Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4. Impreza się zaczęła

Po poznaniu pozostałych współlokatorów, Eddie uznał, że jeśli ma szukać przyjaciół wśród pozostałych lokatorów, to jednak zdecydowanie będzie to Nathaniel.

Jeremy był co prawda w porządku, ale za bardzo się narzucał. Cały czas mówił o tym jak to beznadziejne jest jego życie, bo żadna dziewczyna go nie chce. Gdy Eddie zaproponował, że może powinien zgolić brodę i schudnąć, obraził się na niego. Ale czy to była wina Eddiego, że nikt wcześniej nie odważył się powiedzieć mu prawdy? Jeremy miał sporą nadwagę, cały czas coś jadł, a do tego miał zaniedbaną długą brodę. Która dziewczyna chciałaby takiego chłopaka?

Elijah był z kolei dziwny. Dziwnie się ubierał, malował się, włosy miał dłuższe niż Eddie kiedykolwiek widział u mężczyzny i jedyne, co było w nim naturalne to ciemny blond, który nie wyglądał na farbowany. Miał kobiecie rysy twarzy, przez co na początku Eddie nie był pewien jego płci. Nie miał nic do niego, ale miał wrażenie, że wyjście z nim na ulicę skończyłoby się źle. 

Był jeszcze Dylan. Problem z Dylanem polegał na tym, że był podobny do Nathaniela – też nosił skórzaną kurtkę, okulary przeciwsłoneczne i sprawiał wrażenie groźnego. Rzecz w tym, że Dylan naprawdę był groźniejszy – dużo przeklinał, a podczas wspólnej kolacji, gdy zdenerwował się na Nathaniela, rzucił nożem tak, że ten o zaledwie centymetry minął ramię Nathaniela i wbił się w ścianę. Miał też tatuaże, które skutecznie odstraszyły Eddiego.

Owszem, zawsze pozostawał mu Garth, ale zdążył się już do niego zrazić.

To sprawiło, że postanowił bardziej zaufać Nathanielowi. Już następnego dnia pojechał do centrum razem z nim. Całą noc Nathaniel męczył go nie tylko piosenkami Wham!, ale też kilkoma, które chciał, aby razem zagrali. 

Eddie nie był pewien czy da radę zaśpiewać przed ludźmi na ulicy – miał wrażenie, że to głupie, ale Nathaniel wiedział jak do niego trafić.

— Udawaj, że ich tu nie ma — polecił mu. — Wyobraź sobie, że jesteśmy tu tylko ty i ja. 

Eddie pokręcił głową i wskazał ręką na przechodzący obok nich tłum.

— Nathan, oni są dosłownie wszędzie.

— Po pierwsze: Nathaniel, nie Nathan. Po drugie: patrz na mnie, nie na nich. Patrz mi w oczy, jeśli to ci pomoże. Po prostu nie myśl o tym, że tu są ludzie, okej?

Eddie nie był co do tego przekonany, ale postanowił zaufać Nathanielowi i patrzył mu w oczy. Dostrzegł w nich ogromne wsparcie i otuchę. Patrzył mu w oczy też w momencie, w którym wspólnie zaczęli śpiewać Against All Odds Phila Collinsa. Może to było głupie, ale już po jednej wspólnie zaśpiewanej zwrotce czuł, że wytworzyło się między nimi coś magicznego. Mieli różne barwy głosów – Eddie delikatną, niemalże anielską, a Nathaniel mocniejszą, wręcz szorstką, co tworzyło razem dość ciekawą harmonię, którą widocznie doceniali przechodzący obok nich ludzie. Po zaledwie trzech wspólnie zaśpiewanych piosenkach uzbierali tyle, ile Nathaniel zazwyczaj zarabiał dziennie. 

— Tak strasznie? — spytał, gdy skończyli, a Nathaniel zaczął zbierać pieniądze.

— Tak właściwie to nie — przyznał, a Nathaniel westchnął.

— Szkoda, że od poniedziałku cię ze mną nie będzie. Zarobiliśmy tyle, ile normalnie zarabiam przez tydzień.

Eddie spojrzał na niego niepewnie.

— Mogę dołączać po zajęciach jeśli nie będę zmęczony — zaproponował, a Nathaniel spojrzał na niego nieco zdezorientowany, po czym szybko pokręcił głową.

— Nie zrozum mnie źle. Fajnie, że to proponujesz, ale gram rano, bo wtedy częściej płacą. Po południu ludzie mają już wszystko gdzieś. Ale jeśli będziesz chciał, możemy śpiewać razem w weekendy. Chociaż mam nadzieję, że z graniem na ulicy szybko skończymy. Stać nas na więcej niż to.

— Naprawdę w to wierzysz?

— A nie czułeś tego? — odpowiedział pytaniem, jakby trochę nie rozumiejąc w co tu jeszcze wątpić. — To co przed chwilą stworzyliśmy jest warte prawdziwych scen, Eddie. Spróbuję się dowiedzieć kiedy jest najbliższe jam session w okolicy i zaczniemy działać. Bo warto — stwierdził, podsuwając Eddiemu część pieniędzy.

— Nie chcę twoich pieniędzy — powiedział, na co Nathaniel wywrócił oczami.

— Zarobiłeś je na równi ze mną. Na dobry początek.

Eddie, chociaż nieco niechętnie, wziął te pieniądze i schował do kieszeni w spodniach. Po chwili szli już w stronę przystanku autobusowego, aby wrócić do domu. Eddie musiał przyznać, że przez ostatnie godziny dobrze się bawił. Dawno nie czuł się tak dobrze jak śpiewając z Nathanielem, nawet jeśli była to tylko ulica.

***

Nathaniel z Eddiem poszli na jam session w najbliższą sobotę. Eddie dawno nie widział Nathaniela tak wściekłego jak w momencie, w którym wychodzili z budynku. 

— Same kurwa beztalencia — podsumował. — Pora zmienić taktykę.

— Na co?

— Zobaczysz.

Eddie chciał dopytywać, ale uznał, że to nic nie da. Jeśli chodziło o muzykę, postanowił ufać Nathanielowi.

Cały sobotni i niedzielny wieczór spędzili w pubach, obserwując lokalnych muzyków. Tak znaleźli Gabriela – dość spokojnego chłopaka o rudych kręconych włosach, który śpiewał grając na basie. Śpiewał średnio, ale grał dobrze, więc Nathaniel postanowił z nim porozmawiać. Eddie czekał z drinkiem ponad godzinę, bo Nathaniel uparł się, że załatwi to sam. Rozważał już, że pozwolenie Nathanielowi na przeprowadzenie rozmowy z potencjalnym członkiem zespołu sam na sam było błędem, ale gdy po długim oczekiwaniu ta dwójka się do niego dosiadła, odetchnął z ulgą.

— To Eddie — Nathaniel wskazał na Eddiego. — Mówiłem ci o nim. Eddie, to Gabriel, nasz basista. 

Gabriel i Eddie wymienili uścisk dłoni, a Nathaniel zniknął na chwilę.

— Podobno dobrze śpiewasz — zaczął rozmowę Gabriel.

— A ty dobrze grasz — odpowiedział, po czym spojrzał na niego nieco niepewnie. — Wybacz, jeśli brzmię dziwnie, nie czuję się zbyt pewnie w towarzystwie nowych ludzi. 

— Jasne, też taki byłem. Dam ci czas.

— Dzięki.

Jednak słowa "dam ci czas" wcale nie oznaczały, że Gabriel postanowił przerwać rozmowę.

— Długo znasz Nathaniela?

— Od wtorku.

Gabriel uniósł brwi, widocznie zaskoczony.

— Mówił o tobie jakbyście znali się przynajmniej kilka lat.

— Czasem tak się przy nim czuję — wyznał. — Ale znamy się od wtorku. 

— Szukacie jeszcze kogoś? — spytał Gabriel, zmieniając temat. — Nathaniel gra na gitarze, ty śpiewasz...

— Śpiewam i gram na pianinie — poprawił go. — Potrzebujemy jeszcze perkusisty.

— Mój brat jest perkusistą. 

— Mówiłeś o tym Nathanielowi?

Gabriel pokręcił głową. Nie wiedział, że powinien mu o tym powiedzieć.

— Nie. Nie powiedział mi, że szukacie kogoś jeszcze. 

— Pewnie będzie chciał go przesłuchać.

— Patrick nie będzie miał nic przeciwko. Jest dobry, grywał już w różnych zespołach.

Nim Eddie zdążył cokolwiek odpowiedzieć, nagle obok niego pojawił się Nathaniel.

— Kto już grywał?

— Mój brat Patrick. Gra na perkusji.

Nathaniel wyglądał na co najmniej zaskoczonego. Spojrzał na Eddiego, jakby chciał wymienić z nim porozumiewawcze spojrzenie, ale na niewiele się to zdało – Eddie wzruszył jedynie ramionami, a Nathaniel westchnął.

— Jest tak dobry jak ty na basie?

Gabriel uśmiechnął się lekko.

— Lepszy — stwierdził.

— To czemu nie gra z tobą?

— Zazwyczaj gra, ale dzisiaj jest na randce. 

— Na randce w niedzielę? — spytał podejrzliwie Nathaniel.

— A to jakiś dzień zakazany czy coś? — odpowiedział pytaniem Gabriel, a Nathaniel pokręcił głową.

— Nie wiem, może. Nigdy nie byłem na randce w niedzielę — stwierdził, wyjmując papierosa. — Jeśli za niego ręczysz, niech przyjdzie na próbę. 

— Kiedy jest próba? — spytał Eddie, a Nathaniel westchnął.

— To musimy ustalić. Pracujecie z bratem?

— Weekendy mamy wolne — zadeklarował.

— Więc sobota o jedenastej. Zostaw mi swój numer to powiem gdzie — poprosił, podsyłając mu paczkę papierosów i długopis. Gabriel bez zawahania napisał mu swój numer. — A teraz — zaczął i szybko przerwał, bo właśnie ktoś z obsługi podał im sześć drinków. — Dziękujemy — powiedział, zwracając się do kobiety, która przyniosła im drinki. — Toast za dobry początek — oznajmił, unosząc kieliszek do góry. W drugiej dłoni trzymał rozpalonego papierosa.

— Co to jest? — spytał Gabriel, a Nathaniel wzruszył ramionami.

— Nie mam pojęcia, poprosiłem po dwa najmocniejsze drinki jakie mają. 

— To nie jest dobry pomysł — stwierdził Eddie.

— To jest najlepszy pomysł — poprawił go. — Łatwiej będzie nam się zintegrować. — Eddie i Gabriel spojrzeli po sobie, po czym zgodnie podnieśli kieliszki, zbijając je z tym Nathaniela. — Za świetlaną przyszłość panowie — powiedział, po czym jednocześnie opróżnili kieliszki do dna. 

Eddie szybko zaczął kaszleć, bo drink był na tyle mocny, że w gardle wręcz go paliło.

— Więcej nie zamawiasz drinków.

— Jeszcze mi za to podziękujesz — stwierdził, klepiąc go po plecach. — Za sztywny jesteś, trzeba ci pomóc, żebyś zaczął się bawić, więc to robię.

— Nigdy się nie upiłem — ostrzegł go.

— Kiedyś musi być ten pierwszy raz. A teraz drugi drink. Do dna.

Eddie pokręcił głową.

— Nie odpowiadam za siebie.

— Będę cię pilnował — obiecał.

Eddie westchnął i całą trójką ponownie wypili drinki. Nagle Gabriel doznał olśnienia.

— Już wiem skąd cię kojarzę — powiedział, wskazując na Nathaniela. — Grałeś z tym zespołem. Jak im tam...

— New Reflection — pomógł mu Nathaniel, wyraźnie niezbyt dumny z tego, że musiał wymówić tę nazwę.

— Byłem na waszym koncercie. Czemu odszedłeś?

Nathaniel pokręcił głową.

— Nie dogadywałem się z menadżerem, reszta nie chciała go zwolnić, to wszystko. 

— Matt Romer?

Nathaniel skrzywił się.

— Nie wymawiaj przy mnie tego nazwiska, proszę.

— Wiesz, że już z nim nie pracują, prawda?

Nathaniel zmarszczył brwi. Nie wiedział o tym, nawet jeśli teraz to już niczego nie zmieniał. Nawet gdyby nie nadzieja na lepszą muzyczną przyszłość z Eddiem niż ta, którą miałby z New Reflection, nigdy nie wróciłby do nich, nawet gdyby go błagali – miał swoją godność.

— Od kiedy?

— Jakiś miesiąc temu odszedł z branży. Są różne plotki. Podobno sypiał z muzykami...

— Nie mówmy o nim — Nathaniel powiedział to tak ostro, że przestraszył nie tylko Gabriela, ale też Eddiego, który zdążył się przyzwyczaić do jego ostrzejszego tonu. — Nie chcę nigdy więcej słyszeć o tym człowieku.

Gabriel widocznie chciał powiedzieć coś jeszcze, ale się powstrzymał. Nie musiał niczego mówić, aby domyślić się skąd taka reakcja Nathaniela. Postanowił też nigdy do tego nie wracać – jeśli Nathaniel chciał zachować to dla siebie, zamierzał to uszanować.

Nathaniel w tym czasie widocznie próbował się uspokoić poprzez palenie papierosa. Eddie nadal nie rozumiał co w tym uspokajającego, ale może kiedyś zrozumie.

— Pójdę po kolejne drinki — zaproponował Gabriel, chcąc rozluźnić atmosferę. — Chcecie coś?

— Jeszcze raz to samo — odparł Nathaniel, już normalnym tonem. — Ale potem idziemy tańczyć. 

A/N

No i mamy 2 rozdziały dzisiaj. 

Next jutro/w sobotę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro