~ rozdział 5 ~
Po pomieszczeniu jak i całym mieszkaniu rozniósł się dźwięk gwizdka czajnika na co Ackermann wyrwał się z chwilowego transu i wyłączył pod nim gaz. Naciągnął rękaw bluzy na dłoń i złapał na rączkę od czajnika zalewając herbatę.
- Levi, tak mi przykro - powiedział Eren patrząc na niego ze smutkiem w oczach.
- Mi też - powiedział odkładając gorące naczynie i podwinął teraz rękawy bluzy biorąc cukiernicę i do jednej szklanki wsypał dwie łyżeczki cukru, a do drugiej pół i zamieszał.
Eren patrzył na niego z rękami luźno wzdłuż ciała nie opierając się o nic stojąc lekko zgarbiony.
- No ale trudno - westchnął czarnowłosy i podniósł wzrok na Erena.
- Trudno?
- No a co mam ci powiedzieć? Trudno, stało się - odwrócił od niego wzrok i wziął swoją herbatę w ręce by je ogrzać i wyminął szatyna wychodząc z kuchni. Eren popatrzył za nim i wziął też swój kubek z bardziej posłodzoną herbatą i poszedł do niego.
- Co będziesz robić? - zapytał stając w progu salonu i popatrzył po pomieszczeniu by wrócić wzrokiem do bruneta, który napił się herbaty i odłożył szkło z boku na podłodze kanapy, która teraz rozłożona zajmowała miejsce w salonie, tak, że ruchy w nim były trochę ograniczone. Była to forma łóżka dla czarnowłosego tutaj mimo, że ma jeszcze dwa inne pokoje do spania. A więc łóżko było pościelone i było widać, że już w nim spał.
- Spać - odpowiedział mu siedząc na łóżku. - Ja chce spać, nie wyganiam cię, możesz spać ze mną - patrzył na trochę zmieszanego szatyna. Chwila ciszy przerywana tylko odgłosami zza uchylonego okna. Popatrzył na nie i dopiero teraz zwrócił uwagę na to że są zasłonięte żaluzjami. Popatrzył na bruneta jakby się zastanawiał. Tak, zastanawiał się nad tym co Levi ma na myśli. Spanie, tak. I nie widział w tym pretekstu, ale zastanawiał się czy Ackermannowi rzeczywiście to nie przeszkadza. Patrzyli po sobie. Dzielił ich około metr. Levi siedział na troche niskiej kanapie, a Eren stał w drzwiach.
- Naprawdę możesz zostać - odezwał się kobaltowooki poniekąd domyślajac się nad czy rozmyśla Eren. Mówił co myślał. Prawdą jest, że nie odbierał telefonu mimo, że go słyszał, ale po prostu nie miał ochoty z nikim rozmawiać. Przyszedł też tutaj, a wie, że mają swoją odległość do siebie. A może po protu? Po prostu chce żeby został?
Szatyn uśmiechnął się lekko ruszył z miejsca odkładając swoją herbatę obok tej bruneta. Levi wziął na chwilę telefon, ale zaraz go odłożył widząc pełno wiadomości od Jeagera i Hange. Położył się na brzuchu, a Eren obok. Buty oczywiście jak zawsze ściągnął w przedpokoju zaraz po wejściu do mieszkania.
Leżeli pod jedną kołdrą, blisko siebie, ale między nimi była pusta przestrzeń. Ku ich lekkiemu zdziwieniu czuli się całkowicie... naturalnie. Jakby codziennie tak leżeli, codziennie Eren przychodził do niego i szli spać. Kiedyś mogło tak być, ale od ponad roku nie są razem, nie byli przyjaciółmi i może nawet nie kolegami. Zielonooki leżał na boku patrząc na bruneta, a ten część twarzy miał wtuloną w jedną z poduszek patrząc w materac pustym wzrokiem. Jedną czując wzrok chłopaka też na niego spojrzał.
- Dlaczego... - zaczął się patrząc starszemu przez moment w oczy. Chciał znać odpowiedź na kilka pytań, ale nie chciał by Levi żałował decyzji pozwolenia Erenowi tutaj zostać.
- No? - powiedział, ale czuł już, że nie będzie chciał odpowiadać na jego pytanie.
- Gdzie był pogrzeb? - Oczywiście, że to chodziło mu po główie. Spodziewał się jakieś relacji z jego strony, ale ten po prostu leżał i patrzył na niego.
- We Wrocławiu u Kennego. - Tak, przewóz ciał zza granicy kosztuje, ale wtedy to nie miało znaczenia. Chcieli je mieć z Kennym mimo wszytko blisko. Tutaj w Polsce by nie jeździć tysięcy kilometrów.
- Jak to się stało? - Pytał swoim normalnym głosem i spokojnie.
- Jak umarły? - Eren uniknął tego słowa, jednak Levi zdawał się nie widzieć ku temu powodu. - Mama wracała w nocy z pracy i jakiś pijany facet ją potrącił i spiepszył stamtąd. - Zamknął oczy i schował twarz w poduszkę. - Gdyby jej pomógł to by przeżyła, ale uciekł, tchórz jebany - mruknął, a głos mu lekko zadrżał. - To było kilka miesięcy temu, a miesiąc temu babcia zmarła po prostu ze starości.
Eren patrzył na niego i w sumie nie wiedział co myśleć. Pamiętał jak Levi się zachowywał po śmierci Mikasy i... nie tyle co się szybko pozbierał, ale wrócił do swojego normalnego życia. Miało to swój skutek uboczny. Zamknął się w sobie na jakiś czas i popadł w małą depresję, ale wyszedł z tego. Teraz brzmiał jakby miał się zaraz rozpłakać co nie jest do niego podobne. To przez śmierć bliskich osób, ale jednak...
Eren przybliżył się trochę tak, że teraz się trochę stykali ciałami i położył mu rękę na plecach dłonią sięgając do jego włosów. Lubił je. Zawsze były miękkie, sypkie i proste - naturalne. Levi nic z nimi nie robił poza oczywistym myciem zwykłym szampanem, które często zmieniał. Zaczął go głaskać po włosach, a brunet nawet nie drgnął nieodrywając twarzy od poduszki. Nie chciał znowu płakać. Płakał ostatnio często i miał po prostu już dość. Mało osób wzięłoby Ackramnna za wrażliwą osobę, ale właśnie taką potrafi być w stosunku do bliskich jak mało kto. Bywał chamski, szczery do bólu, beznamiętny, ale to tylko maska pod którą skrywało się wiele.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro