|47|
Jechali właśnie autobusem na drugi koniec Busan. Cała trójka się stresowała tym, co za chwilę się wydarzy. Jungkook nigdy sobie nie robił nadziei, że jego rodzice się zmienią, więc było to dla niego całkowitym zaskoczeniem, kiedy tak po prostu zaprosili go na święta z zamiarem pogodzenia się. Nie ukrywał też, że było to dla niego trudne. Pewnego dnia ludzie, którzy byli dla niego wszystkim, wyrzekli się go i dosłownie kazali spierdalać tylko i wyłącznie za powodu tego, że oznajmił im o swojej orientacji. Od tamtego trudno mu było nazywać ich rodzicami.
Cała trójka stała już pod domem Jungkooka, kiedy ten zdecydował się w końcu zadzwonić do drzwi. Chwilę później otworzyła mu niska kobieta, która wyglądała równie marnie, co stojący za nią mąż. Oboje mieli zapuchnięte oczy, prawdopodobnie od płaczu oraz worki pod nimi, prawdopodobnie od braku odpowiedniej dawki snu.
- Wejdźcie proszę... - Odezwała się, kiedy trójka nastolatków nadal stała nieruchomo w drzwiach.
A więc weszli do środka, kierując się z walizkami do byłego pokoju Jungkooka zgodnie z jego poleceniem. Na szczęście Rose znała do niego drogę. On za to nadal stał przed dwójką, wpatrujących się w niego małżonków.
- Ale ty urosłeś... - Mówiła z niedowierzaniem kobieta. - Jesteś taki przystojny, jak twój ojciec. - Dodała, próbując przekonać syna do rozmowy. Nie doczekując się jednak odpowiedniej reakcji, postanowiła poruszyć drażliwy dla nich wszystkich temat. - Jungkook, naprawdę cię przepraszamy... W czasie, kiedy cię nie było, naprawdę mocno tęskniliśmy, aż w końcu zdaliśmy sobie sprawę, jaki błąd popełniliśmy. Chodziliśmy nawet na terapię i teraz już wiemy, że twoja orientacja nie jest niczym złym, a ty nadal jesteś tym samym Jungkookiem, co wcześniej. Popełniliśmy ogromny, niewybaczalny błąd, wyrzekając się ciebie... Ale nadal jesteś naszym synem i kochamy cię ponad wszystko, dlatego mamy nadzieję, że postarasz się nam wybaczyć.
- Słyszeliśmy, że masz chłopaka i jesteś z nim szczęśliwy. - Wtrącił się mężczyzna. - A skoro ty jesteś szczęśliwy, to my też. I z chęcią przyjmiemy go do rodziny. Bo jeśli darzysz go miłością, to znak, że jest naprawdę wyjątkowy. A my już wiemy, że płeć nie ma znaczenia. Chcielibyśmy go poznać mimo, że na początku może być trochę trudno, lecz zrobimy to, ponieważ także cię kochamy. Pragniemy twojego szczęścia, synku. I zrozumiemy nawet, jeśli zdecydujesz się nadal mieszkać w Seulu. Mimo, że będziemy tęsknić, to będziemy mieli pewność, że ty czujesz się tam dobrze, a to jest cenniejsze niż bezsensowne trzymanie cię przy sobie. - Dokończył ze łzami w oczach.
Jungkook nadal stał, nie mając pojęcia, co odpowiedzieć. Skłamałby mówiąc, że nie ruszyły go te słowa, bo ruszyły i to bardzo. Cierpiał przez nich cholernie, ale w końcu to jego rodzice. A po tym, co powiedzieli był już pewnien, że naprawdę żałują tego, co zrobili, ponieważ kiedyś za nic nie usłyszałby od nich takich słów. A te nie brzmiały ani trochę, jak kłamstwo. Nie zauważył najpierw, kiedy z jego oczu także zaczęły lecieć łzy. Widząc także, jak jego rodzice nieporadnie próbują się do niego zbliżyć, przytulił ich mocno.
- Kocham was. - Powiedział. - To, co zrobiliście naprawdę mnie bolało, ale mam dosyć tej wojny. Chce mieć z wami kontakt, jak normalna rodzina. I mam nadzieję, że tym razem tego nie zepsujecie, wybaczam wam.
A całemu zajściu zza rogu przyglądał się jego chłopak, który tylko uśmiechnął się lekko, ciesząc się szczęściem swojego Jungkooka, ale z drugiej strony nie był jednak pewien, czy to oby na pewno dobra decyzja, tak szybko im wybaczać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro