Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ten, w którym nie wiadomo, czy nie jest aniołem w przebraniu

Elizabeth

—Naprawdę, wyglądasz zjawiskowo, Liz. Przestań się już tak oglądać w tym lustrze.—zaśmiała się Liza, którą energicznymi skinięciami głowy poparły moja siostra i mama

—Twój olimpijczyk nie będzie mógł od ciebie oderwać wzroku jeszcze bardziej, niż od tych swoich medali.—zaśmiała się najstarsza w naszym gronie, a my wszystkie po chwili do niej dołączyłyśmy

—Mam nadzieję, że wszystko pójdzie jak należy...—westchnęłam spoglądając na ustawione na stoliku zdjęcie, gdzie ja i Andreas stoimy w parku obejmując się, nieświadomi, że jakiś tajemniczy fotograf, w osobie siedzącej na łóżku Tanji, postanowił zrobić nam zdjęcie

Takie fotografie zawsze uważałam za najlepsze. Żadnego pozowania ani sztucznych min. To było tak, jakby wyjąć z życia chwilę, zatrzymać i oprawić w ramkę. Obok zdjęcia leżał delikatny wisiorek, którego prawie nigdy nie zdejmowałam. Był prezentem, który dostałam na moje pierwsze, wspólnie spędzone urodziny. Na cienkim łańcuszku wisiała niewielka śnieżynka, która sprawiała wrażenie, jakby po zetknięciu ze skórą miała się roztopić. Sięgnęłam po naszyjnik i podałam Lizie.

—Zapniesz mi? Wiem, że nie będzie widać, ale to taka nasza niepisana umowa. Moja i Andreasa.—uprzedziłam pytanie odgarniając z karku włosy

Już po chwili poczułam chłodny metal na skórze i mimowolnie zadrżałam. Teraz, mimo trzęsących się z podniecenia rąk czułam się znacznie pewniej. Spojrzałam na zegar, który wskazywał trzecią po południu i wstałam z zajmowanego przeze mnie krzesła. Wymieniłam krótkie spojrzenie z każdą kobietą obecną w pokoju i otworzyłam drzwi uważając, żeby nie ubrudzić sięgającego niemal do podłogi białego materiału. Po drodze do salonu, gdzie w najlepsze trwała dyskusja między moim narzeczonym, Stephanem, moimi braćmi i naszymi ojcami, prawie zderzyłam się z Julią i mamą Wellingera, które po drobnych poprawkach w makijażu wychodziły z łazienki.

—Wyglądasz zjawiskowo. Rozpuszczone włosy to jednak był genialny pomysł.—skomentowała młodsza skanując mnie od dołu do góry i z powrotem

—Dzięki.—uśmiechnęłam się i tym razem bez przeszkód dotarłam do celu

Kiedy stanęłam w progu przez chwilę pozostałam niezauważona, ale kiedy tylko Leyhe szturchnął swojego przyjaciela, wszystkie oczy spojrzały na mnie. Po ich minach wywnioskowałam, że naprawdę dobrze wyglądam, choć pierwotnie nie byłam przekonana do sukienki z zakrytym dekoltem i ramionami.

—Zbieramy się?—spytałam, wyrywając mężczyzn z szoku, w który wprowadziłam ich swoim wejściem

Jak na zawołanie wszyscy oprócz Andreasa wstali z zajmowanych miejsc i wyszli z salonu, po chwili zupełnie opuszczając mieszkanie. Po kilku sekundach przedstawicielki płci pięknej również opuściły mieszkanie, a my zostaliśmy na moment sami.

—Powinieneś częściej nosić garnitur.—stwierdziłam niepewnie przerywając ciszę, wciąż czując przesuwający się po moim ciele wzrok mężczyzny

—Pewnie masz rację.—podniósł się ze swojego miejsca i stanął za moimi plecami, na których położył dłonie

—Co ty robisz?—zdziwiłam się i spojrzałam przez ramię na jego twarz, po której błądził niewielki uśmiech

—Wyglądasz dzisiaj tak olśniewająco, że sprawdzam, czy żaden anioł się pod ciebie nie podszył.—powiedział to takim tonem, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie, więc niemal od razu spaliłam buraka, notując w pamięci żeby potem dopisać ten tekst do "najbardziej cringowe teksty na podryw, na które poleci każda"—Moje fanki będą o ciebie strasznie zazdrosne.—zaśmiał się, a ja delikatnie zdzieliłam go w głowę

—Chodźmy już.—poprosiłam i wyciągnęłam do niego rękę, a po chwili oboje byliśmy już w samochodzie Stephana, który miał nas zawieźć do kościoła

Bardzo dokładnie zapamiętałam każdy szczegół z tej ceremonii. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie, czas parę razy zatrzymał się dla mnie, kiedy spoglądałam w jasne oczy mojego mężczyzny. To on był dzisiaj naszym mózgiem, ponieważ ja czułam wielką dziurę w pamięci i nie byłam w stanie odpowiednio reagować na słowa księdza. Za prawdziwy cud uważam fakt, że poprawnie wyrecytowałam przysięgę małżeńską, nawet jeśli przez ostatni tydzień jej słowa miałam na tapecie i ekranie blokady telefonu.

Po wyjściu z kościoła wszystko poszło już jak z płatka. Powoli zachodzące słońce rzucało swój blask na świeżą, zieloną trawkę, która dopiero niedawno uwolniła się od przygniatającego ją śniegu, a my staliśmy na kościelnych schodach trzymając się za ręce.

Wszyscy bez problemu dotarli pod wskazany w zaproszeniu adres, gdzie odbywało się przyjcie. Impreza rozkręcała się z każdą chwilą, a goście coraz lepiej radzili sobie na parkiecie. Mi i Andreasowi też nie szło najgorzej, mimo że zmuszona byłam przez jakiś czas tańczyć w szpilkach.

—Widzisz? Na razie jest w porządku, wszyscy się bawią. Niepotrzebnie się tak martwiłaś, że nasze rodzinki się nie dogadają. Z resztą, kiedy przychodzi pora na alkohol, wszystkie uprzedzenia i tak znikają.—zaśmiał się 

Andreas

Byłem zdenerwowany. Cholernie zdenerwowany. Praktycznie cały poranek i część popołudnia przesiedziałem w salonie rozmawiając ze starającym się mnie uspokoić Stephanem. Starał się poruszać neutralne tematy, co rusz nawiązując do formuły 1, ale i tak moje myśli bez ustanku krążyły w okół mojej pięknej narzeczonej, która w sąsiednim pokoju szykowała się na nasz ślub.

Doskonale pamiętam, kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy. Byłem wtedy jeszcze zaręczony z Carlą, ale Liz i tak zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Nie myślałem o niej wtedy jak o potencjalnej partnerce, jednak z każdą chwilą coraz bardziej mnie intrygowała, a ja pragnąłem wiedzieć o niej więcej i więcej.

Tamto spotkanie nie wzbudziło we mnie jednak nawet w połowie takich emocji jak to dzisiaj, kiedy zobaczyłem ją gotową na ten dzień. Była tak śliczna, że nie mogłem oderwać od niej wzroku. Ciemne, spływające falami włosy cudownie kontrastowały z bielą rękawów, a ledwo zauważalny makijaż podkreślał jej jasne oczy. Słowo "zjawiskowo" było by dużym niedomówieniem, gdybym chciał słowami opisać jej doskonale zgrany z ciałem strój.

W samochodzie trzymaliśmy się za ręce, posyłając sobie ukradkowe spojrzenia, a ja bawiłem się drobnym pierścionkiem na palcu Elizabeth, uśmiechając się z niedowierzaniem. Tak, to zdecydowanie było zbyt piękne, a jednak działo się naprawdę.

Całą mszę miałem wrażenie, jakby moja ukochana miała za moment zemdleć, więc z całych sił asekurowałem ją i pilnowałem, żeby przez przypadek nie pomyliła żadnej kwestii - chyba by mnie zabiła, gdybym do tego dopuścił.

W końcu uroczystość się skończyła, a my stanęliśmy w blasku zachodzącego słońca, trzymając się za ręce.

—Dziękuję, że mi pomogłeś.—usłyszałem obok ucha cichy głos Elizabeth, której usta już po chwili złożyły na moim policzku delikatny pocałunek

—Powinnaś się przyzwyczajać, bo będziesz skazana na moją pomoc do końca moich dni.—uśmiechnąłem się uroczo i objąłem ją ramieniem

—Nie mam nic przeciwko.

Było już po północy, kiedy na chwilę wyszliśmy na dwór. Mimo niskiej temperatury usiedliśmy na ławce, a moja marynarka spoczęła na ramionach Liz, która na początku protestowała, jednak ostatecznie odpuściła.

—Ale teraz będzie śmiesznie...—stwierdziła opierając głowę o moje ramię—W końcu nie będę musiała być zazdrosna o twoje napalone, trzynastoletnie fanki.—zaśmiała się

—A kiedyś dałem ci powód do zazdrości?—spytałem podstępnie

—Nie, ale wypadało zachować pozory.—Ze śmiechem pokazał mi język

—Osz ty mała!—pogroziłem jej palcem—Założyłaś swój naszyjnik.—zauważyłem, kiedy światło latarni odbiło się od delikatnego, złotego łańcuszka

—Dodał mi pewności siebie. A ty masz swoją szczęśliwą przypinkę?—szturchnęła mnie w bok, myśląc, że tu mnie złapie, ponieważ nigdzie nie można było zauważyć miniaturowego skoczka

—A mam!—oznajmiłem dumnie i uniosłem krawat pokazując przyczepionego do spodu zawodnika—Chyba nie mógłbym pójść bez niego.—Puściłem jej oczko

—Wiesz, od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie myśl...—zaczęła niepewnie, a ja zachęciłem ją do kontynuowania—Skoro już teraz jesteśmy małżeństwem, to może adoptujemy Martina?

___________________

Jesteśmy na ostatniej prostej, niedługo czeka nas wielki finał, a mi zebrało się na wzruszenia... Może i na pozór nie okazuję zbyt wiele miłości tej historii, ale pamiętajcie, że pozory mylą ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro