|70|
- Rozgość się. - Zaśmiał się Taehyung, jedną ręką wskazując koledze swój pokój, a drugą przytrzymując drzwi.
- Wow, niezły pokój... - Odrzekł chłopak, wchodząc wgłąb pomieszczenia.
- Ah, dziękuję Jongin. - Odpowiedział szarowłosy siadając na dywanie, a kolega usiadł zaraz naprzeciwko niego.
Przez pierwsze pół godziny, jak gdyby nigdy nic robili to, po co właściwie tu przyszli. A raczej po co Jongin myślał, że przyszli. Będąc w połowie opracowywania danego im tematu, do pokoju wparował ktoś, na kogo Taehyung czekał od samego początku.
A więc czas zacząć zabawę.
- Kyungsoo! Co ty tu robisz? - Krzyknął uradowany blondyn, zauważając stojącego w drzwiach chłopaka. Jednak z jego miny wywnioskować można było, że wcale nie był zadowolony z ujrzenia tej właśnie osoby w swoim domu, lecz oczywiście jego przyszywany, kochany braciszek wiedział swoje.
- Mieszkam. - Warknął chłopak, odwracając się spowrotem do drzwi. Już miał wychodzić, kiedy nagle ktoś go zatrzymał.
- Ale Kyu, nie musisz wychodzić. Widzę, że wy z Jonginem już się znacie, więc myślę, że nie będzie problemu, jak zostaniesz tutaj z nami. Prawda? - Spytał, trzymając jednego z chłopaków za nadgarstek, a zerkając znacząco na drugiego.
- Jasne! Możesz nam pomóc, jeśli chcesz... Albo nie! Porozmawiajmy, pograjmy w coś, cokolwiek! - Krzyknął rozanielony, podchodząc do Kyu i chwytając go za rękę, ciągnąc następnie w stronę rozłożonych na dywanie materiałów.
- Oh, w takim razie ja może pójdę zrobić coś do jedzenia, a wy tu sobie pogadajcie. Za chwilę wracam! - Oznajmił Taehyung, podstępnie wychodząc z pokoju i jak najciszej zamykając ze sobą drzwi na klucz.
Uśmiechając się pod nosem, wybrał się do kuchni, gdzie oczywiście zamiast przyrządzać wcześniej wspominamy posiłek, napisał do swojego chłopaka, który był już w drodze do niego.
Jakiś czas później, oboje siedzieli w salonie, oglądając lecące aktualnie kreskówki.
- Ej, a ty nie za długo ich tam przetrzymujesz? - Spytał Jungkook, lekko podśmiewając się pod nosem.
- Jeju, siedzą tam dopiero 25 minut, daj im żyć. - Fuknął Taehyung, robiąc minę obrażonego kotka.
- Taehyung... - Zaśmiał się Brunet. - Ty tak serio? - Dodał, kładąc swoje dłonie na jego biodra. - Jak chcesz, żebym dał im żyć, to ich wypuśćmy. Ja naprawdę nie sądzę, że to był dobry pomysł, a Kyungsoo prawdopodobnie cię zabije.
- No więc dlatego ich stamtąd nie wypuszczę, bo jeszcze wydłubie mi oczy. - Powiedział, siadając Jungkookowi na kolana.
- Jeju, co ja z tobą mam... - Starszy przeniósł swoje ręce pod koszulkę młodszego.
- Ja to bym się zastanawiał, czego byś beze mnie nie miał. - Oznajmił, przybliżając swoją twarz do tej bruneta i wpatrując się w jego oczy z uśmiechem na ustach. Chwilę potem poczuł miękkie wargi muskające te jego i dłonie jeżdżące po jego plecach.
Nim się obejrzeli, na szyi i obojczykach Kima pojawiły się krwiste malinki, a on sam cicho pojękiwał pod wpływem ust Jungkooka pieszczących jego wrażliwą na dotyk szyję.
Jednak zanim zdążyło to zajść za daleko, usłyszeli za sobą głośne krząkanie. Wystraszeni, gwałtownie się od siebie odsunęli, zauważając stojącego i próbującego zabić ich wzrokiem chłopaka.
- Oh, Kyungsoo... B-bo wiesz... - Zająknął się, próbując wymyślić jakąś wymówkę i przy okazji naciągając na głowie koszulkę.
- N i e ż y j e s z. - Syknął przez zaciśnięte zęby. - Zrobiłeś to specjalnie, ty mała...
– Ejejejjj! Nie zapominaj, że jestem starszy! - Krzyknął oburzony.
- On próbował mnie zmacać, wiesz ile będę musiał to teraz dezynfekować?!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro