~Rozdział 5~
Kaoru zaczął się wiercić. Zrobiło mu się nagle strasznie niewygodnie. Zaprzestał, gdy poczuł, jak silne ramiona przyciągają go bliżej siebie. Nie protestował. Z nadal zamkniętymi po przebudzeniu oczyma westchnął, by następnie zrozumieć, gdzie jest i co robi.
Natychmiast otworzył oczy i rękami jak i nogami odepchnął od siebie drugiego mężczyznę. Nieszczęśnik wylądował na podłodze.
Byli na wakacjach na Bahamach, gdzie dzielili jedną sypialnię. Nie dość, że pozwolił Kojiro spać z nim w jednym łóżku, to przez pewnie całą noc był do niego przytulony!
- Ała! - krzyknął Joe, który zderzył się z twardą podłogą. Półprzytomnie otworzył oczy i podniósł się, by ujrzeć Cherry'ego przykrytego kołdrą, pod którą sam prawdopodobnie przed chwilą także był, siedzącego przy ścianie i wpatrującego się w niego. - Co ty odpierdalasz? Rano masz jakieś odruchy bitewne czy coś? Mogłem jednak pójść na kanapę - dodał ciszej, pocierając ręką tył głowy.
- Nie, przepraszam. Po prostu... - zawahał się. Czy to oznaczało, że Kojiro nie pamiętał o pozycji, w jakiej spali? Może i to lepiej. Nie czuł się dobrze z myślą, że coś takiego miało miejsce, chociaż w głębi duszy wiedział, że było mu w tych ramionach dobrze.
***
Gdy już wstali i zjedli śniadanie, postanowili wybrać się na miasto. Tym razem Cherry nie interesował się już zbytnio tym, co robi Joe, więc zielonowłosy popisywał się swoim torsem i wyczyniał jakieś "sztuczki" na popis. Jego towarzysz jechał tylko tuż obok na Carli z parasolem w ręku. Gdy jednak Joe wyprzedził go na tyle, że posłał mu wyższe spojrzenie, Kaoru natychmiast przyspieszył i jechali na równi, walcząc o dojechanie do celu jako pierwszy.
***
- Nie chcę, Joe - sapnął różowowłosy. - Zejdź ze mnie, proszę...
- Nie potrafię - odparł mężczyzna.
Był wieczór. Obaj zdecydowali się obejrzeć jakiś film na telewizorze. Kaoru oglądał z zainteresowaniem, jednak Kojiro uznał film za dość nudny. Poszedł do kuchni po jakieś przekąski, a gdy wrócił i wszystko zjedli, zielonowłosy westchnął znudzony po czym ostrożnie zmienił pozycję tak, by oprzeć głowę o kolana towarzysza. Cherry drgnął, ale się nie odezwał. Jego oczy dalej były wpatrzone w ekran telewizora.
W końcu film się skończył, a Joe zszedł z przyjaciela. Kaoru poszedł się umyć, po nim zrobił to zielonowłosy. Gdy wrócił do sypialni, towarzysz leżał na wznak wpatrzony w sufit.
- Co ty robisz? - zdziwił się zielonowłosy.
- Nic - odparł.
Joe postanowił nie zadawać więcej zbędnych pytań. Położył się obok i zerkał przez kilka minut w bok na Kaoru.
- "Po co ci te wszystkie kobiety, skoro masz mnie", tak? - odezwał się w końcu.
- Co?
- Tak wcześniej powiedziałeś - przypomniał cierpliwie. - Naprawdę miałeś to na myśli?
Cherry nie odezwał się ani nie poruszył. Kojiro natomiast wygramolił się spod kołdry, przewrócił na bok i położył rękę tuż obok głowy różowowłosego, tak, że górował nad towarzyszem, wskutek czego ich twarze były niebezpiecznie blisko siebie.
W ten sposób dotarli do obecnej sytuacji.
- Joe, naprawdę, idź na swoją połowę - zaniepokoił się Kaoru. Jego następne słowa zablokował przyjaciel, który zaczął muskać wargami jego usta. Oczy Cherry'ego rozszerzyły się ze zdziwienia, ale nie zareagował innym gestem. Gdy jednak poczuł, jak zielonowłosy pogłębia pocałunek, natychmiast odwrócił głowę na bok, zakańczając pieszczotę. - Powiedziałem, że nie chcę - wydyszał zaczerwieniony.
Kojiro natychmiast zabrał rękę i z powrotem położył się na miejscu obok.
- Przepraszam, poniosło mnie - powiedział cicho, dodając w głowie - Cholera, mogłem z tym zaczekać! Pewnie go przestraszyłem!
_____________________
Cześć! Przepraszam, że dość długo nie było rozdziału, ale musiałam nadrobić kilka innych rzeczy.
Ogólnie dziękuję wam za wyświetlenia i gwiazdki, bo z dnia na dzień rosną ❤️
To chyba na tyle, jeszcze dzisiaj postaram się coś napisać. Mam nadzieję, że rozdział się Wam podobał!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro