Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ rozdział 4 ~


    Minęły dwa tygodnie od ich pierwszego spotkania sam na sam. Wszytko było ładnie, pięknie, spotykali się raz na, średnio, dwa, trzy dni, aż do wczoraj. Levi odmówił mu spotkania nie podając konkretnego powodu. Szatynowi zrobiło się przykro z tego powodu co przyznał bez problemu sam przed sobą, jednak nie wiedział co czuć ani jak się zachować jak na dzień później ten nie odbierał telefonu, nie odpisywał na wiadomości - których Eren nie wysyłał dużo - nie dając też innych oznak, że jednak dalej żyje. Nie chcial panikować ani nic. Można powiedzieć, że w dużej mierze była to ciekawość, ale równocześnie troszkę bał się. Ackermann niby nie dawał mu żadnych oznak, że szatyn jest dla niego uciążliwy czy coś. Sam, jak Eren nie odzywał się przez dłuższy dla nich czas to zaproponował spotkanie dwa razy.
    Wszedł teraz do bloku po chwilowym zmaganiu się samym z sobą.
    - W najgorszym wypadku wyjdę na debila - westchnął cicho jakby sam do siebie i zaczął wchodzić po schodach. Wiedział gdzie mieszka, ale był też zdziwiony gdy ostatnio tu przyszli kilka dni temu. Pamiętał to miejsce z czasów gdy jeszcze byli razem więc nie miał problemów z dotarciem tutaj i teraz. Kiedyś czasami tutaj przychodzili do babci czarnowłosego. Zawsze była pogodną i silną kobietą. Z resztą, to już chyba rodzinne u Ackremannów. Może nie koniecznie są pogodni, ale silni już tak. Czy to fizycznie, czy psychicznie.
    Z każdym kolejnym schodem w górę miał większą ochotę wycofania się. "Trudno, nic się przecież nie stanie." Powtarzał sobie, aż dotarał do mieszkania z ozdobną na drzwiach liczbą "21". Zadzwonił dzwonkiem do drzwi którego dźwięk usłyszał nawet przez drzwi i... Nic. Nic się nie stało nawet po kilku sekundach. Żadnego dźwięku dobiegającego z mieszkania czy otwierania drzwi. Zadzwonił ponownie, a później zapukał. Mimo, że po jakimś czasie nikt nie otwierał i był pewny, że nikogo tam nie ma to dalej się dobijał.
    Serce przyśpieszyło gdy usłyszał dźwięk otwierania zamka w drzwiach. Momentalnie cofnął rękę od drzwi jakby w nadziei, że osoba za nimi nie będzie podejrzewać go o nachalne poróby dostania się do środka.
    - Co chcesz? - Zapytał kobaltowooki patrząc na szatyna ze swoim zwykłym poważnym, ale zarazem znudzonym i teraz trochę zmęczonym wyrazem twarzy.
    - Ja... ten no, martwiłem się - powiedział trochę zmieszany jego postawą, która się nie zmieniała. Trwała cisza, przez którą dwudziestolatek miał ochotę zapaść się pod ziemię. - No iiii... - patrzył na niego. Nie miał bladego pojęcia jak tę całą sytuację ma do siebie przyjąć. Ackermann dalej stał niewzruszony. - Boże, co się z Tobą dzieje? - Powiedział męczeńsko trochę zbyt głośno, ale w środku miał wrażenie, że serce mu wyskoczy, a teraz było ro dalekie od przyjemnego uczucia.
    - Dlaczego sugerujesz, że coś się dzieje? - Nie brzmiał już tak oschle i zrobił krok do tyłu by wpuścić chłopaka do środka.
    - Nie odbierasz telefonów - powiedział wchodząc i zamykając za sobą drzwi.
    - No i? - Powiedział dopiero po chwili, a Eren mimowolnie poczuł lekkie ukłucie z okolicach serca panując nad swoim głosem, obawiając się, że ten niekontrolowane zacznie się łamać lub drżeć.
    - A odbierałeś - powiedział normalnie patrząc na niego stojąc w przedpokoju. Levi wzruszył ramionami, ale wyglądało to jakby chciał to powstrzymać. Patrzyli na siebie w kolejnej chwili ciszy, która teraz nie była taka niezręczna. Szatyn zaczął rozglądać się po otoczeniu. Trochę zdziwiło go to, jak mieszkanie to wygląda. Zawsze było tu czysto i bez kurzu. Teraz natomiast go trochę było. Rozglądał się stojąc w miejscu, aż go olśniło i momentalnie spojrzał na bruneta, który ruszył się właśnie z miejsca.
    - Ostatnio mi nie odpowiedziałeś. Co się stało z babcią? - Zapytał, a Levi się wzdrygnął. W końcu to jej mieszkanie, a jej nie ma. Wprawdzie przeprowadzili się do tek Anglii, ale był też ciekawy czy Levi sam wrócił do Polski. Nie odpowiedział mu też ostatnio, więc chcąc nie chcąc, to znaczyło, że jest coś na rzeczy. Odwrócił sie do niego tyłem idąc prosto do kuchni.
    - Nie ma jej już z nami - powiedział po chwili nastanawiając wodę na herbatę starając się ubrać to, jak dla niego, delikatnie w słowa. Eren zmarszczył brwi nie rozumiejąc teraz co ma na myśli i poszedł za nim do kuchni.
    - Jak to "nie ma jej już z nami"? - uniósł na niego brew patrząc na jego twarz, jednak ten nie podniósł na niego wzroku dając eksoresówki herbat do kubków z automatu znów wzruszając ramionami.
    - Nie żyje. Trudno to pojąć? Od dziewięciu miesięcy, nie dotarło to do Ciebie przez ten czas? - Popatrzył na niego odwracając tylko głowę w bok. Erena zatkało. Nie wiedział czy ma mu teraz wierzyć, czy mówi poważnie, czy to sen i zaraz się obudzi, nie wiedział co myśleć. Starszy z nich sparł się rękoma o krawędź blatu kuchennego patrząc na młodszego obserwując jego wyraz twarzy próbując się czegoś z niego dowiedzieć.
    - Nie - pokręcił głową na boki przenosząc wzrok teraz z okna na Leviego. - Nie dotarła ta informacja do mnie przez ten czas - odpowiedział, ale wyglądał jakby dalej nie docierała.
    - No trudno.
    - A co z twoją mamą? Też jest w Polsce?
    - Też nie żyje.
    - Co? - Eren popatrzył na niego z bliżej nie ocenionymi emocjami na co Levi wywrócił lekko oczami na jego reakcję. Irytował się. Nie chciał o tym rozmawiać ani niczego mu teraz tłumaczyć związanego z tymi dwoma osobami.
    - Kenny?
    - Żyje - powiedział próbując ukrywać irytację czego szatyn zdawał się nie widzieć. Na jego twarzy jakby pojawił się cień ulgi, ale dalej miał nieocenioną gamę emocji w sobie i "z wierzchu".
    - To nie jest śmieszne.
    - A czy ja się, kurwa mać, śmieję? - Popatrzył na niego teraz z jeszcze hamowanym wkurwem w oczach. Chwila ciszy w której kobaltowooki się uspokajał, a Eren próbował przyswoić do siebie to, co usłyszał. Przeżył szok gdy jego mózg zaczął już wszytko rozumieć, ale nie pokazał tego. Najpierw Mikasa, która popełniła samobójstwo, a teraz dowiaduje się, że kolejne dwie osoby z tej rodziny nie żyją? Po prostu? Ich już nie ma na tym świecie? Już ich nie zobaczy i nawet nie wiedział kiedy kto odszedł. Łzy mu momentalnie napłynęły do oczu, ale powstrzymał je przed wypłynięciem spod powiek. Patrzył na Leviego. W jednym momencie jakby widział inną osobę niż rok temu. Stał cały czas tak samo ze skrzyżowanymi lekko nogami wzrok mając wbity w blat ze spuszczoną głową. Na szatyna jakby sama świadomość tego co właśnie usłyszał wpłynęła. Wiedział jak zżyty jest z babcią i jak kocha matkę, ale... dalej nie dopuszczał do siebie tego co usłyszał od chłopaka stojącego obok.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro