LXXIV. Zaskoczenie
Rutland, 1814
Książę następnego ranka nie pojawił się na śniadaniu. Początkowo wszyscy myśleli, że arystokrata zwykł jadać w późniejszych godzinach, ale kiedy ani razu nie opuścił swojej sypialni w ciągu południa, zaniepokojony Paul zaszedł do jego pokoju. Nie miał dobrych wieści dla pań, gdy powrócił do bawialni. Oświadczył, że Dashwood leży w malignie, po czym zawezwał do niego lekarza.
Eleonora czuła, że to się tak skończy, gdy William odmówił przebrania się w suche ubrania, a także nie przyjął koca. Postanowiła do niego zajrzeć, wyjaśniając towarzystwu, że nie raz opiekowała się Georgianą w chorobie i może uda się ulżyć nieco w cierpieniu księciu do czasu aż przybędzie doktor. Jednak prawdziwą intencją arystokratki było zatriumfowanie nad Dashwoodem, który jej nie posłuchał, mimo że miała rację.
Księżna zapukała cichutko do drzwi. Gdy usłyszała słaby głos mężczyzny, weszła do środka. William leżał ledwo przytomny cały zatopiony w pościeli. Był czerwony, a jego czoło zrosiły potężne krople potu. Mimo że był rozpalony, jego ciało drżało, jakby w pomieszczeniu panował niewyobrażalny ziąb.
– Źle wyglądasz, biedaku – powiedziała Eleonora z troską w głosie. – Ale po opowieści hrabiego myślałam, że jest dużo gorzej. Brzmiał, jakby wasza wysokość był już jedną nogą po drugiej stronie.
Dashwood nie odpowiedział. Uśmiechnął się tylko blado, ale był tak słaby, że nie utrzymał uniesionych kącików zbyt długo.
Eleonora poprosiła służkę o przyniesienie zupy, a sama poszła po ręcznik i miskę z chłodną wodą. Gdy wróciła do sypialni księcia, zmoczyła materiał i przetarła czoło Williamowi. Mężczyzna zacisnął usta w wąską kreskę, gdy poczuł zimny okład, ale powieki wciąż miał zamknięte. Niewiele mówił, jedynie od czasu do czasu coś pomrukiwał.
Księżna pozwoliła mu na odrobinę snu, a sama podeszła do okna, zniecierpliwiona wyglądając lekarza na ścieżce. Dopiero okropny kaszel przyciągnął jej uwagę. Gdy ponownie spojrzała na Dashwooda, ten podźwignął się nieco i wodził swoje czerwone, opuchnięte oczy za Eleonorą.
– Wasza wysokość musi coś zjeść!
Arystokratka chwyciła przygotowaną zupę i przysiadła na skraju łóżka, pochylając się nad mężczyzną. Zanurzyła łyżkę w talerzu, po czym ostrożnie wycelowała ją w usta księcia, który patrzył na nią speszony.
– Mówiłam, że wasza wysokość się przeziębi!
– William – wychrypiał, zaciskając dłoń na nadgarstku Eleonory. – Skoro już mnie karmisz, pani, proszę mów do mnie po imieniu.
Nagle otworzyły się drzwi i do sypialni wszedł stary doktor. Książę natychmiast puścił rękę arystokratki, która od niego odskoczyła sparzona. Medyk obrzucił ją dziwnym spojrzeniem. Poza, w której ich zastał, może była nazbyt poufała, ale przecież Eleonora nie zrobiła nic niestosownego, jedynie wypełniała chrześcijański obowiązek.
Księżna skinęła w kierunku lekarza, po czym wymknęła się z sypialni.
Doktor opuścił pokój chorego po niespełna półgodziny. Od razu skierował się do bawialni, gdzie zaniepokojone towarzystwo czekało na wieści. Zapewnił wszystkich, że księciu nie dolega nic poważnego i najdłużej za parę dni poczuje się lepiej. Eleonora nieco sceptycznie podeszła do diagnozy, ale doceniła, że lekarz zaordynował jakieś medykamenty, a nie pozostawił chorego samego sobie.
– A jak pani zdrowie, hrabino? – zagadnął medyk, gdy zbierał się już do wyjścia. – Dziecko bardzo daje się pani we znaki?
Georgiana z przerażeniem spojrzała na Eleonorę, która wyglądała na szczerze zaskoczoną. Twarz Paula również przybrała zmartwiony wyraz.
– Wszystko dobrze, dziękuję, że pan pyta – uśmiechnęła się blado.
– Jakie dziecko? – warknęła księżna, gdy tylko drzwi zamknęły się za doktorem, patrząc pretensjonalnie na Georgianę i jej męża.
– Och, Eleonoro. Nie chciałam cię przytłaczać moim szczęściem, kiedy ty jesteś taka smutna.
Spojrzenie arystokratki natychmiast zelżało. Nie mogła być zła na Georgianę, nawet nie miała ku temu powodu. Zasmuciła się tylko, że przez jej nastrój ukochana przyjaciółka ukrywała taką cudowną wiadomość. Co prawda poczuła delikatne ukłucie w sercu, ale mimo utraty dziecka, radowała się z powodu stanu Georgiany. Przynajmniej w życiu ukochanej przyjaciółki wszystko układało się, jak należy. Księżna obawiała się jedynie, że zaraz nie będzie dla niej miejsca w Cypress Manor, co zmusi ją do opuszczenia rezydencji i ułożenia na nowo swojego życia.
– Jak mogłaś tak pomyśleć?! – Eleonora podbiegła do hrabiny i mocno ją objęła. – Oczywiście, że się cieszę, głupia.
– To dobrze! – Georgiana odetchnęła z ulgą, a na jej twarz wpełzł słodki uśmiech.
Księżna, gdy wypuściła szwagierkę z objęć, odwróciła się w stronę Paula, który spoglądał na nie nieco zmieszany, ale z pewnym rozrzewnieniem.
– Chodź! Ciebie też przytulę!
Hrabia niepewnie zbliżył się do arystokratki, ale nie protestował, gdy ta serdecznie poklepała go po barku.
Gorączka nie opuszczała księcia przez kolejne trzy dni. W tym czasie Eleonora niemal nie wychodziła z jego sypialni. Zmieniała mu okłady, dbała, by brał lekarstwa i podawała jedzenie. Gdy William bywał bardziej przytomny, czytała mu książki bądź zabawiała rozmową na przeróżne tematy. W nocy także trwała przy mężczyźnie, w razie, gdyby jego stan się pogorszył.
Sama nie wiedziała, dlaczego to robi. Może to historia o siostrze arystokraty tak ją poruszyła? Tłumaczyła sobie, że Dashwood z pewnością poczyta to jako chwalebne zachowanie, a ona miała coś sobie i jemu do udowodnienia. Nie dopuszczała do siebie myśli, że przyczyną jej troski jest zwyczajna sympatia.
Czwartego dnia William poczuł się wystarczająco dobrze, by na kilkanaście minut opuścić łóżko. Zdążyli z Eleonorą w tym czasie rozegrać partię szachów. Gra nieuchronnie przypominała o Albercie, gdyż to od niego Georgiana dostała w prezencie ślubnym figurki. Jednak towarzystwo Dashwooda szybko skierowało myśli arystokratki na inne tory.
Eleonora coraz częściej przyłapywała się na podziwianiu przystojnej twarzy Williama, a wszystkie jego wady, które wcześniej tak raziły księżną, nagle zniknęły, ustępując miejsca wzniosłej gloryfikacji Dashwooda.
Arystokratce nawet zaczynało się podobać jaką osobą jest przy Williamie. Wiedziała, że to tylko kreacja, kolejna zarzucona maska, ale dobrze czuła się w roli poukładanej damy. Czasem jej prawdziwy charakter próbował dać o sobie znać, jednak Eleonora zwykle w porę powstrzymywała nierozważne słowa bądź szybko porzucała pomysł, by założyć suknię o krzykliwym kolorze czy niestosownym kroju.
Oczywiście ich relacja nie była usłana różami. Ciągle zdarzały się sprzeczki i drobne zgryźliwości, ale William zaczynał lubić słowną polemikę z księżną. Uważał ją za godną partnerkę do rozmowy, której uroda jednocześnie była bardzo przyjemna dla męskiego oka. Coraz częściej myślał, że towarzystwa takiej damy nie powstydziłby się sam król, a książę regent wręcz byłby nią zachwycony. Dashwood szczerze uważał, że Eleonora pasuje do jego świata i z pewnością łatwo by do niego wniknęła. Wręcz zaczynał mieć nadzieję na częstsze spotkania z księżną wśród bardziej wykwintnego towarzystwa w Londynie.
Welshowie nie zapomnieli o swoim gościu, który tymczasowo przeniósł się do Cypress Manor. Albert z małżonką niemal codziennie odwiedzali rezydencję hrabiego Rutland i poświęcali przynajmniej kilka minut na wizytę u chorego. Eleonora zwykle nie spędzała z nimi czasu, gdy w bawialni popijali herbatę czy grali w wista, tłumacząc się koniecznością doglądania Williama. Jednak, kiedy jego stan znacznie się poprawił i nic już nie zagrażało życiu arystokraty, księżna straciła wymówkę i po obiedzie musiała dołączyć do towarzystwa.
Eleonora przywdziała na siebie ciemnozieloną suknię i dla dopełniania efektu chciała zawiesić na szyi zdobną kolię. Gdy ustawiła szkatułę z biżuterią na toaletce, by ją przeszukać, jej uwagę przykuło małe pudełeczko, które wyglądało na dziwnie znajome. Została dołączona do niego malutka karteczka, na której zakreślił zgrabne litery.
Dziękuję za opiekę. Jesteś jedyną osobą, która w moich oczach zasłużyła na ten prezent.
W.
Eleonora mimowolnie uśmiechnęła się. Szybko rozplątała ozdobną kokardkę i otworzyła pudełko. Dopiero teraz miała okazję dłużej przyjrzeć się bransoletce. Poprzednim razem zdążyła spojrzeć na nią tylko przelotnie. Był to złoty, niezwykle cienki łańcuszek, wysadzany gdzieniegdzie kryształkami. Wyglądał skromnie, ale z pewnością był warty fortunę. Arystokratka nie miała żadnych obiekcji i postanowiła założyć bransoletkę, tym bardziej że zamierzała zajrzeć do Williama, nim uda się do bawialni, by upewnić się co do jego samopoczucia. Z pewnością ucieszy się, że założyła prezent od niego.
Gdy była już gotowa, niemal pobiegła do pokoju Dashwooda, gdyż goście już przybyli i nie chciała pozwolić, by na nią czekali. Przed wyjściem zdążyła jeszcze chwycić wachlarz.
– Będę się świetnie bawiła, kiedy ty zostaniesz w łóżku! – rzuciła, widząc, że książę miał się dobrze.
– Coś mi się nie wydaje, żebyś lubiła spędzać czas w towarzystwie Welshów.
– Chyba nie znasz mnie zbyt dobrze, Williamie – odpowiedziała nieco wyniośle, ale po chwili oboje się roześmiali, wyczuwając żart.
– Ładna bransoletka...
Dashwood podźwignął się z łóżka, by ująć dłoń Eleonory i badawczo przyjrzeć się błyskotce na jej nadgarstku.
– Znalazłam! Chyba mam jakiegoś adoratora. – Uśmiechnęła się słodko, trzepocząc rzęsami.
– Przynajmniej ma dobry gust do kobiet... i biżuterii – dodał pospiesznie.
Eleonora była wniebowzięta, gdy usłyszała komplement z ust mężczyzny, którego zaczynała cenić. Przez to chwilowe zauroczenie nie od razu dostrzegła, że William wstał z łóżka okryty jedynie robdeszanem. Dama spojrzała na niego ze zgrozą i chwyciła pled, który zarzuciła mu na ramiona.
– Musisz o siebie dbać, inaczej znowu się zaziębisz.
– Daj spokój, nic mi nie będzie.
– Poprzednio też mnie nie słuchałeś i zobacz, jak to się skończyło! – Eleonora niemal krzyknęła, tracąc spokój.
– Z całym szacunkiem, w tej sprawie nie masz nic do powiedzenia – odburknął, zrzucając koc na podłogę. – Ależ ty mnie czasem denerwujesz.
– Ja ciebie? – Eleonora przewróciła oczami. – Dałam ci dobrą radę, a ty postępuj, jak chcesz.
– Świetnie, dziękuję za pozwolenie! – William roześmiał się. Szczerze bawiła go troska Eleonory, ale jednocześnie uważał ją za niezwykle uroczą.
– Przez takich upartych mężczyzn jak ty, mam ochotę pozostać niezamężna do końca życia!
Eleonorę uderzył nagły przypływ gorąca. Zamaszystym ruchem rozłożyła swój wachlarz, licząc, że podmuch powietrza przepędzi z jej twarzy czerwień.
– Do diabła! Eleonoro, schowaj ten wachlarz. Od tego machania kręci mi się w głowie!
Księżna nic sobie nie robiła z prośby Dashwooda. Spojrzała na niego wyzywająco, nie zaprzestając czynności, a wręcz przyspieszając.
William niespodziewanie wyrwał przedmiot z rąk Eleonory i odrzucił go na podłogę. Nie zdążyła zareagować, gdy ten przyciągnął ją bliżej i złączył ich usta. Pocałunek rozpalił wargi i myśli kobiety, lecz księżna w porę się otrząsnęła i odepchnęła arystokratę, patrząc na niego z wyrzutem. Jeszcze chwila i znalazłaby się w potwornym niebezpieczeństwie. Nie była tak silna, jak deklarowała, by nie ulec pokusie. Wobec tego postanowiła jak najszybciej opuścić pomieszczenie przy akompaniamencie trzaskających drzwi.
Gdy dołączyła do towarzystwa w bawialni, jej myśli ciągle krążyły wokół Williama. Ku rozpaczy Eleonory panowie nalegali na grę w wista i brakowało im czwartego zawodnika, gdyż Georgiana gubiła się w zasadach, a pani Welsh wybrała plotki z hrabiną.
Księżna nawet nie przyjrzała się swoim kartom, zamiast tego wolała poukładać bałagan, jaki zagościł jej w głowie. Musiała przyznać, że spodziewała się wszystkiego tylko nie pocałunku. Być może sam Dashwood go nie planował.
To nie sam fakt, że ich wargi się złączyły, najbardziej przerażał Eleonorę, a jego znaczenie. William z całą pewnością nie był uwodzicielem, więc takie zachowanie nie było do niego podobne. Księżna z jednej strony chciała wierzyć, że pocałunek miał głębsze znaczenie, ale z drugiej byłaby przerażona, jeśli w rzeczywistości takie posiadał. Zaczynała widzieć siebie u boku Dashwooda i miała pewność, że da jej szczęście. Nie musiałaby się kłopotać o rozwód i to, co stanie się z nią, gdy utraci tytuł. Jednak czy mogła przypisywać tak dużą wagę zdarzeniu, które mogło nic nie znaczyć? Ponadto była matką, choć nie miała przy sobie dziecka. Nie mogła i nie chciała zapomnieć o Elizabeth.
– Eleonoro, aleś ty nieobecna! – Głos Paula przywołał arystokratkę na ziemię.
Księżna potrząsnęła głową i bez większego namysłu rzuciła kartę. Miała nienawidzić Williama, tymczasem głowi się nad tym, czy ich ewentualny związek mógłby się udać. Właściwie nawet nie była pewna, czy może być mowa o pogłębieniu ich relacji. Z Alberta czytała jak z otwartej księgi, dzięki czemu miała wszystko pod kontrolą do czasu ich rozstania w Goodwood House. Wtedy właśnie straciła panowanie nad sytuacją, pozwalając się zaskoczyć przez Beamounta, co skończyło się tragicznie. Dashwooda nie potrafiła rozgryźć. Mimo godzin spędzonych na rozmowach zbyt mało go znała, by wiedzieć, jakie ma plany wobec niej. Tymczasem ona musiała przyznać sama przed sobą, że przestaje być obojętna na jego urok.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro