi do szatni.
– Możesz wierzyć lub nie, ale twoje wrzaski było słychać na pewno, na drugim końcu hali. – Zaśmiała się Kama.
– Potwierdzam. – Wtórowała Julka.
– To się po prostu nazywa doping – powiedziałam z lekką chrypą. – Jak się czujesz, Jula? Po pierwszym golu było widać, że jesteś w swoim żywiole.
– Masz rację – przytaknęła. – Jakby ten cały stres wyparował i została tylko wola walki.
– Oj tak, doskonale rozumiem to uczucie – potwierdziłam i poklepałam ją po plecach.
Przekroczyłyśmy próg szatni, a uśmiechnięty trener witał nas oklaskami. Dziewczyny usiadły na ławkach i łapały oddech, przed kolejnym, trzydziestominutowym wysiłkiem.
– Pięknie! Tak trzymać! Jedyne zastrzeżenie, to więcej podajemy na skrzydła, bo prawie wcale nie są kryte. Nie poddajemy się, pokażcie taką samą siłę, energię i wewnętrzny spokój w drugiej połowie, a one same odpuszczą. Jestem z was dumny! Kto wygra?!
– Polska! – wykrzyczałyśmy chórem.
– Idziemy! Pokażmy, na co stać polską drużynę – dodał drugi z trenerów i po chwili dziewczyny wbiegły na boisko, żeby jeszcze chwilę się rozgrzać, a ja wróciłam na trybuny.
Nie siedziałam nawet przez sekundę pierwszej połowy na tym krzesełku, tylko cały czas stałam oparta o barierki, kibicując z całych sił. Na drugiej połowie również nie zamierzałam zagrzać tam miejsca.
– Masz – powiedział Adam, podając mi opakowanie nawilżających tabletek na gardło.
Spojrzałam na niego wdzięcznie, a on uśmiechał się połowicznie. Czułam, jak ciepło rozlewa się w moim sercu. Dotarło do mnie, że wielokrotnie takimi małymi gestami pokazywał mi, że o mnie dba. Zawsze traktowałam to jako opiekę starszego brata nad młodszą siostrą, a teraz mam świadomość, że moja interpretacja mogła być błędna.
– Dziękuję. – Posłałam mu delikatny uśmiech. – Znowu mnie ratujesz – stwierdziłam i zaczęłam ssać tabletkę.
– Weszło mi to w nawyk. – Puścił mi oczko i schował opakowanie do kieszeni.
Stał obok mnie i obserwował boisko. A ja, zamiast patrzeć na to, co się tam dzieje, przyglądałam się jemu. Włosy miał w lekkim nieładzie i ciągle zaczesywał je do góry. Uznałam, że to niezwykle interesujący odruch w jego wykonaniu i muszę przyznać, że miałam przez chwilę ochotę, zanurzyć w nich swoje palce. Ubrany był w czerwoną koszulkę z krótkim rękawem, z białym orzełkiem na piersi i napisem na plecach FIZJOTERAPEUTA, tego samego koloru. Mięśnie wyraźnie się odznaczały, gdy miał założone ręce na piersiach. Uważnie śledził ruchy dziewczyn, z lekkim uśmiechem na twarzy. Uznałam, że jednak zdecydowanie za długo mu się przyglądam i skierowałam wzrok na płytę, na której właśnie rozpoczynała się druga połowa.
Szwedki od początku wzięły się ostro za grę. Strzeliły trzy bramki z rzędu. Moje dziewczyny jakby się pogubiły. Zaczęłam się lekko stresować, ale to dopiero początek, więc miałam nadzieję, że towarzyszył im chwilowy spadek energii. Potem było tylko lepiej, chociaż nie obyło się bez fauli i dwuminutowych kar dla zawodniczek obu drużyn.
– Lewe skrzydło! – krzyczałam. – Podaj, na lewe! – Nie wiem, czy Kama mnie usłyszała, ale faktycznie podała do lewej skrzydłowej, która miała wolną przestrzeń i strzeliła pięknego gola. – Tak jest! – wrzasnęłam i uniosłam ręce do góry.
– Podobno słychać cię po drugiej stronie boiska. – Zaśmiał się Adam, stając bardzo blisko mnie, żebym go usłyszała.
– No i bardzo dobrze. – Odwróciłam się w jego stronę, posyłając mu szeroki uśmiech i spotkałam się z tym pięknym, błękitnym spojrzeniem.
Dzieliły nas centymetry. Opierał się o barierki. Doskonale widziałam kilka ciemnoniebieskich plamek wokół jego źrenic. Przełknęłam głośno ślinę, gdy uświadomiłam sobie, że znowu bezczelnie się na niego gapię i szybko uciekłam wzrokiem. Boże, Alex, ogarnij się!
– Coś ciekawego zauważyłaś, gdy się tak we mnie wpatrywałaś? – zapytał, śmiejąc się.
– Wcale się w ciebie nie wpatrywałam – skwitowałam.
– Nie? A to przepraszam, musiało mi się coś przewidzieć. – Śmiał się dalej i pokręcił głową z niedowierzaniem.
Boże, ale ze mnie idiotka. Czułam, jak moje policzki płoną żywym ogniem. Przecież miałam ich wyrzucić na koniec listy! A co robię? Bezkarnie gapię się na niego jak jakaś zauroczona nastolatka. No naprawdę, godne podziwu.
Skupiłam się z powrotem na meczu. Dziewczyny były nie do zatrzymania! Grały wspaniale, a moje serce waliło jak oszalałe, z całej tej ekscytacji. Rozgromiły rywalki. Końcowy wynik 36:22! Ostatni gwizdek.
Najpierw w całej tej euforii przytuliłam Adama, nawet nie wiem, czy biedak się zorientował, bo po chwili gnałam co sił na boisko, aż wszystkie wpadłyśmy sobie w ramiona, płacząc jak dzieci, bo dostałyśmy się do finału! Skakałyśmy, przytulając się, potem zbiłyśmy piątki z przeciwniczkami i na koniec, tradycyjnie dziękowałyśmy kibicom. Trener nie powiedział za wiele, bo cieszył się razem z nami i prawie się popłakał. Następnie dziewczyny udzieliły kilku krótkich wywiadów, były autografy i zdjęcia. Aż w końcu stanęłyśmy przy trybunach, czekając na naszych najbliższych.
– Alex, jeśli obronimy ten tytuł, to ja się chyba upiję do nieprzytomności. – Śmiała się Kama.
– Z przyjemnością zrobię to z tobą. – Wtórowałam jej.
– Brawo, kochanie! – usłyszałam radosny i przepełniony dumą, głos mojego brata.
Kama odwróciła się w jego stronę i wpadli sobie w ramiona. Ta miłość w jego oczach była czymś niesamowitym. Zawsze chciałam, żeby znalazł kogoś, kto będzie go kochał bezgranicznie i spotkali się wzajemnie z moją najlepszą przyjaciółką. Nie mogłam wymarzyć sobie lepszej bratowej!
– Tym razem nie byłem pierwszy – skomentował tata Kamy, gdy w końcu do nas dotarł. – Jak się czujesz? Zagrasz jutro? – zapytał mnie.
– Dziękuję za troskę, zagram, nie przyjmuję innej opcji – odpowiedziałam z szerokim uśmiechem.
– To już wiem, że będzie świetne widowisko. – Pokiwał głową z uznaniem. – Ja też chciałbym się dopchać do mojej córki – odchrząknął, po czym zaśmiał się serdecznie.
– Tak, jasne – powiedział Mati i moja przyjaciółka wylądowała w ramionach pana Piotra.
– Alex! – Usłyszałam głos dziadka, który szedł w naszą stronę, bo wcześniej rozmawiał z trenerem. – Jak się czujesz, kochanie?
– Cześć, dziadku! – Wtuliłam się w niego. To były ramiona, które zawsze mnie chroniły. Przez chwilę znowu poczułam się jak mała dziewczynka, która ucieka do dziadka, przed całym złem tego świata. – Jest coraz lepiej. Jutro zamierzam stanąć na boisku.
– Na pewno? – zapytał z troską. – Dasz radę? Zamieniłem kilka słów z Adamem, mówił, że jesteś uparta. To akurat wszyscy wiemy, ale żebyś sobie nic więcej nie uszkodziła.
– Znasz mnie całe życie, wiesz, że nie odpuszczam – powiedziałam pewnie, dziadek tylko westchnął, kiwnął głową i ścisnął moje dłonie.
– Rodzice się do ciebie odzywali? – zapytał nagle mój brat, stając obok.
– Masz ponad trzydzieści lat i jeszcze wierzysz w cuda? – Spojrzałam na niego z uniesioną brwią.
– Wczoraj rano dzwonił tata – zaczął mówić Mati. – Pytał o twoje kolano. – Poczułam gorąco w całym ciele. Naprawdę o mnie pytał? To było wręcz nieprawdopodobne. Moja szczęka wylądowała na podłodze.
– Nie uwierzę w czystą intencję – skomentowałam. – Mogę się założyć, że Sara pytała, czy coś wiedzą. Dzwoniła do mnie wczoraj. – Mój brat uśmiechnął się połowicznie i badał każdy milimetr mojej twarzy.
– W szpitalu go pytali, jak się czujesz, co z twoją nogą i czy będzie trzeba operować – dopowiedział.
– Świetnie. – Zaśmiałam się pod nosem. Nie miałam już siły walczyć o atencję rodziców, zresztą nawet nie chciałam. Skoro oni nie wykazywali chęci kontaktu, ja tym bardziej nie miałam zamiaru, odzywać się pierwsza. – Myślisz, że doczekam się w swoim życiu, aby z własnej, nieprzymuszonej woli, któreś się do mnie odezwało? – uniosłam się.
– Spokojnie – oznajmił dziadek. – Nie myśl o tym, skup się na sobie. Dobrze wiesz, jak wiele jesteś warta i na jaką wspaniałą kobietę wyrosłaś. Zobaczysz, przyjdzie taki moment, że zrozumieją, co ci zrobili i sobie przy okazji – stwierdził i pogłaskał mnie po głowie. Wiedziałam, że ma rację, więc żadne z nas nie kontynuowało tego dialogu.
– Brawo, Kama – powiedział wesoło Dave i przytulił ją, a ze mną przywitał się buziakiem w policzek. – Jutro obie rozwalicie boisko? – Spojrzał na mnie z uniesioną brwią.
– Oczywiście, nie przepuszczę okazji skopania tyłków, moim koleżankom z ligi. – Zaśmiałam się złowieszczo i zaczęłam zacierać ręce.
– Moja siostra stała się potworem – powiedział zlękniony Mati. – Kim jesteś i co z nią zrobiłaś? – Zaczął trząść moimi ramionami, na co wszyscy zaczęli się śmiać, a on po chwili mocno mnie przytulił. – Nie martw się rodzicami, jestem z ciebie dumny siostrzyczko, dziadek też, poradzimy sobie sami – wyszeptał mi do ucha.
– Wiem, zawsze sobie radziliśmy – odpowiedziałam cicho. – Dziękuję, że tu jesteś i dla Kamy, i dla mnie.
– Nie mógłbym inaczej. – Odsunął mnie na odległość ramion. – W końcu jesteście dwiema najważniejszymi kobietami mojego życia. – Złapał się teatralnie za serce.
– Spróbowałbyś powiedzieć inaczej. – Kama się zaśmiała i pogroziła mu placem.
Zamieniliśmy jeszcze wszyscy parę zdań i całą kadrą wróciliśmy do hotelu. Reszta popołudnia i wieczoru minęła dziewczynom na regeneracji mięśni na jutrzejszy, najważniejszy mecz. Nasi fizjoterapeuci mieli ręce pełne roboty.
Natomiast ja, zdeterminowana i skupiona na swoim celu, ćwiczyłam na siłowni. Nic nie było w stanie powstrzymać mnie przed jutrzejszym wyjściem na boisko. Kolano nadal bolało, ale czułam, że jest trochę stabilniej, o ile można było tak powiedzieć, po dwudniowej rekonwalescencji. Samotnie wykonałam trening, który zalecił mi Adam. Było po godzinie dwudziestej, a ja zasłuchana w dźwięki muzyki płynącej ze słuchawek, pokonywałam ostatnie minuty na bieżni. Niespodziewanie wyrósł przede mną starszy Ziemski, powodując chwilową utratę równowagi.
– Co ty się tak skradasz? Chcesz, żebym zawału dostała? – ochrzaniłam go i złapałam się za klatkę piersiową, żeby ją uspokoić, chociaż nie ukrywajmy, że to za wiele nie pomogło. Wyciągnęłam jedną słuchawkę z ucha.
– Już dobrze, nie krzycz na mnie. – Śmiał się. – Ile minut ci zostało?
– Trzy minuty – odpowiedziałam, po uprzednim sprawdzeniu.
– Świetnie, to zrobimy zaraz rozciąganie.
– Jesteś wykończony – stwierdziłam, gdy przyjrzałam się mu bardziej. Oczy miał podkrążone i oznaki zmęczenia na twarzy. Niby stał dzielnie z rękoma w kieszeniach, ale sama postura wskazywała, że chętnie by się już położył.
– Skąd te wnioski? – zapytał.
– Przecież widzę. Nie możesz się położyć dzisiaj szybciej? Dużo masz jeszcze do zrobienia?
– Coś mi się dzisiaj wyjątkowo często przypatrujesz. – Uniósł brew. – Ty mi zostałaś do ogarnięcia.
– Ja sobie poradzę – powiedziałam od razu.
– Nie ma opcji, żebym zostawił cię samą.
– Adam, naprawdę duża ze mnie dziewczynka i wystarczy, że powiesz, które ćwiczenia zrobić na rozciąganie i śmiało możesz odpocząć – oznajmiłam pewnie.
– Zdążyłem zauważyć, przez te kilka lat, że duża z ciebie dziewczynka. – Uśmiechnął się łobuzersko.
– Czyli wychodzi na to, że oboje się sobie przyglądamy. – Zaśmiałam się i pokręciłam głową. – Serio, Adaś...
– To całkiem słodkie, że mówisz do trzydziestojednoletniego faceta, Adaś. – Wpatrywał się we mnie intensywnie. Opierał się ramionami o górną część bieżni, a uśmiech nie schodził z jego twarzy.
– To ty już jesteś taki stary? – Udawałam zaskoczoną. Zażartowałam, żeby rozluźnić to dziwne napięcie, które zaczęło wytwarzać się między nami.
– E tam, od razu stary. – Śmiał się. – Ja się czuję przystojny i młody.
– Adam, ty coś piłeś – stwierdziłam i wtórowałam mu śmiechem, bo był naprawdę zaraźliwy. Moja bieżnia zaczęła zwalniać, a to oznaczało koniec treningu.
– Jestem trzeźwy, mogę ci chuchnąć, jeśli chcesz – kontynuował rozbawiony.
– Skoro nie piłeś, to ewidentnie coś brałeś albo jesteś tak przemęczony, że zachowujesz się, jakbyś był na jakimś haju – oznajmiłam i zeszłam ze sprzętu, a on podszedł bardzo blisko mnie. Mimowolnie wstrzymałam oddech.
– Nie piłem, nie ćpałem, jestem w pełni świadomy – powiedział i wpatrywaliśmy się tak w siebie chwilę czasu. Robiło mi się dziwnie gorąco pod wpływem tego spojrzenia. W końcu odchrząknęłam.
– To mogę wiedzieć, co ci jest? – zapytałam.
– Jestem szczęśliwy, bo jutro zagrasz – wyszeptał, pochylając się nade mną. – Znowu mi udowodniłaś, jak bardzo potrafisz być uparta – powiedział do mojego ucha. Dreszcze przebiegły po całym moim ciele, gdy poczułam na szyi jego oddech. Przełknęłam głośno ślinę. – To teraz rozciąganie, beczka z lodem i spać – oznajmił wesoło, odsuwając się ode mnie. Nie potrafiłam się ruszyć. Co mu się stało? Zachowywał się jakoś dziwnie.
– Na pewno wszystko w porządku? – dopytałam, kiedy przyglądał mi się z iskierkami radości w oczach, szeroko się do mnie uśmiechając.
– W jak najlepszym. – Poruszał wymownie brwiami. – Koniec gadania, ruchy młoda. Raz, raz. Jeszcze przed chwilą martwiłaś się, że wyglądam jak trup, a teraz ty stoisz jak kołek.
– Ty naprawdę oszalałeś – wyszeptałam i wybuchłam śmiechem. – Dobra, mów co mam robić, szefie.
Adam poprowadził mi rozciąganie, weszłam do beczki z lodem i uparł się, że odprowadzi mnie do pokoju. Korytarze były puste, bo dziewczyny z pewnością się relaksowały albo po prostu spały.
– Naprawdę, wszystko ze mną dobrze – powiedział ponownie, gdy weszliśmy na ostatnią prostą.
– Powiedzmy, że ci wierzę – skapitulowałam.
– Czasem, żeby poczuć się szczęśliwym, wystarczy jeden gest albo słowo – powiedział i stanęliśmy naprzeciwko siebie.
– W takim razie, co takiego usłyszałeś? – dopytałam, a on stał z rękoma w kieszeniach i przyglądał mi się z cwaniackim uśmiechem.
– Wiesz... – zaczął mówić i zbliżać się do mnie. – Lubię na ciebie patrzeć – wyszeptał do mojego ucha. – Dobranoc, młoda.
Pocałował mnie w policzek, a ja stałam jak sparaliżowana. Odsunął się nieznacznie, puścił mi oko, odwrócił się na pięcie i odszedł. Przygryzłam wargę i się uśmiechnęłam, tylko po to, żeby uświadomić sobie, jak wyglądam. Miałam na sobie strój treningowy, byłam spocona, wypompowana, na głowie panował nieład, o braku makijażu nie wspominając. Faktycznie było na co popatrzeć...
Serce mi zatrzepotało, gdy po kilku sekundach ponownie ujrzałam jego szeroki uśmiech. Pokonał tyłem kilka kroków, przypatrując mi się, po czym skręcił w boczny korytarz.
***
DAVE
Obecnie
Leżałem w łóżku i uznałem, że muszę odezwać się do Igi, że żyję, bo naprawdę nie chciałem, żeby coś odwaliła.
Ja: Żyję, jak wrócę, musimy pogadać. Przestań ciągle pisać i dzwonić, bo w tym momencie to nie ja zachowuję się niedojrzale.
Iga: Kochanie, jak dobrze, że nic Ci nie jest! Nie mogę się doczekać, aż wrócisz. Możesz być pewny, że wynagrodzę Ci każdy dzień rozłąki tak jak jeszcze nigdy!
– Żałosne – skomentowałem na głos, krzywiąc się. – Ja też jestem żałosny. – Przetarłem twarz dłońmi. Sprawdziłem zegarek, dochodziła dwudziesta druga. Ciekawe czy Alex śpi... Byłem niemal pewien, że poszła jeszcze na wieczorny trening, nie mogła odpuścić. Miałem nadzieję, że przetrwa jutrzejszy mecz.
Ja: Jak się czujesz? Znając Ciebie, pewnie wróciłaś właśnie z treningu :D
Nie musiałem długo czekać na odpowiedź.
Alex: Nie mogę spać z podekscytowania, że jutro wyjdę na boisko. Dobrze mnie znasz, trening zaliczony :D Trzymaj kciuki, bo jak przegramy, to nie odpuszczę Ci tego rollercoastera : )
Zaśmiałem się, czytając tę wiadomość. Nie mogłem się doczekać naszego wyjazdu, gdzie będziemy we dwoje i na nowo będę mógł ją do siebie przekonać.
Ja: Z Tobą na boisku nie ma innej opcji niż wygrana. W takim razie dobranoc i do zobaczenia jutro po meczu. (W tym momencie kopię Cię w tyłek, życząc powodzenia, tak jak zawsze :D)
Alex: Autentycznie parsknęłam śmiechem, czytając ostatnie zdanie :D Poczułam mentalnie tego kopa... Nie dziękuję, do jutra : )
Moim marzeniem było spędzić z nią resztę życia. Kłaść się co wieczór do jednego łóżka i budzić się co rano, mając ją obok. Zrobić jej ulubioną kawę z mlekiem i jajecznicę na śniadanie. Zabrać ją w nasze ukochane miejsca i zwiedzić resztę świata z nią u boku.
Nie chodziło tylko o seks, chociaż nie ukrywam, że strasznie chciałbym sprawić jej nieziemską przyjemność. Móc dotykać jej piękne ciało, całować każdy jego element. Z pewnością była marzeniem niejednego faceta. Po cichu liczyłem, że moje fantazje, z nią w roli głównej, też się kiedyś spełnią. Najbardziej pragnąłem, poczuć w końcu jej usta na swoich.
Chciałem wrócić do czasów, gdy wplatała palce w moje włosy, gdy naturalnym dla niej było przytulenie się do mnie, gdy byliśmy nierozłączni i stawialiśmy czoła wszystkim wyzwaniom. Czułem ten dystans między nami, ale to ja go stworzyłem, a ona wciąż dawała mi szansę. Która kobieta zrobiłaby coś takiego, po tym, przez co przeze mnie przeszła?
Alex zawsze była otwartą osobą, ale jeśli chodzi o zaufanie, to darzy nim niewielkie grono osób. Miałem nadzieję, że będę się zaliczał ponownie do tej grupy. Musiałem jej w końcu pokazać, że będę o nią walczył, nie tylko w gadce, ale też czynami. Jutrzejszy mecz zapowiadał się naprawdę ekscytująco.
***
Alex i Adam podczas meczu :D (obraz stworzony dzięki AI)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro