15
Od tygodnia chodzę zestresowana. W sumie kto by nie by? Za dwa dni mój ślub. Nie wiem do końca czym się denerwuje. Tym, że może Zayn jednak się rozmyśli? Przecież on taki nie jest. Chyba boję się, że wszystko pójdzie nie tak.
Siedzę w pracowni Zayna i maluję. Dawno nie miałam na to czasu. Teraz mam chwilę do siebie, ponieważ Zayn zabrał April i pojechali na zakupy. W sumie nie ma ich od dłuższego czasu. Trochę zaczynam się martwić, głównie dlatego, że od mojego wypadku miewam przed oczami same czarne scenariusze. Chwilę waham się czy zadzwonić, nie chcę być przecież natrętna, ale chyba zrozumie, że się martwię. Odkładam pędzelek, by wyciągnąć telefon z kieszeni. Wyszukuje numer Zayna, a gdy już go znajduję wciskam zieloną słuchawkę na wyświetlaczu. Po trzech sygnałach poziom mojego zdenerwowania osiąga poziom krytyczny, przez co zaczynam krążyć po pokoju.
-Cześć, kochanie. - Słyszę w słuchawce zachrypnięty głos Zayna przez co oddycham z ulgą.
- Hej. Kiedy wrócisz? - zapytałam spowrotem siadając na krześle.
- Za jakieś pół godziny będę w domu. Nie martw się. - Wiem, że mówiąc to się uśmiecha.
- Przepraszam. Jestem męcząca. - wzdycham. Zdaję sobie sprawę, że bywam irytująca, ponieważ zbytnio się o wszystko martwię.
- Ale i tak cię kocham. Teraz wybacz, ale muszę kończyć. April zaciągnęła mnie do sklepu z zabawkami i zaraz wszystko będzie w koszyku. - zaśmiałam się.
Zayn ją zdecydowanie za bardzo rozpieszcza przez, co wie, że może go naciągać na co chce, a on jej nie odmówi. Ze mną nie jest tak łatwo.
- Okej. Do zobaczenia w domu. Kocham Cię.
- Ja ciebie też. - odpowiedział i się rozłączył.
Boję się jak to będzie, gdy April będzie nastolatką. Przecież ja z nią pod jednym dachem nie wytrzymam. Mam nadzieję, że naszego drugiego dziecka nie będzie, aż tak rozpieszczał. A co do naszej drugiej pociechy, idziemy dziś na pierwszą kontrole do ginekologa.
Zajęta malowaniem nie usłyszałam, że Zayn wszedł do pracowni. Zauważyłam to dopiero, gdy objął mnie od tyłu. Uśmiechnęłam się szeroko, ale kiedy odwróciłam się w jego stronę usmiech zszedł mi z twarzy.
- Kurwa! Ja pierdole! Czy Ciebie do końca pojebało?! - wydarłam się, ponieważ to jak wyglądał przyprawiło mnie o zawrót głowy.
- Nie przeklinaj. Dziecko tu jest. - wskazał na April, która właśnie dorwała się do tubek z farbami.
- Jak ty wyglądasz?! Za dwa dni ślub, a ty masz szare włosy i kolczyk w nosie! Gdybym chciała brać ślub z siwym, ale przystojnym facetem, zarywałabym do Jonnego Deppa. - Boże czy ty to widzisz?! Jesli tak, ześlij temu facetowi trochę rozumu.
- Nie gorączkuj się tak, kochanie. Złość pewności szkodzi, a po za tym kolor nie jest trwały, zejdzie po góra dwóch myciach, kolczyk zawsze mogę zdjąć. - Westchnęłam z rezygnacją. Zawsze mu uchodzi na sucho i tylko z tego powodu na jego ciele ostatnio pojawiło się tyle tatuaży, w tym imię moje i April na lewym bicepsie.
- Jesteś głupi. - mruczę wtulając się w jego tors.
- Ale mnie kochasz. - śmieje się.
- Chciałbyś. - postanowiłam się z nim trochę podroczyć.
- Więc dlaczego za mnie wychodzisz, hm? - unosi rozbawiony brew.
- Dobrze całujesz. - mówię zbliżając swoją twarz do jego.
- Tylko to robię dobrze? - pyta ponętnym głosem, który zmusza mnie do polaczenia naszych ust. - Wiesz... Inne rzeczy też nie wychodzą Ci najgorzej. - mówię miedzy pocałunkami.
Odrywamy się od siebie dopiero, gdy obojgu nam brakuje tchu.
Spojrzałam na April i jęknęłam, gdy zauważyłam, że cała umazana jest w farbach. Zayn zrobił to samo, gdy spojrzał w tamtym kierunku.
- Na którą jesteś umówiona? - pyta.
- Na piętnastą.
- Czyli mam jeszcze chwilę czasu, żeby ją wykopać. - cieszy mnie, że w takich chwilach Zayn nie kazuje odwalać mi brudnej roboty, tylko sam zajmuje się wszystkim.
Godzinę później jesteśmy już w drodze do szpitala. April zostawiliśmy u Lucy i Liama, którzy mieszkają razem od pół roku. Nerwow stukam palcami o kolano. Denerwuję się, że coś może być nie tak. Zayn chyba to zauważył, ponieważ splata swoje palce z moimi.
- Wszystko będzie w porządku. Słyszysz mnie? - przytaknęłam i posłałam mu delikatny uśmiech. Kocham tego faceta.
Na miejscu jesteśmy w miarę szybko. Razem wychodzimy z samochodu i trzymając się za ręce kierujemy się w stronę drzwi szpitala. Po odnalezieniu odpowiedniego koytarza zajmuję miejsce na jedym z krzeseł. Tu także nie siedzę długo, ponieważ po dziesięciu minutach zostaje wywołana. Razem z Zaynem wchodzimy do gabinetu, gdzie za biurkiem siedzi dziewczyna w dosyć młodym wieku.
-Dzień Dobry. - wita się z nami uśmiechem.
Odpowiadamy jej tym samym. Zajumję miejsce na leżance.Kobieta kazuje mi podwinąć koszulkę, po czym leje mi na brzuch zimny płyn, po czym przykłada urządzenie. Na ekranie pojawia się obraz USG, ale niestety się w tym nie łapie. Zayn podekscytowany patrzy na monitor, chodź dobrze wiem, że on tak samo jak ja nie łapie o co w tym chodzi. Cieszy się, ponieważ to jego pierwsza taka wizyta.
- Widzę dziecko. - Pani doktor wskazuj palcem na mała kropkę na monitorze. - Chwila. Tu jest jeszcze jedno. - mówi wskazując na inną kropkę, a ja moje serce zaczyna walić jak oszalałe. Spoglądam na Zayna, który wydaje się być trochę zszokowany. Przenoszę swój wzrok, na pielęgniarkę, która przygryzając wargę spogląda na monitor. - Cóż... Wydaje mi się, że zostali państwo rodzicami trojaczków. - Otwieram usta by coś powiedzieć, ale Zayn mnie uprzedza.
- Trojaczków? - Przeczesuję ręką swoje szare włosy. Nie mogę wywnioskować czy się cieszy, czy wręcz przeciwnie.
- Jest pani pewna? - pytam zwilrzając usta językiem.
- Tak, sprawdzałam dwa razy. - odpowiada. - To pani pierwsza ciąża? - pyta.
- Druga. - kiwa głową. Podaje mi kilka papierowych ręczników, bym mogła zetrzeć żel.
Zayn nic nie mówi, wygląda jakby nad czymś intensywnie myślał. Odbieram zdjęcia USG, dziękując lekarce. Opuszczamy szpital w ciszy.
Całą drogę wpatruję się w boczną szybę. Boję się, że rozwarza zostawienie mnie. Co innego jedno dziecko, a nie trójka. To dla niego pewnie szok. Jeszcze nie całe dwa lata temu nie planował się nawet ustatkować.
-Słuchaj Zayn... - zaczynam, gdy parkujemy przed domem Liama i Lucy. - Zrozumiem jeśli dla Ciebie to zbyt wiele i ... - Nie pozwala mi dokończyć gwałtownie mi przerywając.
- Nie mówi nic więcej! - podskakuję lekko w miejscu przestraszona. - Naprawdę pomyślałaś, że chcę Cię zostawić, ponieważ nosisz w sobie trójkę dzieci, a nie jedno? I to zaraz przed ślubem? - spuszczam wzrok zawstydzona. Bierzę moje milczenie za odpowiedź. - Kocham Cię i nic cię ode mnie nie uwolni. - Mówi obracając się w moją stronę, by pochylić się i złączyć nasze usta.
xxx
Tak, tak dodaję rozdziały jak kot napłakał.
Jedna osoba przejżała moje plany, co do trojaczków. Ale co poradze, ż kocham wielodzietność (chociaż pewnie jej bym tak nie kochała, gdybym sama miała być w takiej sytuacji) xD
Bardzo mnie znienawidzicie jeśli wam powiem, że został tylko jeden rozdział? W sumie nawet nie wiem, czy nie zrobie z niego epilogu. Się zobaczy. Kocham was misie <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro