Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział pierwszy

Elizę obudziło stukanie w drzwi. O nie tego już za wiele-myślała. Nie dość ,że zrobił wczoraj aferę o półgodzinne spóźnienie (wczoraj zostałam chwilę z dziewczynami po szkolę) to teraz jeszcze będzie budził mnie z samego rana w sobotę. Sobota to praktycznie jedyny dzień gdy mogę się porządnie wyspać a on mi to robi. Taki miałam miły sen. Jestem na niego wściekła.

 -Co jest?!-wykrzyknęła-przecież jest sobota.

 -Dziecko, cóż stało się z mową twą niegdyś tak piękną? Słowa wulgarne brzydko brzmią w ustach tak młodej panienki.  

 -Ech... Tato nie żartuj sobie ze mnie. Mówże po co mnie obudziłeś. Mam nadzieję ,że miałeś ważniejszy powód od naśladowania starej mowy.

 -Przepraszam lecz nie mam teraz czasu na wychowanie twej młodej osoby. Twoja biedna matka prosiła mnie abym zaprowadził Cię do niej. 

 -Dlaczego mówisz ,że jest biedna? Czy to też jest jeden z twoich nieśmiesznych żartów.

 -Gdyby twa matka słyszała te bezczelne wyrazy z twych ust wyłaniające z pewnością umarła by od razu.

 -Przestań, natychmiast- Eliza dodała tym razem nieźle już podenerwowana. Powiedz mi co jej jest.

 -Dziecko może ty masz gorączkę. Twoje słownictwo jest obrzydliwe. Choć natychmiast do pokoju swej matki

 Dziewczyna usłuchała i poszła za ojcem. Oglądała się za siebie. To nie jest mój dom-myślała te ściany są z kamienia na którym widnieją ozdobne wzory i kilka obrazów. Na podłodze jest jakiś ładny starodawny dywan również pokryty wzorami. Było bardzo ciemno. Myślała czy nie poprosić taty o zapalenie światła ale uznała ,że mogło by razić mamę w oczy. Bała się ,że stało jej się coś poważnego. Tata nie był raczej w nastroju do żartów. Szli bardzo długo-ten dom był ogromny.  Zupełnie inny od tego ,w którym kładła się wczoraj do snu. Weszli do pokoju ,który ponoć należał do mamy. Również był wystrojony na styl staromodny. 

 -Mateuszu bądź łaskawy opuścić ten pokój i zostawić nas na jakiś czas same. 

 -Edwardinio jesteś pewna iż poradzisz sobie bez mej osoby sama przez te kilka minut? Gdyż obawiam się iż z naszą córką coś się stało. Wydaję mi się ,że nasza córka jest dziś trochę chora może zastosujemy...

 -Nie Mateuszu. Nie zastosujemy. Proszę Cię opuść ten pokój.

Mateusz zrobił taką samą minę jak ta gdy Eliza (po raz pierwszy tego dnia) odezwała się do niego "bezczelnie" ale nic nie powiedział. Wyszedł z pokoju.

 -Ela coś taka smutna?

 Eliza przytuliła się do mamy. 

 -Tata mówił ,że jesteś bardzo chora. I jaka znowu Edwardinia przecież ty masz na imię Edyta?

 -To nieprawda ,że jestem chora on nie wie wszystkiego, dlatego tak myśli-powiedziała. 

 -Ale co się stało? Dlaczego on mówi do nas takim dziwnym, starodawnym tonem? I gdzie my właściwie jesteśmy? I jaka znowu Edwardinia przecież ty masz na imię Edyta? O co tu chodzi?-zapytała

 -Nie martw się o wszystkim się dowiesz gdy przyjdzie na to czas. Uwierz mi ,że to miejsce ,w którym znajdujemy się teraz to nasz dom, naprawdę-odpowiedziała na pytające spojrzenie córki. Ale teraz powiem ci coś bardzo ważnego i nie martw się tymi słowami dobrze? 

-Dobrze mamo. Choć nie do końca rozumiem o co chodzi.

-Zniknę z naszego domu na dość długi czas. Udaję śmiertelną chorobę a później będę udawać śmierć. Nie rób takiej miny Elu ja muszę to zrobić.Od tego zależy moje i twoje życie. Nie mogę wytłumaczyć Ci dlaczego tak jest. Powiem tylko tyle ,że zachwiałaś równowagę świata baśni z światem rzeczywistym. Nie wolno Ci o tym nikomu powiedzieć. 

  -Ale?

 Mama Elizy zaczęła przymykać oczy i mdleć. Po chwili z jej ciała wyleciała poświata w kształcie jej samej. Powiedziała:

 -Elu słyszysz mnie jeszcze? Elu pamiętaj ,że zawszę będę z tobą. Gdy mnie nie będzie przejdziesz bardzo truudną próbę-chwyciła się za głowę-było widać ,że czuję straszliwy ból, po chwili zdobyła się na dalsze słowa-Musisz przywrócić-[zgięła się w pół zaczęła przewracać się z boku na bok]-nasz świat i czas wtedy powrócę-jęknęła przeraźliwie po czym spadła z łóżka. Elu ja zaraz "zgii-nęę"! Zaczęła bardzo ciężko oddychać chwyciła Elizę za dłoń. E...-lu... o...-d-n...-a...-Granatowy wir wciągnął poświatę w kształcie jej ciała i zatrząsł całym pokojem. Eliza poczuła ,że unosi się w górę. Unosiła ją granatowa poświata, zatrzęsła jej ciałem. Poczuła ,że szurnęła brzuchem o podłogę. Następnie ponownie uniosło ją w górę. Walnęła głową w sufit. Po chwili poświata zniknęła-Eliza spadła na podłogę. Leżała na niej przez chwilę. Nie była w pełni świadoma tego co się działo z powodu drobnego wstrząsu jakiego doznała po uderzeniu głową w sufit. Po jakimś czasie w pokoju znalazł się ojciec Elizy. Krzyknął przeraźliwie: Edwardinio!!!! Edwarrdiiinioooooo!!!!!!!! Jego krzyk przemienił się w gwałtowny szloch. Chwycił kobietę w ramiona i zaczął ochlapywać jej policzki łzami. Po czym znów zaszlochał: Eeeedwaaardiiiiiiiiiniiooo. Ela nie rozumiała co się dzieję nie dotarły do niej słowa matki. Jej głowę ściskał straszliwy ból. Nie słyszała krzyków ojca. Ostatnią rzeczą jaką zobaczyła przed całkowitym omdleniem był wściekły ojciec krzyczący: To wszystko przez Ciebie, zdenerwowałaś ją swoją postawą. Gdyby nie ty nadal byyy żyy...-nie dokończył-zaczął płakać. Z rozpaczy mocno kopnął nastolatkę. Co doprowadziło do utraty przez nią świadomości.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro