Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LXXVI. Noc i poranek

Rutland, 1814

Jedyną osobą, która mogła odpowiednio rozsądzić dylematy Eleonory, była Georgiana. Księżna, choć nie chciała mieszać do tego przyjaciółki, postanowiła prosić ją o radę. Wobec tego, gdy panowie zniknęli, zaciągnęła hrabinę do swojej sypialni, by pomówić z nią na osobności.

– Co się dzieje, kochana? – zapytała Georgiana, widząc umęczoną twarz księżnej. – Jesteś dziwnie niespokojna, od kiedy wyjechał Dashwood. Czyżbyś za nim tęskniła?

– Nie w tym rzecz. – Eleonora potrząsnęła głową, gdyż jej uczucia dalekie były od tęsknoty. – Oświadczył mi się, a ja muszę do jutra zdecydować, czy go przyjmę.

– Niemożliwe...

– Właśnie!

Reakcja Georgiany utwierdziła ją w przekonaniu, że ta sytuacja nigdy nie powinna mieć miejsca.

– Eleonoro, nie to miałam na myśli. Po prostu nie spodziewałam się takiej informacji... Kochasz go?

– Nie wiem. Chyba nie...ale mogłabym go pokochać! Jest przystojny, bogaty i z pewnością nie zabraknie mi przy nim pięknych sukienek, zachowam książęcy tytuł, a i pewnie pomoże mi rozwieść się z Thomasem. William jest dobrym i troskliwym człowiekiem. Jedyną wadę, którą mogę mu przypisać, to fakt, że ulega uprzedzeniom i zbyt pochopnie ocenia ludzi. Jest uparty, ale ja także!

– Słyszę niemal same zalety, ale z jakiegoś powodu nie przyjęłaś oświadczyn od razu. – Georgiana spojrzała na Eleonorę przenikliwie. – Coś cię powstrzymuje.

– Czytasz we mnie jak w otwartej księdze! – Księżna uśmiechnęła się blado. – Czuję się taka osaczona. William zarzucił mnie drogimi prezentami, niespodziewanie pocałował, tak samo byłam zaskoczona, gdy się oświadczył. Mam wrażenie, że już nie jestem „panią mojego losu". Książę przejął inicjatywę i to mnie przytłacza. Zwykle to ja uwodziłam mężczyzn i decydowałam, kiedy nasza relacja ewoluuje.

Eleonora cieszyła się, że nie spostrzegła zgorszenia na twarzy Georgiany. Wiedziała, iż przy niej może mówić swobodnie o wszystkim, co ją trapi.

– Boisz się utraty kontroli – podsumowała hrabina, posyłając przyjaciółce współczujące spojrzenie. – Większość obawia się tego, co nieznane. Czasem zmiany wychodzą nam na dobre. Tylko to cię powstrzymuje?

– Och, Georgiano! – jęknęła żałośnie Eleonora. – Tak rozpaczliwie pragnę rodziny. Wiem, że William może mi ją dać. Tylko... ja już sobie nie ufam. Książę poznał mnie taką, jaką widzisz mnie teraz, bez mojej przeszłości. Co, jeśli znowu się zmienię, a on mnie nie zaakceptuje? Nie chcę mieć znowu złamanego serca!

Hrabina zamknęła księżną w szczelnym uścisku, dając sobie chwilę do namysłu. Widziała, że Eleonorą targają skrajne emocje. Georgiana była niemal pewna, że księżna wciąż żywi silne uczucia do Alberta, ale skoro kapitan się zaręczył, nie mogła namawiać przyjaciółki, by niszczyła jego związek. Gdyby tylko ktoś przemówił do rozumu Beamountowi...

Georgiana nie była przekonana do Williama. Nie dlatego, że był zły, bo sprawiał wrażenie szarmanckiego mężczyzny. Martwiła się tylko, że Eleonora będzie skazana na kolejne małżeństwo bez miłości.

– Nie powiem ci, jaką decyzję masz podjąć. Mogę tylko doradzić, żebyś kierowała się sercem. Jeżeli pragniesz małżeństwa z Williamem, niech nic cię nie powstrzymuje. Jednak, jeśli go nie chcesz, nie bój się odmówić. Co by się nie działo, zawsze będę cię wspierała.

– Dziękuję – szepnęła Eleonora pokrzepiona słowami Georgiany.

Panie pozostawały w siebie wtulone przez dłuższą chwilę, aż nadszedł czas, kiedy należało utulić Henry'ego do snu. Hrabina chętnie zostałaby jeszcze z przyjaciółką, ale Paul zamknął się w gabinecie z bratem, więc wszelkie rodzicielskie obowiązki tego wieczora spadły na nią.

Eleonora udała się do swojej sypialni, ale nie liczyła na sen. Czas ją gonił, a ona wahała się coraz bardziej. Czy pragnęła wyjść ponownie za mąż? Z pewnością nie chciała pozostać samotna do końca życia, ale nie sądziła, że propozycja pojawi się tak szybko. Ciągle miała w sercu Alberta i tęskno jej było do Elizabeth, jednak nic nie było w stanie ich jej przywrócić. Walczyła o swoją córeczkę i mężczyznę, którego tak bardzo ukochała, jednak Beamount wybrał inaczej i musiała to uszanować, mimo że za każdym razem, gdy pomyślała, iż Lizzy wychowa inna kobieta, ogarniał ją gniew.

Rozmowa z Georgianą uświadomiła jej, że zasługuje na szczęście i nie musi się karać do końca życia. Nad rankiem była już całkiem pewna, że małżeństwo z Williamem to dla niej cudowna okazja, która może się już więcej nie powtórzyć. Musiała przyznać, że jej serce biło szybciej za każdym razem, gdy Dashwood pojawiał się w pobliżu. Gdyby Albert jej tak nie zranił, może kochałaby już księcia Norfolk, bo o uczuciu do niego była przekonana.

W nagłym przypływie odwagi, zdecydowała. Chciała wyjść za Williama i już dłużej nie myśleć o konsekwencjach. Musiało się udać! Eleonora była zdolna do miłości i pragnęła ją przelać na Dashwooda, a pustkę w sercu wypełnić gromadką dzieci, choć rana, którą pozostawiła rozłąka z Elizabeth, nigdy się w pełni nie zabliźni.

Księżna szybko poderwała się z łóżka i pospiesznie poprawiła swoje włosy. Musiała działać, nim znowu dopadną ją wątpliwości.

Georgiana uwielbiała budzić się przytulona do mężowskiej piersi. Zawsze, gdy pierwszym, co zobaczyła po otworzeniu oczu, był Paul, miała dobry humor przez cały dzień.

Hrabina wsparła się na ramieniu, by móc lepiej przyjrzeć się małżonkowi. Jego twarz była niewzruszona, a pierś rytmicznie się poruszała. Georgiana uśmiechnęła się figlarnie i przejechała dłonią po szyi mężczyzny. Ten jednak ani drgnął, wobec tego dama postanowiła pociągnąć za włoski zakręcające się na klatce piersiowej męża.

Paul wciąż nie otworzył oczu, wydał z siebie jedynie przeciągły pomruk i uśmiechnął się pod nosem. Przyciągnął do siebie Georgianę, która z zadowoleniem zachichotała, po czym ucałowała męża w policzek.

– Dzień dobry – szepnęła mu do ucha.

– Dzień dobry. Jak się dziś czują moje maleństwa?

– Henry pewnie smacznie śpi, skoro ciągle go tu nie ma, a nasze drugie dziecko w nocy było bardzo grzeczne i nie dało się we znaki swojej mamusi.

Hrabia z czułością pogładził brzuch żony. Nie mógł się doczekać kolejnego potomka. Zawsze pragnął dużej rodziny. Zamieszanie związane z przyjazdem Baldwina, Eleonory i stałą obecnością Małgorzaty oraz chłopców czasami dawało mu się we znaki, ale wtedy znikał w swoim gabinecie z poczuciem, że przynajmniej dom żyje. Pamiętał, jak bardzo czuł się samotny, kiedy brat wyjeżdżał, pozostawiając go w wielkiej rezydencji. Na szczęście Baldwin szybko się ożenił, a jako że nigdy nie kupił własnego domu, Małgorzata sprowadziła się do Cypress Manor. Potem na świecie pojawili się Laurence i Philip. W końcu Paul zdecydował się ożenić, by jakaś dama mogła dotrzymywać szwagierce towarzystwa, gdyż on sam nie był najlepszym kompanem. Wówczas nie sądził, że jego żoną zostanie tak wspaniała kobieta, jak Georgiana. Nie przypuszczał, że za sprawą jednej istotki będzie niewyobrażalnie szczęśliwy.

– Zwariowaną mamy rodzinkę – westchnął z sentymentem.

– Skoro już o tym mowa, wiedziałeś, że książę oświadczył się Eleonorze?

– Nic mi o tym nie wspominał! Kiedy to się stało?

– Przed wyjazdem, gdy poprosił ją o rozmowę.

– Co odpowiedziała?

– Nic. Książę niewątpliwie jest eleganckim dżentelmenem, ale ona kocha Alberta. Nie powiedziałam jej tego wprost, ale obawiam się, że nawet jeśli żywi do niego jakieś uczucia, to nigdy nie będą one tak silne, jak do kapitana Beamounta i przez to Eleonora będzie nieszczęśliwa. Gdyby tylko Albert zmienił zdanie w sprawie zaręczyn...

– Ja myślę, że naszej kochanej Eleonorze taki związek wyjdzie tylko na dobre. Może nieco się uspokoi przy statecznym mężczyźnie.

Georgiana zmarszczyła nosek tak, jak to zwykła robić, gdy mąż w czymś się z nią nie zgadzał. Paul uważał to za bardzo urocze. Wplótł dłoń we włosy małżonki i złożył na jej ustach delikatny pocałunek. Chętnie by go pogłębił, ale drzwi sypialni otworzyły się z impetem. Para odskoczyła od siebie, będąc pewnymi, że to Henry się zbudził, ale do pomieszczenia ku ich zdziwieniu wpadła Eleonora. Jej poliki były aż czerwone z podniecenia, a oczy błyszczały dawnym blaskiem, ale w spojrzeniu kryła się iskierka przerażenia.

– Och, przepraszam, że wam przeszkadzam, ale mam pilną sprawę. Czy byłbyś tak uprzejmy, drogi hrabio i pożyczył mi powóz?

– O tej porze? – zdziwiła się Georgiana. – Przecież jeszcze słońce dobrze nie wstało.

– Zamierzam zrobić coś okropnie głupiego – nerwowo zachichotała.

– Powóz jest twój, poproś służbę, by ktoś się tym zajął.

Głos Paula był tak entuzjastyczny, że jego żona aż się skrzywiła. Nie sądziła, że mężczyzna będzie tak wspierał sprawę, w którą ona sama nie wierzy.

– Dziękuję!

Eleonora szybko wybiegła z sypialni i rzuciła się pędem przez korytarz, pozostawiając osłupiałych, ale nieco rozbawionych małżonków samych.

Serce arystokratki biło niczym oszalałe, gdy wskakiwała do karety. Co rusz stukała w ściankę, by zmusić stangreta do szybszej jazdy. Eleonora nie rozmyślała już o swojej decyzji. Podjęte przedsięwzięcie należało doprowadzić do końca, a zbytnie głowienie się nad nim temu nie służyło. Skupiała się tylko na tym, by zdążyć, a w brzuchu aż skręcało ją z podekscytowania.

Gdy powóz wyjechał z lasu, księżna dojrzała, że rezydencja Welshów, choć znacznie mniejsza od Cypress Manor, była bardzo urokliwa. Kamienną budowlę osłaniały wzgórza pokryte wrzosami. Eleonora wychyliła się przez okienko. Mroźne powietrze muskało jej skórę, ale jednocześnie było tak przyjemne dla płuc, że arystokratka głęboko się nim zaciągała. Nie dbała o piękną fryzurę, z której mimowolnie pod wpływem wiatru uwolniło się kilka kosmyków, ani o zaróżowione policzki, wyraźnie kontrastujące z jasną cerą.

Czas dla arystokratki nagle zwolnił i tylko napawanie się przyjemną chwilą miało jakiekolwiek znaczenie. Wszystkie troski zniknęły, a ona poczuła się wolna i szczęśliwa. Dopiero po chwili się ocknęła, przypominając sobie o misji. Ponownie zastukała w ściankę, przez co powóz mocno szarpnął do przodu, a serce podeszło jej do gardła.

Nowa energia, która niespodziewanie wstąpiła w Eleonorę, tak w niej buzowała, że arystokratka wyskoczyła z karety, gdy ta tylko zwolniła na żwirowej ścieżce przed rezydencją. Pogoda i otoczenie spodobały się na tyle arystokratce, że resztę drogi postanowiła przejść piechotą, mimo przymrozku.

Służący, który otworzył jej drzwi, spojrzał podejrzliwie na Eleonorę. Nie wyglądała mu na księżną, za którą się podawała. Co prawda miała elegancką suknię, ale błyszczące od wysiłku oczy i rozwiane włosy bardziej pasowały do zwyczajnej dziewki.

– Proszę zaczekać w środku, zapytam księcia, czy przyjmie waszą wysokość.

– Tu mi dobrze! – odparła beztrosko Eleonora, sprawiając, że oczy mężczyzny rozszerzyły się jeszcze bardziej. Nie kwestionował jednak jej życzenia i ponownie zniknął wewnątrz rezydencji.

Arystokratka odwróciła się. Dostrzegła, że tuż za ścieżką zaczyna się wrzosowisko. Krzewy pokryte szronem, spod którego przebijał się jasnoróżowy, nieco przygaszony kolor, wyglądały naprawdę urokliwie. Szczególnie w połączeniu z nieco uśpioną zielenią i niebem, które przybierało najróżniejsze barwy od różowej przez pomarańczową i żółtą po błękitną. Skuszona widokiem Eleonora ruszyła w tamtą stronę. Przez mgłę, która unosiła się tuż nad ziemią, księżna miała wrażenie, jakby stąpała po obłokach. Wszystko wydawało jej się takie piękne, a chwila niezwykle magiczna.

Gdy spojrzała w stronę rezydencji, dostrzegła Williama spieszącego w jej kierunku. Nie wyglądał na świeżo wybudzonego ze snu, ale jego ubiór nie był tak idealnie dopracowany, jak to miał w zwyczaju. Oddech Eleonory przyspieszył. Tak oto w bajecznej scenerii nadchodził mężczyzna, z którym miała zamiar spędzić resztę życia. Gdy stanął przed nią, księżna uśmiechnęła się delikatnie.

– Przepraszam. – Głęboki, niski głos Williama wywołał ciarki na skórze Eleonory. – Byłem głupi, że tak na ciebie naciskałem. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Nigdy wcześniej nie czułem czegoś takiego do żadnej kobiety i przez to wyszedłem na strasznego despotę.

– Nie przepraszaj...

– Uszanuję każdą twoją decyzję – powiedział, nie dając szansy Eleonorze na dokończenie zdania. – Musisz jednak wiedzieć, że zrobię wszystko, byś była szczęśliwa, jeżeli zgodzisz się za mnie wyjść. Nigdy cię nie zawiodę.

Uśmiech na twarzy księżnej stawał się coraz szerszy. Cieszyły ją zapewnienia Williama. Eleonora widziała, że mężczyzna jest zdenerwowany i nie chciała dłużej trzymać go w niepewności, jednak nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów.

– Zasłużyłem na kpinę – rzucił smutno.

– Nie śmieję się z ciebie, Williamie. Jestem dziś bardzo szczęśliwa, to wszystko.

– Czy to znaczy ...? – urwał, bojąc się, że to co, chce powiedzieć, jest nazbyt śmiałe.

– Wyjdę za ciebie!

Ciało księcia natychmiast się rozluźniło. Wyglądało na to, że poczuł niewyobrażalną ulgę. Spojrzał na Eleonorę z miłością i nie mogąc się powstrzymać, pogładził jej policzek. Niepewnie się nad nią pochylił i zbliżył swoje usta do jej warg. Tym razem księżna wręcz oczekiwała na pocałunek. Widząc wahanie Williama, sama złączyła ich usta. Nie było pomiędzy nimi już żadnych niedomówień, więc oboje mogli rozkoszować się namiętną chwilą i z nieokiełznaną żarliwością sycić się sobą nawzajem. 

Pora pożegnać się z hrabstwem Rutland! Jego mieszkańcy jednak jeszcze się przewiną do końca. Tymczasem zaraz będzie już wszystko wiadomo. Ostatnia szansa na teorie spiskowe! Jak myślicie, co doprowadziło Eleonorę przed sąd? 

Pozdrawiam! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro