Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LXIX. Nowe miejsce

Rutland, 1814

Eleonora wsiadając na statek do Anglii, nie wiedziała, gdzie powinna się udać. Czuła, że nie ma prawa pojawiać się w Goodwood House, mimo że Thomas ciągle nie wrócił do kraju. Po dłuższym namyśle zdecydowała, że odwiedzi Georgianę. Tęskniła za swoją malutką dziewczynką, a i miała pewność, iż ta przyjmie ją z otwartymi ramionami, o nic nie pytając.

Stan ducha księżnej zdawał się nie poprawiać. Rany, wciąż świeże, dawały o sobie znać każdego dnia. Zdążyła tylko wspomnieć Georgianie, że zdecydowała się na rozwód, a potem zniknęła w jednej z sypialni gościnnych. Eleonora unikała wszelkiego kontaktu z domownikami, na synka ukochanej szwagierki, Henry'ego, teraz już rocznego chłopca, spojrzała tylko przelotnie. Widok dzieci sprawiał, że rozłąka z córeczką bolała ją jeszcze bardziej. Było jej szczególnie ciężko, ponieważ w Rutland mieszkali jeszcze synowie brata Paula. Dlatego postanowiła nie wychodzić z pokoju, nawet na posiłki. Zanim legła w łożu bez chęci do życia, zdążyła ostatkiem sił napisać list do pana Browna i Mary.

Georgiana bardzo martwiła się o swoją kochaną Eleonorę. Tyle wyczekiwała na spotkanie. Teraz gdy miała ją przy sobie, przerażało ją, jak arystokratka zmizerniała. Jej cera stała się papierowa, niegdyś lśniące oczy utraciły swój blask i niknęły między sińcami. Hrabina nie tak wyobrażała sobie osobę, która właśnie wróciła z alpejskiego kurortu.

Hrabina wślizgnęła się do gabinetu Paula, kiedy ten pochylał się nad dokumentami przy masywnym biurku. Uśmiechnęła się pod nosem, gdy zauważyła, że mąż marszczy czoło i drapie się po brodzie. Zawsze uważała, że wygląda uroczo, kiedy pracuje i z chęcią go wówczas obserwowała. Był jeszcze jeden powód, dla którego Georgiana chętnie przebywała w gabinecie męża. Mimo że każdego wieczora zasypiali w swoich objęciach, także w ciągu dnia chcieli wyszarpać jak najwięcej chwil tylko dla siebie. Małgorzata ani chłopcy nigdy nie wchodzili do gabinetu Paula, więc małżonkowie mogli liczyć tu na odrobinę prywatności.

Hrabina stanęła za fotelem, na którym siedział jej mąż i ułożyła dłonie na jego ramionach. Paul natychmiast odsunął dokumenty i przyciągnął Georgianę na swoje kolana. Złożył delikatny pocałunek na jej ustach, który został natychmiast odwzajemniony przez żonę. Pewnie obsypałby pocałunkami jej długą szyję i zgrabne ramiona, ale Georgiana nieznacznie się od niego odsunęła.

– Przyszłam z tobą porozmawiać.

– Coś cię trapi, najdroższa? – Uniósł jej dłoń do ust.

– Martwię się o Eleonorę. Prawie nie wychodzi z sypialni. Nie wiem, co książę jej zrobił, ale musiał być potworem, skoro Eleonora jest w takim kiepskim nastroju.

– Chciałbym ci tylko przypomnieć, że twoja droga szwagierka także nie ma łatwego charakteru.

– Nie lubisz jej? – Georgiana spojrzała z przerażeniem na męża.

– Jak mógłbym jej nie lubić, skoro uczyniła mnie najszczęśliwszym mężczyzną na świecie, wyrażając zgodę na nasz ślub.

– To znaczy, że nie masz nic przeciwko, żeby została u nas na dłużej?

– Oczywiście! Wiem, że Eleonora jest ci bardzo bliska i tęskniłaś za nią. – Uśmiechnął się do niej ciepło.

– Dziękuję, kochany! – Georgiana zarzuciła ręce na mężowską szyję. – Chciałabym jakoś jej pomóc.

– Może poślijmy do niej Małgorzatę. Wiesz, jaka ona jest pocieszna.

– Sama pomówię z Eleonorą... Chodzi o to, że chcę zorganizować dla niej powitalny bal.

– Nie przepadam za przyjęciami, ale nie mogę ci tego odmówić.

– Jesteś cudowny!

Paul chciał skraść jeszcze jeden pocałunek żonie, ale Georgiana szybko uwolniła się z jego objęcia i pognała do sypialni Eleonory. Liczyła, że wieści o balu wprawią ją w lepszy nastrój. Delikatnie zapukała do drzwi. Nie czekała jednak na zaproszenie, bo wiedziała, że go nie otrzyma.

W pokoju panował półmrok. Promienie słoneczne z marnym skutkiem próbowały przebić się przez zaciągnięte zasłony. Eleonora leżała pośrodku wielkiego łoża, w którym była ledwo widoczna. W jasnej koszuli nocnej i potarganych włosach wyglądała niczym duch.

Georgiana przysiadła przy szwagierce i ujęła jej dłoń. W oczach hrabiny zaszkliły się łzy, które mimowolnie zaczęły spływać po jej policzkach. Widok Eleonory bardzo ją martwił, czego nie potrafiła ukryć.

– Co ci się stało, kochana? – jęknęła żałośnie.

Księżna dzisiaj czuła się fatalnie, podobnie jak każdego poprzedniego dnia. Była pewna, że bez Elizabeth jest nikim, a jej życie pozbawione jest celu. Straciła córkę, mężczyznę swojego życia, a wkrótce straci tytuł. Nie poznawała siebie. Nie wiedziała, kim teraz jest. Czuła się żałośnie, ale nie miała siły z tym walczyć.

Ton Georgiany łamał Eleonorze serce. Hrabina na zawsze będzie jej malutką dziewczynką i nie chciała jej skrzywdzić. Tym bardziej księżna myślała o sobie źle, bo jej nastrój doprowadził Georgianę do łez.

Eleonora zebrała się w sobie i z trudem podźwignęła ciało. Uśmiechnęła się na tyle sztucznie, że pani Elliot nie nabrała się na ten grymas. Księżna wyciągnęła więc dłonie w jej kierunku i starła łzy z policzków damy.

– Nie martw się, aniołku. Przejdzie mi.

– Proszę, opowiedz o wszystkim. Zakochałaś się? Ktoś złamał ci serce?

Eleonora westchnęła ciężko. Nie mogła powiedzieć Georgianie o Albercie i Lizzy, ale musiała jej wyjawić jej chociaż część historii.

– Nie... – zawahała się. – Kiedy byłam za granicą, poczułam się wolna. Już zapomniałam, jakie to uczucie. Thomas miesiącami więził mnie w Goodwood House, kontrolował moją korespondencję, zdradzał mnie, bił, odebrał mi moją przyjaciółkę... a najgorsze jest to, że zabił służącego, którego polubiłam.

Księżna zalała się łzami, ale to nie małżeństwo było ich przyczyną. W głowie miała tylko Alberta, wszystkie szczęśliwie chwile, które przeżyli i ich rozstanie. Brakowało jej malutkiego ciałka Elizabeth trzymanego w dłoniach, jej słodkiej twarzyczki i pociesznego uśmiechu. Eleonora ciągle zastanawiała się, co się dzieje z jej córką i ukochanym. Thomas najmniej zajmował jej myśli, choć żałowała, że pochopnie postanowiła się z nim rozwieść.

Georgiana przyciągnęła przyjaciółkę do swojej piersi i pogładziła ją po głowie. Zwykle to Eleonora obejmowała hrabinę i sunęła dłonią po jej blond włosach, gdy tą trapiły jakieś smutki.

– Dobrze, że od niego odeszłaś.

Pani Elliot była prawdziwie przerażona tym wyznaniem. Od zawsze czuła, że w księciu Richmond jest coś niepokojącego, ale nie przypuszczała, że tak krzywdził jej kochaną szwagierkę przez te wszystkie lata.

– Zorganizuję dla ciebie powitalny bal. Mam nadzieję, że przypomnisz sobie czasy, kiedy razem mieszkałyśmy w Pembrokeshire i poprawi ci się humor.

Przyjęcia były ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę Eleonora. Nie mogła jednak odmówić, ponieważ sprawiłaby ogromną przykrość Georgianie, a nie chciała dokładać jej zmartwień.

– Dobrze – szepnęła.

– Pomogę ci się ubrać. Co ty na to? Posiedzimy razem w bawialni.

– Sama dam radę. – Eleonora uśmiechnęła się blado.

Wiedziała, że musi zacząć wracać do życia, jeżeli nie chce wzbudzać podejrzeń w Georgianie. Nie mogła jednak pozwolić, by dama oglądała ją podczas ubierania się. Jej ciało nie wróciło jeszcze do stanu sprzed ciąży, a hrabina jako matka bez trudu wszystkiego by się domyśliła.

Georgiana nieco pokrzepiona zostawiła Eleonorę samą. Księżna niechętnie podeszła do toaletki. Odsunęła jedną z szuflad, w której trzymała perfumy. Gdy wyjęła flakonik, spostrzegła chusteczkę z wyszytymi inicjałami A.B, którą kiedyś wręczył jej Albert. Praktycznie nie rozstawała się z tym kawałkiem materiału, a w ostatnim czasie stał się on szczególnie cenny. Mogła to być już ostatnia pamiątka po Beamouncie.

Eleonora uniosła chusteczkę i delikatnie przejechała po niej opuszkami palców. Przeszedł ją dziwny dreszcz, kiedy przypomniała sobie wyciągniętą rękę Alberta i jego napinające się mięśnie, gdy niósł ją do łóżka. Westchnęła ciężko i ponownie wrzuciła materiał na dno szuflady. Przeczesała swoje włosy i szybko założyła jedną z sukienek.

Gdy tylko wyszła na korytarz, doleciał do niej dziecięcy śmiech. Nagle jedne z drzwi otworzyły się z impetem. Dwójka niesfornych chłopców goniła się przez wąski korytarz, a za nimi podążał Henry, który wciąż niepewnie stawiał kroki. Eleonora poczuła ukłucie w sercu i najchętniej zawróciłaby do sypialni, ale nie mogła zawieść Georgiany. Z trudem powstrzymując łzy, dotarła do bawialni, gdzie przywitał ją szeroki uśmiech hrabiny. Małgorzata także wydawała się zadowolona, że widzi Eleonorę. Była jej bardzo ciekawa i od dawna chciała bliżej poznać księżną, która niepewnie przysiadła na jednym z foteli koło Paula. Pamiętała, że hrabia nie jest rozmowny i miała nadzieję, że nie będzie próbował nawiązywać z nią konwersacji.

Georgiana wróciła do pogawędki z Małgorzatą, widząc, że Eleonora nie zamierza do nich dołączyć. Księżna, mimo że pogrążona we własnym smutku, z zadowoleniem spoglądała na damy. Wyglądały na przyjaciółki. W innych okolicznościach Eleonora byłaby zazdrosna, że ktoś zajął jej miejsce. Teraz cieszyła się, iż Georgiana jest tu otoczona przyjaznymi duszami.

Drzwi bawialni otworzyły się. Tym razem to tutaj niczym huragan wpadli chłopcy. Henry wdrapał się na kolana matki, która z czułością pogładziła go po blond włosach. Paul podniósł wzrok znad książki i spojrzał na żonę i syna troskliwe. Tymczasem siedmioletni Laurence porwał drewnianego konika brata i uniósł dłoń do góry tak, że Philip mimo podskoku nie dał rady go dosięgnąć.

– Mamo, on mi zabrał konika! – skarżył się pięciolatek.

– Laurence, oddaj bratu zabawkę – odpowiedziała Małgorzata, krzywiąc się. Znała swoich synów i wiedziała, że ich sprzeczka nie skończy się dobrze.

Chłopcom brakowało ojca. Wuj zbytnio ich rozpieszczał, a matka nie potrafiła ich okiełznać.

– To niech sobie sam ją weźmie!

Philip chwycił łydkę brata i zatopił w niej zęby. Laurence krzyknął głośno z bólu.

– Mamo, on mnie ugryzł!

– Philip, nie gryź brata – westchnęła.

– Ale on mi nie chce oddać konika! – Chłopiec tupnął nóżką.

– Masz! – warknął Laurence i rzucił zabawkę prosto w twarz Philipa, rozcinając mu czoło.

W bawialni rozległ się głośny płacz młodszego z braci. Zrezygnowana Małgorzata błagalnie spojrzała na Paula, który zwykle był jej ostatnią deską ratunku.

– Nie płacz, Philip. Kupię ci tuzin takich koników. Tobie też sprawię jakiś prezent, Laurence, tylko nie dokuczaj bratu.

Na twarzach chłopców pojawiły się szerokie uśmiechy. Obaj podeszli do wuja i ucałowali go w policzek, po czym ponownie pobiegli na korytarz. Kiedy kuzyni zniknęli, Henry zeskoczył z kolan Georgiany i podreptał w kierunku Eleonory. Uśmiechnął się do niej słodko i wyciągnął ku niej malutkie rączki. Księżna wzięła malca na kolana i przycisnęła jego główkę do swojej piersi. Brakowało jej tego uczucia, choć żałowała, że nie może przytulać tak swojej córeczki. Zazdrościła Georgianie, ale jednocześnie była wdzięczna, że jej kochana dziewczynka ma tyle szczęścia w życiu. 

**

Z opóźnieniem, ale życzę Wam wesołych i zdrowych świąt! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro