Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7


Tymczasem gdy reszta czekała na Arisę, April siedziała przy fontannie w ogrodzie. Cieszyła się spokojem do czasu. Nagle pojawił się Maxwell z różową chryzantemą w ręku.

-Cześć April-rzekł.

-Cześć Maxwell-odparła.

Chłopak siadł obok niej wpinając jej we włosy kwiat chryzantemy. Ale April to wcale się nie podobało tylko ją peszyło. Jednak nic nie powiedziała. Maxwell przysunął się bliżej niej.

-Chciałabyś już wrócić do domu?-spytał.

-No pewnie, że tak-odpowiedziała.

-Nie podoba ci się tutaj?

-Podoba, ale... to nie moja rzeczywistość. Nigdy nie poczuję się tutaj normalnie.

-Rozumiem cię.

-Najbardziej to brakuje mi przyjaciół.

-Ale... gdybyś stąd odeszła, niektóre osoby mogłyby za tobą tęsknić.

-Kto niby?

-Na przykład ja.

Tymczasem przyjaciele wyszli z pałacu i ruszyli w stronę ogrodu.

Maxwell nadal rozmawiał z April.

-Nie odchodź, zostań-mówił.

-Nie mogę-odpowiedziała.

Zauważyła, że chłopak zaczyna zbliżać się do niej. Wiedziała, że powinna się odsunąć od niego, ale nie potrafiła. Zamknęła oczy całując Maxwella czule w usta. Wtedy właśnie zauważył to Donnie. Skamieniał i stał jak słup soli.

-Donnie?- pytał Leonardo pstrykając mu przed nosem palcami.

Ale on nawet nie drgnął. Karai jako druga zobaczyła szokujący widok.

-No to kanał-rzekła.- Leo, patrz.

Żółw popatrzył w kierunku, który wskazała ukochana jak i cała reszta. Otworzyli szeroko oczy niedowierzając. Arisa zamarła.

-Maxwell?-powiedziała.

-April?-rzekł Donatello przytomniejąc.

Dwójka odsunęła się od siebie patrząc na przyjaciół.

-To wy?-zdziwiła się nastolatka.- Jednak udało się wam tu dotrzeć.

-Tak, ale najwyraźniej marnowałem tylko czas, stając na głowie i myśląc jak się do ciebie dostać-rzekł Donnie zły i odszedł.

-Donnie?-zawołała rudowłosa podbiegając do przyjaciół.- O co mu chodzi?

-Naprawdę jesteś taka głupia, że jeszcze się nie domyśliłaś?-syknęła na nią Karai.- Biegnij za nim!

Dziewczyna zdziwiona odpowiedzią żółwia pobiegła za przyjacielem.

-Arisa, ja...-mówił Maxwell rozmawiając z księżniczką.

Ale ona była tak rozwścieczona, że nie chciała go słuchać. Uderzyła go tylko z liścia w policzek krzycząc:

-Ty oszuście! Ja ci zaufałam!

Uciekła, a chłopak pobiegł za nią.

-Ale melodramat-westchnął Raph.- Chodźmy stąd.

Wziął Monę za rękę idąc z nią do pałacu. Leo i Karai podążyli za nimi. Mikey został w ogrodzie przy fontannie.

-Szkoda, że Renet tego nie widzi-zaśmiał się.- Swoją drogą ciekawe kiedy wróci?

Całą sytuację widziała z ukrycia Alopex. Zawarczała sama do siebie i pobiegła spotkać się z Ninjarą.

-Ach, co ten pajac narobił?!-wkurzaną się ruda lisica.- Ta April zawróciła mu w głowie i przez niego cały plan wziął w łeb! A do tego przypałętała się tu cała zgraja żółwich mutantów! Teraz nie ma co liczyć, że to ukryjemy!

-Chybna pozostało nam już tylko się modlić, żeby Ari i Maxwell się pogodzili-rzekła Alopi.- A te żółwie i ich dziewczyny trzeba jakoś wykurzyć.

-Albo ich skłócić ze sobą i pozabijać.

-Jak skłócić?

-Rusz głową. Użyj swego kobiecego uroku. Dobrze wiemy, że z nas dwóch ty masz go więcej. „Zainteresuj" sobą któregoś z nich. Ja zastawię w tym czasie pułapki.

-Ale którego ma sobą „zainteresować"?

-Tego, który najbardziej jest zżyty ze swoją dziewczyną i widać to na kilometr.

-Raphael i Mona Lisa.

-Do dzieła, kochana!

Alopex uśmiechnęła się złośliwie i poszła realizować ich plan.

Tymczasem April znalazła Donniego na dużym korytarzu z balkonami. Ale wtedy żółw nie był już wkurzony tylko przygnębiony. Dziewczyna podeszła bliżej niego pytając:

-Donnie, o co chodzi?

-O nic-rzucił szybko patrząc cały czas na zachodzące słońce.

-Nie rozumiem. Dlaczego tak przejmujesz się tym pocałunkiem?

-Naprawdę... naprawdę tego nie rozumiesz? Nie widzisz?

Donatello westchnął ciężko, spuścił głowę po czym, popatrzył na nią.

-Zaraz, zaraz-zaczynała sobie uświadamiać.- Ty... ty jesteś o mnie zazdrosny...

Donnie popatrzył znowu na słońce, zamknął mocno powieki i nieśmiało skinął głową. April wreszcie zrozumiała. Myślała, żeby odejść, a raczej uciec, ale nie umiała. Odeszła kawałek zacierając dłonie.

-Kochasz mnie, prawda?-spytała.

Nastała chwila ciszy. Donnie bał się to wyznać, ale w końcu miał okazję i nie mógł już jej przepuścić.

-Kocham cię, odkąd zobaczyłem cię pierwszy raz... Wtedy, co Kraangowie chcieli porwać ciebie i twojego ojca. Kochałem cię, gdy szukaliśmy sposobu by go uratować. Kochałem cię, gdy został zmieniony w nietoperza. Kochałem cię, gdy nadeszła inwazja pierwsza, druga, trzecia... Kochałem cię w Nowym Jorku, w North Champion, w kosmosie. W Rositill też cię kocham. Kocham cię z każdym dniem mocniej. Ale... chcę się poddać. Casey... ty wolisz jego.

-Nie, Donnie!-zawołała podbiegając do niego.- To nieprawda! Lubię go, ale nic poza tym! Nie możesz się poddać! Przepraszam, że nie chciałam niczego widzieć.

Donatello spojrzał na nią po czym odwrócił w jej stronę. April nie chciała zwlekać. Zamierzała mu pokazać, że naprawdę jej na nim zależy. Zbliżyła się do niego łącząc ich wargi w jedno. Żółw objął ją w tali czując pełnię szczęścia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro