Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

Arisa wpadła w krzaki bujnie rosnących zieleni. Wstała powoli strzepując z siebie liście. Ubrana była w dwuczęściowy niebieski strój. Podrapała się po głowie rozglądając dookoła.

-Nie wiedziałam, że te przejścia jeszcze istnieją - rzekła sama do siebie. - Tylko gdzie ja jestem?

Nagle zobaczyła na drzewie wyżłobiony napis "Atlantyda".

-No świetnie - powiedziała. - Zaraz, jak się z tych wymiarów wracało?

Rozmyślała przez chwilę. Moment później usłyszała jakieś Ryki wskoczyła przerażona na drzewo.

-Niezbyt odpowiednie miejsce dla Księżniczki, ale trudno - powiedziała cicho.

Siedziała bez ruchu patrząc na zbliżające się stwory. Były to cztery duże lamparty. Ari czuła jak serce jej wali i jak sama się trzęsie. Jednak za nic nie chciała by koty ją usłyszały.

-No idźcie sobie - szepnęła.

Nagle coś wyleciało zza liści. Dziewczyna krzyknęła, ale urwała ten krzyk zakrywając sobie usta. Lamparty usłyszały ją szczerząc kły.

-Ari, przypomnij sobie jak wychodziło się z tych Międzywymiarów - mówiła do siebie.

Koty ruszyły na drzewo.

-Przypomnij sobie i to szybko! - krzyknęła.

Zeskoczyła z drzewa po czym zaczęła uciekać. Po drodze znalazła długą gałąź, która próbowała się obronić. Chciała uderzyć lamparta, ale on złamał kij zostawiając niewielką jego część.

-No to wpadłam- rzekła.

Przerażona cofała się do tyłu. W końcu potknęła się upadając na ziemię. Zakryła twarz rękami oczekując na śmierć, ale nagle usłyszała czyjś głos.

-Stop!

Dziewczyna popatrzyła do góry i zobaczyła młodego mężczyznę. Wydał gustownie kilka rozkazów a lamparty odeszły z podkulonymi ogonami. Arisa wstała patrząc na nieznajomego.

-Dzięki - powiedziała.

On nic na to. Odwrócił się tylko i poszedł w stronę lasu.

-Hej, powiedziałam dzięki - powtórzyła.

Nagle obok niej otworzyło się przejście. Księżniczka wzruszyła ramionami patrząc ponownie na mężczyznę i weszła do środka.

Tymczasem Maxwell wylądował we Francji. Ubrany był w czerwono - białą bluzkę w pasy, czarne spodnie. Na twarzy charakterystyczne francuskie wąsy a na głowie beret. Chodził bez celu po mieście od kilku godzin. Wreszcie wszedł na Wierzę Eiffla obserwując widok. Zastanawiał się nad całą tą sytuacją.

-Tych mutantów, dziewczyny i Arisę mogły wysłać do tych wymiarów, ale mnie już powinny zostawić - mówił.

Nagle obok niego pojawił się portal, z którego wyszła Alopex.

-No wreszcie - rzekł chłopak.

-Po co stanąłeś obok nich - odparła lisica. - Jakbyś się odsunął, nie siedziałbyś teraz w Paryżu.

-Dobra, mniejsza o to. Jak z tymi Międzywymiarami?

-No właśnie mamy problem. Pułapki nie zostały dobrze dopracowane i wszyscy wychodzą z nich bez szwanku. Ale ta Karai to jako jedyna raczej nie wyjdzie. Już Ninjara o to zadba.

Alopex i Maxwell uśmiechnęli się szyderczo po czym weszli do przejścia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro