#7
«A life spent making mistakes is not only more honorable but more useful than a life spent doing nothing»
~George Bernard Shaw
Odprowadziłam Pierre'a na jego randkę z Yukim. Ubrałam się ładnie i wygodnie w należącą do niego o wiele na mnie za dużą białą bluzę z logo AlphaTauri i czarne luźne spodnie. Do tego czarne trampki i czarny plecaczek, który miałam od jakichś trzech lat. Pierre też starał się nie wyróżniać. Wybrał jasne dżinsy z dziurami tuż nad kolanami, jasnoniebieski podkoszulek, niebieską koszulę w kratę i oczywiście także swój ulubiony plecach wykonany z materiału przypominającego jasnobrązową skórę oraz z dżinsu, na tor zwykle zabierał ten od Louisa Vittona, a ten, który miał przy sobie obecnie, należał do tych nieco tańszych. Nie mogliśmy też zapomnieć o okularach przeciwsłonecznych.
Czasem ktoś spojrzał na nas, gdy przechodziliśmy uliczkami miasta, ale zazwyczaj ludzie nie reagowali. Być może byli już przyzwyczajeni do takiego widoku, do widoku dwójki młodych ludzi spacerujących za rękę w sobie tylko znanym kierunku. Udawanie dziewczyny Pierre'a było dość łatwe, gdyż nie stwarzał żadnych problemów. Rozumiał, na czym polega życie w jego świecie, który dla mnie wciąż jeszcze w pewien sposób był nowością.
Kiedy tak szliśmy przed siebie, trudno było poznać, że tylko udajemy parę. Pierre był tak dobrym aktorem, że rekompensował wszystkie moje braki z nadwyżką. Chwilami i ja miałam ochotę uwierzyć, że to wszystko jest naprawdę. Uśmiechał się, opowiadał, co działo się na treningu i o swoich planach na najbliższe dni. Pewnego razu zapytałam go, czy będzie mu przeszkadzać, jeśli będę nazywać go skarbem. Odpowiedział, że nie. Nie miał z tym problemu, a mi to bardzo odpowiadało. Uwielbiałam nazywać go swoim skarbem lub słoneczkiem, uwielbiałam spędzać czas w jego towarzystwie, nigdy się nie nudziłam.
– Mówisz, że chciałabyś się nauczyć francuskiego?
– Tak. Bardzo bym tego chciała. Wiesz, że twój głos brzmi zupełnie inaczej, kiedy mówisz po francusku niż kiedy mówisz po angielsku?
– Poważnie? Jak doszłaś do takiego wniosku?
– Jeśli się zgodzisz, zrobię mały eksperyment i ci pokażę. – Wyjęłam z kieszeni spodni telefon, odblokowałam ekran, na którym na tapecie miałam oczywiście nasze wspólne zdjęcie, ponieważ to pomagało mi zawsze myśleć pozytywnie, nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Otworzyłam funkcję aparatu, ustawiłam na nagrywanie i zaczęłam nagrywać mojego „chłopaka".
– Powiedz mi coś po francusku. – Poprosiłam.
– Ale co na przykład?
– Opowiedz o tym, co czujesz w związku z tym, że właśnie idziesz na randkę z Yukim. -- Powiedział. Uśmiech nie znikał z jego twarzy, a dobry humor udzielał się także i mnie. Gdy skończył mówić, poprosiłam o to, aby to, co powiedział, przetłumaczył na język angielski, co też ochoczo zrobił. Zakończyłam nagrywanie i kliknęłam przycisk odtwarzania.
– Wsłuchaj się uważnie w brzmienie swojego głosu. – Powiedziałam, zastanawiając się, czy dostrzeże to samo, co ja dostrzegłam już bardzo dawno za czasów, gdy byłam jedynie fanką Formuły 1.
Popatrzyłam na niego. Był bardzo skupiony na swoim zadaniu. Trzymał telefon na wysokości ucha i marszczył brwi. To był ten moment, kiedy uśmiech zniknął. Pierre był profesjonalistą, jeśli coś robił, to na sto procent. Z tego byłam dumna. Nie minęło dużo czasu, a jego twarz znowu się rozpromieniła.
– Masz rację, Lucy, to brzmi trochę inaczej! Ale to chyba z powodu różnic językowych, a nie dlatego, że mój głos się zmienia.
– Całkiem możliwe. To jak? Nauczysz mnie francuskiego?
– Z chęcią bym to zrobił, ale nie wiem, czy znajdę dość czasu, ale wiesz co? Możemy zatrudnić nauczyciela dla ciebie!
– Fajnie, w takim razie ty się nauczysz polskiego, co ty na to?
– Ja? Polskiego? A po co?
– Jak to po co? Media i fani pokochają nas za taki ruch, uznają, że to urocze i będą zachwyceni. To tylko jeszcze bardziej uwiarygodni nasz „związek". – Dłońmi nakreśliłam w powietrzu cudzysłów po ostatnim słowie. Pokiwał głową w odpowiedzi.
– Dobrze, myślę, że to dobry pomysł. Będziemy oboje się uczyć, ty francuskiego, ja polskiego. Podoba mi się to.
– Świetnie. Teraz z innej beczki. Zamierzasz zostać u Yukiego na noc czy wracasz do domu?
– Jeszcze nie wiem, to zależy od niego, ale chyba zostanę u niego, jeśli nie masz nic przeciwko.
Miałam coś przeciwko, ale nie odezwałam się na ten temat ani słowem. Nie chciałam, żeby przez jakąś głupotę wypowiedzianą przeze mnie zerwał naszą współpracę. Potrzebowałam tej pracy, potrzebowałam pieniędzy, chciałam pomóc rodzicom, chciałam odłożyć coś na czarną godzinę.
– W porządku.
– A ty? Co zamierzasz robić?
– Pewnie zrobię sobie wieczór filmowy. Wezmę Urbexa, coś dobrego do zjedzenia, ulokujemy się w sypialni i pooglądamy jakieś filmy z napisami. Myślałam też o tym, żeby wpaść do sklepu zoologicznego i w końcu kupić wszystko dla moich papug, ale szczerze mówiąc nie chce mi się iść tam samej.
– To możemy jutro pójść razem, jak wrócę.
– Pewnie, to bardzo dobry pomysł. Dziękuję Pierre. Jak było na treningu?
– Męcząco! Wezmę cię kiedyś na trening, zobaczysz! Jesteś fanką skoków narciarskich, więc myślę, że ci się spodoba. Oczywiście nasze treningi są zupełnie inne niż ich, ale są też ćwiczenia, które mamy wspólne. Fajnie dzisiaj było. Yuki wymyślił, że powinniśmy razem obejrzeć Moto GP, chyba nie będę umiał mu odmówić. Robił takie słodkie oczka... On wie, że nie jestem odporny na takie miny.
Pierre opowiadał o Tsunodzie z ogromnym uwielbieniem dającym się słyszeć w jego głosie. Niewiele brakowało, a pewnie zacząłby śpiewać.
Nasz spacer nie trwał długo, według mnie był nawet zbyt krótki. Zatrzymaliśmy się w parku nieopodal którego znajdowała się restauracja, do której Pierre zaprosił Yukiego.
– To już tu. – Powiedział spoglądając przed siebie i dostrzegając znajomą sylwetkę niewysokiego Japończyka. Yuki najwyraźniej też nas zauważył, bo ruszył w naszą stronę. – Myślisz, że kupienie mu kwiatów to byłaby przesada?
– Chyba nie. Ale najpierw musisz wybadać, jakie kwiaty lubi najbardziej. A może w ogóle ich nie lubi? Podpytaj go jakoś delikatnie i najwyżej następnym razem coś mu kupisz.
– Dzięki. Jesteś naprawdę wspaniała. Mam nadzieję, że też poznasz kogoś, dzięki komu będziesz czuła się tak, jak ja dzięki Yukiemu.
– Już poznałam... – Szepnęłam bardzo cichutko, w duchu modląc się, żeby tego nie usłyszał. Może gdybym powiedziała to po polsku... Ale używanie języka angielskiego weszło mi już w krew i było dla mnie zupełnie naturalne, więc i te słowa wymknęły mi się w tym właśnie języku.
– Poważnie? Poznałaś już kogoś? W takim razie musimy o tym później porozmawiać. Chcę wiedzieć wszystko!
– Dobrze. Może ci opowiem. – Obiecałam, chociaż wiedziałam, że będę starała się zrobić wszystko, żeby o tym zapomniał. Jak miałabym mu powiedzieć, że chodzi mi o kogoś, kto jest zakochany w kimś innym i kto w dodatku jest moim pracodawcą lub klientem? Że chodzi o niego? Zamiast tego uśmiechnęłam się, wspięłam się lekko na palcach i ucałowałam Pierre'a w oba policzki. – Powodzenia na randce. Baw się dobrze.
– Dzięki. Ty też baw się dobrze. Do zobaczenia jutro! Jesteś naprawdę wspaniałą przyjaciółką.
On z kolei cmoknął mnie w czoło, po czym odwrócił się i zaczął oddalać, a ja zostałam sama pośrodku parku. Cofnęłam się o kilka kroków i usiadłam na najbliższej ławeczce patrząc, jak wita się ze swoim ukochanym długim pocałunkiem. Bolało, ale tylko trochę, gdyż miałam świadomość, że jego serce należy właśnie do Japończyka. Zdjęłam plecak i zaczęłam go przeszukiwać. Odnalazłam spakowaną tam wcześniej zapalniczkę i paczkę papierosów. Wyjęłam jednego, a resztę schowałam z powrotem do plecaczka. Zapaliłam i zaciągnęłam się dymem.
Dzień był ładny, bardzo pogodny, zwyczajny, majowy. Nie było ani za gorąco, ani za zimno a w sam raz, a mimo to czułam, jak po mojej skórze przebiegają dreszcze. Miałam jedynie nadzieję, że nie przeziębiłam się, bo nie chciałabym zarazić Pierre'a i sprawić tym samym, że ominie go coś ważnego.
Dookoła mnie toczyło się normalne życie. Jakaś starsza pani pchała przed sobą wózek z małym dzieckiem, domyślałam się, że to pewnie jej wnuk lub wnuczka. Kilka alejek przede mną przebiegło dwóch młodych mężczyzn, a z naprzeciwka nadjechała blondynka na rowerze z ciemnoniebieskimi ramami. Za moimi plecami słychać było gwar rozmów, krakanie wron i niezbyt głośne silniki samochodów przejeżdżających pobliską drogą. Wiosna nadeszła i rozkwitła w pełni. Wszystkie rośliny zieleniły się soczyście, a świat wydawał się bardzo wesoły i pełen dobrej energii. Nie umiałam powstrzymać uśmiechu. Życie jest piękne. Nawet jeśli kocham kogoś, kto nigdy nie pokocha mnie, to i tak wciąż mogę cieszyć z każdej małej rzeczy, także z promieni słońca przyjemnie ogrzewających moją twarz.
Zamyślona nie zauważyłam, kiedy ktoś się do mnie dosiadł.
– Podzielisz się? – Zapytał znajomy głos, a ja prawie podskoczyłam wypuszczając spalonego w połowie papierosa na ziemię.
– Charles! Co ty tutaj robisz?!
– Eeee... Mieszkam? A tak na poważnie to Pierre mi powiedział, że tu jesteś, więc postanowiliśmy z Lando cię odwiedzić.
Jak na zawołanie zza moich pleców wyszedł nie kto inny jak Lando Norris, uroczy i przezabawny szatyn, którego znakiem rozpoznawczym były zawijające się w loczki ciemne włosy.
– Hej Lucy.
– Hej Lando. Miło cię widzieć. Co tam u ciebie?
– A wiesz, że bardzo dużo? No! Poważnie! Ostatnio mega dużo się dzieje!
– Lando poznał kogoś. – Mrugnął do mnie konspiracyjnie Charles. Pokręciłam głową z rozbawieniem.
– Ach tak? Lando, zechcesz mi opowiedzieć o swojej wybrance?
– Raczej o wybranku. – Poprawił mnie Leclerc. – Lando ma chłopaka!
– No nie wierzę! A mówiłeś, że to niemożliwe! – Pacnęłam go dłonią w ramię.
– Ałaaa! – Wrzasnął, udając, że go to bardzo zabolało. – Może i mówiłem no i co z tego? Nie można zmienić zdania?
– Ależ oczywiście, że można. Czy ja coś mówię?
– No właśnie.
– Po prostu jestem zaskoczona. Tak czy siak, chcesz mi o tym opowiedzieć?
– Tak. Tym bardziej, że Charles mnie cały czas o to męczy, więc pomyślałem, że jak opowiem wszystko wam obojgu za jednym zamachem, to pójdzie łatwiej. Zresztą, później i tak pewnie będę musiał jeszcze zdać relację Carlosowi i Danielowi.
– W takim razie idziemy do mnie, mam najbliżej. – Zdecydowałam. Objęliśmy się ramionami i poszliśmy w kierunku budynku, który powoli zaczynałam nazywać swoim domem, chociaż był tylko tym należącym do Pierre'a, który ja jedynie udekorowałam według własnej wyobraźni, a szalonych pomysłów mi nie brakowało. Szliśmy zajmując większą część chodnika, ale nikt się tym nie przejmował. To było cudowne uczucie. Miałam przyjaciół, nawet tutaj, w tym zupełnie obcym dla mnie kraju i w świecie, gdzie walczyło się o ogromne stawki można było zdobyć prawdziwych i szczerych przyjaciół. Charles, Lando, Carlos, Daniel i Pierre tacy właśnie byli. To już nie była ta sama generacja kierowców Formuły 1, w której trudno było nawiązać bliższe stosunki, gdyż wszyscy byli dla siebie rywalami. Tamta generacja powoli odchodziła w zapomnienie. Właściwie pozostał już tylko Lewis, Fernando, Robert i Sebastian, ale nawet z nimi przyjemnie się rozmawiało. Najtrudniej było zaufać Lewisowi. Z Robertem, który był moim rodakiem, od razu się dogadałam nawet pomimo dość sporej różnicy wieku. Pamiętam, że kiedy on miał bardzo poważny wypadek, ja jeszcze chodziłam do szkoły podstawowej, a więc byłam dzieciakiem.
– W życiu bym nie przewidziała takiego obrotu sprawy. – Powiedziałam, nawiązując do naszego głównego tematu.
– Ja też. – Odpowiedzieli synchronicznie Charles i Lando, co wywołało u nas napad śmiechu.
– Ej, dawajcie kupimy sobie jakieś ciacho i zjemy je w domu. – Zaproponował Leclerc, kiedy przechodziliśmy obok cukierni, która kusiła nas swoją smakowicie wyglądającą wystawą.
– To nie jest zły pomysł. – Stwierdził Lando i tym samym podjął decyzję za naszą trójkę. Oczywiście tak, jak mogłam się tego spodziewać, kiedy weszliśmy do środka, okazało się, że na jednym cieście się nie skończy. Charles upierał się, że musimy spróbować wszystkiego i w efekcie każdy z nas wyszedł obładowany zakupami, a przemiła pani w średnim wieku pożegnała nas z ogromnym uśmiechem na ustach życząc nam smacznego i pytając, czy organizujemy jakąś imprezę. Odpowiedzieliśmy, że można tak powiedzieć i że będzie to impreza dla pięciu osób.
– Dla pięciu? Jak to? – Spytałam.
– No tak. Napisałem wiadomość Carlosowi i Danielowi, żeby też wpadli. Wiecie, rzadko się zdarza, że wszyscy kierowcy są w jednym mieście, więc trzeba to wykorzystać.
– A ja bym zaprosił wszystkich.
– Ja z chęcią też, ale Lando, pamiętaj, że to nie jest mój dom tylko Pierre'a, ja nie mogę mu czegoś takiego zrobić.
– Lucy, daj spokój. Nie obraź się za to, co powiem, ale uważam, że robisz bardzo dużo dla Pierre'a, pomagasz mu, jak możesz, kryjesz go i widzę, jak na niego patrzysz, widzę, co do niego czujesz, a on tymczasem traktuje cię jak służącą, bo wie, że zrobisz dla niego wszystko. Myślę, że zasługujesz na odrobinę rozrywki a i Charles pewnie się ze mną zgodzi. Dawaj, zaprosimy wszystkich do nas. Założę się, że siedzą teraz w swoich pokojach hotelowych i się nudzą. A jak Pierre będzie się czepiał, to powiedz mu, żeby porozmawiał ze mną, bo to był mój pomysł, dobrze?
Te słowa wbiły mnie w ziemię.
Wiem, że miał rację. Przypomniało mi się, jak kiedyś podczas jakiegoś challenge'u stwierdził, że nie chce być dojrzały, że jest szczęśliwy taki, jaki jest. Teraz rozmawiałam z nim osobiście i mogłam sama na własnej skórze przekonać się, że owszem, Lando jest typem rozrabiaki i dowcipnisia, ale także potrafi podejmować rozważne decyzje i być poważnym, kiedy tego najbardziej potrzeba. Był trochę dziecinny, ale za to ja chwilami bywałam zgorzkniała, co oznaczało, że idealnie siebie wzajemnie uzupełnialiśmy.
– Dobrze, zróbmy to.
– Super! To napiszę na czacie.
– Zaraz... To wy macie jakiś czat grupowy?
– Tak się składa, że mamy. Jakiś tydzień temu Lewis wpadł na pomysł, żeby zrobić coś takiego, gdzie będziemy mogli wszyscy ze sobą rozmawiać bez ukrywania tego, na jaki temat rozmawiamy. Udało mu się przekonać nawet Sebastiana, co według mnie jest dużym osiągnięciem.
– Ciekawie, ciekawie...
Napisanie wiadomości na czacie zajęło im zaledwie chwilkę. Lando pisał, a Charles mu dyktował. Ostateczna wersja po pewnych poprawkach brzmiała: „UWAGA, UWAGA. Do WSZYSTKICH!!! Ja, Charles i Lucy organizujemy małe party u Pierre'a. Poniżej macie adres, wpadajcie. Wszyscy mile widziani. I weźcie coś ze sobą: może być jakieś jedzenie albo coś specjalnego. Impreza zaczyna się, gdy przyjdzie pierwszy gość, a kończy się, kiedy ostatni opuści budynek. Do zobaczenia!"
Zakryłam oczy dłonią, śmiejąc się.
A jednak ten dzień był dobry. Był nawet bardzo dobry. Szybko przedostaliśmy się przez bramę, zapowiedzieliśmy ochronie, że spodziewamy się sporego tłumu gości, ale będą to jedynie kierowcy Formuły 1. Derek, szef ochroniarzy zażądał od nas listy z nazwiskami. Lando sprawdził, kto jest wpisany na czacie, przepisał każde nazwisko na kartkę i podał ją Derekowi.
Kogo wpuszczać:
Lewis Hamilton
Sebastian Vettel
Nico Hulkenberg
Nikita Mazepin
Antonio Giovinazzi
Robert Kubica
Artur Leclerc
Kevin Magnussen
Lance Stroll
Carlos Sainz
Sergio Perez
Daniel Ricciardo
Valtteri Bottas
George Russell
Nicholas Latifi
Max Verstappen
Alexander Albon
Esteban Ocon
Mick Schumacher
Kimi Raikkonen
Fernando Alonso
Oscar Piastri
Kogo nie wpuszczać: Pierre Gasly
Yuki Tsunoda
– Co? Dlaczego mają nie wpuszczać Pierre'a i Yukiego? – Spytałam, nie bardzo rozumiejąc, o co w tym chodzi. – Przecież to dom Pierre'a, nie mogą go nie wpuścić. Jest właścicielem.
– Nie jest. Ten dom, podobnie jak dwa inne we Włoszech, nie należą do Pierre'a, tylko do nas wszystkich i każdy z nas ma prawo podjąć decyzję, kogo wpuszczać do środka. Dostaliście z Pierrem ten budynek, bo go potrzebowaliście po waszym skandalu, kiedy to rzekomo Gasly został przyłapany na zdradzie Kateriny. Wspólnie zdecydowaliśmy, że dla waszego dobra odstąpimy wam to miejsce, mamy jeszcze jeden wolny, więc gdyby któryś z nas go potrzebował, to nie będzie problemu.
– Czyli to jest tak zwany „stunt house"?
– Tak, Lucy, coś w tym rodzaju. Nie wiedziałaś?
– Domyślałam się, tylko sądziłam, że należy do Pierre'a. Wiem, że Louis Tomlinson też ma taki dom, skąd często publikuje różne zdjęcia, filmiki lub coś w tym rodzaju, gdy musi pokazać, że jest z Eleanor, więc coś na ten temat wiem.
– Wiesz o Louisie?
– Tak, jest moim idolem. Zwyczajni fani może nigdy nie poznają prawdy, ale ja teraz jestem dziewczyną kierowcy Formuły 1 i zamierzam ten fakt wykorzystać.
– Brawo! Zuch dziewczyna! Szybko się uczysz. Tak trzymaj! – Pogratulował mi Lando. – A teraz chodźmy się przygotować.
Od razu zajęliśmy się rozstawieniem krzeseł i stołu w ogrodzie. Charles rozpalił grilla. Ja przyniosłam papierowe i plastykowe tacki, talerzyki i kubeczki, które zawsze z jakiegoś powodu znajdowały się w naszym salonie w jednej z szafek. Lando dość długo rozmawiał z kimś przez telefon, ale nie udało mi się wyłapać treści ich rozmowy. Wyglądał na nieco podminowanego.
– Lucy, Pierre spieprzył sprawę najpierw z Kate, a teraz z tobą, dlatego nie chcemy go na naszej imprezie. A Yukiego chyba nikt poza Pierrem nie lubi.
– C-co?! – O mały włos nie zakrztusiłam się drinkiem, którego przygotował dla mnie Carlos. – Nie lubicie Yukiego?
– Nie. Yukiego nie da się lubić, jest fałszywy i zawsze dostaje wszystko, czego chce. Nawet Lewisa da się polubić. Ale Tsunoda?
– Szkoda, że Pierre jest zapatrzony w niego jak w obrazek... – Westchnął Max. – Przez pewien czas był moim kolegą z zespołu, uważałem, że jest spoko, ale kiedy pojawił się Tsunoda, nasze relacje wyraźnie się ochłodziły. Ten głupi Japończyk wmawia Gasly'iemu, że musi na mnie bardzo uważać, bo ja specjalnie wjeżdżam w innych, żeby odebrać im szanse na tytuł. A to nieprawda. Nie robię tego specjalnie. Naprawdę staram się zostawić dość miejsca każdemu! Poza tym wolę rywalizować na torze niż tracić dobrą zabawę w taki sposób.
– Jasne, jaaaasneee. Bo akurat ci wierzymy! – Wystawił mu język George. Alex szturchnął go łokciem w bok, przez co ten przesunął się lekko w prawo i prawie wpadł na przechodzącego akurat tamtędy Micka Schumachera.
– A ty co na mnie lecisz? – Spytał żartobliwie Mick, mrugając okiem do George'a.
– Ja na ciebie? To Alex mnie popchnął!
– Winny się tłumaczy. – Wzruszył ramionami Mick. – Jak coś to mam jutro wolny wieczór.
– Zastanowię się.
– Miło mi to słyszeć. Napisz do mnie potem, oki?
– Spoko, napiszę.
– Oki.
Mick chyba uznał rozmowę za zakończoną i odszedł w kierunku stołu zastawionego najróżniejszymi pysznościami. Alex otworzył szeroko usta, unosząc jednocześnie brwi w górę.
– Czy on cię właśnie podrywał?!
Zakryłam usta dłońmi, nie chcąc wybuchnąć śmiechem, kiedy patrzyłam, jak na policzkach młodego brytyjskiego kierowcy pojawia się rumieniec.
– Chłopaki, dajcie mu spokój. Niech idzie na randkę i dobrze się bawi.
– To.Nie.Jest.Randka! – Wysyczał George, marszcząc groźnie nos i brwi. Podparł boki pięściami i spoglądał złowrogo na Alexa, który najwyraźniej bawił się doskonale. Charles postanowił wkroczyć, zanim zrobiło się zbyt gorąco i zmienił temat.
– A wiecie, kto ma fajny tyłek?
– Nie? Kto?
– Sebastian!
– Ej! Ja tu jestem! Stoję za tobą, więc mnie proszę, nie obgaduj!
– Ale to był komplement! Powiedziałem tylko, że masz fajny tyłek.
– Oooo... Dzięki...? Tak myślę?
– Wszyscy wiemy, że ty Charles najwięcej gapiłeś się na tyłek Sebastiana.
– Nieprawda! Lewis mnie już dawno przebił. – Charles udał, że zrobił markotną minę, a Lewis natychmiast zareagował, klepiąc go po przyjacielsku po plecach.
Nie wiem, dlaczego, ale patrząc na nich zrobiło mi się smutno. Byli cudowni, weseli, pełni dobrej energii i chęci do życia. Czy ja tam w ogóle pasowałam z moją umiejętnością pakowania się w sytuacje bez wyjścia, z moją niezbyt pochlebną przeszłością, ale przede wszystkim ze smutkiem wpisanym w moje geny?
Odwróciłam się i postanowiłam ukryć się w przeznaczonej dla mnie sypialni. Nie chciałam nikomu psuć zabawy, a czułam, że nie uda mi się już długo powstrzymać łez cisnących się do oczu. To nie była ich wina. To nawet nie była moja wina, w sumie nikt tu nie zawinił, to po prostu splot niekorzystnych okoliczności, które doprowadziły do tego, że już nie wierzyłam, że kiedyś ktoś mnie pokocha. Nie sądziłam, aby ktoś zwrócił uwagę akurat na moje zniknięcie.
Dlaczego zawsze tak bardzo pragniemy tego, czego nie możemy mieć?
To wszystko było takie irracjonalne. Nie chciałam o tym myśleć, a jednak myślałam i nawet głośna muzyka nie była w stanie tego zmienić. Weszłam do sypialni, zamknęłam za sobą drzwi i podeszłam do łóżka, na brzegu którego usiadłam, odstawiając kieliszek z winem na szafkę obok. Tego pomieszczenia nigdy nie dzieliliśmy z Pierrem. On miał swoje miejsce do spania a ja swoje. Obiecaliśmy sobie nie wchodzić sobie w drogę. Może właśnie dlatego on korzystał z łazienki we wschodnim skrzydle a ja z tej w zachodnim, czyli tuż obok „mojej" sypialni.
Pochyliłam się, opierając łokcie na kolanach a głowę na dłoniach.
Musiałam pomyśleć.
Nie chciałam w żaden sposób nikogo wykorzystywać, nawet Pierre'a. Tylko odrobinę zdziwił mnie fakt, że pozostali nie przepadają za Yukim. Tsunoda był najmłodszy z nich wszystkich, ale dla żadnego z nich nie miał większego szacunku i bardzo często przeklinał. Charles, kiedy nazywał siebie samego głupim, robił to z pewnym wdziękiem i dla nas wszystkich to było poniekąd nawet urocze, co go oczywiście oburzało. Natomiast kiedy Japończyk próbował go papugować, ich szef w Alpha Tauri ochrzanił go za wygadywanie bzdur, stwierdzając jeszcze, że Yuki powinien bardziej skupić się na kierowaniu samochodem niż na sobie samym. Wtedy jeszcze nie rozumiałam, skąd w ludziach tyle niechęci do młodego kierowcy i nawet kiedy go poznałam, nie mogłam powiedzieć o nim nic złego. No, może poza tym, że zachowywał się nieco podejrzanie.
Zanim poznałam Pierre'a, potrafiłam całe dnie spędzać w swoim pokoju przed ekranem telefonu. Przyglądałam się zdjęciom innych ludzi na Instagramie i w głowie miałam tylko jedną obsesyjną myśl: „Muszę schudnąć. Jestem za gruba, takiej nikt mnie nie polubi. Muszę się zmienić". Ważyłam wtedy „niedopuszczalne" 80 kilogramów, co przy moim wzroście niecałych 160 centymetrów było katastrofą. Często słyszałam kpiny na swój temat, wiele osób radziło mi, w jaki sposób mogę schudnąć, twierdzili, że przecież to niezdrowe być tak grubym. A dla mnie to był koszmar. Każde ich słowo brałam sobie mocno do serca i kiedy patrzyłam w lustro, czułam jedynie pogardę i nienawiść do własnego ciała. Czułam się zwyczajnie brzydka.
Nadszedł dzień, w którym mój cały świat się zawalił, kiedy moje serce pękło na miliardy maluteńkich kawałeczków tak drobnych, że nie sądziłam, aby to jeszcze dało się poskładać do kupy.
Tamtego dnia już rano obudziłam się z myślą o tym, że chcę zakończyć moje życie. Nie pierwszy raz. Z podobnymi myślami mierzyłam się od ponad 13 lat i byłam do nich przyzwyczajona. To wszystko wydarzyło się kilka dni po pogrzebie mojego kuzyna, którego imię było Piotr, zaskakujący zbieg okoliczności. Dokładnie zapamiętałam tą datę, 31 sierpnia, dwa lata po śmierci przyjaciela Pierre'a, Anthoine'a. Od tamtej pory przestałam wierzyć w przypadki.
Już rano zaczęłam wszystko przygotowywać. Posprzątałam pokój, umyłam włosy, ubrałam wygodne, ale ładne ciuchy, napisałam list pożegnalny i... Chciałam odejść. Byłam na to gotowa. Dobrze ukryte w niebieskiej metalowej puszcze czekały na mnie tabletki ukradzione mamie. Od zawsze z niewiadomego powodu leki uspokajające działały na mnie mocno usypiająco, więc wiedziałam, że przedawkowanie może się skończyć dla mnie w dwa sposoby: albo śpiączką, albo śmiercią i oba mnie cieszyły.
Wtedy zajrzałam na Instagram, a tam zobaczyłam, że napisała do mnie Daria. Miałam również wiadomość od Olgi. W tamtym czasie rozmawiałam już tylko z nimi, powoli odsuwając od siebie wszystkich innych naiwnie rozumując, że jeśli ich od siebie odsunę, to nie będą cierpieć, kiedy odejdę. Kilka dni wcześniej Daria wysłała mi link do artykułu, który został napisany przez Pierre'a i teraz pytała, czy już się z nim zapoznałam. Nie chciałam sprawić jej przykrości, więc natychmiast zabrałam się za lekturę.
Podczas czytania popłynęły łzy.
Pierre opisywał dzień, który na zawsze zmienił jego życie. Dziś, kiedy znałam go już osobiście, wiedziałam, że zmienił go nawet bardziej, niż mi się wydawało, niż mogłam przypuszczać. Jedno zdanie utkwiło mi w pamięci.
„Prove them wrong".
Słowa, które mogłam odnieść także do siebie samej i mojej historii, do wszystkich ludzi, którzy dotąd mnie odrzucili i we mnie nie wierzyli. „Udowodnij im, że się mylą". I tak zrobiłam. To było jak pobudka z długiego, męczącego koszmaru. Płakałam, ale pierwszy raz od bardzo dawna czułam się zwycięzcą, czułam się żywa. Już nie tylko egzystowałam, ale wręcz wracałam do życia. Ta obumarła roślinka, którą byłam, zaczęła od tamtego dnia się odradzać, stopniowo zmieniając się w przepiękny kwiat. Dostałam szansę, na którą czekałam, o której zawsze marzyłam. Nie mogłam zmienić swojej przeszłości, ale mogłam zrobić wszystko, aby przyszłość była dobra.
To wtedy obiecałam sobie i Anthoine, że zrobię wszystko, aby byli ze mnie dumni. I pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam, było złożenie podania o pracę w Amazonie. Mieliśmy akurat całkiem niedaleko jedno z ich centrów logistycznych, w którym również pracowała moja kuzynka, siostra Piotra, który niedawno zmarł. Długo musiałam czekać na jakąkolwiek odpowiedź, lecz w końcu otrzymałam moją wymarzoną pierwszą pracę. Żeby sobie z tym wszystkim poradzić, musiałam wyjść daleko poza moją własną strefę komfortu, zmierzyć się z atakami paniki, lękami i depresją, która miała zwyczaj ujawniać się w najgorszych możliwych momentach. Nauczyłam się pokonywać własne słabości, a dotąd było odwrotnie, to one zazwyczaj pokonywały mnie.
W ciągu ośmiu miesięcy pracy, kiedy to wielokrotnie nie chciało mi się wstawać z łóżka i rodzice musieli mnie z niego niemal siłą wyciągać, wreszcie udało mi się odłożyć na tyle dużo pieniędzy, by zabrać Darię i mojego tatę na kilkudniową wycieczkę poza Polskę. Wybraliśmy Włochy, jako że udało mi się kupić bilety na wyścig Formuły 1 na Monzy. Tato jak zwykle był uparty i postanowił, że na miejsce dotrzemy naszym starym samochodem, Fordem Fiestą, którego kupiliśmy ponad dwa lata wcześniej, a który został wyprodukowany w 1997 roku. Co prawda przeszedł kompletny remont łącznie ze spawaniem i wymianą progów, ale i tak byliśmy z niego bardzo dumni, gdyż wiedzieliśmy, że bardzo wiele osób gardzi Fiestami, twierdząc, że to tanie, małe i słabe samochody.
Mały? Tak.
Tani? Zdecydowanie, również w naprawie.
Słaby? Nigdy w życiu.
Nasza Fiesta miała silnik Zetec, jeden z lepszych. Po naprawie jej 60 koni mechanicznych potrafiło rozpędzić ją do zawrotnej jak dla tak starego samochodu prędkości 150 km/h, a spalanie wynosiło poniżej 6 litrów na 100 km, co tylko niewiele się różniło od najnowszych standardów. Fiesta zdecydowanie była najbardziej ekonomicznym autkiem. Jedyna jej wada to właśnie słabe blachy, które były najbardziej kosztowne w naprawie. O dziwo zmieściliśmy tam wszystkie nasze bagaże. Ja i Daria miałyśmy ze sobą po walizce, a mój tato torbę podróżną. Oprócz tego wzięłyśmy też plecaki i wyruszyłyśmy w podróż przez Polskę, Niemcy i Austrię aż do Włoch.
Byłam dumna z mojego taty, który zawsze jeździł bezpiecznie i który dowiózł nas i tym razem na miejsce. Po drodze nocowaliśmy w dwóch hotelach, ale i z tym nie było problemu, jako że obie z Darią doskonale znałyśmy języki.
I tak trafiłam tu, do domu Pierre'a, który tak naprawdę nie należał do niego, do pokoju, z którego korzystałam jako ze swojej sypialni, a który także nigdy nie będzie należał ani do Pierre'a, ani do mnie. I pomyślałam o tym, że być może jednak żałuję, że tamtego okropnego dnia Daria uratowała mi życie. Może lepiej było umrzeć? Przynajmniej już bym nie cierpiała, a tak znowu przechodzę przez kolejny koszmar i nie wiem, jak długo jeszcze uda mi się to ciągnąć.
Nie powinnam narzekać, wiem, że nie, lecz czułam też, że depresja, o której myślałam, że dawno mam ją już za sobą, postanowiła wrócić i przypomnieć mi o tym, że tak naprawdę już nigdy się od niej nie uwolnię, że będzie wracać, kiedy będę się tego najmniej spodziewała.
Moje smutne rozmyślania przerwało pukanie do drzwi.
– Proszę wejść! – Zawołałam, szybko przecierając dłońmi piekące od łez oczy.
Drzwi się otworzyły i zobaczyłam w progu Alexa.
– Hej. Uciekłaś od nas tak nagle, więc pomyślałem, że sprawdzę, czy wszystko w porządku. Are you ok?
– Tak, tak. Czuję się dobrze, nic mi nie jest.
Alex nie dał się zwieść. Podszedł do mnie i usiadł obok nie spuszczając ze mnie wzroku.
– Nie mów tak, przecież widzę, że nie jest w porządku. Co się dzieje? Chodzi o Pierre'a?
– Ech... Nie. To znaczy... Nie tylko o niego. Cieszę się, że jest szczęśliwy. Jeśli Yuki jest jego powodem, jego motywacją, to okej, nie mam na to wpływu, więc nie mogę narzekać. Właściwie to Pierre jest dla mnie bardzo miły, traktuje mnie jak przyjaciółkę i zgadza się prawie na wszystko. Tylko że tęsknię za domem, za rodzicami, za zwierzaczkami. Mam tu tylko Urbexa i moje papugi. Czasem, gdy Pierre wychodzi, ja zostaję tu i nie mam do kogo ust otworzyć. A każdy z was ma kogoś, komu się podoba, każdy z was z kimś się spotyka, niektórzy nawet znaleźli swoje drugie połówki i wiedzą, że spędzą z nimi resztę życia. Każdy z was ma jakąś przyszłość przed sobą, a ja, kiedy skończy się umowa, wrócę do Polski i będę musiała zacząć od początku, a z powodu sławy Pierre'a nie będzie mi łatwo zdobyć pracę. Cały czas o tym myślę i to mnie przytłacza... Przepraszam... Nie powinnam tyle mówić.
– A właśnie, że powinnaś. Cieszę się, że mi to powiedziałaś i obiecuję ci, że już nie będziesz sama. Mam nawet pewien pomysł. Myślę, że chłopaki nie będą mieli nic przeciwko, jeżeli nawet sprowadzisz tu wszystkie dostępne zwierzęta, a wiemy, że je kochasz. I pamiętaj, że zawsze możesz porozmawiać ze mną, z Lando lub z Charlesem.
– Alex! Ty jesteś aniołem nie człowiekiem!
– No coś ty! Przesadzasz. Nie jestem żadnym aniołem, tylko po prostu cię rozumiem. Też na początku tęskniłem za domem i wiem, jakie to trudne być z dala od wszystkich, których kochamy. Po za tym... – Tu złapał mnie za rękę, odwracając ją w taki sposób, że widać było moje blaknące blizny. – Ja też znałem kogoś, kto bardzo cierpiał i nie pomogłem jej. Zawsze będę żył ze świadomością, że mogłem zrobić więcej, że przecież widziałem jej rany, domyślałem się, że jest źle, ale to ignorowałem, zajęty własnym życiem. A potem było już za późno. Jeśli będziesz czegokolwiek potrzebowała, choćby pogadać, to po prostu mi powiedz, dobrze?
– Dobrze.
Porządni ludzie są wszędzie. To tylko my nie zawsze chcemy otworzyć oczy i ich dostrzec.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro