Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24. To niesamowite jak miłość może cię uwolnić

Gdy zespół grający jako support zszedł ze sceny, Arthur podszedł do Gabriela i Patricka. Ciężko było stwierdzić, kto jest najbardziej zdenerwowany. To był ostatni koncert na trasie, prawdopodobnie ostatni koncert do wydania kolejnej płyty, nad którą prace szły bardzo powoli, żeby nie powiedzieć, że w ogóle o tym nie myśleli. Chcieli zagrać jak najlepiej, aby ludzie dobrze ich zapamiętali, a tymczasem, tuż przed koncertem, połowy zespołu nie było nawet w pobliżu.

— Gdzie do cholery są Nathaniel i Eddie?! — Arthur wydarł się głośniej niż kiedykolwiek wcześniej, a Gabriel z Patrickiem spojrzeli po sobie, bo żaden z nich nie potrafił na to odpowiedzieć.

— Mówili, że idą na papierosa — wyznał Gabriel.

— Półtorej godziny temu — dodał Patrick, a Arthur rozłożył bezradnie ręce. 

— Znajdźcie ich, na litość boską — powiedział błagalnie, po czym zdał sobie sprawę, że Eddie i Nathaniel mogą wrócić, a wtedy będzie brakowało Gabriela i Patricka. — Albo nie. Wy zostajecie, poproszę kogoś, aby ich poszukał.

Tymczasem Eddie i Nathaniel nie odeszli daleko – znajdowali się może pół mili od miejsca koncertu. Była tam duża łąka, pełna różnych kolorowych kwiatów. Nathaniel uznał, że będą głupcami, jeśli nie schowają się tam, aby w romantycznych okolicznościach podziwiać zachód słońca. Poprzez romantyczne okoliczności miał na myśli całowanie, przytulanie i łaskotanie. Nie był na tyle głupi, aby ryzykować seksem, co nie znaczy, że o tym nie pomyślał – wygrał jednak zdrowy rozsądek. Gdyby ktoś jakimś cudem nakrył ich na przykład na pocałunku, wytłumaczyliby się z tego. Z seksu już nie. 

Leżeli więc razem wśród kwiatów i różnych innych roślin, których nazw nie znali i co chwila się całowali. Nie zawsze w usta – czas w policzek, w czoło, podbródek, szyję... Żaden z nich tego nie mówił, ale obaj bali się tego, jak ich związek będzie wyglądał po trasie.  Przyzwyczaili się do takiego życia – funkcjonowali w ten sposób przez dziesięć tygodni. Gdy wrócą będzie inaczej. Teraz było łatwiej – ukrywali się przed wszystkimi. Po powrocie będzie inaczej – rodzice Eddiego wiedzieli, a Nathaniel był bardziej niż pewien, że będą ich teraz dość często odwiedzać. Razem. Wątpił, aby nikt nie uznał tego za podejrzane. Prędzej czy później ich współlokatorzy zaczną coś podejrzewać. Prędzej czy później Patrick i Gabriel zorientują się, że o czymś nie wiedzą.  Póki co obaj chcieli wiedzieć, że będzie to później, a "później" oznaczało bardzo odległą przyszłość. 

Nathaniel przekręcił się na brzuch i podparł na łokciach, aby pocałować Eddiego. Po pocałunku kątek oka zobaczył zegarek na nadgarstku swojego chłopaka i spanikowany podniósł rękę Eddiego do góry, przez co go przewrócił. Ten asekuracyjnie upadł na plecy i spojrzał zdezorientowany na Nathaniela.

— Co? — spytał niepewnie, bo widział panikę na twarzy kochanka.

— Wchodzimy za cholerne cztery minuty, chodź — powiedział podnosząc się, po czym wyciągnął rękę w stronę Eddiego, aby pomóc mu wstać i obaj biegiem rzucili się w stronę hali koncertowej. Ochrona bez problemu ich wpuściła, a oni wpadli do garderoby dosłownie w ostatniej chwili. 

Patrick, Gabriel i Arthur spojrzeli na nich z wyrzutem. 

— Zamierzacie pochwalić się, gdzie byliście? — spytał Arthur, a Nathaniel wzruszył ramionami.

— Nie — odparł, wiedząc, że to go zdenerwuje, ale co innego miał zrobić? Powiedzieć prawdę? Wymyślić kiepskie kłamstwo na już? — Nie mamy na to czasu.

— Tu się zgodzę — przyznał Patrick. — Ale po koncercie nam to wytłumaczycie. Przez was prawie opóźniliśmy koncert. 

— Ale go nie opóźniamy, więc nie widzę problemu — odpowiedział Nathaniel, a Eddie westchnął. Bał się, że Nathaniel niepotrzebnie zaognia ten konflikt, który nie miał absolutnie żadnego sensu. 

— Na scenę, zanim się tu pobijecie — powiedział stanowczo Arthur i odetchnął z ulgą, gdy po groźnym spojrzeniu, którym na koniec obdarzyli się Nathaniel i Patrick, cała czwórka go posłuchała. 

O ile Patrick i Gabriel mogli mieć pretensje do Nathaniela i Eddiego o to, że zdążyli w ostatniej chwili, o tyle nie mogli mieć żadnego zastrzeżenia do tego, co działo się na scenie. Już jakiś czas temu Eddie dołączył do Nathaniela jako drugi frontman, pokazując, że czuje się na scenie coraz pewniej i to samo kontynuowali tego wieczoru. Między niektórymi piosenkami dogryzali sobie, aby rozbawić publiczność. W trakcie piosenek idealnie się zgrywali, a Nathaniel często podchodził blisko Eddiego, czasem klepiąc go po plecach czy ramieniu, czasem opierając się plecami o jego plecy. Do Gabriela czy Patricka podchodził tak bardzo spontanicznie i raczej ich nie dotykał.

Po ostatniej piosence, Nathaniel i Eddie wymienili uśmiechy. Drugim, na którego spojrzał Nathaniel był Patrick, który widząc oczekujące spojrzenie kolegi z zespołu, skinął mu głową na znak uznania. Nathaniel odetchnął z ulgą, uśmiechnął się jeszcze do Gabriela i zaczął po kolei przedstawiać członków zespołu, obejmując Eddiego ramieniem, gdy wymieniał go na końcu. Wciąż go obejmował, gdy schodzili ze sceny. 

Eddie nie chciał narzekać, ale bał się, że może to zostać różnie odebrane, dlatego nachylił się Nathanielowi do ucha.

— Nie powinieneś zabrać ręki? — spytał cicho – tak, aby nikt inny nie miał prawa go usłyszeć. 

Nathaniel przygryzł wargę, bo zrozumiał, że Eddie ma rację – obejmował go trochę za długo. Wiedział jednak, że Patrick i Gabriel idą za nimi, więc zabranie ręki zaraz po tym jak Eddie zwrócił mu na to uwagę, wcale nie musiało być dobrym rozwiązaniem i dlatego zabrał rękę dopiero po chwili, tuż przed wejściem do garderoby. 

Nathaniel wszedł pierwszy i opadł na niewielką kanapę. Eddie, dla bezpieczeństwa, usiadł na taborecie trochę dalej. Ponieważ Patrick również usiadł na taborecie, Gabriel został zmuszony do tego, aby usiąść koło Nathaniela, który błyskawicznie sięgnął po papierosy i spojrzał pytająco na Eddiego, ale ten pokręcił głową.

— Czy tylko ja czuję pustkę w środku? — spytał Gabriel. 

— Nie — odpowiedział Eddie. — Dziwnie będzie wrócić do domu po takim czasie. 

— Mówicie jakby to był koniec — zauważył Nathaniel. — To nie jest nasza ostatnia trasa, nie rozpadamy się. Wrócimy do Londynu, odpoczniemy trochę i skupimy się na drugim albumie. I nie wiem jak wam, ale mi marzy się Ameryka. Musimy tam dotrzeć. 

Patrick wskazał na Eddiego.

— Eddie pisze ostatnio dobre teksty, których nie może do niczego dopasować. 

— Czy naprawdę musimy wszystko dopasowywać do czyichś melodii? — spytał Nathaniel, trochę zaskakując tym resztę zespołu. Westchnął, bo nie wierzył, że nikt inny o tym nie pomyślał. — To był dobry trick, aby zwrócić na siebie uwagę. Chopin jest znany w Europie, więc ludzie byli ciekawi, co robimy, ale nie musimy robić tylko tego. Możemy sami komponować chociaż część utworów. 

— Mówisz o zmianie koncepcji — zauważył Patrick, a Nathaniel przytaknął. 

— Jeśli tylko wszyscy będą za. 

Gabriel, Patrick i Nathaniel spojrzeli na Eddiego, bo pomysł z Chopinem narodził się przez niego, więc z jakiegoś powodu wszyscy uznali, że to on ma decydujące zdanie. 

— Nie mam nic przeciwko — zadeklarował. — Ale ja nie umiem komponować. 

— Ja umiem — uspokoił go Nathaniel. — Patrick i Gabriel też. Poradzimy sobie. 

Eddie przytaknął i rozłożył ręce patrząc na resztę zespołu. 

— Dam wam moje teksty jak wrócimy do hotelu. Róbcie z nimi co chcecie. 

— Czyli postanowione? — spytał Gabriel. — Robimy krok naprzód?

Nathaniel wzruszył ramionami.

— Pokażemy to wytwórni i zobaczymy co oni na to. Ale nie róbmy tego od razu. Zróbmy sobie miesiąc przerwy. Bez prób, bez wspólnego grania. Odpocznijmy. 

— Popieram. Jestem wycieńczony. Szkoda, że nie mogę odpocząć od Gabriela.

— Ej! — oburzył się Gabriel. — Nie mieszkamy razem, nie musisz mnie odwiedzać. Oni mają gorzej — stwierdził, wskazując na Eddiego i Nathaniela. 

Eddie uśmiechnął się na tę uwagę. 

— Nie mieszka się z nim tak źle — stwierdził, na co Nathaniel też się uśmiechnął. Wiedział, że jedno się nie zmieni – będą mieszkać razem, ale zastanawiał się nad przeprowadzką, dla bezpieczeństwa. Mieszkanie w małej kamienicy niedaleko centrum Londynu w ich sytuacji nie było najrozsądniejsze. Ktoś ich kiedyś namierzy, a to mogłoby zakończyć się źle nie tylko dla nich, ale też dla Gartha i pozostałych współlokatorów oraz wszystkich innych mieszkańców kamienicy.

Odpowiedź na to, gdzie mogliby się zatrzymać, nadeszła dość szybko, bo już następnego dnia, w momencie, w którym z lotniska odebrała ich mama Eddiego. Kto szukałby ich poza Londynem? Tam fani na pewno ich nie znajdą.

— Mamo, mogę prowadzić — stwierdził Eddie, gdy wsiadali do samochodu i zobaczył, że jego mama jest zmęczona.

— Jesteś zmęczony bardziej niż ja — zaprotestowała, wsiadając za kierownicę. Nathaniel wymienił z Eddiem spojrzenie i obaj się uśmiechnęli, nie komentując tego w żaden inny sposób, po czym usiedli razem na tylnich siedzeniach. — Kiedy przefarbowałeś włosy? — spytała, uznając, że wreszcie może zapytać o to Nathaniela. 

— W dniu wylotu na trasę, pani...

— Mów mi Isabel — przerwała mu, bo czuła się nieswojo, gdy chłopak mówił jej po nazwisku. — Mój syn cię kocha, jesteś częścią rodziny, mówmy sobie na "ty". 

— Dobrze, Isabel — odpowiedział, nieco niepewnie. Dziwnie było mówić do matki Eddiego po imieniu, ale może z czasem się przyzwyczai.

— Skąd ta decyzja? 

Nathaniel zmarszczył brwi.

— O farbowaniu włosów? — upewnił się.

— Tak.

— Chciałem odstraszyć w ten sposób potencjalnych adoratorów — wyznał, ponownie nieco niepewnie. Nie chciał wypaść przy niej źle i bał się, że powie coś nie tak. — Ale Eddiemu się podoba, więc chyba tak zostanie. 

Eddie uśmiechnął się nieśmiało, przez co jego matka też się uśmiechnęła. Cieszyła się, że Eddie jest szczęśliwy, a przy Nathanielu dość wyraźnie taki był. 

Przez kolejne półtorej godziny podróży to głównie Nathaniel rozmawiał z mamą Eddiego, czasem ciągnąc swojego chłopaka za język, aby wreszcie coś powiedział. 

— Możecie spać razem w twoim pokoju — zadeklarowała Isabel, zwracając się do Eddiego. — Zaprowadź go tam. 

Eddie przytaknął, a Nathaniel przyjrzał się uważniej budynkowi. Do dobrego stanu sporo mu brakowało. 

— Dach nie przecieka? — spytał niepewnie, bo stan dachówki był wręcz opłakany. 

— Przecieka, ale mąż nie jest w stanie tego naprawić i nie chce pieniędzy od Eddiego. 

— Ja to naprawię — zadeklarował trochę z faktycznej chęci pomocy, a trochę dlatego, że chciał zrobić dobre wrażenie na rodzicach Eddiego. — Naprawiałem już kiedyś u babci, wiem jak to się robi. 

Isabel podeszła do syna, położyła dłoń na jego ramieniu i nachyliła mu się do ucha. 

— Masz większe szczęście niż ja — stwierdziła. — Nie zepsuj tego. 

Eddie zarumienił się lekko. Faktycznie miał szczęście i zamierzał zrobić wszystko, aby nigdy go nie stracić. Nathaniel był tym jedynym, był tego pewien. 

I nie tylko on – Nathaniel też był pewien, że Eddie jest tym właściwym. Pojawił się w kluczowym momencie i odmienił jego życie. To nie mógł być przypadek, zresztą już dawno w nie nie wierzył. Miłość do Eddiego sprawiła, że znowu poczuł, co to znaczy być szczęśliwym i pierwszy raz od dawna czuł, że to on ma kontrolę nad swoim życiem. Był wolny.

A/N

Myśleliście, że to koniec?

Cóż, ja też...

Ale...

Tak sobie myślałam od wczoraj i...

Pomysłów na pojedyczne sceny mam sporo, fabuła się z tego ułożyła, więc mimo pierwotnego planu, że będzie to jednoczęściowa historia, będzie druga część. I to dość szybko, bo publikację rozpocznę już w przyszłym tygodniu, najpewniej w poniedziałek (chciałabym szybciej, ale po prostu przez najbliższe 3 dni nie będę mieć czasu, a nie wiem jak będzie z siłami w niedzielę).

Informacja tradycyjnie pojawi się jako osobna część tutaj, jako kolejna część.

Na koniec – soundtrack z tej historii w komentarzu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro