Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~Rozdział 4~

- Co ty tutaj robisz? Wybrałeś już? Śpisz na kanapie czy na dywanie?

Joe przystanął.

- Mówiłeś na serio? - zdziwił się mężczyzna.

Wyszedł właśnie spod prysznica. W kuchni napotkał przebranego w odsłaniające bok nogi kimono Kaoru, który właśnie dalej czytał jakieś swoje magazyny. Różowowłosy zerknął na jego goły tors, nie mówiąc nic na ten temat.

- Oczywiście. A teraz może ugotowałbyś coś do jedzenia, co? Nie chcę dodatkowo płacić w jakiejś restauracji - powiedział, przesuwając stronę.

Joe uznał, że chyba na razie nie ma nic lepszego do roboty. Nic rano nie przekąsił, więc po tylu godzinach lotu przydałoby się coś upichcić. W końcu może trochę później pójść na plażę, by podrywać dziewczyny.

Podszedł i zerknął do lodówki. Oczywiście, że nic tam nie było. Westchnął przeciągle. Będzie musiał iść do sklepu.

***

- Po cholerę ze mną wychodziłeś, co?

- Żeby cię pilnować.

Kaoru uparł się, że pójdzie do najbliższego sklepu razem z nim, bo inaczej spełni swoją groźbę wywalenia Joego w nocy na dywan. Ten z żalem patrzył na piękne tutejsze kobiety, do których nie mógł zagadać, będąc obserwowanym przez czujne oczy partnera podróży.

Szybko włożył do koszyka podrzebne składniki, zapłacił i obaj wrócili do mieszkania.

***

- Jesteś okrutny - oznajmił Kojiro.

- Ktoś musi - zauważył, wcinając makaron z pesto. - Nieźle ci wyszło - przyznał trochę niechętnie.

- W końcu ja to przyrządziłem.

Jedli w milczeniu, co jakiś czas łypając na siebie wzrokiem.

- Po co ci te wszystkie kobiety, skoro masz mnie, Joe? - odezwał się w końcu Cherry, opierając łokciami o blat stołu i zasłaniając tym samym twarz swoimi włosami, by mężczyzna nie zobaczył, jak rumieni się na własne słowa.

Skejter zaniemówił. Obserwował, jak jego towarzysz powoli wstaje od stołu  i macha ręką, mówiąc tym samym zapomnij o tym, co powiedziałem.

***

- Ja śpię przy ścianie - oznajmił Kaoru.

- Czemu ty? Nie chcę spać od strony okna - prychnął Kojiro. Przez chwilę toczyli walkę na spojrzenia, by wywalczyć tym sobie miejsca do spania.

- Albo przy oknie albo na dywanie.

Joe czuł się bezradny.

***

- Kaoru...

- Co?

- Nie, nic. Zapomnij.

Różowowłosy westchnął i odwrócił się w stronę towarzysza. Jeszcze chwilę wcześniej leżeli tyłem do siebie, a teraz spoglądali sobie w oczy, leżąc naprzeciw siebie.

- Jak już zacząłeś to skończ.

- Miłej nocy, Kaoru.

Cherry prychnął ze śmiechu. Powaga jak i sama wypowiedź zielonowłosego naprawdę go rozbawiła.

- To chciałeś mi powiedzieć?

- Tak. A teraz idę już spać. Do jutra.

Po tych słowach kucharz odwrócił się do niego plecami. Drugi skejter po chwili zrobił to samo.

- Do jutra - odpowiedział.

Po kilku minutach Kojiro uznał, że jest mu niewygodnie. Nie potrafił przestać myśleć o słowach Cherry'ego.

Po co ci te wszystkie kobiety, skoro masz mnie, Joe?

Zaczął się wiercić, szukając dogodnej pozycji, aż w końcu poczuł, jak stopa towarzysza dotyka jego nogi, nakazując tym samym, by przestał się wić. Zdziwiony tym gestem posłuchał i chwilę później oboje już spali.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro