Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~Rozdział 2~

O losie, od kiedy dzieciaki to planowały? Wydawało się, że wszystko było bardzo przemyślane. Nawet zostały im przydzielone miejsca tuż obok siebie - Cherry zasiadł przy oknie a Joe usadowił się tuż obok niego. Na trzecim fotelu ani w rzędzie tuż obok nikt nie zasiadał, co pewnie także było zaplanowane.

Gdy tylko samolot zaczął szykować się do lotu, Kaoru bez większego namysłu chwycił partnera podróży za dłoń. Ten posłał mu zdziwione spojrzenie.

- Nic nie mów - ostrzegł go. Miał nadzieję, że mężczyzna szybko o tym zapomni i będą żyć dalej jak gdyby nigdy nic. Wprawdzie nie miał przy sobie Carli, przy której czuł się bezpiecznie, dlatego właśnie potrzebował chwycić się czegoś bądź kogoś, kto zapewni mu podobne poczucie bezpieczeństwa chociażby na chwilę.

Nie ufał obcym i niepewnym dla niego technologiom i wątpił, by to się kiedyś zmieniło.

Gdy lot się już ustabilizował, długowłosy cofnął dłoń i wbił wzrok w widoki za oknem, którymi były głównie chmury.

- Joe, czy możesz poprosić na chwilę stewardessę i zamówić dla mnie coś do picia? - odezwał się w końcu.

Joe uśmiechnął się promiennie, wychylając się już zza fotelowego rzędu i będąc gotowym na przywołanie stojącej nieopodal blondynki, która obsługiwała pasażerów. Różowowłosy chwycił go ponownie za rękaw i szarpnął go lekko.

- Bez flirtu - ostrzegł. - Tylko woda.

Zrezygnowany skejter westchnął i bez żadnych uwodzicielskich sztuczek poprosił kobietę o dwie szklanki wody, które po chwili przyniosła. Bez słowa wypili napoje i czekali na dalsze wydarzenia.

Podczas, gdy Kaoru ubezpieczył się na podróż w kilka magazynów i gazet, które wcześniej kupił w kiosku, Kojiro siedział bezczynnie, wychylając się z rzędu i szukając jakiejś pani, do której mógłby jeszcze zagadać. W końcu najwyraźniej go to znudziło, bo jego powieki opadły, a już po chwili głowa bezwładnie przechyliła się na ramię towarzysza podróży.

Cherry spojrzał kątem oka na zielonowłosego. Nie protestował na ten prawdopodobnie bezwiedny - w końcu Joe już spał - gest i odłożył magazyn na bok, by następnie samemu oprzeć się o mężczyznę i przymknąć lekko oczy w oczekiwaniu na lądowanie. Oparci o siebie spędzili tak kilka następnych godzin.

***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro