Rozdział 5
Madellin
Byłam jak sparaliżowana. Nie wykonałam żadnego ruchu.
Przesłyszałam się . Na pewno tak.
- Madellin, już powiedziałem że możesz wyjść z ukrycia.- przełknęłam ślinę. Nie sądziłam że pan Kanstral może sie zorientować że tutatj jestem. Z ociągnięciem podnosłam sie. Nie patrząc w jego stronę zaczęłam wygładzać sukienkę i zdejmować z niej liście. Obruciłam się w stronę okna lecz oczy nadal miałam wbite w ziemie.
- Rozumiem że wszystko słyszałaś. To może teraz my porozmawiamy?- spytał. Jednak ja się nie odzywałam. Z pewnością i tak bym nie wiedziała co mam powiedzieć. - Jak mniemam to nie jest zbyt komfortowe miejsce do prowadzenia konwersacji. Może zatem weszłabyś do pokoju?- ponownie nic nie odpowiedziałam, a także się nie poruszyłam. - W takim razie nie pozostaje mi nic innego jak przyjść do ciebie.- szybko podniosłam głowę i spojrzałam się wprost w jego oczy .
- Nie, już idę panie Kanstral - oznajmiłam i biegiem zniknełam poza zasięg jego wzroku.
Kanstral
Patrzyłem jak ta mała dzierlatka znika za rogiem domu i uśmiechnąłem sie pod wąsem. Wiedziałem że była córką mojego sąsiada i wspólnika jednocześnie. Powinien nauczyć to dziewcze dobrych manier. Cóż to za maniera podsłuchiwać dorosłych. Moje rozmyślanie przerwała właśnie ona wchodząc do pokoju.
- Zamknij drzwi.- oznajmiłem nie patrząc na nią tylko siadając przy biórku. Po chwili wahania wykonała moje polecenie. Wskazałem ruchem ręki by usiadła po drugiej stronie biórka, czyli na przeciwko mnie. W tedy dopiero uważnie się jej przyjrzałem. Miała kręcone blond włosy które sięgały poza pas. Jasna cerę którą można by porównać do blasku ksieżyca i duże niebieskie oczy otoczone gęstmi, długimi rzęsami. Na policzkach było widać lekki rumieniec najpewniej spowodowany ruchem albo też skrępowaniem. Śliczne dziecko stwierdziłem.Nawe bardzo.
- Chce się dowiedziec ile słyszałaś.
- Wiem panie K. że interes podłupadł , a pan chce go zlikwidować. Oznacza to że moja rodzina straci majątek.- powiedziała coraz donośniejszym głosem wpatrując się we mnie ze złością.
- I uważasz że kto jest temu winien?
- A jak pan myśli? To pan nakłonił papę na ten interes!- rozsiadłem się wygodniej na krześle i oparłem dłonie na biórku łącząc je.
- Czy zmusiłem go tej współpracy? Czy mu jakoś zagroziłem? Zaszantarzowałe?- widząc że kręci głową uśmiechnąłęm się. Wyglądało na to że jednak zamiast uśmiechu wyszedł mi grymas. - Co teraz zamierzasz zrobić Madellin?
- Opowiem wszystko papie. Może da sie jeszcze jakoś to wszystko odkręcić.- Pokreciłem głowa z politowaniem . Nagle wpadł mi do główy pewien pomysł.
- Ile masz lat dziewczyno?
- Skończyłam w tym roku szesnaście.- odparła zła.- Nie wiem tylko co to wnosi do sprawy. - Spojrzałem na nią jeszcze raz i kiwnąłem z aprobatą głową.
- Mam pomysł który ocali nie tylko mnie przed bankróctwem ale też twoją rodzine.
Madelin
Patrzyłam na niego nie wierząc w to co słyszę. Spoglądałam na niego nieufnie.
- W takim razie co to za pomysł?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro