Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. Cholera, co poszło nie tak?

Muzyka grała tak głośno, że ledwie można było słyszeć własne myśli. W połączeniu z alkoholem sprawiało to, że ciężko było zachować się jakkolwiek rozsądnie. 

Eddie nie końca wiedział co się z nim dzieje. Czuł się słabo i trochę panikował, bo nigdy się tak nie czuł. Chciał zejść z parkietu, ale wtedy poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Tym kimś był Nathaniel, który przyciągnął go bliżej siebie i zaciągnął z powrotem na parkiet, zaczynając z nim tańczyć. Eddie zbyt słabo orientował się w tym, co się dzieje, aby uznać, że może to być niestosowne. Cieszył się, że Nathaniel jest obok – to dawało mu poczucie bezpieczeństwa, że nikt nie zrobi mu krzywdy, a gdyby zasłabł, Nathaniel mu pomoże. Nie myślał o tym, że intencje jego współlokatora mogłyby być inne. Tak właściwie nie myślał o niczym do momentu, aż Nathaniel zbliżył się na tyle blisko, że Eddie instynktownie odskoczył, trochę panikując. 

Spojrzeli sobie w oczy – Eddie z wypisanym w oczach przerażeniem, Nathaniel zaś z przeprosinami. I faktycznie Nathaniel miał za co przepraszać – to nie było nic nieznaczące zbliżenie się. Chciał pocałować Eddiego. Na parkiecie. Wśród tłumu ludzi. Nie mając pojęcia jakiej Eddie jest orientacji. Mimo postanowienia, że nigdy więcej nie zbliży się w ten sposób do żadnego mężczyzny.

Był idiotą.

Skończonym idiotą.

Tamta sytuacja sprawiła, że Nathaniel postanowił wziąć się w garść. A przynajmniej w jakiejś części. Jedno było pewne: nawet jeśli jakimś cudem Eddie okaże się być gejem albo chociaż biseksualny jak on, nie powinien się z nim wiązać. Miał nie wiązać się z mężczyzną. Nie mógł też mieć pewności, że Eddie nie choruje na AIDS. Póki co wolał jednak uważać, że Eddie jest heteroseksualny – to jakoś pomagało.

Aby więc odciąć myśli od Eddiego, postanowił związać się bardziej z którąś z dziewczyn i spróbować zaangażować się w związek. Postanowił zrobić to metodą dedukcji. Jako pierwsza odpadła więc Veronica.

Nie żeby Nathaniel miał z nią jakiś problem – lubił ją. Nawet bardzo lubił, ale jej brat był szemranym człowiekiem i bał się, że przy poważniejszym związku mogłoby dochodzić do starć między nim, a jej bratem. Póki co ich związek opierał się przede wszystkim na seksie i okazjonalnych rozmowach o czymś innym. Niewiele o niej wiedział, nie czuł większego przywiązania i dlatego uznał, że odejście od niej będzie dobrym początkiem, bo było najłatwiejsze.

Prawdopodobnie było też najgłupsze, o czym przekonał się ledwie dwa dni po rozstaniu, gdy poszedł z Eddiem i Sophie na piwo. To była jego taktyka – poznać Eddiego z pozostałą trójką dziewczyn i poprosić o jakąś podpowiedź. Sophie była jedną z tych dziewczyn, które lubiły chodzić do barów i był to jeden z głównych powodów, dla których Nathaniel się z nią umawiał – gdy coś poszło w jego życiu nie tak, umawiał się z nią do baru, jak z kumplem. To było miłe móc się komuś tak po prostu wygadać – pozostałe dwie dziewczyny już takie nie były.

Nie wziął pod uwagę, że brat Veronici też chodzi do barów. Nie pomyślał też o tym, że przecież to w tym barze go poznał, dopóki obok Eddiego nie usiadł nagle łysy wytatuowany mężczyzna koło trzydziestki, który nie wyglądał jakby przyszedł tu w miłych zamiarach. Tym mężczyzną był John – brat Veronici.

— Szybko się pocieszyłeś, Lewis — zwrócił się do Nathaniela, który naprawdę nie lubił, gdy ktoś zwracał się do niego po nazwisku.

— Naprawdę chcesz zepsuć nam wszystkim wieczór? — spytał Nathaniel pewnym siebie tonem, pokazując, że jest gotowy do tego, aby zareagować nawet na rękoczyny. Nie miał zamiaru dać mu jakichkolwiek sygnałów o tym, że obawia się tej konfrontacji, bo wiedział, że John to wykorzysta.

— Ty zepsułeś mi wieczór dwa dni temu, gdy Vii wróciła do domu we łzach, więc uznam to za rewanż — odparł, a Nathaniel przygryzł wargę. Zastanawiał się jakie kłamstwo wymyślić, aby nie stracić Sophie tu i teraz.

— Dobra, załatwmy to jak facet z facetem — zaproponował, wstając od stołu, ale John szybko posadził go z powrotem.

— Niech twoja nowa dziewczyna wie, jaki jesteś, to cię bardziej zaboli niż kilka siniaków — stwierdził, po czym spojrzał na Sophie. Uderzyło go to, że była podobna do jego siostry – też miała łagodne rysy twarzy i zgrabną sylwetkę, też miała ciemne kręcone włosy i też miała niebieskie oczy. — Znudzi się tobą po trzech miesiącach i dwa dni później będzie siedział na randce z inną. Albo nawet dzień później, bo to raczej nie jest randka, chyba że to jakiś chory trójkąt...

— Nathaniel jest ze mną od ponad roku — powiedziała Sophie, powodując gwałtowną ciszę.

Niebezpieczną ciszę, w trakcie której Nathaniel niepewnie przyglądał się zszokowanemu Johnowi, który widocznie starał się przeanalizować czy to, co właśnie usłyszał, na pewno usłyszał dobrze.

— Już po tobie, sukinsynu — powiedział i rzucił się na Nathaniela, który odskoczył w ostatniej chwili, ratując się przed ciosem i błyskawicznie wymierzając kontratak. Oczywistym było, że na jednym kontrataku się nie skończy – po chwili obaj zawzięcie wymieniali się ciosami.

Eddie zaklął i nie był pewien czy powinien jakkolwiek zareagować. Znał Nathaniela nieco ponad tydzień i nie znali się jeszcze bardzo dobrze, ale powoli traktował go jak przyjaciela i miał wrażenie, że to działało w obie strony – po co inaczej Nathaniel poprosiłby go o szczerą pomoc z dziewczynami?

Jego wahania zakończył moment, w którym John obezwładnił Nathaniela, bijąc go bez opamiętania po twarzy. Eddie, nie myśląc długo, chwycił szklankę i rzucił nią w plecy napastnika. Początkowo chciał rzucić w głowę, ale nie chciał ryzykować, że go zabije – chciał go tylko zdekoncentrować, odwrócić jego uwagę. 

Udało się i Eddie odetchnął z ulgą. Nie na długo, bo John postanowił rzucić się też na niego. 

Eddie nie umiał się bić – nigdy nie musiał się tego uczyć, bo nigdy wcześniej nie pakował się w podobnego typu tarapaty, więc teraz działał po prostu instynktownie. Po kilku ciosach zrobił coś, co uznał za dobre rozwiązanie, mimo że nie chciał, aby ktokolwiek kiedyś zastosował je na nim – kopnął Johna w krocze. Mężczyzna pisnął z bólu, wydając przy tym wręcz dziewczęcy dźwięk, po czym zwinął się na podłodze, trzymając się za krocze, jakby to miało w jakimś stopniu zmniejszyć ból.

Nathaniel spojrzał na Eddiego zdezorientowany.

— Stary, tak się nie robi — powiedział widocznie zszokowany tym, co właśnie się stało. Może i nie miał jak zainterweniować, bo dopiero podnosił się z podłogi, gdy Eddie zadał ten cios, ale wszystko dokładnie widział. 

Eddie spojrzał na niego wzrokiem niewinnego dziecka. Bał się, że zrobił coś bardzo nie tak i będą z tego kłopoty. Nie chciał kłopotów. Nie tak szybko po wprowadzeniu się do Londynu.

— Nie wiedziałem — powiedział cicho.

Nathaniel wybuchnął śmiechem, widząc strach na twarzy współlokatora. Podszedł do niego i poklepał go po ramieniu.

— Właśnie oficjalnie zostałeś moim najlepszym przyjacielem — stwierdził i chciał powiedzieć coś jeszcze, ale John szybko mu przerwał.

— Zemszczę się, Lewis — zagroził wręcz piskliwym głosem. — Na was obu.

— Wiesz, to nawet dziwnie brzmi, gdy mówisz to w takim stanie — odparł, po czym nachylił się do niego tak, aby nikt inny go nie usłyszał. — Veronica wie, że zerwałem z nią przez ciebie. Właśnie potwierdziłeś, że postąpiłem słusznie. Jeśli więc masz mieć do kogoś pretensje to do siebie.

Po tych słowach podniósł się i kopnął Johna z całej siły w pośladek. Po prostu nie mógł się powstrzymać, a nie chciał kopać go w plecy – nie chciał mieć problemów na wypadek, gdyby złamał mu kręgosłup.

— Wychodzimy — zażądał i spojrzał na Sophie, która cały czas siedziała w milczeniu. Wyciągnął dłoń w jej stronę, ale ona to zignorowała.

— Zdradzasz mnie, prawda? — spytała, a Nathaniel przygryzł wargę. Faktycznie mogła i miała pełne prawo do tego, by rozumieć to w ten sposób.

— Sophia, to nie tak... — zaczął, ale szybko zrozumiał, że to bez sensu. Jego lista właśnie okroiła się o kolejną dziewczynę i potencjalnie najlepszą kandydatkę. Sophie nie była głupia. — Chcę się w końcu ustabilizować, dlatego poznałem cię z Eddiem...

— Z nami koniec — przerwała mu, a jego ani trochę to nie zaskoczyło. Skinął słabo głową, przygryzając przy tym wargę.

— Nie będę próbował przekonać cię do innej decyzji, szanuję ją — zadeklarował, po czym położył na stole pieniądze, który spokojnie pozwalały na pokrycie rachunku i pokazał Eddiemu, że wychodzą. Chciał dodać coś jeszcze – podziękować jej za minione miesiące, przeprosić, ale słowo "przepraszam" było poza jego słownikiem, więc postanowił nie robić z siebie błazna i wycofać się z tej sytuacji z resztkami godności.

Eddie wyszedł razem z Natahanielem, przygotowany na to, że będzie musiał jakoś go pocieszać. Tymczasem Nathaniel od razu po wyjściu z pubu wyjął papierosa i zapalił go, po czym spojrzał na Eddiego, jakby nigdy nic.

— Będę mieć siniaki na twarzy, prawda? — spytał Nathaniel, jakby to było jego największym problemem. Eddie spojrzał na niego nieco zagubiony i wskazał ręką na pub, z którego dopiero co wyszli.

— Nie jest ci przykro z powodu Sophie? — zapytał, nie dowierzając w to, że Nathaniel ani trochę się nie przejął.

— Nie — odparł na tyle pewnie, że Eddie wiedział, że nie kłamie. — Plusy nieangażowania się. Dlatego wracam do starych metod.

— Czyli? — spytał niepewnie Eddie.

— Nie zamierzam kontynuować wyboru między Kathryn i Sally, bo stracę obie.

Eddie zmarszczył brwi. Pogubił się w planach Nathaniela. Kompletnie już go nie rozumiał.

— Więc co zamierzasz robić? Chodzić z obiema na raz?

Nathaniel wzruszył ramionami.

— Do tej pory chodziłem z czterema na raz, więc to i tak postęp, prawda?

— Nathanielu Lewisie! — Usłyszeli za sobą podniesiony głos jakiejś kobiety. Obaj błyskawicznie odwrócili się w jej stronę. Była brunetką w średnim wieku, trochę podobną do Nathaniela z rysów twarzy. Eddie jej nie znał, ale sądząc po reakcji Nathaniela, on i owszem, co nie było dziwne biorąc pod uwagę fakt, że kobieta znała jego imię i nazwisko. — Twój ojciec w grobie...

— Nie przewraca się, bo jest martwy — powiedział stanowczo, przerywając jej. Eddie naprawdę nienawidził, gdy Nathaniel używał tego tonu głosu – bał się go wtedy.

Kobieta spojrzała na niego niedowierzająco.

— Nawet do zmarłego ojca nie masz szacunku. 

— Nie mam do niego szacunku, bo powiedziałem, że jest martwy? — spytał zirytowany. — Mam chujowy dzień, a na domiar złego wpadam na ulicy na ciebie...

— Naprawdę zastanawiam się, co zrobiliśmy z ojcem nie tak — powiedziała, słyszalnie zraniona. Dla Nathaniela ton jej głosu nie miał jednak najmniejszego znaczenia. On bardziej miał prawo czuć się zraniony. To rodzice posłuchali Matta zamiast niego. 

— Zaufaliście obcemu człowiekowi zamiast własnemu synowi — powiedział ostro, wręcz cedząc każde słowo przez zęby. — Nigdy nie daliście mi szansy powiedzieć, jak to wyglądało z mojej perspektywy. Nie mogłem nawet przejść normalnie żałoby, bo modliłem się, aby znaleźć mieszkanie. A teraz cię przepraszam, ale śpieszymy się do domu — stwierdził, obejmując Eddiego ramieniem i ciągnąc go w stronę przystanku.

Eddie domyślił się, że ta kobieta to matka Nathaniela i tylko dlatego zdecydował się nie wtrącić. Jeśli miał porozmawiać z nim o matce i być może nakłonić go do wyciągnięcia do niej dłoni na zgodę, na pewno nie był to właściwy czas i miejsce.

— Modlę się za ciebie każdego dnia! — krzyknęła za nimi kobieta, ale jedyną odpowiedzią, jaką otrzymała był środkowy palec jej syna.

A/N

Jeśli nic się nie stanie to next pojawi się jutro.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro