II
Następnego dnia Seokjin wstał zjeszcze większą motywacją. Postanowił, że to zrobi: w końcuporozmawia z Taehyungiem. Tak, dziś jest jego wielki dzień. Daszradę, chłopie. Podejrzewał, że znów okazja ucieknie mu sprzednosa, ale warto próbować. Dla kogoś takiego jak Tae... zawszewarto. Czuł to w każdej krwince.
Gdy wszedł do biura nie spodziewałsię, że jego problem może rozwiązać się sam. Odczytał sms odNamjoona, który informował go o zebraniu w sali konferencyjnej,więc ruszył prosto tam, po drodze odwieszając płaszcz ipoprawiając garnitur. Wszystkie pomieszczenia były puste, znaczyłoto tyle, że był nieco spóźniony. Ups?
Przed wejściem spotkał blondyna,który uśmiechnął się tajemniczo i zamiast zwykłego przywitaniausłyszał:
– Usiądźgrzecznie na wolnym siedzeniu, a potem dziękuj mi na klęczkach.
Jin był coraz bardziej skonfundowany;nie rozumiał, o co z samego rana tyle szumu, ale po słowachNamjoona wnioskował, że szum był tego wart. Wszedł więcspokojnie do sali: wszystkie oczy zwrócone były na nim, a jedynewolne miejsce było pomiędzy Jiminem i Taehyungiem. Pokłócilisię, pomyślał. Czuł serce w gardle; zawsze czuł siępodekscytowany, gdy mógł być koło niego na tyle blisko, by czućjego męskie perfumy, zupełnie jak poprzedniego dnia. Poprawił sięna krześle, a gdy podniósł głowę, jego oczy skrzyżowały się zoczami Taehyunga. Poczuł lekkie gorąco muskające jego kark. Boże,nie patrz się tak, bo się na ciebie rzucę, obiło mu się złowrogopo czaszce. Chłopak jakby wyczuł jego brzydkie myśli i jedyniepociągnął głosem, po czym zwrócił głowę w stronę szefostwa.Jackson, głowa całego towarzystwa, odchrząknął lekko i odgarnąłrównie jasną, co namjoonowa, grzywkę z oczu. Tak, zdecydowaniebyło widać podobieństwo: obydwoje byli ekscentrycznymi dziwakami.Nawet kolor skóry się zgadza.
–Jeśli jesteśmy już wszyscy, myślę, że zacznę – wyrwałgo z zamyślenia głos samego szefa. - Zauważyłem pewne zgrzyty wintegracji.
Wszyscy spojrzeli po sobie. Wydawałosię, że są zgraną ekipą...
–Cicho, teraz ja mówię – Do tej pory nikt się nie odezwał.- Podzielę was na pary. Pewnie czujecie się jak w podstawówce, aleprzykro mi. Dotarły do mnie pewnie informacje, których wolałbymnie słyszeć.
– Co onbredzi? - mruknął do siebie Seokjin cichutko. Serce zabiło mubardzo szybko, gdy Taehyung odwrócił się w jego stronę. Może nietak cichutko? Uśmiechnął się przepraszająco, spojrzenie dawałomu wrażenie, że chłopak go karci.
–Będziecie robić projekt. Nie interesuje mnie, jak, anigdzie. Macie go zrobić razem, i wierzcie mi, dowiem się, kto ilepracy włożył. Warunek jest jeden. Garnitur.
Cichy szum rozległ się po sali, gdywszyscy nagle wciągnęli powietrze. Ich firma tworzyła projekty dlatańszych marek odzieżowych. Garnitur mógł być szansą na wybiciesię na wyższy poziom. Wszyscy zadrżeli na myśl o zysku.
–Więc lepiej mi się nie opieprzać. - Spojrzenie Jacksonabyło surowe, zupełnie jakby ktoś faktycznie zrobił coś złego. -To wasza, moja; nasza szansa. Garnitur został zamówiony przezseulski pasaż handlowy. Para, której pójdzie najlepiej otrzymanagrodę.
– Jakie sąkryteria oceny? - odezwał się Jimin, który miał już iskierki woczach. I słusznie, bo na tyle, ile Jin za nim nie przepadał, toJimin robił świetne projekty.
Jackson westchnął, jakby tłumaczenietego panu po-co-się-starasz-i-tak-wygałem było największymproblemem jego życia.
– Przedewszystkim estetyka i uniwersalność. Ma być chętnie noszony przezwiele grup wiekowych. No i praca zespołowa. Będziecie pracować wbiurze, a ja będę was obserwował. Jak mówiłem, nie obchodzi mniegdzie, możecie nawet rysować po ścianie w kiblu. Ale ma być wbudynku. Wybiorę oczywiście tylko jeden. Macie na to tydzień.Kartkę z parami wywieszę za godzinę, teraz wracajcie do pracy.
Rozległ się szum odsuwanych krzeseł,ale Seokjin nie potrafił podnieść się spokojnie. Razem z powiewemlekkiego wiatru poczuł znów perfumy swej słabości, którąodprowadził do drzwi wzrokiem. Chwilę gapił się jeszcze naJacksona tępym wzrokiem, by później przenieść go na stojącegoobok Namjoona. Jego przyjaciel odwzajemnił spojrzenie, uśmiechającsię lekko. Błysk w jego oczach był nieco bardziej widoczny, kiedyskinął prawie niezauważalnie głową.
~~~
–Ukantowałeś to, nie? - Jin uśmiechnął się do Namjoona,gdy ten stał obok niego, oglądając wraz z nim listę z nazwiskami.Tuż przed jego oczyma ukazywało się prostymi literami „KimSeokjin – Kim Taehyung". W swoje szczęście nie wierzył, bobyło ono dość znikome, zatem jakiś miły człowiek na pewnomaczał w tym paluchy.
– Niet,Jackson chyba sam się pokapował. Naprawdę. - Uniósł dłonie wgórę na wysoko podniesioną brew Jina. Delikatny uśmieszek natwarzy starszego poszerzył się jeszcze trochę. - No dobra, cośtam mu mruknąłem. Właściwie sam powinieneś się skapnąć potym, co ci rano powiedziałem.
–Tak, tak, dziękuję, stary. To dość pomocne. - Kącik jegoust powędrował jeszcze bardziej w górę. - A teraz wybacz, idęzdobywać swoją miłość.
Przeszedł kilka kroków w stronęTaehyunga i poczuł, że zaczynają pocić mu się ręce. Weź sięw garść, Seokjin, jesteś dorosłym mężczyzną, próbowałocucić samego siebie w duchu. Wziął kilka wdechów i w końcuotworzył drzwi, zwracając na siebie uwagę chłopaka. Odchrząknąłi podszedł do jego biurka z lekkim uśmiechem.
–Cześć, widziałeś? Jesteśmy parą – oznajmił mu. Kiedymłody milczał przez chwilę, a jego blade policzki naznaczył róż,Jin zdał sobie sprawę z tego, jak to zabrzmiało. - To z-znaczy,Jackson nas dobrał i projekt, mamy razem zrobić projekt, no, o tomi chodziło.
– Ach,jasne. No tak, projekt. - Młodszy wyprostował się na fotelu, aJin rozpłynął się w środku. Jak on kochał wydźwięk jegoniskiego głosu... - No, to masz jakiś pomysł, gdzie można tozrobić?
– To... - Tymrazem była kolej Jina, by się zarumienić. Rozmawianie z młodszymw ten sposób przytrafiało mu się po raz pierwszy. W ogóle,rozmawianie z nim przytrafiło się po raz pierwszy... - To możemy...nie wiem.
Przez chwilę panowała dośćniezręczna cisza. Jin, pozbieraj się...mężczyzna zaczął uporczywie myśleć o dość dyskretnym miejscu,w którym można spokojnie pomyśleć. Dostrzegł, że jego partnerrównież marszczy brwi w skupieniu, próbując uciułać jakiśpomysł. Po chwili chłopak pstryknął palcem w stronę Jina ispojrzał na niego spod grzywki, sprawiając, że starszy zadrżał.Co się ze mną dzieje?
–Wiem. - Taehyung brzmiał, jakby właśnie opracował metodędatowania izotopowego. - Biblioteka.
– Taehyung, nie mamybiblioteki.
– Och, no tak. Zapomniałem.
Obaj westchnęliciężko z rezygnacją. To by było na tyle z genialnych pomysłów...Znów zaczęła się burza mózgów. Wreszcie Seokjin ujrzałświatełko w tunelu.
– Stara szatnia – rzekł dumny z siebie.Tae odwzajemnił jego zadowolenie.
– To jest to. Dopiszesz naliście?
– Jasne. O której się widzimy?
– Uch, to musibyć w późniejszej godzinie, bo Kim nas ukatrupi... - Taehyungzmarszczył znów brwi, poprawił okulary i złączył dłonie nabiurku. Wyglądał w tamtym momencie jak prawdziwy biznesmen. -Kończymy o siódmej, więc może szósta?
– Pasuje mi. Dozobaczenia.
~~~
Jin naprawdęliczył na dużo.
Liczył na tęcze,rozmowy o życiu, śmieszki, buziaczki, różowe króliczki.
Tymczasemobmyślili z Taehyungiem krój w pół godziny. Po wielu, naprawdęwielu dyskusjach na ten temat, używając parapetu jako stołu, udałoim się coś ustalić. Ich opinie na ten temat różniły siędiametralnie. Ten chciał szersze rękawy, ten lekkie zwężenie.Ostatecznie poszli na kompromis i pierwowzór przedstawiał się jakotako. Tae zabrał projekt ze sobą, obiecując wysłać Jinowi kopięskanu mailem.
Gdymłodszy opuścił pomieszczenie, Jin był w stanie spokojnieodetchnąć. Nie wiedział, od kiedy tak mocno działały na niegoperfumy, ale prawdziwą ulgę odczuł, gdy poluzował trochę krawat.Było mu niesamowicie gorąco i czuł się delikatnie odurzony. Amoże to nie były perfumy? Może on po prostu tak bosko pachnie? Imdłużej się nad tym zastanawiał, tym gorzej się czuł. Frustracjai testosteron wylewały się z niego litrami. Przestań,Jin, on jest taki niewinny i uroczy...,skarcił samego w siebie w myślach. No ale co on może? To byłaperfekcja na pięknych, długich nogach... które notabene miałokazję patrzeć tylko on przez całe pół godziny. Podniósł sięi uchylił okno, po czym położył głowę na parapecie. To będzieowocny tydzień.
Totalnie zapomniałam dodawać tu rozdziały Dx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro