Rozdział IV
− Skaranie boskie z tym chłopakiem – Stöckl mruczał pod nosem. Był zdenerwowany. Szybko stawiał krok za krokiem, zmierzając do gniazda trenerskiego. Zatrzymał się, kiedy kątem oka zobaczył Severina rozmawiającego z Kamilem.
– Freund, podejdź do mnie na chwilę – krzyknął w stronę Niemca.
− Witam trenerze.
− Wiesz może co się dzieje ostatnio z Fannemelem? – zapytał norweski trener, patrząc Niemcowi prosto w oczy.
− Nie – Severin pokręcił głową. Austriak zmrużył oczy i zmarszczył brwi, nie wierząc Niemcowi.
− To wytłumacz mi, czemu siedzi pijany w pokoju, trzymając twoje zdjęcie w rękach i płacze... I to nie pierwszy raz.
− Yyyy...
− Nie wiem jak to zrobisz, ale dla twojego dobra ta sytuacja nie powinna się powtórzyć. Nie daruję Ci tego. Zrozumiano – powiedział Austriak, wymijając Niemca i witając się z Wernerem Schusterem, z którym udał się na górę skoczni.
Z niedowierzaniem przysłuchiwałem się tej rozmowie. Musiałem skonfiskować Fenomenowi składzik z alkoholem. Dla jego dobra. Severin podszedł do Kamila i kontynuował z Polakiem przerwaną przez Stöckla rozmowę. Podszedłem bliżej dwójki skoczków, chowając się za jakimiś krzakami, aby niezauważony lepiej słyszeć ich wymianę zdań.
− Czego chciał Stöckl? – zapytał Kamil, siadając obok Niemca na trawie i obejmując go. – Fannemel? – kontynuował. Severin skinął i oparł głowę na piersi Polaka.
− To moja wina – powiedział drżącym głosem.
− To nie jest twoja wina – zaprzeczył Polak. – Przynajmniej nie do końca. To nasza... – Niemiec przerwał wypowiedź Polaka krótkim pocałunkiem.
− Moja. To przeze mnie on się upija... Trener Stöckl powiedział, że to nie pierwszy raz. – Severinowi łamał się głos, a po policzku słynęła mu jedna, samotna łza, którą zaraz otarł ręką.
− Cholera. Chyba ten nasz...− Kamil przerwał swoją wypowiedź, kiedy usłyszał szelest spowodowany przeze mnie. Nastąpiłem nogą na gałązkę.
− Cholera – zakląłem, zakrywając usta dłonią.
Kamil rozejrzał się po okolicy, ale na szczęście mnie nie zauważył.
− Sevi, chodź. Później porozmawiamy, bo mam wrażenie, że jesteśmy obserwowani. I nawet chyba wiem przez kogo... - powiedział Polak, a kąciki jego ust wykrzywiły się w uśmiechu. Spojrzał sugestywnie w krzaki, za którymi się ukryłem. Mógłbym przysiąc, że od samego początku wiedział, że przysłuchuje się rozmowie.
− Ok. – Niemiec wstał i udał się w stronę wołającego go Freitaga.
Polak jeszcze trochę posiedział, patrząc się w bezchmurne niebo. Bałem się wyjść z mojej kryjówki.Kamilowi w pewnym momencie znudziło się siedzenie, bo wstał i zamiast odejść zaczął się zbliżać w moją stronę.
− Cholera – zakląłem cicho.
− Niegrzeczny chłopiec – szepnął mi do ucha. Był rozbawiony. – Nieładnie podsłuchiwać czyjąś rozmowę – kontynuował, badając moją twarz swoimi, długimi, smukłymi ustami.
Moje serce zaczęło bić szybciej. Oddech przyśpieszył. „Boże jak on na mnie działa" – pomyślałem i to była moja ostatnia spójna myśl.
Musnął moje wargi swoimi i odszedł. Mogłem tylko przyłożyć palec do ust i zastanawiać się czy ten pocałunek wydarzył się naprawdę czy był tylko przyjemnym złudzeniem.
Nagle usłyszałem jakiś krzyk. Poderwałem się i pobiegłem w stronę tego przeraźliwego dźwięku. Pod norweskim domkiem klęczał Fannemel, który z całej siły ściskał butelkę wódki, którą chcieli mu odebrać koledzy z kadry. Wył przeraźliwie i wrzeszczał ile sił w płucach.
− Złodzieje, mordercy, sataniści, świadkowie Jehowy!!!
− Fannemel, ogarnij się do jasnej cholery! – krzyknąłem.
Poskutkowało. Norweg przestał wrzeszczeć i płakać. Oddał grzecznie kolegom butelkę, chociaż zrobił to z miną nadąsanego dzieciaczka, któremu rodzice nie chcą kupić nowej zabawki.
− Idziemy – powiedziałem do niego. Niechętnie dołączył do mnie, patrząc na mnie nieufnie.
− Musimy porozmawiać – zwróciłem się do niego, łapiąc jego dłoń, aby nie uciekł.
„ To będzie trudna rozmowa" – pomyślałem, ciągnąc Norwega na najbliższą ławkę i widząc jak on unika mojego wzroku.
Cdn.
W sumie to dziękuję za każdą gwiazdkę i komentarz. Zwłaszcza komentarz, który jest na wagę złota. Jest też on pożywką dla mojej weny. Nie macie pojęcia jakie w komentarzach powstają teorie spiskowe. W każdym razie komentarze są wskazane.
Pozdrawiam.
PS. Mam nadzieję, że nic nie zamotałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro