#18
"Every man has his secret sorrows which the world knows not; and often times we call a man cold when he is only sad."
~Henry Wadsworth Longfellow
Zanim trafiłam do tego świata, nie wiedziałam, jak okrutni potrafią być ludzie, ani jak chciwi i samolubni. A czytane przeze mnie wpisy na wszelkich portalach społecznościowych na nasz temat nauczyły mnie, że nie warto poświęcać temu większej uwagi. Być może Pierre, Seb czy Kimi rozumieli to już znacznie wcześniej, dlatego swoje działania w tym kierunku ograniczali do absolutnego minimum. Ja lubiłam publikować na Instagramie wszystko, co było dla mnie ważne, ale też było mi znacznie łatwiej, gdyż nie miałam wielkiej liczby obserwujących i jak ktoś pisał coś niemiłego lub obrażał mnie, to po prostu go blokowałam i tyle.
Wtedy jeszcze nie domyślałam się nawet, jak trudne jest życie w internecie dla sportowca. Kiedy wygrywał, odnosił sukcesy, ludzie chcieli go nosić na rękach, lecz kiedy przegrał, kiedy od dłuższego czasu nic mu się nie układało i kiedy na koniec ktoś wstawił zdjęcie, które rozpoczęło falę spekulacji, nie tylko zniknęły wszystkie pozytywne i przychylne komentarze, ale wręcz pojawiło się mnóstwo tych przepełnionych nienawiścią. Ci ludzie doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że nie mamy możliwości ścigania i ukarania każdego z osobna, gdyż było ich zwyczajnie za dużo. Mieli nad nami przewagę.
Na szczęście kiedy zaczęłam sprawdzać Instagram już po rozmowie z Lewisem, okazało się, że prawdziwi fani Pierre'a, ludzie należący do społeczności LGBT+, fani innych kierowców Formuły 1 i 2 oraz nasi lojalni przyjaciele i rodzina zaczęli przejmować kontrolę. Coraz więcej profili w swoim zdjęciu profilowym miało przygotowany przez Charlesa napis „I STAND WITH PIERRE", spływało do nas coraz więcej wiadomości przekazujących wsparcie.
Jedna wiadomość szczególnie mnie poruszyła.
Hey Pierre.
Nie wiem, czy to przeczytasz, ale jeśli tak, to chcę, żebyś wiedział, że jesteśmy z tobą. Ja i moi przyjaciele. Rozumiem, dlaczego nie chciałeś „wyjść z szafy" przez tak długi czas i uważam, że to cholernie popieprzone, że ta decyzja nie mogła należeć do Ciebie. To Ty powinieneś mieć prawo do tego, aby zdecydować kiedy, jak i komu o tym powiesz, nikt nie powinien Cię do tego zmuszać.
Domyślam się, że przechodzisz teraz przez trudny czas, ale nawet nie próbuję sobie wyobrazić, jak bardzo jest Ci ciężko. Pozwól więc, że Ci coś powiem.
Gdyby nie Ty i Charles nie byłoby mnie już na tym świecie. Choć może Ci się to wydać dziwne, uratowaliście mnie. Tak jak Charles straciłem mojego tatę. To było dokładnie dwa lata temu, dziś mija druga rocznica jego śmierci. Traktowałem mojego tatę jak najlepszego przyjaciela, mogłem mu powiedzieć o wszystkim. Tato wiedział, że jestem queer i zawsze mnie wspierał. Ale zachorował na raka. Nie mieliśmy wiele pieniędzy, tato wychowywał mnie sam. Kiedy odszedł, miałem 20 lat i musiałem sam zawalczyć o swoją przyszłość. Musiałem porzucić marzenia o ukończeniu studiów i pójść do pracy. Nie byłem pewien, czy warto. W tamtym czasie oglądanie wyścigów F1 i F2 było dla mnie jedyną dobrą rzeczą w moim życiu. Jedynie ten sport budził we mnie jeszcze jakąkolwiek radość. Chciałem się poddać, miałem myśli samobójcze, wszystko było pozbawione jakiegokolwiek sensu i cokolwiek robiłem, wydawało mi się głupie. Czułem się samotny. I wtedy właśnie trafiłem na wywiad z Tobą i Charlesem, gdzie mówiliście o tym, że nigdy nie zapomnicie o śmierci Anthoine Huberta, że to zawsze w pewien sposób będzie dla Was bolesne, ale że staracie się teraz żyć pełnią życia także dla niego, bo wiecie, że tego właśnie by chciał.
To mi dało porządnego kopa. Można powiedzieć, że obudziłem się wtedy z letargu. Zmotywowało mnie to do znalezienia pracy. Jakiejkolwiek pracy, żeby tylko opłacić rachunki i mieć trochę pieniędzy na jedzenie.
Na początku było ciężko, ale powiedziałem sobie, że skoro Wy się nie poddaliście, to ja też nie mogę. Człowiek to bardzo zadziwiająca istota, która potrafi unieść na swoich barkach ogromne ciężary. Wiesz? Odkładałem przez ten czas drobniaki, żeby pewnego dnia pojechać na wyścig i chociaż spróbować osobiście Ci podziękować, ale teraz widzę, że to może być trudne do zrealizowania, więc postanowiłem podziękować tutaj.
Dziękuję Pierre za ocalenie mi życia. Gdyby nie to, nie wiedziałbym, co straciłem, gdyby nie to, nie poznałbym mojej dziewczyny, Mirandy. Jest wspaniała i wynagradza mi wszystkie trudy.
Na koniec proszę, żebyś postarał się nie myśleć o tych homofobicznych egoistycznych idiotach. Oni nic nie rozumieją. Albo sami cierpią i poprzez akty nienawiści dają upust własnej frustracji i rozpaczy. Nie wszyscy są źli, niektórzy są po prostu głupi.
Trzymaj cię, ucałuj od nas Lucy i przybij żółwika z Charlesem.
Pamiętaj, że my zawsze będziemy po Twojej stronie.
~ Alan.
Wiadomość była bardzo długa i kiedy doczytałam ją do końca, moja kawa zdążyła już wystygnąć zupełnie, a ja prawie o niej zapomniałam, mimo iż trzymałam kubek w dłoni.
Natychmiast poszłam poszukać Pierre'a. Odnalazłam go w ogrodzie, gdzie siedział na huśtawce z Urbexem na kolanach, do którego mówił coś łagodnym głosem niestety po francusku, przez co nie zrozumiałam nic z jego przemowy. Miałam w planach nauczenie się tego języka, lecz ciągle coś stało na przeszkodzie.
– Tu jesteś! – Ucieszyłam się. Podeszłam do niego i usiadłam obok, podtykając mu telefon z wiadomością od Alana pod sam nos. – Zobacz, przeczytaj to.
– Co to?
– Wiadomość, jaką dostałeś na Instagramie.
– Muszę? Naprawdę nie mam ochoty po raz kolejny czytać o tym, jak bardzo beznadziejny jestem i że najlepiej będzie, jak skoczę pod pociąg. – Odpowiedział markotnym tonem, nawet nie patrząc na ekran. Wzrok utkwił w jakimś puncie przestrzeni przed sobą. Spojrzałam w tamtym kierunku i dostrzegłam pod płotem dwie urocze, kicające, białe, puszyste kulki. To były króliki, bardzo podobne do tych, które hodowałam jeszcze w Polsce. Skąd się tam wzięły?
– Króliki? Wooow! Jak? Skąd?
– Napisałem je na liście zakupów dla Charlesa, a on wybrał białe. Mam nadzieję, że ci się podobają? Przed chwilą je podrzucił i pojechał po resztę zakupów.
– Oczywiście! Wiesz, że kocham zwierzęta! Wszystkie zwierzęta. – Podkreśliłam.
– Wiesz? W moim prawdziwym domu tam we Francji mam trochę zwierząt, dwa konie, psa, a nawet miałem kiedyś żółwia, ale mój brat go zabrał, twierdząc, że ja i tak nie mam jak się nim zajmować. Pomyślałem, że jeśli chcemy tu zostać, a szczerze mówiąc, naprawdę nie mam ochoty wracać do Francji, nie po tym, co moi rodacy o mnie mówią i wypisują, to powinniśmy z tego miejsca uczynić prawdziwy dom, a zaczniemy od ożywienia go. Miejsca jest dużo, wszystko się zmieści, a jak nie, to kupię kawałek ziemi za miastem i wybudujemy nowy dom, tym razem taki całkowicie nasz.
Kiedy to mówił, w jego głosie dało się wyczuć wzruszenie. Widać było, że jest całkowicie pochłonięty tymi planami. "Nasz dom. Nasz", dziwnie to brzmiało, zważywszy na to, że jedyne, co nas łączyło, to podpisany kontrakt. Domu nie budujesz z kimś i dla kogoś, o kim wiesz, że cię opuści. Dom buduje się dla kogoś, z kim chcesz założyć rodzinę, spędzić resztę życia. Ja nie mogłam być dla niego kimś takim. Więc co on znowu wykombinował? Czy to może też tylko kolejna sztuczka medialna, która miała przekonać kibiców, że jednak jesteśmy prawdziwą parą i bierzemy wszystko na poważnie? Tego nie mogłam wykluczyć, chociaż tu z kolei nie pasował ton jego głosu, jego autentyczne wzruszenie, jego uśmiech ani błyszczące radością oczy. Tego nie mógł udawać. Więc co tu się do diabła odpierrowuje?
– Skąd nagle taka zmiana nastawienia u ciebie? – Zapytałam. Urbex zlazł z jego kolan i podszedł do mnie, opierając swoje przednie łapki o moje piersi.
– Rozmawiałem z Sebastianem, otworzył mi oczy. Wiesz, że Sebastian to bardzo mądry człowiek?
– Wiem. Zawsze to wiedziałam.
Właśnie ten moment wybrał sobie mój mały, futrzasty, psi przyjaciel, żeby wytrącić mi telefon z ręki, przez co ten upadł na trawę, soczystą, młodą, zieloną, wiosenną trawę ekranem ku dołowi. Dlaczego u licha te telefony zawsze, ale to zawsze, upadają ekranami w dół, najczęściej przy tym kończąc z pękniętą szybką?
Puściłam psa na trawę, a sama schyliłam się, żeby podnieść urządzenie i wtedy przypomniałam sobie, po co tu przyszłam.
– Proszę, przeczytaj to, dobrze? – Wręczyłam telefon Pierre'wi, zanim znów usiadłam obok niego.
– Ok, ok, ale robię to tylko dla ciebie.
– Och! Czuję się zaszczycona. – Zażartowałam.
Na dworze Gasly wyglądał nieco lepiej, gdy oświetlało go słońce. Zdawało mi się, że ten ponury, zrozpaczony, zrezygnowany i zraniony Pierre gdzieś zniknął, a w jego miejsce z powrotem pojawił się ten, który umiał cieszyć się z każdej drobnostki, ten wesoły, gadatliwy i kochający żarty Pierre. Jego twarz również wyglądała lepiej. Jeszcze rano był zupełnie blady, a jego oczy pierwszy raz od dawna wydawały się szare. Teraz były zielone. Czy to oznacza, że jego oczy potrafią zmieniać kolor w zależności od tego, jak się czuje? Czy może to tylko gra świateł i cieni? Policzki zaróżowiły się, a na ustach błąkał się delikatny uśmiech.
Zaczęłam rozmyślać o tym, co też mógł usłyszeć od Sebastiana i czy rozmawiał z nim w tym samym momencie, kiedy ja ucięłam sobie dość długą pogawędkę z Lewisem?
W miarę upływu czasu gdy to czytał, jego uśmiech stawał się jeszcze szerszy.
– O Lucy! Ty nawet nie wiesz, ile taka wiadomość dla mnie znaczy! Dziękuję! Dziękuję, że mi to pokazałaś! Trzeba się skontaktować z nim, chcę mu osobiście podziękować. – Pochylił się ku mnie i przytulił mnie. Ogólnie Gasly uwielbiał być przytulany, ale w ten sposób „kleił się" tylko do tych z nas, którym w pełni ufał. Długo, bardzo długo nie chciał wypuścić mnie z objęć, a i ja nie chciałam, żeby ta chwila się kończyła. Mogłoby tak być zawsze... Tylko my dwoje, piękna pogoda(choć ta dzisiejsza była bardzo zmienna: raz świeciło słońce, dając nam wrażenie, że to już lato, by za chwilę schować się za jakąś wielką, wredną i ponurą chmurę, czyniąc z lata jesień w ułamku sekundy), zwierzaczki i...
Marzenie...
Pora wrócić do rzeczywistości.
Mamy wciąż przed sobą całe mnóstwo problemów do rozwiązania.
Nie dane mi było jednak zbyt długo na ten temat rozmyślać, gdyż znowu usłyszeliśmy dźwięki pochodzące z najnowszej piosenki Louisa Tomlinsona, tym razem wydobywające się z kieszeni spodni Pierre'a. Wyciągnął stamtąd telefon, pokazując mi przy tym wyświetlacz, na którym wyraźnie widniało imię i nazwisko samego szefa Williamsa, dla którego Pierre przecież jeździł jako kierowca testowy.
Pierre gestem dłoni nakazał mi ciszę, po czym odebrał, ustawiając rozmowę na tryb głośnomówiący, żebym i ja mogła wszystko dobrze słyszeć.
– Dzień dobry szefie. – Przywitał się grzecznie.
– Dla ciebie na pewno dobry, ale coś ty tam nawywijał w tym internecie? -- Usłyszeliśmy poważny męski głos.
– Ja właśnie nic. Ktoś mi zrobił zdjęcie, wrzucił do sieci i potem wszystko poszło lawinowo.
– No dobrze, wytłumaczysz nam to na miejscu. Powiedz mi, czy nadal jesteś zainteresowany ściganiem się w Formule 1?
– Tak na pełny etat? -- Zapytał z lekkim niedowierzaniem, jakby chciał się upewnić, że się nie przesłyszał lub że to nie jest tylko jakiś głupi i niesmaczny żart.
– Całkowicie na pełny etat. Akurat mamy wolne miejsce. -- Usłyszał zapewnienie, którego tak bardzo potrzebował.
– Oczywiście, że tak!
– Wspaniale. W takim razie John wyśle ci nowy grafik i jak czegoś nie będziesz wiedział, to dzwoń do niego.
– Dziękuję. Obiecuję, że nie będziecie żałować, że daliście mi szansę.
– Ja mam taką nadzieję. To do zobaczenia w następny poniedziałek. Tylko postaraj się już niczego nie narozrabiać.
– Rozkaz, szefie!
– Dobrze. To do widzenia, Pierre.
– Do widzenia.
Krótka, ale bardzo treściwa rozmowa. Domyślałam się, komu to zawdzięczamy, lecz na jego własną prośbę postanowiłam nie informować o tym Gasly'iego, tym bardziej, że widziałam, ile szczęścia i euforii wzbudziła w nim ta niespodziewana propozycja. Wstał z huśtawki i ukrywając nos i usta w dłoniach, zaczął krążyć pomiędzy altanką, huśtawką i trampoliną. Z jakiegoś powodu przyszło mi na myśl, że tuż pod samym płotem obok altany można by ustawić betonową rzeźbę Lewisa Hamiltona jako podziękowanie dla niego i jednocześnie przypomnienie dla nas, jak ważna jest przyjaźń i że nigdy nie wolno oceniać ludzi po okładce ani po tym, co inni na ich temat mówią.
W moim poprzednim życiu wiele razy słyszałam negatywne opinie o ośmiokrotnym mistrzu świata reprezentującym Wielką Brytanię. Wielu fanów tego sportu mu nie ufało, lecz jeszcze więcej jego fanów wydawało się szczerze nienawidzić Maxa Verstappena, jego rywala pochodzącego z Holandii, a ścigającego się w barwach RedBulla. Ostrzegano mnie, żebym nie ufała tutaj nikomu, a już szczególnie żebym uważała na Maxa, który nigdy nie gra czysto i na Lewisa, który jest fałszywy i ma ukryte motywy.
Lecz jaki motyw mógł mieć tutaj?
Tylko jeden: podobnie jak ja nie znosił Yukiego Tsunody i byłam pewna, że to też zaważyło na jego chęci pomocy Pierre'owi.
– YEEEEEEEEESSSS! – Wydarł się na całe gardło Pierre, wymachując zaciśniętymi w pięści dłońmi tak, jakby właśnie zdobył swój wymarzony pierwszy tytuł mistrza świata. – YEEEEEEES! LUCY, WRACAM DO GRY!!! YES, YES, YEEEES!
Brakowało mi tego.
Brakowało mi widoku szczęśliwego Pierre'a. Szatyn podniósł z ziemi Urbexa, uniósł go nad własną głowę i wykonał kilka obrotów wokół własnej osi, jednak nawet tak niespodziewane zachowanie jego nowego pana nie przestraszyło mojego psiaka, który był już przyzwyczajony do tego, że co i rusz ktoś go nosił na rękach, głaskał lub karmił. Wśród kierowców F1 byli zwolennicy psów i zwolennicy kotów. Czasem między nimi toczyły się zażarte batalie słowne o to, czy psy są lepsze, czy może jednak koty, lecz tego sporu nie dało się w żaden sposób rozstrzygnąć. Pewnego razu nawet wymyślili sobie(podejrzewam, że to był pomysł Carlosa albo Lando), że powypisują wszystkie wady i zalety zarówno kotów, jak i psów, po czym policzą punkty, lecz pokłócili się przy tym i przez następne dwa wyścigi Max ciągle narzekał na Estebana i Alexa za każdym razem, gdy tylko mijał ich na torze, a Lewis jako zwolennik psów popisał się widowiskowym wypchnięciem poza tor Lando Norrisa w chwili, gdy ten jechał po zwycięstwo. W końcu doszło do tego, że FiA zebrała wszystkich kierowców, dopytując się, skąd nagle aż tyle dziwnych zdarzeń na torze, na którym zazwyczaj było raczej spokojnie.
Dla mnie było to bardzo zabawne i nie jeden raz się z tego śmiałam, nawet sami sportowcy podchodzili do tematu z dystansem, lecz przecież nie mogli ciągnąć tej swojej małej wojny ani chwili dłużej.
– Ja was rozdzielę. – Groził wtedy Lewisowi i Lando Toto Wolff. – Porozmawiam z Zakiem i zobaczycie, że kara będzie surowa. Jeszcze raz zobaczę, że niepotrzebnie kogoś atakujesz, Lewis, a skończy się moja cierpliwość. McLaren w żaden sposób nam nie zagraża, mogłeś sobie odpuścić. W tej chwili nie obchodzi mnie to, że masz na koncie osiem tytułów, jeśli nie będziesz umiał się zachować, zostaniesz ukarany jak rookie. A ty się Norris nie śmiej, ciebie też kara nie ominie, już my z Zakiem o to zadbamy.
Przypadkowo byłam świadkiem akurat tej rozmowy, gdy wszyscy opuszczali budynek, w którym odbywało się spotkanie z FiA. Czekałam tam na Pierre'a po ostatnim wyścigu, na którym pojawił się, ponieważ jeździł w piątek.
Takie przebłyski wspomnień krążyły po moich myślach, zasłaniając to, co przerażało mnie najbardziej: świadomość, że wciąż nie wiemy, co zrobić z Kate i jej szantażem. Bałam się jej. Nie znałam jej w ogóle i nie byłam pewna, do czego jest zdolna. Wolałam jednak nie przypominać o tym Pierre'owi. Miałam świadomość, że Lewis i Sebastian już opracowują jakiś plan i że Charles będzie bezpieczny u nas.
Może jednak nie powinniśmy byli wysyłać go samego? Jakże to było nieodpowiedzialne z naszej strony! Charles nie powinien był jechać na zakupy sam. A co, jeśli ktoś go skrzywdzi?
Natychmiast odblokowałam swój telefon i napisałam mu krótką wiadomość, żeby uważał na siebie. Po kilku dłużących się jak wieczność minutach dostałam odpowiedź, a w niej jego własne zdjęcie.
Charles: Spokojnie, mam oczy dookoła głowy. Nie martw się, zaraz będę w domu :)
Nawet pomimo tej pocieszającej wiadomości nie mogłam pozbyć się dręczącego mnie uczucia niepokoju. Oby tylko nic mu się nie stało! Oby nic się nie stało!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro