Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14. Jeśli mnie kochasz, zaprzecz

Mieszkanie z Cecilią błyskawicznie doprowadziło Eddiego do stanu psychicznego być może nawet gorszego niż ten, który towarzyszył mu podczas trasy koncertowej. Nathaniel czuł się bezsilny. Martwił się o niego i chciał mu pomóc, ale Cecilia praktycznie nie dopuszczała go do swojego chłopaka. Nie mógł odezwać się do niego słowem – nie gdy była obok, a była obok cały czas. Tak naprawdę czas na rozmowie mieli dopiero na próbie, na którą Cecilia ich zresztą odprowadziła. Nathaniel nigdy tak bardzo nie cieszył się z zasady, że na próby nie wpuszczają nikogo jak w tym momencie. Dziewczyna oczywiście najpierw zrobiła wszystkim awanturę, że jak to, ale ostatecznie zdecydowała się wrócić do domu, o ile mogła i chciała nazywać tak pokój Eddiego i Nathaniela.

— Boże, wreszcie — powiedział Eddie i usiadł pod ścianą na starym betonie. Przez ostatnie ponad dwadzieścia cztery godziny Cecilia była tak zaborcza, że nie mógł wyjść sam do toalety. Nie miał nawet minuty samotności. Czuł się przytłoczony. Jeśli istniały wampiry energetyczne to Cecilia zdecydowanie nim była – nie miał na nic siły.

— Wszystko w porządku? — spytał Patrick, a Eddie westchnął.

— Ogarnę się, dajcie mi chwilę — poprosił, ale reszta wątpiła, aby chwila wystarczyła. Nigdy nie widzieli Eddiego w tym stanie i bali się czy dzisiejsza próba w ogóle dojdzie do skutku.

Patrick postanowił więc zmienić rozmówcę i zwrócił się do Nathaniela, chcąc się dowiedzieć, czemu Eddie pojawił się na próbie w takim stanie. Mieszkali razem, przyjaźnili się. Jeśli ktoś miał coś wiedzieć, był to on.

— Co mu?

Nathaniel westchnął i potarł dłonią skroń. On też miał dość, nie tylko Eddie, ale nie chciał pokazywać chłopakom, że problem jest większy niż uznali początkowo.

— Cecilia się do nas wprowadziła — wyznał, a Patrick zmarszczył brwi. To nie była informacja, której się spodziewał. Był pewien, że to między Eddiem i Cecilią już dawno zakończone i że dlatego podczas trasy był przygnębiony. 

— Myślałem, że nie puściła wywiadu z nami, bo zerwali — odparł, a Nathaniel uniósł brwi. 

Owszem, wywiad Cecilii z ich zespołem ostatecznie nie ukazał się w gazecie, ale tłumaczyła to tym, że wówczas byli zbyt mało znani, a potem wywiad nie był już do końca aktualny. Chyba nikt jej nie uwierzył, więc Nathaniel nie dziwił się, że Patrick próbował znaleźć inne wytłumaczenie dla tej sytuacji.

— Czemu myślałeś, że zerwali? — spytał, bo Patrick musiał mieć jakiś powód, aby tak stwierdzić.

— Bo często widuję ją z innymi — wyznał, zwracając na siebie uwagę Eddiego. — Średnio co dwa tygodnie ma innego. Mieszkam koło jej redakcji, więc jestem na bieżąco.

Patrick zrozumiał, że nie do końca był na bieżąco, gdy zobaczył Eddiego, który w tym momencie schował twarz w dłonie i chyba zaczął płakać.

— Eddie, nie jestem specjalistą od związków — wtrącił się Gabriel — ale ona widocznie robi z ciebie idiotę. I źle na ciebie wpływa. Odpuśćmy tą próbę, trzeba doprowadzić cię do porządku. 

— Będzie gorzej — powiedział cicho Eddie. — Chciałem z nią zerwać, ale wtedy powiedziała mi, że jest w ciąży. Nie mogę jej teraz zostawić.

Nathaniel przygryzł wargę. Nie mógł na to patrzeć. Bił się z myślami, aby nie powiedzieć mu tego przy wszystkich. Skoro Patrick widział ją przynajmniej z kilkoma innymi, Eddie raczej nie będzie kwestionował jego słów.

— Ale jesteś pewien, że to twoje dziecko? — spytał Gabriel, jakby nie był co do tego przekonany. — Zrobiła z ciebie idiotę, wciąż to robi. Zdradza cię. Równie dobrze mogła wpaść z kimś innym.

Eddie pokręcił głową. Ciężko było mu uwierzyć w to wszystko, co sugerowali mu Patrick i Gabriel.

— Po co miałaby mi mówić, że to moje dziecko?

— Bo jesteś znany, masz kasę i za jakiś czas będziesz bogaty, a wielu w naszym wieku modli się o pieniądze na chleb? — zasugerował Patrick. — Jeśli sypia z kilkoma na raz, logiczne, że w razie wpadki poszłaby do najbogatszego. Na twoje nieszczęście jesteś to ty.

Eddie ponownie pokręcił głową. To kłóciło się z jego światopoglądem i wiarą w ludzi. Jak ktoś mógłby być aż tak podły? Przecież nawet Matt ostatecznie okazał się mieć w sobie coś z człowieka. Czemu Cecilia miałaby być gorsza?

— Nie zrobiłaby mi tego. 

— Wiedziałeś o dziecku w trasie? Dlatego byłeś przygnębiony? — spytał Patrick, próbując wszystko sobie poukładać. Jeśli to faktycznie było dziecko Eddiego, coś wymyślą, ale podobnie jak Gabriel, szczerze w to wątpił. 

— Nie. Dwa dni przed końcem trasy powiedziała, że musimy porozmawiać i to nie jest rozmowa na telefon. Dowiedziałem się po powrocie. 

Patrick zmarszczył brwi.

— Ale nie mówiła ci wcześniej, że coś podejrzewa?

— Nie. 

— A który to tydzień?

Eddie pokręcił głową.

— Nie wiem.

— Jak to nie wiesz? — Gabriel prawie krzyknął. Wiedział, że Eddie bywał naiwny, a czasem wydawał się wręcz bezbronny i nie bardzo rozumiał co się dzieje i co ma robić, ale do tego stopnia? To przecież było najważniejsze pytanie w tym wszystkim.

— Szósty — wtrącił oschle Nathaniel, przygryzając wargę. Modlił się, aby nie popełniał błędu.

— Skąd wiesz? — spytał Eddie, a Nathaniel westchnął.

— Zadzwoniłem do niej po tym jak wróciłeś. Spytałem ją o to i chyba miała mnie za idiotę, skoro powiedziała prawdę. Przestraszyła się, gdy powiązała fakty. Jestem prawie pewien, że wprowadziła się tylko dlatego, żebym ci nie powiedział.

— Nie powiedział czego? 

Nathaniel spojrzał na Gabriela i Patricka w poszukiwaniu wsparcia. Czuł się jakby rozmawiał z dzieckiem. To było na swój sposób urocze, ale też frustrujące.

— Eddie, użyj szarych komórek — poprosił. — Co robiliśmy sześć tygodni temu?

Eddie zamyślił się na moment, jakby chciał mieć pewność, że odpowie właściwie.

— Byliśmy w trasie? — spytał, bo nie był pewien czy o to mu chodzi.

— Dokładnie. Więc jak może być w szóstym tygodniu z twoim dzieckiem? 

— A jeśli to nie jest szósty tydzień? — zapytał. Nie chciał robić sobie nadziei. Owszem, fakt zdrady bolał, ale prawda była taka, że dla niego było to zbawienne. Mógł odejść. Mógł ją zostawić i odkrywać to, kim jest bez niej u swojego boku. Być może znowu mógłby być szczęśliwy? Ale co jeśli odkrycie prawdy o sobie sprawi, że będzie jeszcze gorzej?

Nathaniel rozłożył bezradnie ręce. Patrick i Gabriel też wyglądali na zrezygnowanych, dlatego obaj pokręcili głową, gdy Eddie szukał u nich odpowiedzi odnośnie swoich obaw. 

— Powinieneś od niej odejść — stwierdził Patrick. — Im później tym gorzej dla nas wszystkich. Z tego może być burza medialna. Nie potrzebujemy tego. Nie teraz.

Eddie przytaknął, bo doskonale to rozumiał. 

— Nie będziecie mieli nic przeciwko jeśli teraz wyjdę?

— Stary, jeśli zaraz nie wyjdziesz i tego nie załatwisz to sam cię wyrzucę — zagroził mu Gabriel, powodując chociaż minimalny uśmiech na twarzy Eddiego, który wyszedł z garażu i ruszył w stronę swojej kamienicy.

Nie powinno go zdziwić, że Cecilia szła potwornie wolno, przez co dość szybko ją dogonił, mimo faktu, że ruszył kilka minut po niej.

Złapał ją za ramię i obrócił w swoją stronę. Przez moment patrzyli sobie w oczy, jakby jedno chciało wybadać to drugie. 

— To prawda? — spytał, a Cecilia udała zaskoczoną. 

— Ale co? — odpowiedziała pytaniem, uśmiechając się przy tym niewinnie. Dla Eddiego to właśnie ten uśmiech ją zdradził.

— Z iloma mnie zdradziłaś? 

Nie odpowiedziała od razu. Milczała i zaczęła uciekać wzrokiem. Trochę jakby liczyła, że to jej pomoże. Nie pomogło.

— Patrz na mnie, gdy rozmawiamy, bo nie ręczę za siebie — powiedział zirytowany Eddie. Pierwszy raz podniósł na nią głos. Chyba pierwszy raz w życiu podniósł głos na kogokolwiek. — Patrick widział cię z innymi, Nathaniel twierdzi, że nosisz nie moje dziecko. Powiedz, że to nieprawda.

Chwila ciszy wydawała się być nieskończonością. Dla Eddiego była też sygnałem, że jedyną osobą, która go okłamała, była Cecilia. Nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem. Cecilia chyba wyczuła, że to koniec i próbowała się ratować.

— Lubię towarzystwo innych, ale dziecko jest twoje — zadeklarowała. 

Eddie spojrzał na nią, nie do końca jej wierząc. Jak mógł jej wierzyć po tym wszystkim?

— W szóstym tygodniu? — spytał, a Cecilia westchnęła. Eddie był pewien, że odpuści, ale to nie było takie proste.

— Nie wiem który to tydzień — wyznała, a Eddie ponownie wybuchnął cichym śmiechem. Tym razem z zażenowania, a nie nerwów jak wcześniej. Musiał odreagować fakt, że dał robić z siebie skończonego idiotę. 

— Nathanielowi powiedziałaś, że szósty. 

— A co miałam mu powiedzieć? — prawie krzyknęła. — Że nie wiem?!

Eddie wziął głęboki oddech. Jednocześnie chciał i nie chciał, aby teraz kłamała.

— Lekarz może powiedzieć, który to tydzień?

— Mniej więcej, tak — potwierdziła.

— Świetnie, to idziemy — zarządził. 

Cecilia spojrzała na niego przerażona.

— Teraz? — spytała spanikowana. Gdyby miała chociaż jeden dzień, mogłaby mieć sytuację pod kontrolą. Teraz czuła jednak, że wszystko wymyka jej się z rąk.

— Tak — potwierdził. — Zapłacę jeśli będzie trzeba, ale muszę wiedzieć. 

— Nie możesz mi po prostu zaufać?

— Nie — odparł zirytowany. — Po tym co powie lekarz zdecyduję co z nami dalej.

— Jesteś zły o to, że cię zdradziłam? — spytała, a Eddie spojrzał na nią błagając niemo o to, aby nie zadawała tak głupich pytań.

— Wiesz jakie mam do tego podejście.

— Bo jesteś dzieckiem, który wierzy w słowa rodziców o tej jedynej i czekaniu do ślubu — powiedziała sfrustrowana, ale przy tym tak zaangażowana w każde słowo, jakby to co teraz mówiła, miało ją wręcz uratować. — Weź takiego Nathaniela. On mnie rozumie...

— On ma swoje powody — przerwał jej.

— A ja swoje! — krzyknęła, rozkładając ręce, po czym podeszła bliżej Eddiego i ujęła jego dłonie, gdy ten przygryzał wargę i odwracał wzrok. — Jesteśmy młodzi, mamy prawo zabawiać się z innymi. Od początku mówiłam, że ci na to pozwalam. Na zobowiązania przyjdzie czas. A właściwie już przyszedł, bo dziecko...

— Przestań — poprosił, bo nie mógł dłużej tego słuchać. — Idziemy do lekarza. Jeśli da nam cień szansy, że to moje dziecko, być może ci wybaczę. 

— A jeśli nie? — spytała, ale Eddie już jej nie odpowiedział. Po prostu pokazał jej gestem ręki, aby prowadziła. 

A/N

Dzisiaj tylko jeden rozdział i jakoś nie śpieszyło mi się, żeby pisać szybciej, mimo że zbliżamy się do najważniejszych rozdziałów, bo mam wrażenie, że przez ostatnie dwa dni większość i tak jest troszkę do tyłu, bo jednak 6 rozdziałów w 2 dni to dużo.

Next raczej jutro.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro