Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Minęły dwa dni odkąd Arisa zjawiła się na wsi a wszyscy już mieli jej dość. Dziewczyna cały czas przeszkadzała i rozkazywała. A do tego jej upartość nie miała granic. Jedynie Donnie, który cały czas siedział w szopie z Gdakosławą, nie odczuwał wrednego charakterku Ari. Bez wytchnienia szukał sposobu, jak sprowadzić April do domu. Nadszedł wieczór. Przyjaciele zabrali się w pokoju Leo by omówić kwestie nowej „znajomej".

-Wydaje mi się, że wszyscy myślą tak samo jak ja-rzekła Karai.- Ta dziewczyna jest denerwująca.

-Denerwująca?!-wkurzył się Raph gwałtownie zrywając z łóżka.- To mało powiedziane!

-Zgadzam się z tobą-dodała Mona stając obok ukochanego. -Nie ma co tego ukrywać. Arisa to wredna, arogancka jędza!

-Ona się z nikim nie liczy-wtrąciła ponownie Miwa.- Uważa się za nie wiadomo kogo i że wszystko jej wolno!

-Arisa nie może być odbiciem April-rzekł Michelangelo z powagą.- To przemyślane działanie Wiewióroidów.

-Mikey, to nie jest odpowiedni moment na takie żarty-uspokoił go Leo.

-Słuchajcie, naprawdę się staram, ale ostrzegam, ze pewnego dnia nie wytrzymam i miecz może mi się wyślizgnąć z ręki a wtedy...-nie dokończyła.

-Zaraz, wolnego- przerwał jej Leonardo.- Tak, to prawda, Arisa to podstępna żmija ,ale bez przesady. Musimy wytrzymać te cztery dni.

-To ja chyba już wolę wrócić do Nowego Jorku-burknął Raph.

-To miały być nasze wakacje a nie jakiejś dziewczyny z piekła rodem- narzekała Karai.

-Przestańcie, damy radę-podnosił ich na duchu najstarszy.

-Oby-westchnęli wszyscy.

Wtedy właśnie do pokoju weszła Arisa. Sam jej widok oznaczał dla przyjaciół bombę z opóźnionym zapłonem. D razu poderwali się na równe nogi i wyszli.

-Stójcie-rzekła księżniczka stanowczo.- Macie się zatrzymać! Rozkazuje wam stać!

-Wsadź sobie gdzieś te swoje rozkazy-odparł Raph.

Drużynie udało się zamknąć a raczej zatrzasnąć za nią drzwi. Odetchnęli z ulgą. Dopóki Arisa nie wyleciała jak oparzona mówiąc:

-Mam dość! Nie zostanę ani chwili dłużej w tym miejscu gdzie nie okazuje się mi szacunku!

-A idź-odparł obojętnie Raphael.- Droga wolna.

Dziewczyna zadarła nos wysoko i zeszła ze schodów.

-Raph, przestań-skarcił brata Leo.

Podbiegł do Ari wołając:

-Arisa, zaczekaj! Słuchaj, teraz jest zimno i ciemno. A poza tym musisz zostać, bo inaczej nigdy nie trafisz do Rositill.

-Datuj sobie- odpadła chłodno.

Wyszła trzaskając drzwiami. Karai dziwiło zachowanie Leonardo. Coś za bardzo zależało mu by została. Podeszła do niego szybko.

-Leo, gdybym cię nie znała, pomyślałabym, że ona ci się podoba-rzuciła prosto z mostu.

-No co ty, Karai?-odrzekł zaskoczony.- Przecież wiesz, że dla mnie liczysz się tylko ty.

Dziewczyna odetchnęła z ulgą. Wtedy do domu wszedł Donnie.

-Znalazłeś już sposób, jak dostać się do April?-spytał najstarszy.

-Jeszcze nie, ale jestem blisko-odpowiedział.- Może za dwa lub trzy dni skończę. A gdzie jest Arisa?

-Poszła sobie-wyjaśniła obojętnie Mona.

-Co?!-zdumiał się.- Przecież bez niej nie podmienimy April.

-Ona wróci szybciej niż ci się zdaje-parsknął śmiechem Raph.

Przyjaciele siedli przed telewizorem a donnie wrócił do szopy.

Minęło kilka godzin gdy nagle drużyna usłyszała trzask drzwi. W ciemności korytarza stanęła postać przypominająca...

-To Kłącz!-krzyknął przerażony Michelangelo.

Istota podeszła do światła i strach przyjaciół od razu minął.

-Nie, Mikey, gorzej-odparł ironicznie Raphael.- To Arisa.

Księżniczka byłą przemarznięta, ubrudzona błotem, oblepiona liśćmi, obwieszona gałęziami. Do tego dygotała z zimna a jej suknia przypominała już tylko poszarpany kawałek materiału.

-Szybko wróciłaś-rzekła Mona.

-Ani słowa- warknęła Arisa.

Zamierzała jak najszybciej wejść po schodach a gór, ale niestety potknęła się o strzep rąbka. Karai pokręciła głową, podeszła do niej i pociągnęła za suknię odpruła połowę. Arisa skamieniała.

-Oszalałaś?!-wykrzyknęła.- To autentyczny jedwab! Jest wart więcej niż ty!

-Taki umorusany błotem?-spytała niezrażona.- Nie sądzę.

-No i nawet gdyby nie był umorusany to Karai warta by była więcej-dodał swoje słowa Leo.

Nagle Miwa zauważyła na nodze dziewczyny cieknącą krew. Czerwone krople kapały na błękitne szpilki.

-Skaleczyłaś się?-spytała.

-Nie twoja sprawa-fuknęła Ari.

-Okay-odparła wzruszając ramionami.

Księżniczka podbiegła do pokoju a córka Splintera wróciła do przyjaciół. Siadła obok Leonardo wpatrując się w ekran.

-To będą bardzo długie dwa dni-rzekł Raph.

-Albo trzy-wtrącił Mikey.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro