Rozdział 3
Siedziałam teraz w pokoju i rozmyślałam. O cóż im mogło chodzić? Skoro byłam osobą dosyć dociekliwą postanowiłam nie zostawiać tej sprawy własnemu biegowi, jednak na razie wiedziałam że i tak nic bym od taty się nie dowiedziała dlatego postanowiłam milczeć i nie zdradzić się z tym co już wiem.
2 tygodnie później
Właśnie siedziałam z moją matką i siostrą w salonie kiedy wkroczył do niego również papa.
- Nie uwierzycie jaką wspaniałą nowinę przynoszę drogie panie.- z przewrotnym uśmiechem i błyskiem w oku zaczął się śmiać i wymachiwać rękoma. Rzuciłam robótkę na stolik i do niego podbiegłam.
- O co chodzi Martinie?- spytała matka.
- Właśnie powiedz ojcze.- poparłam ją z entuzjazmem.
- Właśnie dostałem wiadomość od pana Kanstrala że nasza inwestycja w produkcję nowej rasy byków niezwykle się opłaciła. Będziemy bogaci!- wykrzyknął i zaczął wymachiwać listem.
Nie mogłam w to uwierzyć. Czy naprawdę ten interes mógł przynieść, aż takie zyski. Wcześniej kiedy się o tym dowiedziałam byłam nastawiona sceptycznie do entuzjazmu ojca, lecz wydaje się że nie miałam racji.
- Teraz wszystko się zmieni. Będziemy mogli odbudować nasz zamek, zatrudnić więcej słuzby...
- Wydawać bale , mieć najpiękniejsze suknie...- kontynuowała moja starsza siostra Lucinda z rozmarzeniem.
- Będzie trzeba kupić meble bo te są juz przestarzałe i połtać dach...- dopowiedziała mama z jak zwykle znana z racjonalnego myślenia.
- Nasz los się odmienił.
Patrząc na mijające dni uświadomiłam sobie że to jednak nie jest snem. Wszystko było w ruchu, wszędzie pełno służby, nowych przedmiotów. Postanowiłam się przejść, jednak gdy byłam już prawie przy drzwiach wyjściowych drogę zagrodził mi pewien mężczyzna. Spojrzałam się w górę i odstąpiłam o krok.
- Pan Kanstral! Miło mi pana widzieć.- dygnęłam
- Mi również panno Madellin.- ukłonił się, a potem spojrzał mi w oczy. Przełknęłam ślinę i szybko by uniknąć z nim kontaktu prześlizgnęłam się i szybkim krokiem ruszyłam. Nie wiedziałam że obejrzał się za mną...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro