Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#24

Nie mogliśmy zostać w szpitalu w nieskończoność. Lewis w końcu wygonił nas wszystkich do hotelu, ustalając wcześniej dyżury pomiędzy nami. Mnie przypadł ostatni, który miałam pełnić z Lewisem następnego dnia około południa, a mieliśmy zmienić Maxa i Daniela. Charlesa wypisano po kolejnych badaniach, które nie wykazały o dziwo żadnych niepokojących objawów. Lando nadal znajdował się w stanie szoku i nie przyjmował do wiadomości, że jego przyjaciel nie żyje. Carlos wziął na siebie cały ciężar opieki nad swoim chłopakiem.

Nie chciałam być sama. Charlotte zadzwoniła do mnie, lecz nie odebrałam. Napisałam jej tylko krótką wiadomość, że nie mam siły z nikim rozmawiać i że najchętniej wrócę do swojego pokoju i prześpię się trochę.

Jednak kiedy sen nie nadchodził, zdezorientowana i niespokojna wyszłam na korytarz, gdzie ku swojemu zdumieniu spotkałam Lewisa wpatrującego się w widok za oknem.
Nasz hotel znajdował się naprawdę blisko toru i mieliśmy doskonały widok na jasno oświetlony, bajecznie wyglądający padok i całą okolicę. W garażach wciąż kręcili się jacyś ludzie, lecz z tej odległości wyglądali jak maleńkie, kolorowe mrówki. Pozostała część miasta wydawała się być pogrążona w głębokim śnie i nikt nie był świadom, że temu wszystkiemu przyglądają się dwie pary oczu należące do dwóch cierpiących i poranionych dusz ze złamanymi sercami.

-Nie śpisz? - Zapytał mnie ciemnoskóry mężczyzna, wciąż nie odrywając wzroku od widoku na zewnątrz. Widoku, który w innych okolicznościach pewnie by mnie zachwycił i spowodował, że zaczęłabym robić zdjęcia, lecz teraz tylko powodował jeszcze większy ból serca i większą rozpacz.

-Nie, jakoś nie potrafię zasnąć. Próbowałam, ale... A-ale... -Zająknęłam się, a potem łzy same popłynęły i już nawet nie wiedziałam, dlaczego płyną. Było mi to obojętne. Tak samo, jak obojętny stał się dla mnie widok za oknem, wygląd hotelu, czy nawet to, że podłoga na korytarzu była zimna, a ja wyszłam na boso. Nic się nie liczyło oprócz tego uczucia, którego nie potrafiłam się pozbyć, jakby ktoś wyrywał mi serce z piersi i miętosił je w rękach, robiąc to bez znieczulenia. Moja dusza krwawiła bezgłośnie.
Pomyślałam o tym, jak wielu rzeczy Alex już nie będzie mógł zrobić... Już nigdy nie zobaczy widoku toru ani miasta nocą, a przecież to przepiękny widok, nie poczuje smaku kawy ani lodów, nie założy rodziny, nie zdobędzie tytułu mistrza świata, nie będzie go, gdy dziecko Charlesa i Charlotte się urodzi... Nie będzie obecny podczas coming outu Carlando...
I zaczęłam wyć z bólu, rozpaczy i bezsilności. Lewis przytulił mnie krótko, a potem słyszałam jego głos.

-O, Lucy... Lucy, tak bardzo chciałbym ci pomóc, chciałbym wziąć to cierpienie na siebie i boli mnie to, jak bardzo bezradny jestem. Chciałbym ci pomóc... - Szeptał, zapewne myśląc, że go nie słyszę.

Kiedy odważyłam się w końcu podnieść na niego wzrok, zobaczyłam, że spogląda na mnie z troską. I kolejny raz zadałam sobie pytanie: dlaczego obcy ludzie potrafią okazać mi miłość i zrozumienie? Dlaczego obcy ludzie potrafią mnie zaakceptować, a moi właśni rodzice nie potrafili?

-Możemy pójść do mnie? - Zapytałam. - Trochę mi zimno w nogi.

-Tak, tak, jasne, chodźmy. Proszę, panie przodem.

Nie mieliśmy daleko, mój pokój od tego zajmowanego przez kierowcę Mercedesa dzieliło zaledwie kilka metrów. Gdy byłam już "u siebie", zaproponowałam mu coś do picia, ale poprosił tylko o szklankę wody.

„Bogaci i sławni ludzie też przeżywają tragedie, też cierpią" - Pomyślałam i zdałam sobie sprawę z tego, jak wiele osób krzywdzi innych zbyt wczesnym ocenianiem ich. Lewis dla mnie był bohaterem. Robił, co mógł by wspierać nas wszystkich, a sam w tym czasie musiał czuć się okropnie. On był tu za każdym razem, gdy na torze wydarzały się wielkie dramaty. Był przy śmierci Bianchiego i Huberta, a teraz był świadkiem śmierci młodego chłopaka, którego tak dobrze znał i którego przygotowywał na to, aby ten przejął jego miejsce w następnym roku.
To George Russell zaproponował, żeby do zespołu dołączył właśnie Alexander Albon.

-Wiesz? To ja sprzeciwiałem się systemowi halo. Uważałem, że nie pomoże. I co? Mogę być z siebie dumny, prawda? Bo system halo nie uratował życia Alexowi... - Powiedział to z tak wielką dozą kpiny i ironii, iż wiedziałam, że ma o to żal do samego siebie. - Sprzeciwiałem się czemuś, co kiedyś uratowało mi życie po zderzeniu z Maxem, a dziś uratowało Pierre'a i Charlesa... Bez halo mogło być gorzej... Wszyscy mogli zginąć. I to przeze mnie, bo uważałem, że halo popsuje wygląd bolidów!

Lewis obwiniał się o to, co się stało na torze, mimo że nie mógł ponosić za to żadnej winy. To nie on popełnił błąd, to nie on przyblokował koła. Spróbowałam mu to wytłumaczyć, ale niemal od razu mi przerwał.

-Yhm. Tylko że to był mój plan, rozumiesz? Oni tylko realizowali mój plan! Powiedziałem im, że jeśli któryś z nich zobaczy bolid Tsunody, to ma się postarać go wyeliminować... I Alex zobaczył samochód AlphaTauri, jestem tego pewien! Alex tylko robił to, co ja mu kazałem, to ja go zabiłem!

Na to nie miałam odpowiedzi. A on kontynuował ze wzrokiem utkwionym w jakimś punkcie na ścianie przed nim. Po policzkach spływały łzy. Ręce mu lekko drżały. Wyglądał teraz jak człowiek, który dźwiga na barkach ogromny ciężar, którym jest zmęczony i którego chciałby się pozbyć, lecz nie potrafił.

-Ale ja nie chciałem, żeby ktoś ucierpiał. Wyraźnie dałem im instrukcje, że mogą zaatakować Tsunodę tylko wtedy, jeśli będą na 100% pewni, że to bezpieczne! Prosiłem ich o to! Och, dlaczego mnie nie posłuchali?!

-Ja myślę, że stało się to dlatego, że Yuki już zapłacił cenę za to, co zrobił. Spójrz, wszyscy się od niego odwrócili, z trudem utrzymał miejsce w Formule 1, czeka go jeszcze dochodzenie, ludzie dowiedzieli się właśnie, że Yuki jest homoseksualistą, a na dodatek Max go pobił. A Yuki też był tu tylko ofiarą i narzędziem w ręku ludzi o znacznie ważniejszych pozycjach. To była właśnie polityka, a nie to, że Ty i Seb nosicie tęczowe ubrania i kaski, żeby wspierać LGBTQ. - Powiedziałam łagodnie, sadowiąc się wygodnie na krześle tuż obok Brytyjczyka. Mogłam tylko domyślać się, jak ciężko mu było nie tylko teraz, ale przez całą karierę. Kolor jego skóry niczego nie ułatwiał. A czarnoskóry gej, który jest mistrzem świata w Formule 1 i który przez wiele lat musiał się ukrywać? To dla wielu było coś obrzydliwego, coś, czego nie chcieli widzieć. Nie traktowali Lewisa jako równego sobie, "bo był czarny". W każdym jego geście i zachowaniu dopatrywano się ukrytych, niecnych motywów. Czemu tak trudno było go polubić i pokochać? Wyraźnie miał talent, lecz czy można mu tego zazdrościć? Sam na to ciężko pracował przez wiele lat, podobnie jak jego zespół, jak ludzie w fabryce, jak wszyscy ci, którzy budowali jego bolidy, opracowywali strategie na wyścigi i zajmowali się promowaniem go. Każdy z tych ludzi dał coś od siebie, żeby Lewis mógł wygrywać, a on starał się zawsze o tym pamiętać i to doceniać, jego wygrane były jego sposobem na powiedzenie: „Dziękuję" w stronę każdego, kto pomógł sprawić, że Hamilton mógł się ścigać na tak wysokim poziomie. Sebastian Vettel był prawie jego kopią, lecz to samo, za co nienawidzono Hamiltona, sprawiało, że ludzie kochali Vettela. Głównie z powodu koloru skóry.

Patrzę na Lewisa Hamiltona i nie widzę w nim tego, co widzą niektórzy kibice Formuły 1. Nie widzę aroganckiego i zarozumiałego mistrzunia, którego obchodzi tylko jego własny los. Nie widzę w nim tego, co widzą inni.

Kiedy patrzę na Lewisa, widzę człowieka takiego samego jak każdy z nas. Widzę, że gdzieś tam głęboko w środku ma dobrą i piękną duszę, która trochę została ukryta pod wielkimi oczekiwaniami, jakie mają wobec niego sponsorzy, jego zespół i jego kibice. Nikt z nas, ani ja, ani Lewis, ani Pierre, ani nawet Lando z Carlosem, czy Charles nie jest wolny. Ja straciłam tą wolność wraz z chwilą podpisania kontraktu. Nie zawsze możemy zrobić to, co chcemy, czasem musimy stosować się do wytycznych, musimy grać, zakładać maski i udawać kogoś, kim nie jesteśmy i nie chcielibyśmy być, gdybyśmy mieli wybór.

Lewis od lat był zakochany w Sebastianie, lecz nigdy mu tego nie powiedział, mówił nam, że to i tak by niczego nie zmieniło, bo Seb znalazł miłość swojego życia i była to kobieta, z którą był szczęśliwy, czego Hamilton nie chciał psuć, pokazując w ten sposób, że wcale nie jest takim egoistą, za którego mieli go kibice.
Denerwowało nas wszystkich to, że kiedy którykolwiek z kierowców robił cokolwiek by wesprzeć społeczność LGBTQ+, spotykał się że sprzeciwem i krytyką. Kibice twierdzili, że nie chcą, aby mieszać politykę do sportu, a w nas aż się gotowało, kiedy czytaliśmy takie komentarze.
Dla nas to nie była polityka, to była ciągle przegrywana przez nas walka o prawa człowieka, walka o to, by ludzie tacy jak my nie byli prześladowani, by nie musieli bać się wyjść z domu, by czuli się bezpiecznie. Walczyliśmy o coś bardzo ważnego, lecz ignoranci nazywali to polityką.

-To nie jest polityka! - Podniosłam głos, czując, jak ciśnienie mi rośnie. Miałam ochotę roztrzaskać o ścianę trzymany w dłoni telefon.

-Dla nich jest...

-Och, co za idioci!

Budziło to we mnie sprzeciw. Lewis tylko uśmiechnął się do mnie, klepiąc mnie po nodze.

-Lucy, nie jesteśmy w stanie wygrać tej wojny, wiesz o tym.

Doskonale to rozumiałam. Lewis spędził "w szafie" jakieś 15 lat ze swojego życia, mógł już do tego przywyknąć, co nie znaczy, że się z tym pogodził.

-A co z tobą, Lewis? Nie dokonasz coming outu? To chyba dobry moment?

-Chciałbym, ale na razie jeszcze mi nie wolno. Pamiętasz umowę, którą podpisałaś z Pierre'em?

-Tak, ale co to ma...?

-Ma i to bardzo dużo. - Przerwał mi. - Próbowaliśmy z Sebastianem znaleźć jakiś haczyk w mojej umowie i... I nie znaleźliśmy nic. Okazuje się, że teoretycznie w ogóle nie mam prawa dokonać coming outu. Chciałbym to zrobić, nawet nie wiesz, jak bardzo, ale dopóki nie uda mi się przekonać FiA, że to będzie dobre dla Formuły 1, nie mogę nic zrobić.

-To dlaczego Carlos i Lando mogą?

-Bo oni są eksperymentem.

-Co? Jak? Dlaczego?

-Pozwolono im na więcej swobody, ponieważ Michael Masi chce sprawdzić, jak zareaguje na to nasza społeczność, jak przyjmą ich kibice. Poza tym oni od początku byli przygotowywani do tego, że ten dzień kiedyś nadejdzie. Jeszcze kiedy jeździli razem w McLarenie, ich piarowcy zauważyli, że fanom bardzo się spodobała chemia pomiędzy tą dwójką i postanowiono to wykorzystać. Zdecydowano, że Carlando, jak ich wszyscy nazywamy, będą mieli większą swobodę po to, żeby nie niszczyć naturalnego uroku, jaki obaj wnosili. Chodziło o zdobycie jeszcze większej popularności. To, że do Formuły 1 trafił młody chłopak, który w dodatku jest gejem, miało im pomóc w dotarciu do społeczności LGBTQ+.

-Ależ obłudne! Tu niby chcą dotrzeć do ludzi LGBT, a jednocześnie nawet nie wolno wam założyć tęczowej koszulki? Porażka.

-Też tak uważam. Niestety dopóki Masi jest w FiA, nic się raczej nie zmieni.

-Czyli co, mamy go zabić?

-Zabić to może zbyt dużo, ale ktoś go powinien w końcu wychować.

-Lewis? Mam się bać?

-Nie, czemu miałabyś się bać? Nieeeee, nic mu nie zrobię, nie martw się. Aż tak zły nie jestem. Ale on zniszczył moje życie, prawie zniszczył życie Pierre'a, a Lando i Carlosa uważa za własny eksperyment, sama przyznasz, że to chore.

-Tak.

Puk puk puk...

Rozległo się głośne pukanie do drzwi. Podeszłam tam i zapytałam.

- Kto tam?

- To ja, Carlos, wpuścisz mnie?

-Oj, jasne, już. - Otworzyłam i ujrzałam Hiszpana z paniką wymalowaną na twarzy.

-Carlos? Co się dzieje?! - Zapytałam, obawiając się najgorszego. Ostatnio działo się tyle złych rzeczy, że już nawet nie było miejsca na zastanawianie się, co jeszcze może się nam przytrafić. Wydawało się, że spełnia się każdy czarny scenariusz, jaki tylko był możliwy.

-Lando... Lando cały czas gada po włosku!

-Hę? W jakim sensie?

- Od powrotu ze szpitala cały czas mówi tylko w języku włoskim. Tylko że... Tylko że on się nigdy nie uczył tego języka! Skąd on zna włoski?! Ok, spodziewałbym się raczej hiszpańskiego, ale włoski? Już nawet francuski był bardziej prawdopodobny.

-Wiecie co? - Lewis niczym zjawa pojawił się nagle tuż obok nas, sprawiając, że prawie dostałam zawału.

-Nie? - Odpowiedział niepewnie przystojny Hiszpan.

-Lando nie mógł znać włoskiego, ale zarówno Alex jak i Anthoine znali ten język.

-O fuuuuuck!!! Ty chyba nie myślisz, że go teraz nawiedza duch Alexa?!

-Nie wiem, co myślę! Tak tylko mówię.

Carlos poprowadził nas do ich pokoju, gdzie zastaliśmy Lando siedzącego na kanapie przed ekranem telewizora. Przed nim stała do połowy opróżniona szklanka z mlekiem. Kiedy podeszliśmy bliżej, zobaczyliśmy, że gra w jakąś grę, w której jest kierowcą bolidu Formuły 1, czyli robił coś, co zrobiłby zazwyczaj w wolnej chwili. Zachowywał się, jakby nic się nie stało, a przecież wszystko się stało!

- Hej Lando. - Przywitałam się, zdejmując słuchawki z jego uszu. Popatrzył na mnie tak, jakby widział mnie pierwszy raz w życiu. To było trochę niepokojące. - Co robisz?

-Ciao Lucy! È bello vederti. Sto giocando con Alex. È successo qualcosa?

Aż się cofnęłam do tyłu o kilka kroków, zderzając się tym samym ze stojącym za moimi plecami Lewisem. Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę i słyszę. Myślałam, że mam halucynacje. Przygnębieni zostawiliśmy Lando z jego grą, przechodząc do osobnego pomieszczenia, w którym stało duże, dwuosobowe łóżko, na którym pościel znajdowała się w takim nieładzie, jakby ktoś stoczył bitwę na poduszki i zapomniał po sobie posprzątać. Walizka obok szafy stała otwarta i pusta. Po obu stronach łóżka na szafkach nocnych stały owoce i butelki z wodą. Na blacie okna ktoś, zapewne Lando z niewiadomych przyczyn, ustawił swoje niebiesko-pomarańczowe buty, które zakładał podczas wyścigu.

A to nie był koniec problemów. Rano czekała nas jeszcze ostra dyskusja z FIA, z przedstawicielami naszych sponsorów, którzy zobaczyli Sebastiana i Lewisa ubranych na czarno z tęczowymi szalikami owiniętymi wokół szyi. Dla nas to był symboliczny gest. Próbowaliśmy im wytłumaczyć, że to dla Alexa, który z całego serca wspierał nas, uważając, że orientacja seksualna nie powinna być czymś, co jest tak bardzo kontrowersyjne. Żadne słowa nie były w stanie przekonać tych ludzi, którzy byli tak zaciekli w swoim sprzeciwie wobec LGBTQ+, że chcieli nawet zabronić Sebastianowi i Lewisowi noszenia czegokolwiek tęczowego.

-Nie, nie możemy sobie pozwolić na taki cyrk, ludzie są w żałobie. Co wy sobie myślicie?! - Pytał nas wkurzony i zniesmaczony Lawrence Stroll. Jego syn w tej chwili schował się za plecami Sebastiana.

-Alex byłby zadowolony, gdyby ich tak zobaczył. - Argumentował Max.

W salce brakowało wielu kierowców, Lando odsypiał ciężką noc, pilnowany przez Carlosa, George wciąż pozostawał w szpitalu, podobnie jak Pierre. Oprócz mnie, Carmen i Charlotte, byli tu też: Lewis, Max, Daniel, Lance, Nikita, Sebastian, Mick i Oscar.

-Alex jest martwy, a my musimy dbać o naszą dobrą opinię. - Powiedział sucho Lawrence. Nie miałam nawet siły się złościć, po nieprzespanej nocy czułam się okropnie i co chwilę ziewałam, marząc tylko o tym, żeby wrócić do pokoju i zdobyć jeszcze chociaż kilka godzin snu.
-Ale tato... - Chciał zaprotestować Lance, lecz ojciec spojrzał na niego takim wzrokiem, że ten od razu zamilkł.

-Tak, Lance? Co chcesz nam powiedzieć? No? Śmiało. Powiedz, czy i ty jesteś gejem?

Zapadła cisza. Policzki młodszego Kanadyjczyka zaróżowiły się z wściekłości.

-Tak tato, bo według ciebie każdy kto wspiera LGBT to gej. - Powiedział ironicznie patrząc mu w oczy. Przestał chować się za plecami Sebastiana. Wiedziałam, jak wiele go to kosztowało, jeszcze nigdy nie sprzeciwił się ojcu, był zależny od jego wpływów, od jego pieniędzy, Lawrence mógł uczynić piekło z jego życia, dlatego nigdy dotąd nie sprzeciwił się w obecności innych ludzi. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami. - Nie jestem gejem, jestem hetero, jeśli cię to pocieszy, ale w całości popieram to, o czym mówią Sebastian i Lewis. Mógłbyś w końcu otworzyć oczy. Dla Alexa to było ważne, więc jest ważne i dla mnie. Alex był moim kolegą, lubiłem go.

-Był twoim kolegą. Jaaaasneee, kolegą. Chyba kolegą twoich, to znaczy moich pieniędzy. - Zakpił Lawrence.

Miarka się przebrała. Lance nie wytrzymał, pękł, lecz swoje kolejne słowa wypowiedział cicho, spokojnie i wydawało się, że z łatwością panuje nad sobą, nad swoim gniewem, rozczarowaniem i nad swoją rozpaczą. Był nieugięty i wiedziałam, że wyjdzie stąd niepokonany, bo nie można pokonać kogoś, kto już wie, że przegrał, kto sam się wycofuje.

-Jeśli tak sądzisz, to nie masz już syna. Zastanów się. Wiesz, ile razy ludzie byli dla mnie chamscy tylko dlatego, że nazywam się Stroll? A może wiesz, co Christian zrobił Maxowi? Uważasz, że Christian to dobry człowiek? Bo przynosił pieniądze i pomagał Maxowi wygrywać? Otóż nie, „tato" - Słowo „tato" wypowiedział tak ostrym tonem, że przeszły mnie ciarki. - Christian myślał tylko o sobie, żył tak, jak mu wygodnie, podobnie jak ty. A to on nie zasługiwał na nic dobrego. Od dziś nie nazywaj mnie już swoim synem.

-Ty głupi szczeniaku! - Syknął Lawrence, uderzając pięścią w stół. - Przecież ty sobie nie poradzisz beze mnie! To ja ci wszystko załatwiłem.

-Nie obchodzi mnie to.

-Co?! Jak śmiesz odzywać się do mnie takim tonem?!

-Panie Stroll, proszę się uspokoić. - Michael uznał, że już najwyższy czas interweniować. Położył dłoń na barku starszego Strolla, przypominając mu, gdzie są i kto ich obserwuje. Lawrence nie wyglądał, jakby się tym przejmował. Był zbyt wzburzony wypowiedzią syna.

-To proszę ukarać Lance'a! Sam pan słyszał, jak się do mnie odzywa!

-Przykro mi panie Stroll, ale nie mamy prawa karać kierowców za to, co robią w życiu prywatnym, to sprawa między wami, sami musicie to wyjaśnić między sobą.
Nie spodziewał się takiej odpowiedzi.

-CO?! JA WAM PŁACĘ!!! ZRÓBCIE COŚ! - Zagrzmiał, wymachując rękoma. Teraz wyglądał jak szaleniec, którego szaleństwo ostatecznie przejęło nad nim kontrolę.

-Zajmujemy się wyścigami i tym, co dzieje się na torze. - Znowu spokojnym głosem powiedział Michael. Lecz ja przez cały czas obserwowałam Lance'a. Ciemnowłosy Kanadyjczyk stał tuż pod ścianą wyprostowany i dumny. Widać było, że jakiś wielki ciężar spadł z jego serca. Dopiero znacznie później powiedział nam, że wtedy po raz pierwszy przestał się bać swojego ojca, że po raz pierwszy poczuł się wolny i niezależny. - Tematem naszego spotkania nie są wasze rodzinne scysje. Nie cały świat kręci się wokół pana, panie Stroll.

-Ty...! - Cokolwiek więcej chciał powiedzieć, nie zdążył, kiedy nerwy mu puściły i rzucił się w stronę szefa FIA, chcąc go uderzyć.. Michael odsunął się odrobinę, odwrócił do Maxa i poprosił, żeby ten wezwał ochronę, na co Max tylko uśmiechnął się i wyszedł.

-Panie Stroll, czy pan pamięta, jakie zasady nas obowiązują? Mamy bezwzględny zakaz stosowania jakiejkolwiek przemocy. Czy pan chciał mnie zaatakować?

Lawrence nie odpowiedział. Widać było, że zaciska nerwowo zęby, powstrzymując się od komentarza.

-Moi drodzy, pytanie do was: czy wszyscy widzieli, że obecny tutaj Lawrence Stroll chciał mnie zaatakować?

-Tak, widzieliśmy. - Potwierdził Lewis. A my zgodnie przytkanęliśmy, kiwając głowami.
Oczy mnie piekły ze zmęczenia, więc co chwila je przecierałam. Sebastian to dostrzegł, bo przysunął się do mnie i zapytał szeptem, czy nie chcę opuścić spotkania. Pokręciłam przecząco głową.

-Nie, Seb, ale dziękuję. Chcę zostać do końca.

-Ale wyglądasz na wykończoną.

-Wytrzymam.

Michael najwyraźniej usłyszał nasz króciutki dialog.

-Za chwilę będziecie wolni. Za chwilę was puszczę, jeszcze tylko momencik.

Mówiąc to zabrzmiał jak jedna z moich nauczycielek w liceum, ta, która zawsze wypuszczała nas wcześniej z zajęć, szczególnie wtedy, gdy to z nią mieliśmy ostatnie lekcje danego dnia. To była wspaniała kobieta, która wiele nas nauczyła, nawet tych, dla których fizyka była czarną magią.

Czekaliśmy, aż ochrona wyprowadzi Lawrence, po czym mogliśmy dokończyć nasze spotkanie.

-Czyli nie możemy mieć na sobie nic tęczowego? - Zapytał Lewis.

- Chłopcy... Wiecie, że jestem po waszej stronie... - Zaczął Michael i podrapał się po głowie, milknąc na kilka sekund. - No ale nie mogę wam na to pozwolić. Po prostu nie mogę. Gdyby to ode mnie zależało... Ale tu chodzi o naszą przyszłość, już i tak mamy dość problemów.

-Jasne. Więc nam odmawiasz prawa do swobodnego doboru stroju? - Pytanie Sebastiana było trafne.

- W tym przypadku... Muszę. Muszę wam przypomnieć, że wiąże się to z karami. Mamy przed sobą długi sezon, jeśli się nie zastosujecie do wytycznych, będę zmuszony was ukarać podczas wyścigów.

-W porządku. Rób, co uważasz za słuszne. - Zgodził się Seb. - To co, skończyliśmy? Lucy, a myślę, że nie tylko ona, potrzebuje snu, jeśli nie chcecie mieć kolejnej tragedii, lepiej już nas wypuścićcie.

-Dobrze, możecie iść. Chyba wszystko sobie wyjaśniliśmy.

Opuściliśmy pomieszczenie w ciszy. Każdy z nas rozmyślał o tym, czego właśnie byliśmy świadkami. A wszystko przez... szalik! Zwykły, kolorowy szalik! To już do tego doszło, że FIA wtrąca się w to, co ubieramy? Wszystko zdawało się być na opak. Ciszę przerwał głos Lance'a.

-Zmienię nazwisko.

-Możesz wziąć moje. - Stwierdził Lewis zmęczonym głosem.

- Och, Lance Hamilton? Brzmi świetnie!

-Lewis... Chyba zapomniałeś, że zamierzasz dokonać coming outu, a jeśli to zrobisz i jednocześnie dasz nazwisko Lance'owi, to kibice gotowi pomyśleć, że jesteście razem. - Zwrócił mu uwagę Sebastian.

-Och, ojej. Nie pomyślałem o tym...

-Nie szkodzi, niech sobie myślą, co chcą. Przecież to byłby zaszczyt być uważanym za kochanka ośmiokrotnego mistrza świata! - Ucieszył się Lance. - Naprawdę mógłbym?

- Oczywiście, jeśli tylko chcesz. Ja nie mam nic przeciwko. Gdybyś był odrobinę młodszy, mógłbym cię adoptować.

Na samą myśl o tym roześmialiśmy się. To było takie dziwne i takie nierealne, a jednak przecież właśnie to się wydarzyło! W końcu jednak dotarliśmy pod drzwi pokoju Lando.

- Trzeba o wszystkim powiedzieć Carlosowi. - Zdecydował Sebastian, ostrożnie otwierając drzwi. Po cichutku, żeby nie zbudzić wciąż śpiącego Lando, weszliśmy na paluszkach. Carlos nas usłyszał, podniósł się z łóżka, na którym siedział po prawej stronie pogrążonego we śnie Brytyjczyka.

-Lucy? Może ty zostaniesz z Lando, a my pójdziemy się przejść i porozmawiamy? Możesz tu spać, widziałem, że jesteś bardzo zmęczona. - Zaproponował Lewis. Zgodziłam się, czując, jak powieki same mi się zamykają. Niewiele myśląc ułożyłam się obok Norrisa, przytulając do piersi poduszkę i niemal natychmiast zasnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro