Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VI


Miałem cudowny sen. Śniło się, że jestem z Kamilem na łące. Oboje leżymy nago na soczyście zielonej trawie, a słońce pieści nasze blade ciała. Polak zaś obsypuje mnie pocałunkami zacząwszy od mojego czoła, a skończywszy na najmniejszym palcu u stopy. Cały płonę i błagam go o litość. Błagam go, aby pozwolił mi dojść, a on nie słucha moich jęków tylko doprowadza mnie na skraj wytrzymałości.

− Kamil – szepnąłem.

− Cii... Wytrzymaj jeszcze trochę – poczułem palec Polaka na swoich wargach, chociaż we śnie on całował mój obojczyk.

„Kurwa, co tu się dzieje" – pomyślałem i otworzyłem oczy.

Nade mną stał nagi Kamil, który patrzył na mnie jak na najlepszy smakołyk, którym chciałby się długo delektować. Był pobudzony. Jego klatka piersiowa szybko się unosiła i opadała.

− Co ja tu do cholery robię?! – krzyknąłem, próbując rzucić poduszką w Polaka. Niestety moje ręce zostały przymocowane łóżka. Kamil się śmiał, widząc moje próby uwolnienia się. Szamotałem się w więzach.

− Spokojnie. Nie chcę Ci zrobić krzywdy – powiedział, siadając obok mnie na materacu i gładząc mój brzuch. – Jesteś tam, gdzie już dawno powinieneś być. W mojej sypialni – dodał i zaczął ssać, i przygryzać moje wargi, dopóki ich nie rozchyliłem i nie pozwoliłem mu pogłębić pocałunku.

Poddałem się i pozwoliłem robić mu z moim ciałem wszystko, co chciał. Każdym nerwem odczuwałem doznania przyjemności. W moje głowie panowała pustka. Liczyło się tylko tu i teraz. Nagle rozległ się krzyk. Nie wiedziałem czyj. Z każdym pocałunkiem rozkosz pochłaniała mnie coraz bardziej. Kolejny krzyk. Mój. Opadłem bezwładnie na poduszkę, wyczerpany nie miałem siły nawet ruszyć nadal skrępowaną dłonią. Chciałem tylko spać, nie zważając, że jestem pokryty nasieniem i pobudka nie będzie należała do rzeczy najprzyjemniejszych. Powoli zamykałem powieki, kiedy przed oczami stanął mi obraz pijanego Fannemela. Od razu przestała morzyć mnie senność.


− Uwolnij mnie – zwróciłem się z prośbą do Kamila. Jego uśmiech zbladł, a w oczach pojawiły się iskierki złości i czegoś na kształt bólu.

− Czemu? Przecież było nam tak dobrze... − jego głos się łamał, ale spełnił moją prośbę, uwalniając powoli jeden nadgarstek, a potem drugi. – Fannemel?

Skinąłem głową. Chwycił mnie za dłoń i zaczął ją powoli przemywać wodą utlenioną. Syknąłem. Nawet nie zauważyłem, kiedy moje nadgarstki zaczęły krwawić.

− Co ma Fannemel, a czego nie mam ja, że nawet nie chcesz odpocząć w moich objęciach? – zapytał, bandażując moje rany. – Możesz już iść.

Wstałem i nie mogłem utrzymać równowagi. Moje nogi były zbyt słabe, aby utrzymać mój ciężar ciała.

− Powinieneś odpocząć... − Pokręciłem głową, uniemożliwiając mu dokończenie zdania. Musiałem wrócić do swojego pokoju i rozeznać się w sytuacji.

Dotoczyłem się do drzwi i musiałem przystanąć, aby złapać oddech. Kamil ulitował się nade mną i narzucił na mnie koc, abym nie musiał nago iść po korytarzu. Chwycił mnie pod ramię i powoli szliśmy w kierunku mojego pokoju.

− Kamil, czemu paradujesz nago po korytarzu? − zapytał Żyła, który wychylił się ze swojej „rezydencji".


− Hm... Wiesz, najnowsze badania wskazują, że w stroju Adama lepiej się skacze... I postanowiłem wypróbować ten sposób, ale na razie trenuję, aby pokonać swój wstyd – Polak z uśmiechem na ustach odpowiedział rodakowi.

− To zawołaj mnie jak będziesz znowu trenował – Żyła zaśmiał się i wrócił do swojego apartamentu.

Po kilku minutach dotarliśmy do mojego pokoju. Drzwi były otwarte na oścież. Wtoczyliśmy się do środka. Panował tam Armagedon. Cały mój składzik z naleweczkami babcinej roboty został rozsypany w drobny mak. Anders i Severin spali na moim łóżku w swoich objęciach, a na szafce nocnej leżał mój pamiętnik. Chciałem zabić Niemca i Norwega, ale Kamil mi to uniemożliwił.

− Chodźmy już. Nic im nie jest. Nie pozabijali się. Jest dobrze – Polak zaczął ciągnąć mnie do wyjścia.

Nie miałem innej możliwości i musiałem za nim iść.

− Ale naleweczka mojej babci – zacząłem skomleć.

Uciszył mnie pocałunkiem i pociągnął z powrotem do swojej sypialni, zamykając drzwi na klucz. Popchnął mnie na łóżko i przykrył kołdrą.

− Już mi nigdzie nie uciekniesz – szepnął mi do ucha i przyciągnął mnie do siebie.

Zasnąłem, czując jeszcze delikatny pocałunek na swoim czole.

Cdn.

Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał. Z przykrością muszę oznajmić, że zbliżamy się do końca szybciej niżbym chciała. Cieszę z tych wszystkich wcześniejszych gwiazdek i komentarzy i mam nadzieję, że pod tym rozdziałem też jakieś komentarze się znajdą.

Pozdrawiam.

PS. Mogę na Was mówić tygryski?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro