Rozdział 4
Madellin
Jak najszybciej ruszyłam do ogrodu. Potrzebowałam świerzego powietrza. Nagle moją hustkę z głowy porwał wiatr.
- No nie!- ruszyłam szybko za uciekającym przede mną przedmiotem. Przeskoczyłam po kamieniach które leżały w strumieniu, by potem ruszyć pomiędzy krzakami koło domu.
Oby tylko nie zachaczyła się o jakąś gałąź. Przecież to nowa rzecz od papy. Och, po co ją wzięłam. Już prawie ją złapałam ale poślizgnełam się i upadłam łapiąc hustke w ręce. Uśmiechnełam się zwycięsko ściskając zdobytą rzecz. Miałam właśnie się podnieśc, gdy usłyszałam rozmowę pana K z jakimś mężczyzną. Nie mogłam teraz wstać niezauważona, bo gdybym chciałam uciec zobaczyliby mnie w oknie.
Dmuchnełam sfrustrowana na opadający mi na oczy kosmyk włosów, dopiero po chwili dotarło do mnie co mówią.
- Czy to oznacza poważne straty, sir?
- Niestety, cały zakład będzie trzeba zamnknąć. Brak inwestorów nie pomaga naszym interesom. Natychmiast trzeba usunąć ten zakład bo wpadniemy w jeszcze większe zadłużenie. - przyłożyłam zaciśniętą rekę do ust. Wiedziałam co to oznacza. Wszystko to co działo się przez ostatnich kilka dni było tylko snem. Papa na pewno się załamie kiedy usłyszy tę wieść. - Proszę przekazać ten list w odpowiednie ręce. - po chwili usłyszałam trzask zamkniętych drzwi. Odetchnełam myśląc że już sobie poszli. Nagle usłyszałam donośny głos.
- Możesz już wyjść z ukrycia Madellin.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro