♥
Czternastego lutego to nie jest zwykły dzień. Czternasty luty to dzień zakochanych, nazywany Walentynkami. Karteczki, czekoladki, serduszka... To są rzeczy, którymi charakteryzuje się najbardziej.
Członkom Wieży nastrój również się udzielił. Mimo że niektórzy nigdy wcześniej tego nie robili, również i oni postanowili się popisać.
Przewidywalnie Jonathan w towarzystwie Speedwagona biegali po Wieży i rozdawali każdemu mały woreczek z czekoladkami. Łagodne usposobienie niebieskowłosego człowieka-tytana nie pozwalało mu na pominięcie nawet dawnych wrogów swojej rodziny, bo tu wszyscy byli przyjaciółmi.
Ale nie tylko Jonathan zaczął obdarowywanie. Od początku istnienia Wieży w większości drużyn narodziły się nowe przyjaźnie. To właśnie w tych grupach najczęściej pojawiały się prezenty. Nawet Fugo podrzucił mały upominek Enyabie, żeby się go później nie czepiała. Niestety wszystko obróciło się przeciwko niemu, bo nawet ze swoimi 152 IQ nie przewidział, że użytkowniczka [Sprawiedliwości] musi powstrzymywać się od takich rzeczy. W efekcie Pannacotta za próbę "zniszczenia jej dobroczynnej diety" i "dokuczenia niewinnej staruszce" dostał kilka porządnych uderzeń w głowę kosturem i mało brakowało by sięgnęła po swoje wielkie nożyce.
Cała sytuacja szczególnie rozbawiła Hol Horse'a, bo to zawsze on lub Polnareff zbierali baty od Enyaby. Mimo że ta pogodziła się już ze stratą syna, którego dzięki Wieży i tak mogłaby spotkać i tak bardzo lubiła mu dokuczać. Oglądanie jak znęca się nad kimś innym poprawiło mu humor. Nie cierpiał Walentynek. Oraz Dnia Kobiet. Znaczy... Lubiłby, bo uwielbiał się popisywać pamięcią i romantyzmem ale... Nie z taką ilością kobiet. Cały dzień zawalony na wysyłaniu jakiegoś tandetnego wierszyka, by zadowolić wszystkie swoje dziewczyny. Mało tego - jego szacunek do płci pięknej zabraniał mu pominięcia tych w Wieży. Nawet jeśli nie koniecznie je znał, musiał się wykazać.
Beck jak zwykle przesiadywał w pokoju swojego partnera bojowego. Wolał czekać tu niż w całym tym gwarze spotkać Elizabeth. Lisa Lisa wciąż go przerażała i nawet jeśli to było dawno nie mógł darować sobie że ją zlekceważył. Teraz jej unikał i to całkiem skutecznie. Cała reszta go nie interesowała. Przyglądał się tylko użytkownikowi [Cesarza] co jakiś czas i patrzył się w sufit.
W drugą stronę ale też pod górkę miała Trish Una. Nie męczyło jej same dawanie prezencików jej przyjaciołom, ale ich dostawanie. O dziwo nawet Melone z La Squadra dał jej czekoladę, ale po jego uśmiechu uznała, że bezpieczniej będzie ją odłożyć i nawet na nią nie patrzeć.
Oprócz niego oczywiście Speedwagon przybiegł z "przesyłką" od Jonathana. Giorno pojawił się zaraz potem z bukietem, który później okazał się być bransoletką z wisiorkiem nutką. Nie minęła chwila, a przed nią stało jej alter ego, inaczej zwane Narancia. Zaczął gwałtownie przepraszać, a nawet prawie płakał. Gdy Trish w końcu go uspokoiła, okazało się, że chłopak nie miał dla niej nic prócz ręcznie rysowanego obrazka. Trudno było mu wytłumaczyć, że nic się nie stało, a koślawe arcydzieło bardzo jej się podoba, ale gdy w końcu się to udało Girgha odszedł z radosnym uśmiechem i
Gdy myślała, że to już koniec - na drodze stanął Fugo. Nic nie powiedział. Podszedł, założył jej kurtkę na ramiona i odszedł. Dziewczyna wzięła ją do ręki. Róża przy kołnierzu, wycięcie z tyłu. A na wysokości piersi rysunek strzały. Podobało jej się, ale miała już dosyć. Niestety podczas powrotu do pokoju kolejna niespodzianka... Mista. Gdyby ktoś kto zna Guido zapomniałby jaki jest dzień, wystarczyłoby, żeby na niego spojrzał. Nie miał swojej przeklętej, śmierdzącej czapki, włosy miał umyte, a nawet [Pistols] zachowywały się nienagannie. No... Prawie, bo Siódemka zaczął niekontrolowanie chichotać, Jedynka chciał go pacnąć, ale trafił w Trójkę i przestało być tak przyjemnie. Zdezorientowany Mista z braku lepszych pomysłów wziął worek i wszystkie złapał, co jednak nie polepszyło sytuacji między nimi, ale przynajmniej było cicho.
Trish skierowała się w stronę swojego pokoju. Odłożyła kurtkę, bransoletkę, czekoladę i już miała sięgać po coś gdzie mogłaby schować rysunek od Naranci, gdy zobaczyła coś na kanapie. Po jednej stronie leżała kartka, a zupełnie z drugiej mały pakunek. Na szczęście jak się okazało ostatnie. Podeszła do kanapy i usiadła. Na kartce napisany był wiersz. Tandeta, a wygląd pisma ewidentnie pokazywało, że autor nie chciał już dłużej tego robić. Prawdopodobnie Hol Horse. Nie trzeba było żyć z nim w tych samych czasach, by po kilku dniach w Wieży odkryć, kto ma najwięcej lub.
Bardziej zaciekawiła ją paczka. Powoli rozerwała papier, a gdy to zrobiła znalazła małego misia. Z obróżką, w której wyryte było jej imię.
- Sam robiłem.
Dziewczyna podskoczyła. Spojrzała w górę, skąd dochodził głos i burza ciemnych, prawie czarnych loków opadła jej na twarz. Odgarnęła je i przyjrzała się znajomej twarzy
- Dlaczego mam tylu dziwnych znajomych, a to ty zawsze mnie zaskakujesz? Dobra, Mista cię dzisiaj przebił. Cały czas tam siedziałeś?
- Niedawno przyszedłem. - Oingo uśmiechnął się głupkowato, wciąż stojąc za kanapą. - Podoba Ci się?
- Bardzo. Jak go zrobiłeś?
- Powiedzmy, że są dwa powody. Kiedy siedzi się samemu bez drużyny i jedyne co się robi to bomby przy biurku, nabiera się tego wyczucia w łapach. Po drugie mam dziesięcioletniego brata, to normalka. Mam pytanie?
- hm?
- Co znaczy, że Mista mnie przebił co?
Dziewczyna zaśmiała się.
Kolejnym biegającym po Wieży okazał się być Akira. Ale on rozdawał coś innego niż czekoladę i prezenty. Każdy kogo spotkał dostał do ręki kartkę. Na każdej było napisane "dziś. 18:00. Przed Wieżą". Jak ktoś zdążył zapytać odpowiedź była zawsze ta sama: "Niespodzianka".
Otoishi co chwila zmieniał położenie. Wpadł w każdy kąt, każdą dziurę i każdy pokój, by upewnić się że nikt nie został pominięty. Niektórzy dostali kartkę nawet dwukrotnie, ale nie udało się tego wytłumaczyć, bo muzyka już dawno nie było. Po trzeciej rundzie dookoła Wieży i dachu w końcu się zmęczył i przestał biegać. Wszedł do dużego pokoju, usiadł na fotelu, chwilę odsapnął i wyjął gitarę.
Większość osób była zaniepokojona. To nie w jego stylu latać gdzie popadnie. Ale prawdopodobnie miał ważny powód. Wiele z nich zdecydowało się przyjść w umówione miejsce.
Najbardziej sceptycznie nastawiony był gang Morioh. Josuke i Okuyasu nie zdążyli mu jeszcze zaufać nawet jeśli w Wieży są bezpieczni, a wszystkie konflikty teorytycznie rozwiązane. Tym bardziej, że jedną z osób których bardziej to zainteresowało był starszy Nijimura - Keicho. W pewnym sensie zaprzyjaźnij się z Akirą, choć trudno było nazwać przyjaźnią jakąkolwiek relację, w którą udzielał się użytkownik [Bad Company]. Oczywiście nie zdawał sobie nawet sprawy, że to właśnie Otoishi był tym który go zabił. Okuyasu nie miał ochoty mu tego mówić, a sam muzyk... Z racji że Nijimura ciągnie go właśnie po to by "znaleźć i nakopać temu dupkowi, który wysłał go na tamten świat" raczej nie chciał się do tego przyznać.
A gdy wspomniano już o Josuke. Higashikata na ten dzień również postanowił pocieszyć kilka osób... Lecz nikt o tym się nie dowie. Poprzedniej nocy wypisał anonimowo pare ładnych kartek i z pomocą Okuyasu rozdał je po pokojach, gdy nikt nie patrzył.
Mówiąc "parę" ma się na myśli mnóstwo. Nie byli to wszyscy w Wieży, przeważnie osoby które znał, lub czuł się blisko związany. Na pewno kartkę dostał Jotaro, mimo że ten pochodził z nie tej linii czasowej niż Josuke. Serduszko wylądowało jeszcze u Koichiego, nawet Yukako. Nastolatek nie mógł też pominąć swojego ojca, a lurkę podarował obu jego wersjom z Wieży, chociaż nie znał obu. Zmusił się także by obdarować Kirę, ale tylko by zobaczyć jego zaskoczoną minę. Nigdy nie mógłby wybaczyć temu człowiekowi, a nawet wciąż nie rozumiał dlaczego on może tu przebywać.
Nie można też zapomnieć o Jonathanie, którego lubił praktycznie każdy, no i należał do rodziny, a ponieważ Speedwagon był pierwszą osobą która pokazała mu Wieżę, również i on mógł się nacieszyć walentynką.
Najdziwniej było z Okuyasu. Mimo że pomagał wszytko rozdać, gdy rano zobaczył identyczną laurkę na swoim biurku, był bardzo zaskoczony. Ale wiadomo, że on nie jest przecież najmądrzejszy.
Wszystkim również wydawało się, że Dio cały dzień będzie wkurzony. Bo albo "Wielki Dio nic nie dostał?! Skandal" albo "Wielki Dio nie obchodzi takiego durnoctwa, i nie może patrzeć na te wygłupy". Były nawet założenia, że oba.
O dziwo jednak, tak nie było. Dio był nadzwyczaj spokojny, a nawet zdarzał się być uprzejmy. Jak później się okazało powód jego dobrego humoru.. Był właśnie ten dzień. Dio mógł być kim był, ale miał jeszcze odrobinę godności i lubił czasem kogoś drobnym słówkiem popieścić. Zaczęły krążyć kolejne teorie o tym, że może dostał swoją pierwszą walentynkę i nie był to od lat próbujący zaprzyjaźnić się Jonathan, dopóki nie potwierdził tego Vanilla Ice. Wiele sług Dio z przyzwyczajenia jeszcze próbuje wkupić się w jego łaski Walentynkami. Prócz tego to była tradycja. Jak wspomniano wampir lubił to święto i je obchodził. Co roku w jego twierdzy kilku podwładnych, który spodobali mu się najbardziej dostawali drobny upominek w postaci kilku sztuk złota dla siebie.
Teraz trzeba było nieco zmienić nawyki, bo pieniądze nie wchodziły w grę, a w tym miejscu nikt już nie służył staremu Brando.
- Jotaro...!
Kujo odwrócił się w jego stronę. Ponieważ nie interesował się plotkami nie był pewien w jakim humorze jest teraz Dio. Zignorował go jak zwykle to robił i poszedł przed siebie.
Wampir złapał go jednak za ramię i przyciągnął do siebie.
- Nie mogę patrzeć jak masz zawiązany ten krawat. Ta umiejętność to podstawa mężczyzny. - I zaczął poprawiać krawat zdezorientowanemu Jotaro.
Dopiero gdy skończył pomyślał nad ważniejszą sprawą.
- Czemu ty u licha masz teraz krawat...?!
- Nie twój cholerny interes. Dzięki i w ogóle, ale nie chcę cię widzieć, no chyba że znowu chcesz wpierdol. - Joot uśmiechął się złośliwie. Jego nemesis tylko prychnął i odszedł, nie chcąc wdawać się z nim w dyskusję. On, Dio, został znowu poniżony, nawet w tym jednym z niewielu dni gdzie próbuje być tym, kim wszyscy woleli by żeby był.
La Squadra woleli trzymać się z dala i razem. Nie byli w komplecie, brakowało im najważniejszych członków zespołu - Prosciutto i Risotto jeszcze nie zdążyli dotrzeć do Wieży. Ponieważ nie było nimi żadnego prawdziwie przywódczego charakteru (z naciskiem na "prawdziwie" - Illuso chciał przejąć rolę, ale z jego dziwnymi poglądami i sadystycznymi chwilami szybko Nero nie miałby do czego wracać) postanowili nie zawracać sobie głowy bzdurami. Największym utrapieniem jak dotychczas było pilnowanie Pesci'ego w chwilach słabości i buntów przeciwko Buciarattiemu, ale to zdarzało się rzadko, a prócz tego radzili sobie świetnie.
Teraz również zagnieździli się w jakimś kącie i ignorowali wszystkich wkoło łącznie z Illuso, który ciągle próbował przekonać ich do swojej racji. Nikt prócz Melone nie zainteresował się prezentami, ale i tak nagle odkryli, że coś dostali. Z początku myśleli, że to [Beach boy], ale jego użytkownik był tak samo zaskoczony jak oni, a wszyscy wiedzieli że on nie potrafił kłamać.
Formaggio zauważył również, że tak jak wszyscy pozostali miał taką samą tabliczkę mlecznej czekolady, ale oprócz tego coś jeszcze. Mała kartka podpisana "od miłośnika kotów, do miłośnika kotów". Oczywiście wiedział od kogo to i postanowił wyjątkowo oddzielić się od grupy i rozmówić się z nim.
- Prosiłem żeby mi nie przeszkadzać! - usłyszał zaraz po otwarciu drzwi.
- Nie jestem tutaj dla ciebie Hol. Pajacu, cały czas cię szukam, a to było ostatnie miejsce gdzie mógłbym cię znaleźć. To twoje? - odwrócił się do leżącego na podłodze Becka i rzucił w niego kartkę.
- Tak. - odpowiedział przyglądając się jej. Podobało Ci się?
- Kawałek papieru? Żartujesz sobie?
- Nie papier, to! - szatyn otworzył kartkę pokazując mu małą kieszonkę, z której wyjął malutką torebeczkę. Formaggio wcześniej tego nie zauważył.
- Męski łańcuszek z kotem. - powiedział wampir wyjmując przedmiot - Jeśli nie chcesz tego kotucha, możesz go odpiąć. Dałem Ci go, pomogłeś mi z Spikie'm.
- Nie gadaj mi o tym kocurze! - Hol wtrącił się w rozmowę.
- Nie musisz drzeć mordy, ja wychodzę. Kotka sobie zatrzymam. A wiesz... Masz I tak tego nie lubię. - wychodząc użytkownik [Little Feet] rzucił Beckowi czekoladę, którą dostał wcześniej.
W całym tym gwarze dzień bardzo szybko minął. Zanim wszyscy się zorientowali był już wieczór i pora na niespodziankę Akiry. Choć pomysł podobał się mniej lub bardziej, każdy pojawił się przed budynkiem. Nawet Rohan wychylił głowę ze swojej jaskini.
Oczywiście nikogo nie zdziwiło, że cała "niespodzianka" to prawdopodobnie koncert. Co innego mógłby zrobić człowiek, który poświęca się dla grania?
Tak właśnie na podwórzu pojawiła się scena. Z kartonu, bo z kartonu, ale lepsze dostępne materiały schodziły zawsze na broń. Na szczęście oprócz tego znaleziono kilka pustych skrzyń, rury i puszkę farby oraz skądś jakiś kawałek tkaniny na kurtnę. Artystyczny zmysł Kakyoina pozwolił przygotować scenę tak, by wyglądała przyzwoicie.
Cała ferajna zaczęła powoli siadać na trawie. Akira wyszedł do publiczności ze swoją gitarą i uśmiechnął się. Szarpnął strunę raz... I przerwa. Szarpnął drugi... Przerwa. Jakby budował napięcie. Podniósł rękę i... Wtedy zaczął grać najpierw szybko, potem wolniej i znowu przyspieszał. Westchnął, przerwał i tym razem zaczął tworzyć spokojną nutę.
Początkowo pojawiło się rozczarowanie. Kartonowe otoczenie można przeżyć, ale coś zdawało się być nie tak z Otoishim. Ale wszystko wyjaśniło się po chwili. Mężczyzna cofnął się. Zza kurtyny wyszedł Jotaro w białym garniturze i ów krawacie, który zawiązać pomógł mu Dio. I co najdziwniejsze - bez czapki. Jego włosy delikatnie powiewały nie wtapiając stapiając się z dziwnym nakryciem głowy.
Kujo stanął na skrzyni z przodu, wyjął mikrofon (co jak co, ale sprzętu muzycznego Akira miał pod dostatkiem) i zaczął śpiewać. Jego głos poruszyłby serca każdej z jego fanek ze szkoły, ale na szczęście nie było ich tu.
Wszyscy byli w szoku, ale to nie był koniec. Po pierwszej zwrotce, która była spokojna i melodyjna niczym z taniego romansu przyszedł czas na zmianę nastroju. Muzyka była szybsza, a Jotaro zaczął śpiewać energicznie i z uśmiechem na ustach. Również podrygiwał do taktu.
I w tym momencie zza tkaniny wybiegły Trish i Yukako w spódniczkach do połowy uda i bluzkach odkrywających pępek. Stanęły koło Jotaro. W jednej ręce trzymały mikrofony, a drugą położyły na biodrach. Dołączyły do Jotaro, a oprócz tego kręciły się po scenie tanecznym krokiem.
Wszystko w temacie Walentynek i wszytko pomysł Akiry. Przygotowywali się miesiącami, a nikt nie wie jak zdołano przekonać Jotaro.
Show się skończyło, rozbrzmiały głośne oklaski, starszy Joseph płakał, młodszy go pocieszał, Giorno zamienił źdźbła trawy i kwiaty w motyle, by jeszcze polepszyć nastrój, Koichi chciał pochwalić Yukako, ale zaczął gwałtownie się rumienić kiedy podeszła bliżej w tym stroju, [Pistols] Misty zaczęły piszczeć, a Keicho starał się ukryć przed młodszym bratem uśmiech pod nosem.
Po dniu, wieczór też minął bardzo szybko, było już po Walentynkach. Dla niektórych były to pierwsze, dla innych po prostu najlepsze. Może oprócz jednej osoby, która wciąż siedziała przy biurku i pisała tandetne wierszyki.
====
Spizgane w uj 🙃
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro