Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17

Minęło pięć dni.

Pięć dni pełnych strachu i niepokoju. Leo dochodził do siebie po makabrycznych przejściach. Codziennie musiał chodzić by odzyskać siły. Wspierała go Karai. Po południu oboje szli przez korytarz pod ramię.

-Jak myślisz Leo, Alopex i Ninjara wrócą? - spytała dziewczyna.

-Jestem tego pewna-odparł. - One tak łatwo nie opuszczą. I jeśli działają na zlecenie to na pewno możemy się ich spodziewać.

Po chwili podeszła do nich Arisa.

-Karai, mogę cię poprosić na słówko? - zapytała.

-No ale... - ucieła pokazując na Leo.

-Idź - przerwał jej żółw zdejmując rękę z jej ramienia. - Dam sobie radę.

Dziewczyna pokiwała głową i poszła za księżniczką.

Weszły do jej pokoju siadając na łóżku.

-Co się stało? - spytała Miwa.

-Karai, ufam ci najbardziej, więc muszę ci coś powiedzieć - odparła. - Widziałam, że Leo urodziła Ninjara i wiem też, że Alopex tu jest. Najprawdopodobniej przy tamie.

Karai rozszerzyła oczy z niedowierzaniem.

-I ty nic nie powiedziałaś?! - krzyknęła.

-Dopiero przed chwilą zauważyłam jak szła w tamtym kierunku, a Ninjarę widziałam tylko przez ułamek sekundy, więc myślałam, że to przewidzenie - tłumaczyła.

-Zaraz, przecież Raph i Mona są w pobliżu tej tamy! - przeraziła się kunoichi biegnąc do wyjścia.

-Karai, przepraszam - rzekła Ari

-Później będziesz mnie przepraszać - odparła zła.

Wybrała numer Salamandrianki i wybiegając z pokoju.

Tymczasem Raph i Mona przechadzali się właśnie nieopodal tamy. Właściwie byli na dziedzińcu pod zbiornikiem z wodą. Lisa siadła na parapecie a żółw stał przy niej.

-Mona... słuchaj ... - jąkał się. - Wiem, że ostatnio nie udało się nam nigdzie wyjść...

-Przez Alopex - dodała dziewczyna nadal trochę zła na chłopaka.

-Tak... Ale tym razem nie zamierzam dać plamy... więc może..

-Oczywiście, że tak - zgodziła się z marszu. - Ale pod warunkiem, że przeprosisz.

-Nie za dużo wymagasz?

-Dobrze, to idę stąd.

-Nie no, zaczekaj!

Wziął głęboki oddech i już miał wypowiedzieć te słowa gdy nagle rozległ się dźwięk telefonu Lisy. Sakamandrianka odebrała go przełączając na głośnomówiący.

-Karai, coś się stało? - spytała.

-Mona!-krzyknęła. - Jesteś z Raphem w pobliżu tamy?

-Tak, dokładnie pod nią.

-Musicie stamtąd uciekamy. Alopex jest w pobliżu i czai się na was!

Dwójka przeraziła się.

-Czekaj, możesz powtórzyć to ostatnie? - wtrącił Raph.

-Alopex tam jest! Wiejci... - niedokonczyła siostra bo znienacka jakieś ostrze przebiło ekran.

-Co do... - zdziwił się żółw.

Nagle obok nich z dachu zaskoczyła biała lisica. Trzymała w łapach kama i patrzyła na zakochanych z wściekłością.

-Czyżbym znowu wam przeszkodziła? - spytała złośliwie.

-Owszem - odparła Mona zła wyciągając miecz. - Masz niezwykłe wyczucie czasu.

Raph wyciągnął sai w momencie gdy Sakamandrianka zagadywała Alopex. Bez słowa rzucił się na nią ze sztyletami. Lisica zaskoczona odwracając się obroniła się kama. Mona zaatakowała ją od tyłu i udało się jej zdezorientować wroga.

Tymczasem Karai pędziła przez pałacowe korytarze szukając przyjaciół. Pierwszymi osobami, które znalazła to był Donnie i April.

-Dobrze, że was widzę - wydyszała.

-Karai, coś nie tak? - spytał Donnie.

-Alopex i Ninjara wróciły - tłumaczyła nadal ciężko oddychając. - Mona i Raph właśnie walczą z jedną z nich przy tamie. Musimy im pomóc.

-Znajdę Mikey'go a wy biegnijcie do nich - rzekła April.

-Tylko uważaj - powiedział Donnie z troską. - W pałacu może być ta druga.

Dziewczyna skinęła głową ruszajac w przeciwną stronę. Rodzeństwo pobiegło na dziedziniec.

-A Leo? - spytała Karai.

-Nie da rady - odparł żółw. - Jest za słaby.

Tymczasem April znalazła Mikey'go w jadalni.

-Mikey, chodź, szybko! - zawołała.

-Zaraz, tylko skończę te lody - odparł.

-Tu chodzi o życie Rapha i Mony - rzekła. - Nie mamy czasu. Idziemy!

Chwyciła żółwia za skorupę i pociągnęła go za sobą.

W tej samej chwili Raph wrażeń Lisą walczyli z Alopex. W końcu cała trójka spadła na dość szeroką krawędź tamy. Lisica popchnęła Salamandriankę na dźwignię, która otworzyła właz i woda zaczęła wylewać z ogromną siłą. Alopex zablokowała kama sai Rapha zaczynając spychać go w nurt żywiołu. Żółw próbował zaczynając spychać go w nurt żywiołu. Żółw próbował zatrzymać się opierając nogą o starą, kruchą, niską ściankę, ale ona szybko rozpadła się na kawałki. Raphael czując, że zaraz spadnie popatrzył na ukochaną mówiąc :

-Mona... przepraszam...

Potem skierował wzrok na Alopex.

-Nie waż się jej skrzywdzić - rzekł srogo.

Lisica wypchnęła go w końcu w nurt fal.

-RAPHAEL!!! - krzyknęła przerażona Lisa. - NIE!!!

Podbiegła do Alopex odpychając z całej siły nogą. Lisica uciekła a Salamandrianka patrzyła na wzburzoną wodę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro